Robiąc małe porządki natknąłem się na kilka butelek... nie wina, o nie, ale... whisky. Tak whisky. I przypomniały mi się czasy, gdy popijaliśmy z żoną czerwone Carlo Rossi z półtoralitrowego gąsiorka i było zabawnie, ale w mej świadomości prawdziwym, męskim alkoholem była właśnie whisky. Jednak, dość przewrotnie, to przez ten trunek wkroczyłem w cudowny świat win. Zbliżały się chyba moje urodziny, żona zaproponowała, że kupi mi butelkę szkockiej, na co chętnie się zgodziłem i ruszyliśmy do sklepu, w którym wybór tego typu trunków był szeroki. Ale to był w zasadzie sklep z winami i tam zostałem zaproszony na degustację, która miała odbyć się za kilka dni. Zgodziłem się przyjść, choć wówczas miałem poczucie, że sprzedawca wciska mi coś, czego wcale nie chcę. Od tamtej degustacji wszystko się zaczęło. To znaczy zaczęło dla wina, a skończyło się dla whisky. Moja kolekcja Single Malt'ów od trzech lat stoi nietknięta. Oto kilka z nich.
Hmmm, zdjęcie wydaje się być nieco obcięte. Postaram się by obrazek był mniej tajemniczy. |
Ale drugie tyle, równie ciekawych etykiet, nadal zalega w kącie szafy. Pozwólcie zatem, że od czasu do czasu na tym cokolwiek winnym blogu, będę dzielił się z wami wrażeniami na temat mocniejszych trunków. Wszak od wina, tak "dla zdrowotności", trzeba sobie odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz