czwartek, 25 października 2012

Frascati.


Wybrałem się do Lidla po owoce dla dzieci, ale stare przyzwyczajenia z czasów, kiedy ten dyskont dostarczał mi wina do "nauki" przyciągnęły mnie do półek z rzeczonymi trunkami. Oczywiście sporo można się było naczytać (choć nie u mnie) o szerokiej ofercie win francuskich, ale moją uwagę zwróciły wina włoskie i hiszpańskie, których wcześniej nie widziałem. W oko wpadło mi Amarone, ale inne od tego, które można było tu kupić wcześniej oraz tanie Frascati - dla mnie zupełna nowość. Wybrałem niedrogie Frascati (14,99 zł), o którym nie wiedziałem nic, bo Amarone wydało mi się podejrzanie tanie (55,55 zł).

I był to wybór dobry, bo za sprawą tajemniczej przesyłki Amarone i tak trafiło do moich rąk. Ale o tym za chwilę, wróćmy do Frascati.


Z tego, co się zdążyłem zorientować przeglądając Internet i trochę literatury, Frascati jest wyjątkowo popularnym winem w rzymskich restauracjach, knajpach i knajpeczkach, gdzie serwowane jest jako tanie wino stołowe. Ale Frascati jest też regularną apelacją, w ramach której produkuje się wina ze szczepów Malvasia, Trebbiano i Greco o czym przeczytałem w Wikipedii, nie będę udawał, że wiedzę tą posiadałem od urodzenia.

Wino jest bardzo aromatyczne, kwiatowe. W ustach wytrawne, rześkie, kwasowe, choć da się też wyczuć odrobinę cukru. W Rzymie jeszcze nie byłem, ale wyobrażam sobie, że od takiego prostego, niezobowiązującego wina mógłbym rozpocząć dzień w jakiejś przyulicznej knajpce. Do tego jakieś drobne przekąski.

A właśnie, jeśli jesteśmy przy rzeczonych przekąskach to postanowiłem z moją sześcioletnia córką poeksperymentować i muszę przyznać, że zostałem przez nią nieco zawstydzony.


To jej dziełko. Grissini, pomidory, jakieś sałaty, włoskie przyprawy i odrobina oliwy.


A to moje. Szynka parmeńska, posmarowana serkiem Turek puszysty z ziołami i owinięta wokół grissini.

I jedno i drugie nieźle pasowało do Frascati. Jak będę w Rzymie to sprawdzę jakie Oni tam praktykują kompozycje.

No i na koniec wracam do miłej przesyłki, która wyglądała tak:


Wina, poza Amarone, znane już były klientom Lidla, choć ja sam ich jeszcze nie piłem. Jak tylko znajdę wolną chwilę, postaram się je dla Was zrecenzować. 

wtorek, 23 października 2012

Porto Martinez.



Niechętnie zabierałem się do opisu tego wina i trochę to trwało. Kupiłem je już jakiś czas temu, czekało na swą kolej. Miałem okazję wypić kieliszek Martinez'a na imprezie Biedronki i tam ze zdumieniem przyjąłem informację, że było to najlepsze wino prezentacji. 

Później przeczytałem recenzję Karoliny z dotrzechdych.pl i pod wpisem zamieściłem taki oto komentarz:

"Mam butelkę tego wina u siebie, ale rzeczywiście poczekam na mroźne, zimowe wieczory. Dobre wino do rozgrzania się, choć mi to wino podczas biedronkowej prezentacji szczególnie do gustu nie przypadło. Polacy lubią jednak wina słodkie i mocne [po polsku: nieoszukane :) ], więc wróżę mu sukces."

Dzisiaj przeczytałem recenzję Wojtka Bońkowskiego na Winicjatywie - bardzo pozytywną - i pomyślałem, że może ze mną jest coś nie tak. Mój komentarz był taki:

"Prawdę mówiąc nie umiem docenić tego wina. Sączę je wieczorami - raz wydaje mi się smaczne, innym razem wysoki alkohol przeszkadza, po czym zaskakuje mnie czekoladowymi nutami i niezłym owocem. Sam nie wiem..."

Dziś wieczorem wleję sobie ostatni już kieliszek tego wina. Ciekaw jestem, co w nim odkryję. Jak dotąd mnie to wino jakoś szczególnie nie zachwyca, choć szczerze muszę powiedzieć, że wcale nie jest złe. Być może słodkie wina są gatunkiem, do którego trzeba dorosnąć. Tak samo jak do win musujących. A może trzeba się Porto nauczyć. Czyli co, trzeba ruszyć na zakupy?

sobota, 20 października 2012

Sycylia w Warszawie.

Wielka degustacja win sycylijskich była naprawdę... wielka. Do tej pory traktowałem Sycylię jako peryferie winnego świata, pewnie dlatego, że na sklepowych półkach win z tego regionu jest jak na lekarstwo. Część z 27-miu wystawców ma swoich przedstawicieli w Polsce, ale 2/3 z nich dopiero szuka partnerów w naszym kraju, zobaczymy z jakim skutkiem. Ponadto część z tych już obecnych obsługuje jedynie rynek HoReCa, więc importowanych przez nich win i tak nie uświadczymy w sklepach. A byłoby warto poznać szerzej bogatą ofertę win sycylijskich.



Na sali degustacyjnej udało mi się poznać jedynie wina białe, choć uczestniczyłem w przeglądzie od początku do samego końca. Może dlatego, że przy okazji brałem udział w seminariach poświęconych winiarstwu sycylijskiemu, a także w komentowanej degustacji starszych roczników win pochodzących z wyspy.

Wine Mike. Człowiek, który zna wszystkich i którego wszyscy znają. 


Jedyne sycylijskie szczepy, z jakimi miałem do czynienia wcześniej, to Nero d'Avola, z którego robi się wina czerwone i Inzolia - popularny szczep dla win białych. Wielkim odkryciem były dla mnie wina zrobione ze szczepów Grillo oraz Catarratto. Wina z tych szczepów charakteryzują się przebogatym, intensywnym nosem, w ustach nieco oszczędniejsze, ale bardzo eleganckie - zdarzały się oczywiście słabsze butelki, ale ogólne wrażenie było bardzo dobre.

Niespodzianką były też dla mnie wina musujące. Jako pierwsze piłem wino białe Luna y Sol, choć zrobione z lokalnych odmian czerwonych (wtórna fermentacja w stalowych zbiornikach metodą Charmata). Dość proste, ale fajne wino. Natomiast CastellucciMiano Catarratto Brut, to wino znane, znajdujące się w ofercie Mielżyńskiego i, jak nazwa wskazuje, zrobione w 100% z białego Catarratto. To wino bardzo mi przypadło do gustu, podobnie jak zrobione z tego samego szczepu wino spokojne. Na pewno do powtórzenia w przyszłości.

Na spokojnie można też degustować wina Fondo Antico. Te do naszego kraju sprowadza Enoteka Polska. Białe Grillo Parlante, oprócz tego, że jest naprawdę smaczne, jest również przystępne cenowo (poniżej 40 zł).

Sporym zaskoczeniem były też dla mnie wina Barone Montalto, które sprowadza do nas Noma. Zaskoczeniem dlatego, że te naprawdę fajne wina (próbowałem Viognier, Catarratto i Pinot Grigio) kosztują ok. 30 zł za butelkę, co zapewnia im korzystny stosunek jakości do ceny. W ogóle Noma ma trochę win z Sycylii w swoim portfolio. Być może będzie okazja, by spróbować inne etykiety.

