poniedziałek, 25 czerwca 2012

Miła niespodzianka.

Zakończyły się, niestety, moje sardyńskie wakacje. Wakacje, które będę wspominał bardzo dobrze nie tylko ze względu na udany wypoczynek w pięknych okolicznościach przyrody, ale też z powodu całkiem niezłych win. Wymądrzał się nie będę, za eksperta od sardyńskich win też nie będę robił, bo choć wypiłem ich sporo, to zdecydowanie za mało, by formułować jakiekolwiek oceny. Wspomnę o nich kilka słów, ale jeszcze nie teraz, bo dziś chciałbym napisać parę zdań o katalońskiej cavie, którą przywiózł mi z Barcelony mój serdeczny przyjaciel - Jacek.



Wino czekało w lodówce ponad dwa tygodnie, dobrze się schłodziło i to właśnie ono umiliło nam powrót z gorącej Sardynii. Marka Celler de l'Avi (Piwnica Dziadka) została stworzona przez producenta Bodegas Mur Barcelona i w założeniu ma symbolizować tradycyjne, domowe podejście do produkcji win - nie tylko musujących, ale i spokojnych. Przypuszczam jednak, że Piwnica Dziadka jest równie swojska jak Szynka Babuni i produkowana na podobną skalę. Nam to jednak nie przeszkadzało, zwłaszcza że to świeże, rześkie i nie nazbyt kwasowe wino było po prostu smaczne, a biorąc pod uwagę jego cenę (4,50-5,00€) można by je śmiało traktować jako zupełnie przyzwoite codzienne wino musujące.

Jacku, dziękuję i proszę o więcej!


wtorek, 5 czerwca 2012

Winne Wtorki #29.

Bardzo przepraszam moich czytelników, że przegapiłem poprzednią edycję Winnych Wtorków - nawał obowiązków w pracy i w domu nie pozwolił mi wziąć w nich aktywnego udziału. Tym razem będzie inaczej, dawka wina podwójna, co mnie cieszy o tyle, że to ja wybrałem temat WW (to już chyba trzecia kolejka). A tematem jest Vermentino - odzew na moją propozycję był nikły, była nawet próba zmiany, czy poszerzenia tematu, ale milcząco się nie zgodziłem, nie wiem czy nie będę przez to ukarany osamotnieniem przy wykonywaniu zadania.

Pod korkociąg trafiły dwie butelki. Obie pochodzą z apelacji Vermentino di Sardegna.



Pierwsze z nich to La Cala (Sella&Mosca) - sporo szczegółowych informacji technicznych na jego temat można znaleźć na stronie producenta, zainteresowanych serdecznie zapraszam. Wino pochodzi z rocznika 2011, jest więc całkiem świeże i to czuć, zarówno w nosie, jak i w ustach. Zapach kwiatowy, w smaku delikatne, dość kwasowe, z lekko goryczkową nutą w końcówce. Na słoneczny balkon w sam raz.


Drugie wino - Bingias (Cantina Trexenta)  było nieco starsze, pochodziło z rocznika 2010, o zdecydowanie ciemniejszym kolorze. Na początku w zapachu nie wyczuwałem żadnych kwiatów, żadnych owoców, lecz pieczywo - takie, które człowiek ma ochotę schrupać bez żadnych dodatków. To pewnie zapach drożdży, ale bardzo przyjemny - mi przypominał hiszpańską cavę Juve y Camps. Po chwili w kieliszku znów dawały znać o sobie kwiaty. Skład tego wina różni się nieco od poprzedniego - vermentino stanowi 85% kupażu, reszta to chardonnay i sauvignon w proporcjach ulegających zmianom, w zależności od rocznika. W smaku można wyczuć jabłka i morele. Końcówka, podobnie jak u poprzednika, lekko goryczkowa. Wino wydaje się bogatsze w smaku i zapachu, ale brakuje mu lekkości La Cala, jest też cięższe i trochę bardziej "zamula". 

Wina z vermentino to może nie są wina wielkie, ale dające wielką radość z picia ot tak, po prostu, bez zbędnych oczekiwań. Cena przystępna, obie butelki kosztują ok. 30 zł - kupiłem je w Winotece Sami Swoi, w której jest spory wybór vermentino - na oko 10-12 różnych butelek. W najbliższym czasie wybieram się na Sardynię, będę mógł zatem skonfrontować nasze, polskie ceny z lokalnymi. Jeśli tylko będę miał tam dostęp do  internetu, będę starał się opisywać swe doświadczenia na bieżąco.

----------------------------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #29 na podniebieniach innych blogerów
----------------------------------------------------------------------------------------
Sstarwines
Czerwone czy białe?
Winniczek - nie pił we wtorek, ale vermentino :)
Białe nad czerwonym
Winne Przygody
----------------------------------------------------------------------------------------

piątek, 1 czerwca 2012

Czerwona Austria.

W zimowym sezonie włóczył się mój kolega po Austrii. Że niby na nartach był, czy coś takiego. Właściwie to jego sprawa, że zamiast siedzieć w ciepłym domu na mrozie się szwendał, ale dla mnie korzyść z tego taka, że wracając przywiózł mi z wojaży butelkę zweigelta. Nowa tradycja się tworzy wśród moich przyjaciół, z zagranicznych wypadów przywożą mi butelki miejscowych trunków, co bardzo mi pasuje i na pewno nie będę ich od tego odwodził. Hubertowi dziękowałem już za pyszne vermentino z Ligurii, Tomkowi teraz dziękuję za zweigelta z Wagram.



W obu przypadkach były to wina, z którymi spotykałem się po raz pierwszy i nie wiem kiedy bym sięgnął po wina z tych szczepów, gdybym nie dostał ich w prezencie. Tak więc mam się z czego cieszyć i za co być mym kolegom wdzięcznym. W smaku zweigelta można było wyczuć trochę wiśni, trochę malin, a nawet truskawek. Było też w w nim coś, czego nie umiem nazwać, jakaś fałszywa nuta, która trochę mi przeszkadzała, ale też intrygowała, sprawiała, że z zaciekawieniem sięgałem po kolejny kieliszek. Z pewnością do zweigelta jeszcze wrócę.

ps. Widzę, że sytuacja rozwija się dynamicznie. Tym razem kolega Jacek wrócił z Barcelony... w prezencie przywiózł mi butelkę cavy od niewielkiego producenta. Nie zapomnijcie zatem wrócić tu poźniej. Opis wina na pewno się pojawi.