wtorek, 8 grudnia 2015

Winne Wtorki. Mikołajki 2015.

Grudniowe Winne Wtorki nieco nietypowo, bo nie w pierwszy i trzeci wtorek miesiąca, ale w drugi i czwarty. Wszystko przez to, że chcieliśmy, aby Winny Wtorek wypadł jak najbliżej Mikołajek, ponieważ wtorkowicze tradycyjnie już wysyłają anonimowo wina-niespodzianki innym uczestnikom projektu, właśnie z okazji imienin św. Mikołaja.

Ja miałem szczęście otrzymać butelkę z jednej z moich ulubionych apelacji - z portugalskiego Douro.


Winiarnia jest stosunkowo młoda, powstała w 2002 roku, oczywiście po to, by robić jak najlepsze wina, z jak najlepszych gron pochodzących z pierwszej uznanej apelacji na świecie. Wydaje się, że producent stawia na tradycję, wino powstaje z trzech najpopularniejszych dla tego regionu odmian winogron: tinta roriz, touriga nacional, touriga franca, wyciskanych i fermentowanych w kamiennych basenach zwanych lageres. Wino następnie przez pół roku dojrzewa w beczkach z dębu francuskiego i amerykańskiego. Brak uaktualnień na stronie internetowej zdaje się poświadczać staroświeckie podejście do interesów, ale nie to jest najważniejsze, najważniejsza jest zawartość butelki.


W butelce znów tradycyjnie i dość przewidywalnie. W kieliszku konkret - zarówno pod względem alkoholu, jak i ekstraktu. Beczka wyczuwalna, ale zupełnie nieprzeszkadzająca w piciu - pozwala dojść do głosu ciemnym owocom, a one mówią i mówią. A ja słucham, słucham, ale tylko jednym uchem, bo do drugiego ucha drą się dzieciaki, z którymi gram w Monopoly... na telewizorze. Takie teraz czasy, że do grania wystarczy telewizor z internetem, a komputery i konsole (o ile nie jesteście maniakami) wydają się zbędne. Mamy też wersję... analogową, klasyczną grę planszową z pieniędzmi i kartonikami, w polskiej wersji wydanej z okazji 80 lat gry na światowych rynkach. Kupiliśmy na wakacjach, ale teraz pewnie wybralibyśmy wersję Star Wars :)

Oddalam się chyba jednak od tematu wina, a może to wino pozwala nieco "odpłynąć". Zaglądam zatem do kieliszka, a tam już pusto. Tak to już jest z Douro - płynie zbyt szybko.

Mikołaju, dziękuję za udany wieczór! Do zobaczenia za rok!

----------------------------------------------------
Vinhas da Ciderma
Donzel, Douro Tinto, 2010
odmiany: tinta roriz, touriga nacional, touriga franca
enolog Mónica Figueiredo 
alk. 14,5%
----------------------------------------------------
Mikołajkowe Winne Wtorki na podniebieniach innych blogerów:
----------------------------------------------------
Zdegustowany
Przy Winie
Blurppp
Nasz Świat Win
Italianizzato
Dolina Mozeli
Winiacz
Winne Przygody
----------------------------------------------------

sobota, 28 listopada 2015

Casa Silva.

Ostatnio miałem okazję uczestniczyć w degustacji win z winiarni Casa Silva zorganizowanej w sklepie Winestory przy KEN 85 w Warszawie.
Pozwólcie, że przedstawię wam w żołnierskim skrócie kilka faktów:
  • Casa Silva to chilijska winiarnia rodzinna, która uzyskała tytuł Producenta Roku przyznawany przez grono winiarzy chilijskich, czyli jedną z najbardziej prestiżowych nagród środowiskowych, jakie można sobie wyobrazić.
  • Casa Silva to wina od lat dostępne w Polsce, ich importerem jest Wineonline, właściciel sklepów Winestory.
  • Casa Silva to producent, którego butelki zajmują coraz większą powierzchnię na półkach Winestory,
  • Pokłosiem tego, że Casa Silva zajmuje coraz większą powierzchnię na półkach Winestory są niższe niż dotychczas ceny tych win.
  • To wcale nie znaczy, że są to wina tanie, za jakość trzeba jednak trochę zapłacić.
  • Ich niezaprzeczalną zaletą jest fakt, że nie mają w sobie tego drażniącego, obecnego często w chilijskich winach wytrawnych komponentu słodyczy, który ujawnia się w końcówce i psuje niezłe zazwyczaj pierwsze wrażenie.


Do domu wróciłem z butelką carmenere, co jest o tyle istotne, że niespecjalnie przepadam za tą odmianą winorośli. W tym przypadku miałem jednak do czynienia z winem bardzo dobrze odzwierciedlającym typowe aromaty dla tego szczepu. W ustach wytrawne, pełne czystego owocu, z przyjemnymi gładkimi taninami. Okazało się też niezłym kompanem dla bogatego w różne smaki dania obiadowego: pieczonej kaczki marynowanej w soku jabłkowym i porto, pieczonych batatów z mieszanką ziół i kapusty pak choi smażonej z czosnkiem z dodatkiem sosu sojowego. Ani potrawa nie zdominowała wina, ani wino jedzenia, więc mariaż ten uznaję za udany.

------------------------------
Wino próbowałem podczas degustacji, a nieopróżnioną do końca butelkę otrzymałem do dalszych "testów" od ekipy sklepu przy KEN 85 w Warszawie, za co serdecznie dziękuję.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Świeżutkie chardonnay.

Dawno, dawno temu, w rozmowie z Martą Wrześniewską z Winicjatywy stwierdziłem, że dla mnie wina Jacob’s Creek (a byliśmy po kolacji, gdzie prezentowano te wina) to wybór bezpieczny. To znaczy taki, że amatorzy wina spod znaku JC wypiją ze smakiem, a profesjonaliści nie znajdą dostatecznego powodu, aby wylać je do zlewu. Było to co prawda zanim Jacob’s Creek wprowadził na polski rynek koszmarki w stylu semi-sweet Merlot Shiraz czy semi-dry Shiraz Grenache, ale odrzucając te dwa przypadki gotów jestem podtrzymać swoje zdanie. Zwłaszcza kiedy mam do czynienia z młodym, świeżym, w pełni wytrawnym chardonnay z 2015 roku. 


To wcale nie taki częsty widok, żeby butelki młodego białego wina stały na półkach polskich sklepów, a przecież powinno się je pić właśnie za młodu. Ostatnio widziałem w Tesco Vinho Verde z dwóch roczników: 2012 i 2011 - ktoś tam chyba oszalał. Ale wróćmy do naszego Chardonnay Classic 2015: wino pachnie melonem i cytrusami, w ustach jest bardzo rześkie i smaczne, ma też delikatne nuty beczkowe, co trochę mnie zdziwiło, bo myślałem, że wina tak masowo produkowane dojrzewają tylko i wyłącznie w stalowych tankach i już. Otóż nie. To stuprocentowe chardonnay jest blendem (tak, tak) gron winifikowanych we wspomnianych wyżej stalowych kadziach, ale winogrona z niektórych parceli mają też przedłużony kontakt z drożdżami, część wina przechodzi dodatkowo fermentację jabłkowo-mlekową, a jeszcze inna partia dojrzewa przez moment w dębie francuskim. Potem dopiero winemaker decyduje o proporcjach kupażu, jaki ostatecznie trafia do butelek. A trafił całkiem niezły. Dość powiedzieć, że akurat to chardonnay smakuje znacznie lepiej, niż Chardonnay Reserve 2013 z Adelaide Hills, w którym ktoś zamordował owoc beczką.


Pamiętam, że w 2011 roku wyszło im wino o wiele zgrabniejsze, owszem beczkowe, ale to dojrzały owoc i limonkowa świeżość grały w nim pierwsze skrzypce.

Wino Jacob’s Creek Chardonnay Classic 2015 jest ogólnodostępne, ja swoją butelkę kupiłem w sieci Małpka Express za 28,99 zł, natomiast Jacob’s Creek Chardonnay Reserve 2013 kupiłem w ursynowskim Leclerku za 37,34 zł.

wtorek, 17 listopada 2015

Obezwładniające Toro Albalá.

Na mojej winnej drodze, którą pokonuję już 6. czy 7. rok natknąłem się na dwa kamienie milowe. Dwa wydarzenia, które wpłynęły na moje postrzeganie wina. Pierwszym z nich była degustacja Barolo i Barbaresco, prowadzona przez Wojtka Bońkowskiego w dawnej siedzibie Enoteki Polskiej. Wtedy zrozumiałem czym jest naprawdę dobre wino i dlaczego za dobre wino trzeba zapłacić niemałe pieniądze. Drugim wydarzeniem, które mną, jako winomaniakiem, wstrząsnęło, była degustacja win Toro Albalá z andaluzyjskiej apelacji Montilla-Moriles.


Minęły już dwa miesiące, a ja ciągle o nich myślę, a przy okazji myślę ciepło (no tak, to Andaluzja) o wszelkich winach słodkich. Przez długi czas miałem do nich stosunek lekceważący, po jakimś czasie niechęci zaczął towarzyszyć respekt, ale po degustacji Toro Albalá zapałałem do nich ślepą miłością. W winiarni powstają nie tylko doskonałe wina słodkie, ale także wytrawne w stylu sherry, jak również świeże, orzeźwiające, owocowe wino przypominające coś pomiędzy sauvignon blanc a verdejo. Wspólnym mianownikiem wszystkich win Toro Albalá jest szczep pedro ximénez, różnice w stylach win wynikają z odmiennych sposobów winifikacji.

Joven Afrutado Electrico to wino półwytrawne, dojrzewające w stalowych kadziach i przeznaczone do szybkiego wypicia w połączeniu np. z owocami morza, grillowanym kurczakiem czy sashimi. W sumie nic wielkiego, ale jednak bardzo przyjemne.


Fino Electrico del Lagar jest winem wytrawnym, wzmacnianym do ok. 15% alk., dojrzewającym w systemie solera przez 10 lat. Wino w beczkach przed nadmiernym utlenieniem chroni warstwa drożdży zwana „flor”. W ustach jest słonawe, złamane nutą orzechowo-migdałową będącą efektem długoletniego dojrzewania w dębie.


Jeszcze dłużej w beczkach (znów system solera), i to aż 15 lat, spędza Oloroso Marqués de Poley. Wzmacnia się je do 17% alk., co zabija drożdże i uniemożliwia powstanie „flor”. Wino zatem dojrzewa w warunkach sprzyjających utlenianiu, szybko ciemnieje, a aromaty w nim występujące kojarzą się z drewnem, tytoniem i prażonymi orzechami.

Po winach wytrawnych nadszedł czas na wina słodkie. Naprawdę słodkie. Powstają z wysuszonych na matach gron, dzięki czemu koncentrują w sobie mnóstwo cukru. Młode, podstawowe wino Don P.X. 2012 dojrzewa tylko w stalowych zbiornikach (przez 2 lata). Pachnie rodzynkami, morelami czy suszonymi figami. Dzięki wzmocnieniu do 17% alk. i gigantycznej zawartości cukru (450-480 g) jest niezwykle trwałe, może bez szkody stać otwarte tygodniami. Tlen mu nie szkodzi, a może nawet jeszcze nadać mu nowy wymiar. Mimo to wino wydaje się raczej proste, nieskomplikowane. Nieco inaczej jest z winami dojrzewającymi długo w beczkach.


Don P.X. Gran Reserva 1986 to najmłodsze wino beczkowe dostępne na rynku, a spędziło w niej… 28 lat! Długie dojrzewanie wydobywa z wina tak niesamowite aromaty, że raczyć się nimi można długimi godzinami nie zbliżając go nawet do ust. Ale jeśli już wypijecie łyczek, to będziecie wiedzieli, co to znaczy „niebo w gębie”.