Wspaniałym winem, które podczas imprezy spróbowałem jako pierwsze, było Kuddia del Gallo (Abraxas Vigna di Pantelleria) - kupaż odmian Zibibbo i Viognier. Bardzo świeże, aromatyczne, robiące bardzo dobre wrażenie zarówno w nosie, jak i ustach. Niestety winiarnia nie ma swojego przedstawiciela w Polsce.

Warte odnotowania są również wina produkowane przez Azienda Agricola Constantino. Te są obecne w Polsce, choć nie na sklepowych półkach. Tu ciekawostką było wino ze szczepu... Muller Thurgau. Kompletne dla mnie zaskoczenie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Dobrze zapamiętałem również Catarratto od Marchesi de Gregorio (brak importera) - ciekawe, smaczne, organiczne wino, fermentowane w betonowych zbiornikach.

To oczywiście tylko mały wycinek oferty sycylijskich producentów, zwłaszcza że ograniczony tylko do win białych. Na szczęście podczas seminariów prowadzonych przez Wojtka Bońkowskiego mogłem poznać też trochę win czerwonych.

Na chwilę przed. Skupienie na twarzach wszystkich.


Pierwsze z nich "Nero d'Avola - piękny czy bestia?" poświęcone tytułowemu szczepowi dało mi obraz tego, co można zrobić z tym najbardziej znanym sycylijskim  winem czerwonym. Tu szczególne wrażenie zrobiły na mnie dwa wina: Saia od Feudo Maccari oraz Respensa od Baglio dei Fenicotteri. Wspaniałe wina.

   
Równie ciekawe było drugie seminarium "Sycylia jutra - mniej znane szczepy i apelacje". Tu degustowaliśmy wina białe i czerwone, wszystkie bardzo interesujące, choć przeglądając notatki tylko przy jednym postawiłem trzy wykrzykniki - widocznie szczególnie mi smakowało - Sachia Perricone od Caruso e Minini. Piliśmy rocznik 2010, natomiast 2008 zdobył u Roberta Parkera 90/100 punktów.

Jak dla mnie gwoździem programu była porównawcza degustacja roczników starszych z młodszymi.
Poniżej ich lista:

Benanti Etna Bianco Superiore Pietramarina 2008 i 2001
Planeta Chardonnay 2010 i 1998
COS Cerasuolo di Vittoria 2009 i 2000
Feudo Montoni Nero d'Avola Vrucara 2008 i 2006
Spadafora Sole dei Padri Syrah 2007 i 2003
Tasca d'Almerita Rosso del Conte 2007 i 2001

W doborowym towarzystwie.



Powszechnie uważa się, że wina sycylijskie do długiego starzenia nie nadają się specjalnie, a tu zupełne zaskoczenie, nawet kilkunastoletnie Chardonnay zaskakuje świeżością i żywotnością. Wszystkie wina, niezależnie od rocznika, prezentowały wysoki poziom. Tym bardziej przekonuję się do win z tej największej wyspy Morza Śródziemnego. W zasadzie nie natknąłem się na wina jakoś specjalnie niedobre, co bardzo dobrze świadczy o sycylijskim winiarstwie, a dla konsumenta oznacza tyle, że jego pieniądze będą raczej dobrze wydane.

Pije się.


niedziela, 14 października 2012

Rocznica.

13.10.12 - to data - rocznica naszego ślubu. Poprzestawiajmy liczby: 10.12.13. Brakuje w tym ciągu jedenastki. Ale już ją dopisuję: 10.11.12.13. I te dwie jedynki tu pasują, bo to akurat jedenasta rocznica. A jak rocznica to jest okazja, by trochę zaszaleć.



Na rozgrzewkę cava z Biedronki, którą kupiłem z ciekawości i trochę okazyjnie, bo wraz z transportem win portugalskich, które teraz okupują półki "owada", przyjechało trochę win z poprzedniej, hiszpańskiej promocji. Kupiłem więc to wino musujące, bo miało niezłe recenzje w sieci i rzeczywiście - było niezłe. Jabłowo-cytrusowa świeżość z bąbelkami - specjalnie nie ma się co zachwycać, ale i narzekać też nie, zwłaszcza gdy uwzględni się cenę tego wina (19,99 zł).



