poniedziałek, 11 lipca 2016

Sudomir Rubin.

Sudomir Rubin XIII to wino, które trafiło do mnie z Faktorii Win w przesyłce, o której pisałem Wam już wcześniej. Powstało ono w Winnicy Płochockich specjalnie na potrzeby Faktorii w liczbie 4000 butelek. Niewiele, można powiedzieć produkcja butikowa, choć miałem okazję i szczęście pić wina z jeszcze rzadszych kolekcji, choćby jedną z 820 butelek chardonnay/auxerrois z Winnicy Jaworek.

W katalogu win Standard Plus Wiosna/Lato 2016 wino znajduje się w kategorii „Na prezent”, pewnie za sprawą ceny, która jest niemała - 59 zł, choć też niespecjalnie odbiega od średnich cen win polskich, które w ogóle nie należą do najtańszych. Pytanie czy warto zapłacić za nie tyle pieniędzy, czy może w tej cenie poszukać wina z kraju typowo winiarskiego. Nie zadałbym sobie tego pytania, gdyby nie wydarzenie, które miało miejsce podczas domowej degustacji win. Wydarzenie to może nawet zbyt mocne słowo, chodzi po prostu o sytuację, z którą spotkał się każdy, kto pija wina częściej niż dwa razy w roku.

Otóż otworzyłem sobie wino, które kupiłem po degustacji prowadzonej przez Sławomira Chrzczonowicza (Winkolekcja), a zatytułowanej „Wina, których nikt nie kupuje”. Chodzi o Domaine de Torraccia Rouge - wino biologiczne z uwielbianej przez Sławka Korsyki. Podczas degustacji wino bardzo przypadło mi do gustu. Kupaż, którym pierwsze skrzypce grała odmiana niellucciu (blisko spokrewniona z sangiovese) przy istotnym wsparciu odmiany grenache, wydał mi się konkretny, smaczny, pobudzający apetyt, od razu pomyślałem o wołowym steku w jego towarzystwie. Taki też był plan na wieczór - w steki byłem zaopatrzony, potrzebowałem wina.


Niestety, Torraccia wydała mi się lekko korkowa, spróbowałem, ale przyjemności w piciu tej konkretnej butelki nie miałem. Postanowiłem ją odstawić, a w zamian otworzyć coś innego. I tak w moją dłoń wpadła butelka od Płochockich, wino za chwilę trafiło do kieliszka i… znów niespodzianka. Wino na szczęście korkowe nie było, wyglądało dobrze, smakowało nieźle, ale przeszkadzało mi takie delikatne musowanie wina na języku, miałem wrażenie, że jeszcze „pracuje”. To wino także odstawiłem - stek i ja nie mieliśmy szczęścia tego wieczoru.


Po kilkunastu godzinach wróciłem do obu win. Korkowa wada Domaine de Torraccia Rouge była mniej odczuwalna, postanowiłem dać winu szansę, nawet żona zainteresowała się zawartością kieliszka, choć i ona pokręciła nosem. Nie tyle przeszkadzał jej korek, co inne aromaty, które być może miały związek z certyfikatem „Bio”. W każdym razie udało nam się wypić to wino, a po nim przyszedł czas na Sudomira. Po musowaniu nie było ani śladu, wino uspokoiło się, w kieliszku prezentowało się naprawdę nieźle, było ciemne, intensywne z fioletowymi refleksami, ale nie kolory smakowaliśmy, tylko płyn. A tutaj maliny, jagody, jeżyny - innymi słowy - owoce leśne, w sporej ilości. Kwasowość i taniny na poziomie dającym sporą satysfakcję z picia. Zapytałem żonę o zdanie, a ona nie wdając się w szczegóły odpowiedziała szybko, że wino jest na pewno lepsze niż poprzednie.

Miałem podobne zdanie, ale też odpowiedź na pytanie czy wino warte było tych niemal 60 zł. W moim przekonaniu tak, jak będziecie mieli okazję spróbować to wino, dajcie znać, jakie mieliście odczucia. Chętnie je poznam. Ja w każdym razie szukam w portfelu kasy na Domaine de Torraccia, do pięciu dych dołożę kolejne dwie i jeszcze raz sprawdzę, czy wrażenia jakie odniosłem podczas degustacji w Winkolekcji były zasługą samego wina, czy towarzystwa, w którym miałem okazję je próbować.

No bo wiecie, wino pite w towarzystwie zawsze smakuje lepiej 😃

sobota, 9 lipca 2016

Aresti, Chile.

Każdy, kto uważnie śledzi losy mojego bloga na pewno zdążył się zorientować, że kibicuję winom i winiarzom z Chile. Spróbowałem wielu win chilijskich i choć niewiele z nich zachwyciło mnie, to jednak czuję podskórnie, że w kraju tym tkwi spory potencjał. Wydaje się, że minęły już lata, kiedy obsadzano ogromne powierzchnie ziemi wszelkimi dostępnymi odmianami winorośli, niezależnie od tego, w którym rejonie Chile leżały winnice. Dziś sporą uwagę przykłada się do geograficznych i klimatycznych uwarunkowań, karczuje się odmiany, które na danym terenie nie gwarantują sukcesów jakościowych, a zamiast nich nasadza się te, które mają szansę na powodzenie, gwarantując wysoką jakość i oryginalny smak.