Inne roczniki, które próbowałem, czyli Don P.X Selección 1965, Don P.X Convento Selección 1955 i… Don P.X Convento Selección 1929 były równie bogate, choć akcenty aromatyczne w każdym z nich układały się nieco inaczej. Są w nich i owoce, i tytoń, i kawa, i zioła, i nuty apteczne jak w niektórych wspaniałych whisky.


Nadal nie mogę wyjść z podziwu dla tych win. Rozłożyły mnie na łopatki i wciąż nie mogę się podnieść. A powinienem wstać i udać się do któregoś ze sklepów Kondrat Wina Wybrane, póki można je jeszcze znaleźć na półkach.


Od lewej: Paweł Gruntowski - dyrektor ds. eksportu na Europę Centralną i Kraje Nordyckie (Toro Albalá),
Valentina Pitton - asystentka ds. eksportu dyrektora zarządzającego (Toro Albalá)
i Jan Czyż - menedżer ds szkoleń i e-commerce (Kondrat Wina Wybrane).



niedziela, 15 listopada 2015

Pod Pretextem Cavy.


Przeuroczy lokal Pod Pretextem po raz kolejny stał się miejscem arcyciekawego spotkania winnych maniaków. Wcześniej próbowaliśmy znakomitych win z Piemontu, tym razem przyszła kolej na musujące wina z Hiszpanii, czyli Cavy. Michał „Wine Mike” Misior przygotował aż 25 butelek, ale wśród nich tradycyjnie znalazły się jokery, czyli wina-zagadki spoza apelacji Cava, ba, nawet spoza Hiszpanii. Grono degustujących było skromne, spotkanie miało charakter iście kameralny, atmosfera spotkania była zaś zupełnie rodzinna. Fajnie!

Michał "Wine Mike" Misior zebrał kilka butelek do degustacji.
Łukasz Gajewski - Pod Pretextem.
Andrzej Kusyk - redaktor Przegladu Gastronomicznego.
Tomasz Kolecki-Majewicz - Mistrz Polski Sommelierów
w latach 2007, 2008, 2009 oraz 2010.
Małgorzata Kozakiewicz - przedstawicielka Ambasady Hiszpanii w Warszawie.
Michał szczegółowo opisał u siebie wszystkie wina, więc zainteresowanych odsyłam do jego tekstu. Ja chciałbym wyróżnić z tej szerokiej grupy kilka win, które mi szczególnie przypadły do gustu. Większość degustowanych tego dnia win (cava) stanowiły butelki sprowadzane przez Łukasza Gajewskiego, Pod Pretextem ma ich naprawdę spory wybór. Także te, które mi najbardziej smakowały (poza jedną) należą do jego portfolio.

Wino nr 12, ale pierwsze, które mi naprawdę smakowało i które
chciałbym pić codziennie.
Cygnus Reserva Brut (Pod Pretextem – 79 zł).
Stonowane, zrównoważone, eleganckie, czyste - tyle szybko
zanotowałem, znacznie wolniej się delektowałem.
Castellblanch Dos Dustros Reserva Brut Nature (Centrum Wina/Winezja – 69,99 zł)
Wino zupełnie nieoczywiste, zupełnie niemłode, choć nadal sprężyste.
Wydaje się nieco utlenione, ale nie jest efekt nadgryzienia zębem czasu, ale stylu winiarza.
 Parisad 2003 (Pod Pretextem – 159 zł).
Cava zrobiona z Pinot Noir, co wcale nie jest takie oczywiste.
Niebo w gębie.
1+1=3 Especial Pinot Noir (Pod Pretextem – 120 zł).
Degustacja uświadomiła nam, jak różnorodne stylistycznie potrafią być hiszpańskie wina musujące. Od mocno zredukowanych, przez świeże i owocowe, aż po mocno utlenione, co niekoniecznie wiąże się z ich wiekiem, a raczej zamysłem producenta. Każdy znalazłby wśród nich coś dla siebie, jeśli tylko potrafi zdefiniować swoje preferencje. Jak? Po prostu: próbować, próbować, próbować.

czwartek, 12 listopada 2015

Anselmann Spätburgunder 2011.