Potem było nieco grubiej. Przy okazji wizyty w Leclerku (tak, tak, tym na Ursynowie) i z okazji odbywającego się tam Targu Win, czyli małego festiwalu win francuskich kupiłem butelkę szampana Canard-Duchene. To wino znacznie ciekawsze od hiszpańskiej cavy, zamiast pospolitych jabłek i cytryn na podniebieniu królują mango z brzoskwiniami, w tle nawet jakieś suszone grzyby. Takie tam niuanse, które może sprawią, że miłośnicy szampanów docenią to wino, ale dla przeciętnego konsumenta szukającego taniej rozrywki istotniejszą informacją będzie ta, że zamiast jednej butelki z Szampanii, można mieć siedem z Katalonii i jeszcze zostanie na tanie Vinho Verde, tym razem z aktualnej oferty Biedronki.



A jeśli już o tym winie mowa to uważam je za naprawdę niezłe i na tle wcześniejszych wcale nie wypadło blado. Rześkie, aromatyczne, lekko musujące, a przede wszystkim tanie. I jeśli miałbym rozkręcać rocznicową imprezkę mając do dyspozycji 150 zł (czyli tyle ile kosztował Canard-Duchene), to kupiłbym 10 butelek Vinho Verde (12,99 zł sztuka) i jedną (ale dla porządku dodam: jedenastą) Cavy.

My, Polacy, to wiemy jak liczyć pieniądze i "nie będziemy tracić pieniędzy na jakieś tam majonezy".

sobota, 13 października 2012

Traguardo Barolo.

Czas wrócić na właściwe tory, czyli do dalszej eksploracji win zrobionych ze szczepu nebbiolo. Tym razem miałem do czynienia z Barolo kupionym w Kauflandzie w Elblągu, ale butelkę taką przyuważyłem również w tej samej sieci w Płocku, więc jest szansa na to, że oferta winna w każdym ze sklepów będzie podobna.



Wino ma zapach taki, jak lubię - orzechowo-przyprawowy. W ustach od razu dają o sobie znać mocne, wyraziste, kredowe garbniki. Także kwas nie pozostawia wątpliwości, co do swojej obecności, choć z czasem jego "ciosy" tracą impet. Nie ma co gadać, krzepkie wino. Po chwili drętwieją policzki i nie wiem, czy to efekt wysokiego alkoholu (14%), czy może ataku kwasu na ślinianki. Wypiłem kilka butelek barolo, ale przy tej po raz pierwszy pojawia się pytanie, czy aby nie powinno ono jeszcze chwilę odczekać. Moja butelka pochodziła z rocznika 2007.

Nie mam jednak wątpliwości - wg. mnie to wino jest naprawdę dobre, a zważywszy jego koszt (49,90 zł) nabieram przekonania, że w mojej winnej edukacji było pomocą nieocenioną. Moim zdaniem Traguardo jest lepsze, niż to Barolo z Almy,  które piłem ostatnio.

czwartek, 11 października 2012

Wino nie z dyskontu.


O winach z Lidla jeszcze się mówi, winna blogosfera żyje promocją win francuskich już od dwóch tygodni, zapewne przez kolejne dwa będzie żyła promocyjną ofertą win portugalskich, którą przygotowała Biedronka. Ja poszedłem nieco inną ścieżką, oddaloną o dobre kilka kilometrów od najbliższych dyskontów i trafiłem do Salonu Win i Alkoholi przy ulicy Dolnej w Warszawie. Oprócz win i mocniejszych trunków można tu dostać też herbaty i kawy, tytoniowi nałogowcy mogą zadowolić się również cygarem. Ja chwilowo odpuściłem sobie whisky, o czym mogliście przeczytać w poprzednim wpisie i ze sklepu wyszedłem z butelką carmenere, oczywiście z Chile.

Więcej o producencie na stronie www.qapaywines.com


Wino nazywa się Qapay, co w języku Quechua oznacza "dobry aromat" bądź "przyjemny aromat". Mi w nosie podobała się pikantna, przyprawowa nuta, poza tym zapach kojarzył się z "zielonym" nieco cabernetem. W ustach czuć sporo owocu, głównie wiśnie z odrobiną czarnej porzeczki, co znów przypominało mi raczej cabernet sauvignon, niż carmenere. Wino jest dość kwasowe, przez co nie jest płaskie i nie nudzi się zbyt szybko, nie przypomina słodkawych kompotów, jakimi bywają często tanie, supermarketowe wina z Chile. Należy jednak pamiętać, by podawać je raczej chłodniejsze, alkohol (14%) jest wówczas trzymany w ryzach i wino jest przyjemnie owocowe, z niuansem gorzkiej czekolady.

Salon Win i Alkoholi jest również importerem win Qapay. 


Tak w ogóle to Qapay kojarzyło mi się bardziej z winami z Bordeaux niż z Chile. Być może w nienajlepszym roku 2009 grona nie osiągnęły pełnej dojrzałości i stąd ta podwyższona kwasowość. W każdym razie wino jest dość ciekawe, wydaje mi się, że dosyć dobrze poradziłoby sobie z pieczonym mięsem. Na sezon grillowy w sam raz. Może się jeszcze nie skończył?

Regularna cena to 45 zł za butelkę, obecnie można kupić w promocji za 35. Wino degustowałem dzięki uprzejmości importera.



poniedziałek, 8 października 2012

Wszystko przez wino.

Robiąc małe porządki natknąłem się na kilka butelek... nie wina, o nie, ale... whisky. Tak whisky. I przypomniały mi się czasy, gdy popijaliśmy z żoną czerwone Carlo Rossi z półtoralitrowego gąsiorka i było zabawnie, ale w mej świadomości prawdziwym, męskim alkoholem była właśnie whisky. Jednak, dość przewrotnie, to przez ten trunek wkroczyłem w cudowny świat win. Zbliżały się chyba moje urodziny, żona zaproponowała, że kupi mi butelkę szkockiej, na co chętnie się zgodziłem i ruszyliśmy do sklepu, w którym wybór tego typu trunków był szeroki. Ale to był w zasadzie sklep z winami i tam zostałem zaproszony na degustację, która miała odbyć się za kilka dni. Zgodziłem się przyjść, choć wówczas miałem poczucie, że sprzedawca wciska mi coś, czego wcale nie chcę. Od tamtej degustacji wszystko się zaczęło. To znaczy zaczęło dla wina, a skończyło się dla whisky. Moja kolekcja Single Malt'ów od trzech lat stoi nietknięta. Oto kilka z nich.

Hmmm, zdjęcie wydaje się być nieco obcięte. Postaram się by obrazek był mniej tajemniczy. 
Ale drugie tyle, równie ciekawych etykiet, nadal zalega w kącie szafy. Pozwólcie zatem, że od czasu do czasu na tym cokolwiek winnym blogu, będę dzielił się z wami wrażeniami na temat mocniejszych trunków. Wszak od wina, tak "dla zdrowotności", trzeba sobie odpocząć.

sobota, 6 października 2012

Robi się ciekawie.



Postanowiłem kontynuować piemoncką przygodę, więc i tym razem otworzyłem barolo. Wino zostało wyprodukowane przez Fratelli Serio & Battista Borgogno i jest etykietą podstawową. Inne barolo, które się tu produkuje powstaje z gron dojrzewających na zboczach Cannubi.

