niedziela, 15 listopada 2015

Pod Pretextem Cavy.


Przeuroczy lokal Pod Pretextem po raz kolejny stał się miejscem arcyciekawego spotkania winnych maniaków. Wcześniej próbowaliśmy znakomitych win z Piemontu, tym razem przyszła kolej na musujące wina z Hiszpanii, czyli Cavy. Michał „Wine Mike” Misior przygotował aż 25 butelek, ale wśród nich tradycyjnie znalazły się jokery, czyli wina-zagadki spoza apelacji Cava, ba, nawet spoza Hiszpanii. Grono degustujących było skromne, spotkanie miało charakter iście kameralny, atmosfera spotkania była zaś zupełnie rodzinna. Fajnie!

Michał "Wine Mike" Misior zebrał kilka butelek do degustacji.
Łukasz Gajewski - Pod Pretextem.
Andrzej Kusyk - redaktor Przegladu Gastronomicznego.
Tomasz Kolecki-Majewicz - Mistrz Polski Sommelierów
w latach 2007, 2008, 2009 oraz 2010.
Małgorzata Kozakiewicz - przedstawicielka Ambasady Hiszpanii w Warszawie.
Michał szczegółowo opisał u siebie wszystkie wina, więc zainteresowanych odsyłam do jego tekstu. Ja chciałbym wyróżnić z tej szerokiej grupy kilka win, które mi szczególnie przypadły do gustu. Większość degustowanych tego dnia win (cava) stanowiły butelki sprowadzane przez Łukasza Gajewskiego, Pod Pretextem ma ich naprawdę spory wybór. Także te, które mi najbardziej smakowały (poza jedną) należą do jego portfolio.

Wino nr 12, ale pierwsze, które mi naprawdę smakowało i które
chciałbym pić codziennie.
Cygnus Reserva Brut (Pod Pretextem – 79 zł).
Stonowane, zrównoważone, eleganckie, czyste - tyle szybko
zanotowałem, znacznie wolniej się delektowałem.
Castellblanch Dos Dustros Reserva Brut Nature (Centrum Wina/Winezja – 69,99 zł)
Wino zupełnie nieoczywiste, zupełnie niemłode, choć nadal sprężyste.
Wydaje się nieco utlenione, ale nie jest efekt nadgryzienia zębem czasu, ale stylu winiarza.
 Parisad 2003 (Pod Pretextem – 159 zł).
Cava zrobiona z Pinot Noir, co wcale nie jest takie oczywiste.
Niebo w gębie.
1+1=3 Especial Pinot Noir (Pod Pretextem – 120 zł).
Degustacja uświadomiła nam, jak różnorodne stylistycznie potrafią być hiszpańskie wina musujące. Od mocno zredukowanych, przez świeże i owocowe, aż po mocno utlenione, co niekoniecznie wiąże się z ich wiekiem, a raczej zamysłem producenta. Każdy znalazłby wśród nich coś dla siebie, jeśli tylko potrafi zdefiniować swoje preferencje. Jak? Po prostu: próbować, próbować, próbować.

czwartek, 12 listopada 2015

Anselmann Spätburgunder 2011.


Nie mogło być inaczej. Po szkoleniu z winiarstwa niemieckiego w Jung & Lecker trzeba było sięgnąć po wino z tego kraju. Wybór padł na spätburgundera z Palatynatu (Pfalz). Nie był to zwiewny, kwiatowy, lekki pinocik, ale poważne wino, w którym czuć związek winiarza z ziemią. Takie właśnie jest - ziemiste nuty dominują i w nosie, i w ustach, 14% alkoholu może być dla głowy ciężarem. Pije się jednak wyjątkowo dobrze, po każdym kieliszku pozostaje niedosyt.

Wino kupiłem w Domu Wina.

poniedziałek, 26 października 2015

Greystone w Kieliszkach.