Nie mogło być inaczej. Po szkoleniu z winiarstwa niemieckiego w Jung & Lecker trzeba było sięgnąć po wino z tego kraju. Wybór padł na spätburgundera z Palatynatu (Pfalz). Nie był to zwiewny, kwiatowy, lekki pinocik, ale poważne wino, w którym czuć związek winiarza z ziemią. Takie właśnie jest - ziemiste nuty dominują i w nosie, i w ustach, 14% alkoholu może być dla głowy ciężarem. Pije się jednak wyjątkowo dobrze, po każdym kieliszku pozostaje niedosyt.

Wino kupiłem w Domu Wina.

poniedziałek, 26 października 2015

Greystone w Kieliszkach.

To była najbardziej kameralna prezentacja win (no może poza panelem malbeka Magazynu Wino) w jakiej miałem okazję uczestniczyć, raptem 6 osób. Kameralny okazał się również nowo otwarty lokal, w którym degustacja miała miejsce, a mianowicie Kieliszki na Próżnej w Warszawie. W tak miłych okolicznościach Nik Mavromatis, odpowiedzialny za sprzedaż i marketing w Thomas Family Wines, opowiadał o znakomitych winach Greystone i nie mniej udanych Thistle Ridge, które są, powiedzmy, drugą etykietą Greystone. Bracia Peter i Bruce Thomas, właściciele Greystone (Wyspa Południowa NZ, region Waipara) mają również położoną obok posiadłość Muddy Water, a do pracy przy produkcji win z tych wszystkich posiadłości zatrudnili dwóch młodych specjalistów: Australijczyka Nicka Gilla - odpowiedzialnego za pracę w winnicach i Dominica Maxwella odpowiedzialnego za winifikację. Nick pracował wcześniej w słynnym Penfold Wines w australijskiej Barossa Valley, natomiast Dominic zaraz po studiach enologicznych poświęcił się pracy w Greystone, a o jego wysokich umiejętnościach świadczy fakt, że w 2011 roku zdobył tytuł najlepszego winemakera Nowej Zelandii. Te dwie osoby stanowią zgrany duet, który odnosi wiele sukcesów w konkursach, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych, zatem mieliśmy tego dna prawdziwą przyjemność próbowania win mistrzowskich. Nie ma co dużo gadać, wina były doskonałe, pięknie rozwijały swe bukiety w kieliszku, by po chwili oczarować podniebienia. Obecny na degustacji Tomasz Kolecki-Majewicz - wielokrotny mistrz Polski sommelierów - przekonywał co prawda, że wina pewnie byłyby jeszcze lepsze, gdyby zamykano je korkiem, a nie zakrętką, ale Nik Mavromatis ripostował, że zakrętki stosowane w Greystone są najwyższej jakości i zapewniają winom doskonałe warunki w butelce. Zdaje się, że do porozumienia nie doszło, na szczęście ręce poszły w ruch tylko po to, by zbliżyć kieliszki do ust.

Trudno wyobrazić sobie lepsze śniadanie.

Kieliszki na Próżnej.

Nik Mavromatis.

Tomasz Kolecki-Majewicz, Monika Powalisz i Maciej Świetlik.

Maciej Świetlik i Piotr Wyszomirski.

Piekielnie dobre wina wyniosły nas do niebios.

Maciej Świetlik, Paweł Demianiuk i Nik Mavromatis.

Dziękuję Piotrowi Wyszomirskiemu i Maciejowi Świetlikowi (Wines United - importer win Greystone) za możliwość uczestniczenia w degustacji, Nikowi Mavromatisowi za informacje na temat degustowanych win, Tomkowi Koleckiemu i Monice Powalisz (Smak - magazyn wokół stołu) za przemiłe towarzystwo, a Pawłowi Demianiukowi za udostępnienie kieliszków ;)

sobota, 24 października 2015

Taste Italy 2015.

22 października w warszawskim Hotelu La Regina odbyła się degustacja win włoskich Taste Italy. 