Co możemy przeczytać na kontretykiecie, lub internetowej stronie importera? "Jedno z najsłynniejszych czerwonych win Piemontu i Włoch. Bukiet intensywny i głęboki z nutkami owocowymi. Smak wytrawny, surowy lecz elegancki. Leżakowane 2 lata w beczkach dębowych. Zaleca się otwierać kilka godzin wcześniej a starsze dekantować. Podawać schłodzone do temp. 16/18º, do wyrazistych dań mięsnych oraz serów."

Jeszcze więcej informacji znajdziemy na przejrzystej i czytelnej stronie producenta.

Jak wiecie nie piłem dużo barolo, wszystko przede mną, ale jak dotychczas to najlepsza butelka z tego regionu. Bardzo mi smakowała i piłem ją łapczywie, co jest grzechem nowicjusza, bo picie tych win powinno być długą celebracją.

Ale co mam zrobić skoro śpieszy mi się do kolejnych win.

piątek, 5 października 2012

Ricossa Antica Casa.





Czy barolo musi być lepsze niż barbaresco? Może powinno, ale nie musi. Porównując barbaresco, które mam okazję pić dzisiaj, do barolo, które piłem nieco wcześniej utwierdzam się w tym przekonaniu. Butelka, którą sobie spokojnie sączę, to butelka z historią i tradycją. Osoby zainteresowane odsyłam do strony producenta, który dziś jest częścią większego tworu o nazwie MGM Mondo del Vino, ale jest produktem autonomicznym, który potrafił zachować swoją nazwę i swój styl. Mondo del Vino wypromowało markę w świecie, zrobiło coś, bez czego Ricossa byłaby zapewne małym, lokalnym producentem, zamkniętym w rodzinnej tradycji, sprzedającym swe produkty najbliższym sąsiadom. Można mieć różny stosunek do tego typu koncernów, ale potępianie ich w ciemno mija się z celem. Spróbować, choćby po to, by wyrobić swoje własne zdanie zawsze warto. Dziś możemy cieszyć się tym winem w kraju nad Wisłą, w dodatku cieszyć się za niewielkie pieniądze. 38 zł za naprawdę dobre (moim zdaniem) wino zbliża nas do sedna naszych poszukiwań, do odnalezienia złotego środka, dobrego wina w jeszcze lepszej cenie.


czwartek, 4 października 2012

Terre Del Barolo.

No i nie wytrzymałem... Trochę przez przypadek, ale jednak. Przesuwałem butelki w chłodziarce, a w zasadzie je z niej wysuwałem, bo jest dość ciasna - a chciałem wybrać coś na wczorajszy wieczór. Pech chciał, że uszkodziłem etykietę na butelce Barolo. Jaki tam pech, może to szczęście? Może to znak, że to już, że trzeba zmierzyć się z włoskim trunkiem.



No i co my tu mamy? W nosie zapach liści, herbaty i wiśni. W ustach jest sporo kwasu i niemało tanin. Ale spokojnie, mowy nie odbiera. Końcówka goryczkowa pozostawiająca posmak gorzkiej herbaty.

Mi tam się nawet podobało, ale żona powąchała, pomlaskała, skrzywiła się i rzekła:

"To nie jest to, co piłeś poprzednio. Jakieś takie płaskie, no nie..."

Dla przypomnienia dodam, że to poprzednie to Mas La Plana Torresa...

Winiarnia "Terre del Barolo" korzysta z usług ok. 400 winogrodników (czy tak się określa producentów winogron?), można powiedzieć, że to niemała spółdzielnia. W takim przypadku trudno jest mówić o jakimś konkretnym charakterze wina, czy jego wybitnej jakości. To raczej masówka.

Tego typu spółdzielnie dostarczają zapewne niedrogie wino dla ludzi, którzy muszą czymś popić posiłek, niekoniecznie zastanawiając się nad tym, co jest w środku. W Polsce to jest natomiast mityczne Barolo i okrzyczana apelacja, a zatem odpowiednio wysoka półka cenowa. Alma sprzedaje to wino za "jedyne" 84 zł. Ale czy w przypadku Barolo warto liczyć każdą złotówkę? I czy za te pieniądze otrzymamy to BAROLO?