To była najbardziej kameralna prezentacja win (no może poza panelem malbeka Magazynu Wino) w jakiej miałem okazję uczestniczyć, raptem 6 osób. Kameralny okazał się również nowo otwarty lokal, w którym degustacja miała miejsce, a mianowicie Kieliszki na Próżnej w Warszawie. W tak miłych okolicznościach Nik Mavromatis, odpowiedzialny za sprzedaż i marketing w Thomas Family Wines, opowiadał o znakomitych winach Greystone i nie mniej udanych Thistle Ridge, które są, powiedzmy, drugą etykietą Greystone. Bracia Peter i Bruce Thomas, właściciele Greystone (Wyspa Południowa NZ, region Waipara) mają również położoną obok posiadłość Muddy Water, a do pracy przy produkcji win z tych wszystkich posiadłości zatrudnili dwóch młodych specjalistów: Australijczyka Nicka Gilla - odpowiedzialnego za pracę w winnicach i Dominica Maxwella odpowiedzialnego za winifikację. Nick pracował wcześniej w słynnym Penfold Wines w australijskiej Barossa Valley, natomiast Dominic zaraz po studiach enologicznych poświęcił się pracy w Greystone, a o jego wysokich umiejętnościach świadczy fakt, że w 2011 roku zdobył tytuł najlepszego winemakera Nowej Zelandii. Te dwie osoby stanowią zgrany duet, który odnosi wiele sukcesów w konkursach, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych, zatem mieliśmy tego dna prawdziwą przyjemność próbowania win mistrzowskich. Nie ma co dużo gadać, wina były doskonałe, pięknie rozwijały swe bukiety w kieliszku, by po chwili oczarować podniebienia. Obecny na degustacji Tomasz Kolecki-Majewicz - wielokrotny mistrz Polski sommelierów - przekonywał co prawda, że wina pewnie byłyby jeszcze lepsze, gdyby zamykano je korkiem, a nie zakrętką, ale Nik Mavromatis ripostował, że zakrętki stosowane w Greystone są najwyższej jakości i zapewniają winom doskonałe warunki w butelce. Zdaje się, że do porozumienia nie doszło, na szczęście ręce poszły w ruch tylko po to, by zbliżyć kieliszki do ust.

Trudno wyobrazić sobie lepsze śniadanie.

Kieliszki na Próżnej.

Nik Mavromatis.

Tomasz Kolecki-Majewicz, Monika Powalisz i Maciej Świetlik.

Maciej Świetlik i Piotr Wyszomirski.

Piekielnie dobre wina wyniosły nas do niebios.

Maciej Świetlik, Paweł Demianiuk i Nik Mavromatis.

Dziękuję Piotrowi Wyszomirskiemu i Maciejowi Świetlikowi (Wines United - importer win Greystone) za możliwość uczestniczenia w degustacji, Nikowi Mavromatisowi za informacje na temat degustowanych win, Tomkowi Koleckiemu i Monice Powalisz (Smak - magazyn wokół stołu) za przemiłe towarzystwo, a Pawłowi Demianiukowi za udostępnienie kieliszków ;)

sobota, 24 października 2015

Taste Italy 2015.

22 października w warszawskim Hotelu La Regina odbyła się degustacja win włoskich Taste Italy. 


Impreza była zamknięta, przeznaczona dla branży winiarskiej, obecni w Warszawie producenci poszukiwali (poszukują) w Polsce partnerów biznesowych. Ja, jak wiecie, nie zajmuję się importem, ale skorzystałem z okazji, aby wysłuchać wykładu Wojtka Bońkowskiego - eksperta znającego włoskie winiarstwo na wylot. Takie prelekcje, połączone oczywiście z degustacją, to najlepsze lekcje dla takich amatorów jak ja, znacznie istotniejsze od okazji do przemieszczania się w ekspresowym tempie między stolikami wystawców. 

Spróbowaliśmy 7 win z różnych apelacji i regionów Włoch: Barberę d'Asti, Langhe Nebbiolo i Barolo z Piemontu, Brunello di Montalcino z Toskanii, Brindisi Rosso i Primitivo di Manduria z Apulii, a na samym końcu Amarone della Vapolicella z Veneto. Porównawcza degustacja, na którą raczej rzadko decydujemy się w warunkach domowych, to doskonała okazja, aby móc w jednej chwili spróbować kilku, czasem kilkunastu win, by wychwycić ich specyfikę i odnotować różnice (podbieństwa) pomiędzy nimi. Przy okazji trudno przecenić profesjonalny komentarz prowadzącego takie spotkanie. Tego możecie mi pozazdrościć, dla Was na pociechę mam kilka ilustracji tego arcyciekawego przedpołudnia.

Dookoła Włoch.

Pierwsze wino już w kieliszku (Langhe Nebbiolo).

Wojtka Bońkowskiego nie trzeba przedstawiać winomaniakom.
Miłośnikom Chopina też nie ;)

Chleb i wino to podstawa egzystencji. Kto czytał Biblię ten wie.

No to siup!

Uprzejmie dziękuję Taste ITaly Gawęda, Trzaskalska Sp.j. za możliwość wzięcia udziału w seminarium. Do zobaczenia w przyszłości! 

wtorek, 20 października 2015

Winne Wtorki #110. Wina Polskie.

Nikt nie lubi poniedziałków, ale do wtorków osobiście nic nie mam, zwłaszcza, jeżeli jest to Winny Wtorek. Przypominam, że pijemy (próbujemy, degustujemy) wina wg pewnego klucza, który określa kolejno jeden z blogerów winnych biorących udział w tym projekcie. Temat na dziś zaproponowały Kobiety i Wino, a są nim wina polskie.

Kilka razy miałem okazję próbować win polskich. Pierwszym z nich był kupaż chardonnay/auxerrois z Winnicy Jaworek, zamknięty jedynie w 820 butelkach, jako posiadacz jednej z nich czułem się jakoś szczególnie wyróżniony, choć w naszych warunkach ledwie kilkaset butelek danego wina nie jest niczym szczególnym.

Pierwsze polskie wino, jakie piłem.
Od tego czasu wiele się zmieniło, wielu producentów uzyskało certyfikaty pozwalające na sprzedaż wina, co wcale nie jest łatwe - winiarze walczą z bzdurnymi przepisami, które dziś niewiele mają wspólnego z wolnością gospodarczą zaproponowaną przez ministra Wilczka na początku ustrojowej transformacji. No, ale to nie jest temat na dzisiejszy wpis.

Po drodze było kilka butelek od Płochockich, panel poświęcony polskim winom podczas II zlotu blogerów winnych, który był dla mnie szczególnie cennym doświadczeniem, ostatnio piłem zaś M&13 (szczep muscaris, rocznik 2013) z Domu Bliskowice.


Dzisiaj mam przyjemność pić wino T4 z Winnicy Rzeczyca - jego nazwa jest oczywiście kodem, za którym kryje się szczep traminer zebrany w 2014 roku. Wielu polskich winiarzy koduje nazwy, ponieważ umieszczenie nazwy szczepu i rocznika wina na etykiecie wiąże się z dodatkowymi kosztami, co jest kompletną bzdurą i kolejnym ograniczeniem wolności gospodarczej, z którym nie poradził sobie (nie chciał?) rząd PO-PSL, wydawałoby się liberalny i z nastawieniem pro-rolniczym.


Wino trafiło do mnie właściwie za sprawą przypadku. Rozmawiałem z kolegą w pracowniczej kantynie i tak powoli, od słowa do słowa, doszliśmy to tematu win. Kolega nie jest specjalnie „winny”, ale ma przyjaciółkę, której rodzice pasjonują się winami na tyle, że założyli winnicę, której poświęcają każdą wolną chwilę i zdaje się, że wraz gospodarstwem agroturystycznym ma ona stanowić trzon ich utrzymania. W pełni popieram i trzymam kciuki! Wymiana maili, rozmowa przez FB i wino znalazło się u mnie, ale o nim może jeszcze za chwilę. Teraz kilka słów o samej winnicy. Żeby nie pisać historii na nowo posłużę się cytatem z profilu winnicy na FB:

"Winnica Rzeczyca leży we wsi Rzeczyca, w gminie Kazimierz Dolny, przy turystycznym szlaku rowerowym, prowadzącym z Kazimierza Dolnego do Rąblowa, w odległości około 6 km od rynku.

Stare siedlisko jest usytuowane w malowniczym, pagórkowatym terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego, nad wąwozem lessowym.
W mocno zróżnicowanym i pofałdowanym terenie, o bogatej szacie roślinnej, występują rozmaite nachylenia stoków z przewagą ekspozycji południowo-zachodniej i zachodniej. Średnia wysokość to 190 do 205 m npm.

Obecnie obszar winnicy to 0,5 ha uprawy próbnej, dającej już pierwsze plony, oraz około 2,0 ha pola przygotowywanego stopniowo pod właściwe nasadzenia . Odmiany już plonujące i dające wina białe to Hibernal, Solaris, Seyval Blanc, Traminer i Jutrzenka.
Uprawiane odmiany na wina czerwone to: Regent, Rondo i Cabernet Cortis .

W trakcie uprawy winorośli, a następnie winifikacji, w miarę możliwości unikamy stosowania zabiegów chemicznych, a także nie używamy nawozów sztucznych.

Staramy się robić wina gronowe nieszaptalizowane (bez dodatku cukru), naturalne, niefiltrowane.

Plany docelowe to winnica obejmująca 2,5 ha funkcjonująca przy gospodarstwie agroturystycznym."

No i pięknie! Powtarzam jeszcze raz: trzymam kciuki za sukces!


A teraz kilka słów o samym winie.
Rzeczyca T4  to wino niezwykle aromatyczne, pachnące kwiatami, czyste, z dobrze wyczuwalną słodką nutą. Wino jest półwytrawne, choć wydaje mi się, że nie za sprawą cukru resztkowego, a raczej niewybujałej kwasowości. Mi w każdym razie to wino wydawało się całkiem wytrawne, świeże, z mineralną, kamienną nutą. Bardzo smaczne. Mówię to z przekonaniem i radością, bo bałem się trochę, że będę musiał je chwalić na siłę, ale obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione, wino obroniło się samo.

Jeśli chodzi o cenę, to także jest dobrze. Polskie wina rzadko schodzą z ceną poniżej 40 zł, a te z Rzeczycy oscylują wokół tej kwoty - najtańsze kosztują 35 zł, najdroższe 45 zł.

Oprócz T4 zamówiłem jeszcze Rose (na bazie odmiany rondo) oraz Cuveė (mieszanka odmian: seyval blanc, bianca i jutrzenka). Jak tylko je spróbuję dam Wam znać. Przypominam, że moje winne notatki znajdziecie nie tylko na blogu, ale też Facebooku i Instagramie. Zapraszam!

----------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #110 na podniebieniach innych blogerów:
----------------------------------------------------------------------
Winniczek
Nasz Świat Win
Kobiety i Wino
----------------------------------------------------------------------

środa, 14 października 2015

Manos Negras, czyli czarne ręce.

W ostatnim wydaniu magazynu Press (10/2015) przeczytałem ciekawy wywiad z Markiem Bieńczykiem. Jedno zdanie szczególnie zapadło mi w pamięci, wiąże się ono z ocenianiem win, a przez to ocenianiem samych winiarzy.

"[…] bardzo łatwo jest obrazić winiarza, który przecież w swoją robotę wkłada całe życie."


Sporo o tym myślałem. Zdaję sobie sprawę z tego jak łatwo kogoś skrzywdzić niesprawiedliwym słowem. Wolność pisania zbyt często staje się niefrasobliwą dowolnością, którą obecnie nazywa się modnym słowem „hejt”. Wygodnie jest siedzieć w fotelu i zastanawiać się, czy winko dobre, czy tylko takie sobie, a może całkiem do dupy. Czy to już trzeba wyczyścić czarne od tanin zęby, czy może dopiero po następnym kieliszku? Mądrząc się na temat wina najczęściej, niestety, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaką pracę przy wytwarzaniu wina wykonano na miejscu. Warunki pogodowe, ataki insektów czy klęski żywiołowe determinują rodzaj walki, jaką o wino (a pośrednio i o życie) stoczą winiarze. My od wina mamy tylko brudne zęby, a oni, urobieni pod pachy, mają czarne ręce. I nie jest im do śmiechu, gdy ktoś kpi z ich roboty.

Manos Negras to producent, który z czarnych rąk uczynił symbol swoich win. Wino to nie jest przecież tylko romantyczna degustacja wina w słoneczne dni, w cieniu oliwnych gajów, w towarzystwie smakowitych serów i pysznych wędlin. To ciężka praca, brudne dłonie, krew, pot i łzy. Ale w butelkach Manos Negras jest jeszcze wielkie serce włożone w ciężką robotę i dlatego efekty są tak niesamowite. Mogłem się o tym przekonać kilkukrotnie, ostatnio w towarzystwie Artura Zarzyckiego (Vive le Vin - importera Manos Negras), Jorge Crotty (przedstawiciela producenta) i gości zebranych w Restauracji „Nowa Próżna” w Warszawie. „Przerobiliśmy” wszystkie dostępne w Polsce wina argentyńskie Manos Negras (producent ma winnice również w Chile) i jeśli miałbym krótkim zdaniem podsumować degustację to powiedziałbym „było świetnie”.

Jorge Crotta (Manos Negras) i Artur Zarzycki (Vive le Vin)
Urzekł mnie bardzo aromatyczny Salta Torrontes 2013 - przyznaję, że poznałem ten szczep nie tak dawno temu, ale jest szansa, że zaprzyjaźnimy się na dłużej. Wino kusi pięknym nosem obiecującym słodycz w ustach, ale te wypełniają się kamienną surowością i kwasową świeżością. Urzekły mnie malbeki, o co nietrudno, bo bardzo je lubię od dawna, choć te są zrobione w bardzo delikatnym stylu, gdzie mocnym elementem jest kwasowa struktura, a taniny są gładkie i drobne, nie są też przesadnie ekstraktywne, choć koncentracji odmówić im nie można. Urzekły mnie delikatne pinoty - subtelne i eleganckie, ale z charakterem. Uwielbiam malbeki, ale to chyba pinoty tego dnia zdobyły moje serce. Podobała mi się linia Zaha - Malbec i Cabernet Franc pochodzą z konkretnej winnicy (Toko Vineyard), w założeniu miały oddawać charakter pewnego terroir. Czy im się udało to trudno powiedzieć po dwóch butelkach, ale nie mam wątpliwości, że to świetne wina, choć ich znacznie wyższa cena może niektórych odstraszyć. Ciekawym winem okazał się także kupaż malbeka i caberneta. Ciekawym, bo zwykle cabernet „zawłaszcza” wino, a tu jednak malbec nadaje mu charakter i nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Podsumowując: jest co pić i warto pić. Nie należy ulegać stereotypom i jednak próbować win z regionów, które niekoniecznie cieszą się wielkim uznaniem wśród ekspertów. Artur wie jak wydobyć prawdziwe perły i można mu w tej kwestii zaufać.




Leje się!


Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino)

Artur Zarzycki i Jorge Crotta.


Andrzej Daszkiewicz i Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino), Artur Zarzycki
i Maciej Nowicki (Winicjatywa).
Andrzej Daszkiewicz i Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino).

Wina degustowałem na zaproszenie Vive le Vin - dziękuję!

wtorek, 6 października 2015

Winne Wtorki #109. Gruzja.

Za mało  Włoch, za mało Francji, za mało Hiszpanii, za mało Argentyny i Chile, a już na pewno za mało Gruzji. W zasadzie o każdym kraju czy winiarskim regionie mógłbym napisać, że za mało, bo jeśli miałbym sobie wyrobić o nich zdanie, to przecież nie na podstawie dwóch, trzech czy nawet dziesięciu butelek. Po sześciu latach obcowania z winem wiem, że nic nie wiem, że wciąż za mało, choć jeśli miałbym polegać na opinii teściowej, to za dużo, zdecydowanie za dużo. 

W każdym razie o Gruzji nie wiem zbyt wiele, a w tym roku z winem gruzińskim miałem do czynienia... raz. To było na wakacyjnym wyjeździe, w małej miejscowości pod Zakopanem, w lokalnym markecie zgarnąłem z półki Faktorii Win butelkę saperavi.

Jeśli powiem, że dobre, to za mało, czy w sam raz?
Katalog win na stoisku był już nowy, ale wina w sklepie pochodziły jeszcze z wcześniejszego. Oprócz wina gruzińskiego z tego samego katalogu kupiłem Manfredi Barolo i Frescobaldi La Torre z toskańskiej apelacji Morellino di Scansano AOC i uczciwie przyznaję, że Gruzja wówczas znacznie bardziej przypadła mi do gustu, a poza tym była najtańsza w tym zestawieniu. Było to wino smaczne, bardzo "pijalne" i dobrze poukładane. Owoc, tanina, kwas, alkohol - wszystko w doskonałych proporcjach, a przecież nie jest to jakieś szczególne wino. Po prostu dobra robota.

Okazja do wypicia wina z Gruzji pojawiła się dzisiaj za sprawą Kasi Józefiak - autorki bloga "Korek od wina". Winne Wtorki nie zaprzątały ostatnio mojej głowy, na niej spoczęły inne sprawy, ale akurat o Gruzji nie zapomniałem i nawet nieźle się przygotowałem pod względem zakupów.

Kilka win kupiłem, ale wybrać muszę jedno...
Na warszawskich Kabatach znajduje się sklep firmowy producenta TELAVI WINE CELLAR, w którym można kupić większość win znanych pod marką Marani i stamtąd pochodzą moje butelki, choć jedną z nich kupiłem w innym sklepie. Nie ma raczej problemu z dostępem do win tej marki, ale jeśli mielibyście jednak z tym kłopot, to wina Marani można kupić bez problemu w sklepie internetowym. Pewności nie mam, ale mam wrażenie, że niektóre wina są tam nawet tańsze niż w sklepie stacjonarnym.

Nie mam pytań...
Takie wina kupiłem, ale nie mam możliwości, żeby spróbować ich wszystkich. Pierwszym wyborem zostało zatem rkatsiteli (to odmiana) z Kondoli (to winnica) z regionu Kakheti (wschodni kraniec Gruzji).  Jeśli jesteście amatorami, takimi jak ja, to wino będzie Wam się kojarzyło raczej z chardonnay niż z sauvignon blanc, czyli melon, banan, guma balonowa. Wino zostało tknięte beczką (dąb francuski - nowy i używany), więc maślane nuty chardonnay z Kalifornii nie będą złym skojarzeniem, choć mdleć od tego nie będziecie za sprawą mitycznej "mineralności" zaklętej w surowości, ale i krągłości rzecznych otoczaków. Moim zdaniem wino jest super, cena 45 zł absolutnie nie odstrasza.

Powtarzam raz jeszcze, specjalistą od win gruzińskich nie jestem, ale kilka razy je piłem i ani razu się nie rozczarowałem. Jeśli tak mają wyglądać moje spotkania z Gruzją, to jestem zdecydowanie na TAK.

-------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #109 na podniebieniach innych blogerów:
-------------------------------------------------------------------
Blurpp
Italianizzato
Dolina Mozeli
Nasz Świat Win
-------------------------------------------------------------------



wtorek, 29 września 2015

Złoty pociąg Winestory.

W Winestory - sieci sklepów, w której rozpoczęła się moja winna przygoda, trwa obecnie promocja na część asortymentu. Firma sprowadziła ostatnio trochę nowości na swoje półki, na których przez to zrobiło się ciasno, więc część dobrze znanej oferty trafiła na wyprzedaż pod modnym ostatnio hasłem „Złoty pociąg odnaleziony”. Można kupić sporo win w cenach do 40 zł, są też i takie, które można kupić wydając mniej niż 20 zł. Warto zatem odwiedzić sklepy i sprawdzić, czy znajdziecie coś ciekawego dla siebie.

źródło: Facebook Winestory

Cała ta historia ze złotym pociągiem dzieje się blisko mnie, ale mnie specjalnie nie angażuje. Nie czuję zupełnie więzi z tą sprawą, po prostu mnie nie grzeje, nie rozpala mojej wyobraźni. I podobnie było z winami, które do mnie w ramach akcji promocyjnej trafiły.

Różową cavę Gran Moments moja ręka wielokrotnie omijała, kiedy sięgałem po stojące obok wersje białe. Spokojne różowe wina, takie jak Terres de Mer w ogóle leżą poza moją sferą zainteresowań, ale jeśli czytacie moje wpisy, wiecie o tym doskonale. Czerwone Thiery Loup Pic Saint Loup było najbliższe memu sercu i podniebieniu, ale Langwedocja często przegrywa (choć może niesłusznie) z innymi winiarskimi regionami Francji. Przypuszczam, że takich osób jak ja jest sporo, po prostu mamy inne preferencje. Ale po wypiciu tych win stwierdziłem, że przy takim nastawieniu sporo niezłych rzeczy przechodzi mi koło nosa. Gdybym ich nie spróbował, pewnie bym wcale nie żałował, jeśli zniknęłyby ze sklepowych półek na zawsze, być może nawet bym tego nie zauważył. Ale spróbowałem i wiem, że Gran Moments Brut Rose nie ustępuje jakością swojemu rodzeństwu, że Terres de Mer nie jest landrynkowym ulepkiem, tylko rasowo wytrawnym, porządnym winem różowym, a Thiery Loup Pic Saint Loup jest zdecydowanie ciekawsze, niż większość win z Bordeaux i Burgundii, jeśli trzymać się tylko kryterium ceny.

źródło: Facebook Winestory

Po takim doświadczeniu pozostaje mi tylko życzyć sobie i innym, żeby wina, które miałem okazję spróbować nadal gościły na sklepowych półkach. A już w ogóle byłbym szczęśliwy, gdyby na zawsze pozostały w cenach promocyjnych.

Dziękuję Winestory za udostępnienie win do degustacji.

środa, 16 września 2015

TFFG Portfolio Tasting 2015.

W ubiegłym tygodniu w warszawskim hotelu La Regina można było zapoznać się z ofertą krakowskiego importera win The Fine Food Group. Co prawda nie udało mi się „oblecieć” stanowisk poszczególnych producentów na sali głównej, ale miałem okazję wziąć udział w wykładach prowadzonych przez Franka Smuldersa posiadającego tytuł Master of Wine. Wykłady były dwa, pierwszy dotyczył podobieństw i różnic pomiędzy dwoma sławnymi regionami winiarskimi Hiszpanii - „Rioja vs. Ribera del Duero”, drugi zaś nosił tytuł „Różnorodność win Południowej Afryki”. Oczywiście w trakcie wykładów próbowaliśmy win z portfolio importera, które, co tu dużo gadać, były po prostu bardzo dobre. Jeśli chodzi o Hiszpanię, to oczywiście perełką były wina Muga z apelacji Rioja. To producent uznawany za jednego z najlepszych w Hiszpanii, choć znalazłoby się niemało osób uważających, że nawet w całej Europie. Piłem wina od tego producenta kilkukrotnie i zawsze byłem więcej niż zadowolony. Nie sądzę bym szybko zmienił zdanie na ten temat. Vina Pedrosa z Ribera del Duero wydają się bardziej mocarne i napakowane, ale nie można odmówić im klasy i elegancji. Mają nieco inny charakter, a Frank szukając analogii do win francuskich porównał je do Bordeaux, natomiast Rioja jest jego zdaniem odpowiednikiem Burgundii. Można się z tym zgodzić lub nie, w każdym razie zdanie Mistrza należy uszanować :)

Frank Smulders MW.
Wina z RPA zaprezentowały się ze świetnej strony. Importer zaczynał swoją działalności od sprowadzania win z tego kraju i do tej pory są one mocną pozycją w portfolio. Nawet najtańsze wina trzymają wysoki poziom, o czym miałem okazję przekonać się już wcześniej. Na twarzy Franka można było również zauważyć respekt i podziw dla niektórych win, miałem wrażenie, że był nawet nieco zaskoczony ich wysoką jakością. Szczególnie przypadły mu do gustu kupaże, a przy okazji wyraził swoje przekonanie, że najlepsze wina świata są zazwyczaj mieszankami. Nawet jeśli są monoszczepowe, to często grona do ich produkcji pochodzą z różnych parceli. To ciekawe spostrzeżenie i warto mieć je na uwadze.


Uprzejmie dziękuję za zaproszenie na wykłady, były cennym wkładem w moją winną edukację. Żałuję, że nie udało mi się zapoznać z całym portfolio, ale mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz.

sobota, 12 września 2015

Barolo czy Barbaresco?

Pod takim właśnie tytułem Michał „WineMike” Misior zorganizował degustację w ciemno, podczas której zebrani mieli za zadanie odpowiedzieć na pytanie, które z tych dwóch rodzajów win znajduje się aktualnie w kieliszku. Lista win (otrzymaliśmy ją po zakończeniu degustacji) była stosunkowo długa i znalazło się na niej 12 pozycji, a zabawa w zgadywanie zajęła nam mniej więcej 2 godziny. Pytanie wydawało się dość proste, ale udzielane na nie odpowiedzi nie były jednoznaczne, za każdym razem głosowaliśmy, choć o ile pamiętam „ustalona” w ten sposób odpowiedź była zazwyczaj poprawna. WineMike ma w zwyczaju umieszczanie „butelki niespodzianki” wśród pozostałych flaszek, tak było i tym razem. Było to wino zrobione ze szczepu aglianico, o którym często mówi się „Barolo południa” i rzeczywiście zostaliśmy wywiedzeni w pole. Poza jedną osobą - Andrzejem Strzelczykiem, który po raz kolejny pokazał, że tytułu Mistrza Polski Sommelierów nie zdobywa się za piękne oczy. Wielki szacun!



Trzeba powiedzieć, że tego typu degustacje są dla większości butelek krzywdzące. Dlaczego? Jeśli wybierzemy 2-3 naprawdę dobre butelki, to pozostaje wrażenie, że reszta była słaba. Prawdę mówiąc tak nie jest. Nawet najmniej udana butelka w tym zestawieniu, wypita spokojnie, z pewną atencją, będzie po prostu dobrym winem, często znacznie lepszym od tego, z czym mamy do czynienia na co dzień. Jeśli czytaliście mój poprzedni wpis, w którym wspomniałem, że podczas wakacji "nie za bardzo miałem o czym pisać”, to była to prawda, ale zdałem sobie z tego sprawę dopiero po powrocie, kiedy odkorkowałem butelkę barbaresco od Icardiego. Ta jedna butelka była lepsza od tego, co wypiłem przez cały sierpień. Fakt, że były to wina z supermarketów i dyskontów, ale to właśnie sieci wielkopowierzchniowe generują największy ruch w handlu winem i trzeba ten fakt zaakceptować. Ale jedno porządne barbaresco przekreśliło cały miesiąc „degustacji”, a dodatkowo Barolo Villadoria dokonało dzieła ostatecznego zniszczenia.

Barolo i Barbaresco to wina, które kosztują naprawdę dużo i chyba nie ma zbyt wielu winopijców-amatorów mogących sobie pozwolić na luksus otwierania takich win codziennie, do obiadu czy kolacji. Ja spróbowałem może 15-20 etykiet (mówię o całych butelkach, nie porcjach degustacyjnych) i zupełnie nie czuję się ekspertem od piemonckich perełek. Odróżnienie barolo od barbaresco nie było dla mnie takie oczywiste, jak dla niektórych zebranych i dlatego nie będę się silił na jakieś mądre wnioski. Zamiast tego chciałbym podziękować Michałowi za zorganizowanie spotkania, importerom za udostępnione butelki, a zebranym za fantastyczne towarzystwo, co niniejszym czynię. Przy okazji życzę innym amatorom wina podobnych spotkań i okazji do zdobywania tak ciekawych doświadczeń. No i wygranej w Lotto. W tym kontekście na pewno się przyda :)

ps. Dziękuję również właścicielowi winiarni "Pod Pretextem" za udostępnienie fantastycznego miejsca na degustację.

niedziela, 6 września 2015

Wino na wakacjach.

Kto tu zagląda, to się zorientował, że na blogu wakacyjny zastój. Sierpień minął, zaczął się wrzesień, a u mnie laba. To prawda, korzystałem w tym roku dość intensywnie z sezonu urlopowego i leniwie odpoczywałem. Od pisania szczególnie. Prawdę mówiąc, nie za bardzo miałem o czym pisać. Przebywałem z dala od większych miast, a to oznacza, że w wyborze wina były niemałe ograniczenia. Nawet Lidle i Biedronki się pochowały, choć na co dzień wydaje się, że stoją na każdym rogu. Przewidując taką sytuację postanowiłem do turystycznej chłodziarki zapakować kilka win, głównie dyskontowych, które od miesięcy zalegały w moim "składziku". Pomyślałem sobie, że to dobra okazja, żeby się ich "pozbyć", wszak trzeba zrobić trochę miejsca na nowe butelki, a przy okazji jakoś je z marszu opisywać, co starałem się czynić na facebookowej stronie bloga. Tutaj zaś małe podsumowanie:


Mona Monastrell Crianza 2010 (kupione 31.07.2014)
Pamiętam, że mi się podobało, kiedy piłem je pierwszy raz. A może wmawiałem sobie, że jest pyszne. Teraz miałem wrażenie, że piję kompot. Takie też to wino wzbudza emocje - jak kompot. Ale do obiadu i na grilla więcej nie potrzeba. Kiedy było w ofercie kosztowało 24,99 zł, ale ja dokupiłem je na wyprzedaży za 10 zł.


Santa Luz, Gran Reserva Carmenere, 2013 (otrzymane 21.07.2015)
Z każdą wypitą butelką mam do Carmenere coraz mniej szacunku. Znów mam skojarzenie z kompotem, co w odniesieniu do wina oznacza, że jest smaczne, owocowe, dość słodkie i szybko umyka z pamięci. Ale dla osób stroniących od win wytrawnych, albo win w ogóle, może wydać się nawet atrakcyjne. 29,99 zł w ofercie.


Regio Zinfandel, 2012 (otrzymane 21.07.2015)
Znany szczep, modne miejsce, stare krzewy, niezła cena. Hit? Może nie, ale kit tym bardziej nie. Dało radę, szczególnie na tle wyżej wymienionych butelek. Przypominało wino, a nie soczek owocowy i za to duży plus, ale bez przesady. 29,99 zł w ofercie.


Crucero Cabernet Sauvignon 2013, Vina Siegel (kupione 27.07.2014)
To wino kupiłem na wyprzedaży za 10 zł, ale warte byłoby wypicia nawet gdyby kosztowało 30 zł. Było naprawdę fajne: intensywne, bogate, wyraziste.

Messias Selection, Douro 2011 (kupione 31.07.2014)
Podczas portugalskich promocji w Biedronce najłatwiej było trafić wina dobre i niedrogie. O ile Francja, Włochy, czy nawet Hiszpania była zazwyczaj kiepsko oceniania, to Portugalia miała raczej dobre noty. To wino, podobnie jak poprzednie, kupiłem na wyprzedaży za 10 zł, po wypiciu żałowałem, że nie zainwestowałem w dwunastopak. Coś musiało się w nim zmienić, po raz pierwszy kupiłem je w listopadzie 2013 roku (16,99 zł), ale wtedy nie robiło wrażenia. Widocznie dojrzało :)


F'oz. Dao 2012. (otrzymane 27.10.2014)
Wypiłem i niewiele zapamiętałem, ale tak jakoś zawsze miałem z winami z Dao. To po prostu dobre, pijalne wina, doskonałe do obiadu, ale szybko mi umykają z pamięci. Cena: 17,99 zł i za ta pieniądze na pewno warto je kupić.