Impreza była zamknięta, przeznaczona dla branży winiarskiej, obecni w Warszawie producenci poszukiwali (poszukują) w Polsce partnerów biznesowych. Ja, jak wiecie, nie zajmuję się importem, ale skorzystałem z okazji, aby wysłuchać wykładu Wojtka Bońkowskiego - eksperta znającego włoskie winiarstwo na wylot. Takie prelekcje, połączone oczywiście z degustacją, to najlepsze lekcje dla takich amatorów jak ja, znacznie istotniejsze od okazji do przemieszczania się w ekspresowym tempie między stolikami wystawców. 

Spróbowaliśmy 7 win z różnych apelacji i regionów Włoch: Barberę d'Asti, Langhe Nebbiolo i Barolo z Piemontu, Brunello di Montalcino z Toskanii, Brindisi Rosso i Primitivo di Manduria z Apulii, a na samym końcu Amarone della Vapolicella z Veneto. Porównawcza degustacja, na którą raczej rzadko decydujemy się w warunkach domowych, to doskonała okazja, aby móc w jednej chwili spróbować kilku, czasem kilkunastu win, by wychwycić ich specyfikę i odnotować różnice (podbieństwa) pomiędzy nimi. Przy okazji trudno przecenić profesjonalny komentarz prowadzącego takie spotkanie. Tego możecie mi pozazdrościć, dla Was na pociechę mam kilka ilustracji tego arcyciekawego przedpołudnia.

Dookoła Włoch.

Pierwsze wino już w kieliszku (Langhe Nebbiolo).

Wojtka Bońkowskiego nie trzeba przedstawiać winomaniakom.
Miłośnikom Chopina też nie ;)

Chleb i wino to podstawa egzystencji. Kto czytał Biblię ten wie.

No to siup!

Uprzejmie dziękuję Taste ITaly Gawęda, Trzaskalska Sp.j. za możliwość wzięcia udziału w seminarium. Do zobaczenia w przyszłości! 

wtorek, 20 października 2015

Winne Wtorki #110. Wina Polskie.

Nikt nie lubi poniedziałków, ale do wtorków osobiście nic nie mam, zwłaszcza, jeżeli jest to Winny Wtorek. Przypominam, że pijemy (próbujemy, degustujemy) wina wg pewnego klucza, który określa kolejno jeden z blogerów winnych biorących udział w tym projekcie. Temat na dziś zaproponowały Kobiety i Wino, a są nim wina polskie.

Kilka razy miałem okazję próbować win polskich. Pierwszym z nich był kupaż chardonnay/auxerrois z Winnicy Jaworek, zamknięty jedynie w 820 butelkach, jako posiadacz jednej z nich czułem się jakoś szczególnie wyróżniony, choć w naszych warunkach ledwie kilkaset butelek danego wina nie jest niczym szczególnym.

Pierwsze polskie wino, jakie piłem.
Od tego czasu wiele się zmieniło, wielu producentów uzyskało certyfikaty pozwalające na sprzedaż wina, co wcale nie jest łatwe - winiarze walczą z bzdurnymi przepisami, które dziś niewiele mają wspólnego z wolnością gospodarczą zaproponowaną przez ministra Wilczka na początku ustrojowej transformacji. No, ale to nie jest temat na dzisiejszy wpis.

Po drodze było kilka butelek od Płochockich, panel poświęcony polskim winom podczas II zlotu blogerów winnych, który był dla mnie szczególnie cennym doświadczeniem, ostatnio piłem zaś M&13 (szczep muscaris, rocznik 2013) z Domu Bliskowice.


Dzisiaj mam przyjemność pić wino T4 z Winnicy Rzeczyca - jego nazwa jest oczywiście kodem, za którym kryje się szczep traminer zebrany w 2014 roku. Wielu polskich winiarzy koduje nazwy, ponieważ umieszczenie nazwy szczepu i rocznika wina na etykiecie wiąże się z dodatkowymi kosztami, co jest kompletną bzdurą i kolejnym ograniczeniem wolności gospodarczej, z którym nie poradził sobie (nie chciał?) rząd PO-PSL, wydawałoby się liberalny i z nastawieniem pro-rolniczym.


Wino trafiło do mnie właściwie za sprawą przypadku. Rozmawiałem z kolegą w pracowniczej kantynie i tak powoli, od słowa do słowa, doszliśmy to tematu win. Kolega nie jest specjalnie „winny”, ale ma przyjaciółkę, której rodzice pasjonują się winami na tyle, że założyli winnicę, której poświęcają każdą wolną chwilę i zdaje się, że wraz gospodarstwem agroturystycznym ma ona stanowić trzon ich utrzymania. W pełni popieram i trzymam kciuki! Wymiana maili, rozmowa przez FB i wino znalazło się u mnie, ale o nim może jeszcze za chwilę. Teraz kilka słów o samej winnicy. Żeby nie pisać historii na nowo posłużę się cytatem z profilu winnicy na FB:

"Winnica Rzeczyca leży we wsi Rzeczyca, w gminie Kazimierz Dolny, przy turystycznym szlaku rowerowym, prowadzącym z Kazimierza Dolnego do Rąblowa, w odległości około 6 km od rynku.

Stare siedlisko jest usytuowane w malowniczym, pagórkowatym terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego, nad wąwozem lessowym.
W mocno zróżnicowanym i pofałdowanym terenie, o bogatej szacie roślinnej, występują rozmaite nachylenia stoków z przewagą ekspozycji południowo-zachodniej i zachodniej. Średnia wysokość to 190 do 205 m npm.

Obecnie obszar winnicy to 0,5 ha uprawy próbnej, dającej już pierwsze plony, oraz około 2,0 ha pola przygotowywanego stopniowo pod właściwe nasadzenia . Odmiany już plonujące i dające wina białe to Hibernal, Solaris, Seyval Blanc, Traminer i Jutrzenka.
Uprawiane odmiany na wina czerwone to: Regent, Rondo i Cabernet Cortis .

W trakcie uprawy winorośli, a następnie winifikacji, w miarę możliwości unikamy stosowania zabiegów chemicznych, a także nie używamy nawozów sztucznych.

Staramy się robić wina gronowe nieszaptalizowane (bez dodatku cukru), naturalne, niefiltrowane.

Plany docelowe to winnica obejmująca 2,5 ha funkcjonująca przy gospodarstwie agroturystycznym."

No i pięknie! Powtarzam jeszcze raz: trzymam kciuki za sukces!


A teraz kilka słów o samym winie.
Rzeczyca T4  to wino niezwykle aromatyczne, pachnące kwiatami, czyste, z dobrze wyczuwalną słodką nutą. Wino jest półwytrawne, choć wydaje mi się, że nie za sprawą cukru resztkowego, a raczej niewybujałej kwasowości. Mi w każdym razie to wino wydawało się całkiem wytrawne, świeże, z mineralną, kamienną nutą. Bardzo smaczne. Mówię to z przekonaniem i radością, bo bałem się trochę, że będę musiał je chwalić na siłę, ale obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione, wino obroniło się samo.

Jeśli chodzi o cenę, to także jest dobrze. Polskie wina rzadko schodzą z ceną poniżej 40 zł, a te z Rzeczycy oscylują wokół tej kwoty - najtańsze kosztują 35 zł, najdroższe 45 zł.

Oprócz T4 zamówiłem jeszcze Rose (na bazie odmiany rondo) oraz Cuveė (mieszanka odmian: seyval blanc, bianca i jutrzenka). Jak tylko je spróbuję dam Wam znać. Przypominam, że moje winne notatki znajdziecie nie tylko na blogu, ale też Facebooku i Instagramie. Zapraszam!

----------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #110 na podniebieniach innych blogerów:
----------------------------------------------------------------------
Winniczek
Nasz Świat Win
Kobiety i Wino
----------------------------------------------------------------------

środa, 14 października 2015

Manos Negras, czyli czarne ręce.

W ostatnim wydaniu magazynu Press (10/2015) przeczytałem ciekawy wywiad z Markiem Bieńczykiem. Jedno zdanie szczególnie zapadło mi w pamięci, wiąże się ono z ocenianiem win, a przez to ocenianiem samych winiarzy.

"[…] bardzo łatwo jest obrazić winiarza, który przecież w swoją robotę wkłada całe życie."


Sporo o tym myślałem. Zdaję sobie sprawę z tego jak łatwo kogoś skrzywdzić niesprawiedliwym słowem. Wolność pisania zbyt często staje się niefrasobliwą dowolnością, którą obecnie nazywa się modnym słowem „hejt”. Wygodnie jest siedzieć w fotelu i zastanawiać się, czy winko dobre, czy tylko takie sobie, a może całkiem do dupy. Czy to już trzeba wyczyścić czarne od tanin zęby, czy może dopiero po następnym kieliszku? Mądrząc się na temat wina najczęściej, niestety, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaką pracę przy wytwarzaniu wina wykonano na miejscu. Warunki pogodowe, ataki insektów czy klęski żywiołowe determinują rodzaj walki, jaką o wino (a pośrednio i o życie) stoczą winiarze. My od wina mamy tylko brudne zęby, a oni, urobieni pod pachy, mają czarne ręce. I nie jest im do śmiechu, gdy ktoś kpi z ich roboty.

Manos Negras to producent, który z czarnych rąk uczynił symbol swoich win. Wino to nie jest przecież tylko romantyczna degustacja wina w słoneczne dni, w cieniu oliwnych gajów, w towarzystwie smakowitych serów i pysznych wędlin. To ciężka praca, brudne dłonie, krew, pot i łzy. Ale w butelkach Manos Negras jest jeszcze wielkie serce włożone w ciężką robotę i dlatego efekty są tak niesamowite. Mogłem się o tym przekonać kilkukrotnie, ostatnio w towarzystwie Artura Zarzyckiego (Vive le Vin - importera Manos Negras), Jorge Crotty (przedstawiciela producenta) i gości zebranych w Restauracji „Nowa Próżna” w Warszawie. „Przerobiliśmy” wszystkie dostępne w Polsce wina argentyńskie Manos Negras (producent ma winnice również w Chile) i jeśli miałbym krótkim zdaniem podsumować degustację to powiedziałbym „było świetnie”.

Jorge Crotta (Manos Negras) i Artur Zarzycki (Vive le Vin)
Urzekł mnie bardzo aromatyczny Salta Torrontes 2013 - przyznaję, że poznałem ten szczep nie tak dawno temu, ale jest szansa, że zaprzyjaźnimy się na dłużej. Wino kusi pięknym nosem obiecującym słodycz w ustach, ale te wypełniają się kamienną surowością i kwasową świeżością. Urzekły mnie malbeki, o co nietrudno, bo bardzo je lubię od dawna, choć te są zrobione w bardzo delikatnym stylu, gdzie mocnym elementem jest kwasowa struktura, a taniny są gładkie i drobne, nie są też przesadnie ekstraktywne, choć koncentracji odmówić im nie można. Urzekły mnie delikatne pinoty - subtelne i eleganckie, ale z charakterem. Uwielbiam malbeki, ale to chyba pinoty tego dnia zdobyły moje serce. Podobała mi się linia Zaha - Malbec i Cabernet Franc pochodzą z konkretnej winnicy (Toko Vineyard), w założeniu miały oddawać charakter pewnego terroir. Czy im się udało to trudno powiedzieć po dwóch butelkach, ale nie mam wątpliwości, że to świetne wina, choć ich znacznie wyższa cena może niektórych odstraszyć. Ciekawym winem okazał się także kupaż malbeka i caberneta. Ciekawym, bo zwykle cabernet „zawłaszcza” wino, a tu jednak malbec nadaje mu charakter i nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Podsumowując: jest co pić i warto pić. Nie należy ulegać stereotypom i jednak próbować win z regionów, które niekoniecznie cieszą się wielkim uznaniem wśród ekspertów. Artur wie jak wydobyć prawdziwe perły i można mu w tej kwestii zaufać.




Leje się!


Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino)

Artur Zarzycki i Jorge Crotta.


Andrzej Daszkiewicz i Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino), Artur Zarzycki
i Maciej Nowicki (Winicjatywa).
Andrzej Daszkiewicz i Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino).

Wina degustowałem na zaproszenie Vive le Vin - dziękuję!