środa, 3 października 2012

Mas La Plana.

Minął rok od momentu, gdy kupiłem butelkę wina Mas La Plana. Będąc w Barcelonie skusiłem się na wyjazd do leżącej nieopodal winnicy Torresa i tam po raz pierwszy zwróciłem uwagę na czarną, estetyczną etykietę. Przykuwała mój wzrok, chodziłem wokół niej, ale nie, nie kupiłem jej. Kosztowała niemal 45 euro i uznałem, że nie wydam takich pieniędzy na wino, którego nie znam. Zaopatrzyłem się w kilka innych, znacznie tańszych butelek.

Po raz drugi Mas La Plana "zaczepiła" mnie na barcelońskim lotnisku. Co ciekawe, wino było znacznie tańsze niż w sklepie firmowym i kosztowało "jedynie" 36 euro. Tym razem nie oparłem się pokusie.

foto: www.torres.es

Sporo sobie obiecywałem po tym cabernecie, z otwarciem butelki czekałem na lepszą okazję, aż w końcu nadeszła. Wino odkorkowałem, wlałem do kielicha, kielichem zamaszyście zakręciłem. Powąchałem. OK - pomyślałem. Siorbnąłem. OK - pomyślałem. Dałem żonie do spróbowania. OK - powiedziała.

Niestety nic więcej. 36 euro, czy nie daj Boże, 45 euro za to tylko po powiedzieć sobie, że jest OK? Lekka przesada. Nie powiem wino smaczne, gładkie i przyjemne, z chęcią wypiłbym jeszcze, ale niestety nie za takie pieniądze. Emocje towarzyszyły mi przy otwieraniu butelki, potem lekki, ale jednak zawód. Być może rocznik 2007 nie był zbyt udany dla tamtego regionu, zdaje się, że kolejny był lepszy. Być może będzie jeszcze okazja się o tym przekonać, ale na razie będę rozglądał się za czymś innym.

Nawiązując do poprzedniego postu dotyczącego win Torresa muszę powiedzieć, że nie był to Phaeton. To nie był nawet Passat, dając kredyt zaufania na przyszłość mogę to wino na razie nazwać Skodą Superb.

Więcej szczegółów technicznych na stronie producenta.

wtorek, 2 października 2012

The Label Project.

21 września miałem okazję i niewątpliwą przyjemność gościć w hotelu La Regina na warszawskiej starówce na degustacji w ciemno win australijskich - degustacji pod hasłem The Label Project. Z grubsza rzecz ujmując celem projektu miało być zwrócenie uwagi konsumentów na to, co się znajduje w butelce bez sugerowania się treścią etykiety. Propozycja wzięcia udziału w takiej degustacji została skierowana do blogerów winnych i kulinarnych, ostatecznie na miejscu zjawili się przedstawiciele trzech blogów winnych i trzech blogów kulinarnych.

Naszym celem, było powiązanie degustowanego wina z regionem jego pochodzenia i szczepem, z którego zostało wykonane. Nagrodą za udzielenie poprawnych odpowiedzi jest wyjazd na kilka dni do Australii. Gra zatem była warta świeczki.

Otrzymaliśmy pewne podpowiedzi, na udzielenie odpowiedzi dostaliśmy cały tydzień, rozwiązanie zagadki nie było bardzo trudne, zwłaszcza jak się ma kolegów-fachowców i trochę specjalistycznej literatury.

Pomoce naukowe.


Poprawne odpowiedzi to:
1. Chardonnay z Adelaide Hills
2. Shiraz z Barossy
3. Cabernet Sauvignon z Coonawarry

Z tego, co wiem, poprawnych odpowiedzi udzielili wszyscy. Nagroda przypadnie najprawdopodobniej tej osobie, która najlepiej uzasadniła swoje odpowiedzi. Na moją niekorzyść działa fakt, że zrobiłem literówkę przy nazwie jednego z regionów. Nie wiem, czy zostanie uznane to za błąd techniczny, czy merytoryczny.

Dzisiaj już wiemy, że za projektem kryła się znana i lubiana marka Jacob's Creek, która w ten sposób chciała zwrócić uwagę na swoją serię Reserve. Wczoraj otrzymałem w prezencie skrzynkę zawierającą trzy degustowane wina, tym razem już z etykietami.

Miły prezent.
Teraz z niecierpliwością czekam na rozstrzygnięcie konkursu, które nastąpi 4 października.

4 października są moje urodziny :)



Winne Wtorki #36.

Przepraszam moich czytelników za to, że się ostatnio "opuściłem" w działaniach na rzecz projektu Winne Wtorki, ale jak pamiętacie muszę ostatnio polegać tylko na tym, co mi jeszcze zostało w moich zbiorach. 

Wino, które mam zamiar dziś przedstawić wypiłem już jakiś czas temu, ale zdaje się, że nie znalazłem chwili, by je wówczas opisać. Tematem WW #36 są wina z apelacji Ribera del Duero (DO). Sporo czytałem o tych winach w sieci i prawdę mówiąc, jeśli miałbym polegać na przeczytanych opisach, to pewnie na takie wino bym się nie skusił. Ogólny wydźwięk tych notek jest taki, że Ribera del Duero miała być koniem pociągowym hiszpańskiego winiarstwa, ale z prężenia nazbyt napakowanych mięśni nic nie wyszło, poza winami zbliżonymi do win z Nowego Świata - aromatycznych, pełnych alkoholu, bardzo ekstraktywnych. Mówi się o tym w znaczeniu pejoratywnym, choć zupełnie nie wiem dlaczego. A co to, nie można lubić takich win? Trzeba pić tylko kwaśne cienkusze?

Ponieważ często nie zgadzam się z moimi kolegami od wina, być może mój gust nie jest wysublimowany, zdarza mi się sięgać po wina niezbyt poważane, najczęściej z dobrym skutkiem.

Wino Finca el Encinal kupiłem w elbląskim Kauflandzie w wersji roble, choć obok były jeszcze crianza i reserva, ale droższe. Ja za swoją butelkę dałem 34,99 zł i były to pieniądze wydane dobrze.

Dużo pozytywnych wrażeń za rozsądne pieniądze.


Wino to wypiłem zaraz po rozczarowującym tempranillo z Navarry - na jego tle wino było naprawdę bardzo dobre. Finca el Encinal Roble 2009 to 100% Tinta Fina czyli Tempranillo - lubię ten szczep, chociaż im więcej piję win z niego zrobionych, tym głębsze mam przekonanie o swym małym pojęciu, jak bardzo potrafią się różnić wina z tego samego szczepu. No, ale ja nie o tym...

Wino dojrzewało podobno w beczkach z dębu amerykańskiego, pochodzącego (może to kogoś interesuje, bo mnie nie) ze stanów Ohio and Missouri. Nie wiem jak to wpływa na smak wina, zresztą nie miałem tej wiedzy pijąc wino, więc na pewno nie miało to znaczenia dla moich odczuć. A po wypiciu tego wina, żałowałem, że nie kupiłem wówczas pozostałych wersji. Crianza oprócz tempranillo zawiera domieszkę Cabernet Sauvignon, a Reserva dodatkowo Merlota.

Nie miałem odczucia, że to wino jest jakoś szczególnie "napakowane", czy przepełnione niezrównoważonym alkoholem. W moim przekonaniu było to smaczne, porządne tempranillo w naprawdę niezłej cenie. Moja ocena Ribery del Duero na tym przykładzie może być tylko pozytywna. No i ta etykieta...

-----------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #36 na podniebieniach innych blogerów
-----------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------