13 czerwca, w Warszawie, w siedzibie Winkolekcji przy ul. Olkuskiej, gościł Jon Usabiaga - główny winemaker z winnicy Aresti, który podczas kameralnego spotkania  opowiedział zebranym o jej historii, o aktualnych wydarzeniach, tegorocznych zbiorach i planach na przyszłość.


Spotkanie takie nie mogło oczywiście obejść się bez win. Część z nich już od dawna jest w ofercie Winkolekcji, niektórych jeszcze nie ma, a niektórych być może wcale nie będzie, ze względu na przyzwyczajenia klientów i ich niechęć do kupowania produktów niepasujących do utartego wzorca. Z punktu widzenia importera sprowadzanie win, których nie można sprzedać jest po prostu ekonomicznie nieuzasadnione.

Jon Usabiaga z należytą atencją odnosi się do swoich win.
Tereny pod winnice znajdują są w okolicy miasta Molina usytuowanego w Dolinie Curico, ok. 200 km na południe od stolicy Chile - Santiago.

ⓒ Aresti, Chile
W tej chwili winnice zajmują 350 hektarów powierzchni, ale potencjał jest dużo większy, ziemie znajdujące się w posiadaniu ACW (Aresti Chile Wines) to łącznie 1150 hektarów położonych w czterech siedliskach: Bellavista, La Reserva, Peñaflor i Micaela.

Doskonały przykład na to jak ten sam szczep (a nawet konkretny klon) może
dawać różnie wina w zależności od miejsca nasadzeń i panującego tam klimatu.
Cieplejsza dolina Curico sprawia, że sauvignon blanc z tamtego rejonu jest wyraźnie
inne od tego, pochodzącego z chłodniejszej doliny Leyda. To drugie bardzo przypomina
SB z Nowej Zelandii, o pomyłkę nietrudno, o komercyjny sukces zaś bardzo łatwo.
To z Curico, jest bardziej europejskie, mniej zielone (agrest, pokrzywa, liść porzeczki),
a bardziej żółte (owoce egzotyczne, cytrusy, skórka pomarańczy). Raczej nie trafi
do regularnej sprzedaży.

Gewurztraminer z Chile smakuje mi zdecydowanie bardziej, niż jego europejskie
interpretacje. Mniej tu duszących nut kwiatowych, więcej rześkości, co sprawia, że
niskokwasowy gewurz nie męczy tak bardzo, jak wina z Alzacji. Podobne wrażenie
odniosłem pijąc gewurztraminera od chilijskiego producenta Cono Sur.

Bardzo podobało mi się również syrah z doliny Maipo. Wędzone mięso, pieprzna
pikantność i niezła równowaga biorąc po uwagę sporą ilość dojrzałego owocu. Od razu zgłodniałem. To wino wręcz domaga się kawałka grillowanego mięsa. 

Kolejne dwa wina to dowód, że Jon Usabiega lubi pokombinować przy winach.
Oprócz win jednoodmianowych, spod jego ręki wychodzą też wspaniałe kupaże
o zaskakujących składach. Family Collection 2012 to udana mieszanka  cabernet sauvignon, merlot, syrah, petit syrah i petit verdot. Wino eleganckie, mało krzykliwe, stonowane i przede
wszystkim nie męczy przegrzanym owocem, co nie jest rzadkością w przypadku win
chilijskich. Trochę przeszkadza wysoki alkohol, ale mocniejsze schłodzenie powinno zdecydowanie podnieść walory smakowe.

Równie dobre wrażenia miałem pijąc 380 Codigo de Familia 2011. 380 to numer rodzinnego domu, a wino powstało w celu uczczenia 65. rocznicy założenia winnicy. W składzie tego wina znajdziemy takie odmiany jak cabernet sauvignon, cabernet franc i malbec. Wino ma raczej ziemisty charakter, mniej epatuje owocem, kwasowość na dość wysokim poziomie sprawia, że znów rośnie apetyt na jedzenie.
Sławomir Chrzczonowicz zna wina Jona doskonale, co nie przeszkadza mu
w uważnym słuchaniu wykładu o metodach ich produkcji.


Chilijskie wina potrafią wzbudzić uczucia nostalgii...

... zmuszają do skupienia ...

... ale przede wszystkim dają radość.






Wina degustowałem dzięki uprzejmości importera. Bardzo dziękuję za spotkanie. Sławomir Chrzczonowicz kolejny raz pokazał, że lubi blogerów i komunikatorów winnych, mimo że nie potrzebuje ich do prowadzenia swoich interesów :)

Za to należą mu się szczególnie podziękowania, co niniejszym czynię.