środa, 14 listopada 2012

Poszukiwacze skarbów.

Chwilowo żaden rejon świata nie pociąga mnie tak bardzo jak Piemont - chciałbym się tam wybrać, więc każdą informację na temat tego włoskiego regionu chłonę jak gąbka wodę. Okazją do pogłębienia wiedzy, nie geograficznej, lecz kulinarnej, było spotkanie w hotelu Le Regina, gdzie piemonccy producenci wędlin, serów i win mogli pokazać to, co mają najlepszego do zaoferowania.

Skarby Piemontu.

Zgromadzone na seminarium towarzystwo nastawione było chyba raczej na wina, odniosłem wrażenie, że opowiadający o serach Marco Ghia nie odnalazł wśród obecnych zbyt wielu pasjonatów włoskiego serowarstwa. Zauważyłem też wyraźne zniechęcenie na jego twarzy zaraz po zakończeniu prelekcji - widać nie ten target.

Marco Ghia robił, co mógł.

A sery, trzeba przyznać, bardzo dobre. Należy docenić starania włoskich producentów, gdyż ich pasja i zaangażowanie, wsparte wielowiekową i wielopokoleniową tradycją zaowocowały naprawdę wspaniałymi produktami. Do serów zaproponowano obecnym wina z najpowszechniej uprawianego w Piemoncie szczepu - Barbera. Wina z Barbery bardzo dobrze komponowały się z serami, niezależnie od ich gatunku, co przyjąłem z zadowoleniem, bo przynajmniej mam jakiś pewnik, jeśli chodzi o łączenie wina z potrawami.

Próbki bardzo dobrych, piemonckich serów

W drugiej części spotkania uczestnicy mogli zapoznać się potrawami przygotowanymi ze składników przywiezionych przez piemonckich gości, a te były naprawdę dobre, choć uważam, że w dziedzinie wędlin i serów Polacy też mają wiele do powiedzenia, z winami z pewnością jest nieco gorzej.

Małe co nieco, by przegryźć sery. Oliwki były olbrzymie i smaczne. Z Apulii.

Jeśli chodzi o Barolo, spróbowałem trzech etykiet. Wszystkie dobre.

A jeśli jesteśmy przy winach, to też trzeba uczciwie przyznać, że trzymały solidny, wysoki poziom. Udało mi się spróbować kilku próbek Barolo i Nebbiolo - nie wszystkich, rotacja przy stoliku z winami była spora, zawartość butelek znikała dość szybko. Zdarzały się przypadki, że znikały całe butelki - jeszcze nieotwarte - wielki sukces małych ludzi, dla których tego typu spotkania są okazją do swoistych polowań. Podobno tak się dzieje na takich imprezach, jest to dla mnie trudne do zaakceptowania, napawa smutkiem, ale chyba muszę się z tym pogodzić. To specyfika spotkań otwartych, na płatnych i siłą rzeczy mniej licznych imprezach z takimi przypadkami się nie spotkałem.

Po powrocie otworzyłem butelkę wina, oczywiście z Piemontu. Było to Barolo z rocznika 2006 od dużego producenta Fontanafredda.

Może nie najlepsze, ale zachęca do poszukiwań.

Grona pochodziły ze wzgórz Langhe, co jest informacją równie ogólnikową jak to, że wino dojrzewało 2 lata w dębowych beczkach i rok w butelkach. Powstał produkt dość solidny, nie powiem, ale bez wyraźnego charakteru. Nie przeczę, być może otworzyłem je za wcześnie. Rocznik 2006 uznawany jest za bardzo dobry, być może wino musi jeszcze poczekać (wg Johnsona do 2014) . Ale równie prawdopodobne jest to, że to po prostu dobry produkt przemysłowy, ale w swej masie pozbawiony indywidualnych cech, których nie nabędzie nawet za 5 czy 10 lat.  

2 komentarze:

  1. Podstawowe Barolo Fontanafreddy to faktycznie przemysłówka. Zabawa się zaczyna dopiero od ich single vineyards.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś piję inne wino, to chyba też przemysłówka - Terredavino z rocznika 2007. Ale akurat to sprawia mi znacznie więcej przyjemności.

    OdpowiedzUsuń