Plan był taki: zabrać kosz, wypełnić go smakołykami i udać się na piknik. Ale mamy lipiec, który - jeśli wierzyć statystyce meteorologicznej - jest najbardziej deszczowym miesiącem roku i trudno zgrać ze sobą te momenty kiedy mam wolne i akurat nie pada. Nie udało się. W koszu, który dostałem w prezencie od CEDC (#darylosu?), znalazło się między innymi wino Frontera Chardonnay 2014. Frontera to budżetowa linia chilijskiego koncernu Concha y Toro i prawdę mówiąc trochę bałem się tego wina, bo kilku moim znajomym zdarzyło się wylać je do zlewu. Znajomi trochę wina piją i mają rozeznanie w temacie, więc wziąłem ich uwagi do serca i Fronterę omijałem z daleka, choć zawsze w takich wypadkach korci mnie, żeby samodzielnie weryfikować kontrowersyjne opinie. Korciło, ale tego nie zrobiłem.
Nie wiem czy historia z Mahometem i górą Safa odpowiada sytuacji, w której się znalazłem, ale fakt jest taki, że w końcu doszło do spotkania Frontery ze mną, Frontera nie skończyła w zlewie, a ja nie skończyłem w szpitalu. Nie ma o czym się rozpisywać, to chilijskie chardonnay nie jest wielkim winem i nigdy nie będzie, bo nie taki cel przed nim postawiono - ma przede wszystkim odzwierciedlać charakterystyczne cechy odmiany, w zasadzie nic więcej. Przyda się raczej przy obiedzie (a może ktoś woli wypić je do śniadania lub kolacji?), albo jako czasoumilacz na pogaduszkach ze znajomymi. Jest trochę wodniste, lekkie, delikatnie kwasowe - taka popitka raczej niż poważne wino.
Na wstępie wspomniałem o koncernie Concha y Toro - mega-dużym producencie win, który w swym portfolio ma również inne wcielenia chardonnay. Do otrzymanej butelki Frontery postanowiłem dokupić jeszcze dwie inne i w ten sposób urządziłem sobie degustację przekrojową chardonnay z Concha y Toro.
Casillero del Diablo na pewno znacie, wina tej marki stoją w każdym super- i hipermarkecie, w dyskontach i małych sklepach osiedlowych. Natomiast Marques de Casa Concha to marka, którą poznałem w zeszłym roku podczas Chilean Wine Tour i bardzo dobrze zapamiętałem, ponieważ Cabernet Sauvignon o tej nazwie zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Wina Marques de Casa Concha nie są jednak tak bardzo popularne i szeroko dostępne jak Frontera czy Casillero del Diablo, zapewne ze względu na cenę, która od pierwszego wina jest wyższa trzykrotnie, a od drugiego dwukrotnie.
Frontera dojrzewa w stalowych kadziach nie dłużej niż dwa miesiące i zaraz potem trafia do butelek i do sprzedaży, natomiast Marques de Casa Concha niemal rok dojrzewa w beczkach z dębu francuskiego. Łatwo to wychwycić na podniebieniu, wino jest masywniejsze, oleiste, konkretne, ale taki charakter win białych nie wszystkim musi się podobać. Może wydać się zbyt tłuste i nieco przyciężkie. I pomiędzy tymi dwoma winami swoje miejsce zajmuje Casillero del Diablo. To wino dojrzewa zarówno w dębowych beczkach, jak i stalowych kadziach i jest mieszane przed zabutelkowaniem. Dzięki temu mamy wino o dość solidnej budowie, ale wciąż zachowujące mnóstwo świeżości i młodzieńczej sprężystości. Mi to wino smakuje najbardziej i po nie sięgałbym najczęściej, jeśli miałbym pić je solo. Jeśli zaś chodzi o łączenie win z potrawami to polecam główną stronę internetową producenta, jak i strony poszczególnych linii, ponieważ można znaleźć na nich zarówno ogólne uwagi na temat parowania jedzenia z winami, jak i konkretne przepisy opracowane z myślą o danej etykiecie. Świetny pomysł! Sam też muszę je przejrzeć, może znajdę tam pomysł na piknikową przekąskę :)
-------------------------------------------
-------------------------------------------
Wino Frontera Chardonnay (i kosz) otrzymałem od CEDC. Casillero del Diablo i Marques de Casa Concha kupiłem w ursynowskim Leclerku.
Mam podobne doświadczenia, znajomi zawsze korcili wino Fortera za smak, jednak pewnego razu spotkałem się z dziewczyną, która tylko takie piła! I cóż miałem począć, przemęczyłem butelkę jednego wieczoru, jednak to był pierwszy i ostatni ;) Nie tylko z powodu wina :) Czytam Twój blog od jakiegoś czasu i wiele z naszych opinii się pokrywa. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń