środa, 14 października 2015

Manos Negras, czyli czarne ręce.

W ostatnim wydaniu magazynu Press (10/2015) przeczytałem ciekawy wywiad z Markiem Bieńczykiem. Jedno zdanie szczególnie zapadło mi w pamięci, wiąże się ono z ocenianiem win, a przez to ocenianiem samych winiarzy.

"[…] bardzo łatwo jest obrazić winiarza, który przecież w swoją robotę wkłada całe życie."


Sporo o tym myślałem. Zdaję sobie sprawę z tego jak łatwo kogoś skrzywdzić niesprawiedliwym słowem. Wolność pisania zbyt często staje się niefrasobliwą dowolnością, którą obecnie nazywa się modnym słowem „hejt”. Wygodnie jest siedzieć w fotelu i zastanawiać się, czy winko dobre, czy tylko takie sobie, a może całkiem do dupy. Czy to już trzeba wyczyścić czarne od tanin zęby, czy może dopiero po następnym kieliszku? Mądrząc się na temat wina najczęściej, niestety, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jaką pracę przy wytwarzaniu wina wykonano na miejscu. Warunki pogodowe, ataki insektów czy klęski żywiołowe determinują rodzaj walki, jaką o wino (a pośrednio i o życie) stoczą winiarze. My od wina mamy tylko brudne zęby, a oni, urobieni pod pachy, mają czarne ręce. I nie jest im do śmiechu, gdy ktoś kpi z ich roboty.

Manos Negras to producent, który z czarnych rąk uczynił symbol swoich win. Wino to nie jest przecież tylko romantyczna degustacja wina w słoneczne dni, w cieniu oliwnych gajów, w towarzystwie smakowitych serów i pysznych wędlin. To ciężka praca, brudne dłonie, krew, pot i łzy. Ale w butelkach Manos Negras jest jeszcze wielkie serce włożone w ciężką robotę i dlatego efekty są tak niesamowite. Mogłem się o tym przekonać kilkukrotnie, ostatnio w towarzystwie Artura Zarzyckiego (Vive le Vin - importera Manos Negras), Jorge Crotty (przedstawiciela producenta) i gości zebranych w Restauracji „Nowa Próżna” w Warszawie. „Przerobiliśmy” wszystkie dostępne w Polsce wina argentyńskie Manos Negras (producent ma winnice również w Chile) i jeśli miałbym krótkim zdaniem podsumować degustację to powiedziałbym „było świetnie”.

Jorge Crotta (Manos Negras) i Artur Zarzycki (Vive le Vin)
Urzekł mnie bardzo aromatyczny Salta Torrontes 2013 - przyznaję, że poznałem ten szczep nie tak dawno temu, ale jest szansa, że zaprzyjaźnimy się na dłużej. Wino kusi pięknym nosem obiecującym słodycz w ustach, ale te wypełniają się kamienną surowością i kwasową świeżością. Urzekły mnie malbeki, o co nietrudno, bo bardzo je lubię od dawna, choć te są zrobione w bardzo delikatnym stylu, gdzie mocnym elementem jest kwasowa struktura, a taniny są gładkie i drobne, nie są też przesadnie ekstraktywne, choć koncentracji odmówić im nie można. Urzekły mnie delikatne pinoty - subtelne i eleganckie, ale z charakterem. Uwielbiam malbeki, ale to chyba pinoty tego dnia zdobyły moje serce. Podobała mi się linia Zaha - Malbec i Cabernet Franc pochodzą z konkretnej winnicy (Toko Vineyard), w założeniu miały oddawać charakter pewnego terroir. Czy im się udało to trudno powiedzieć po dwóch butelkach, ale nie mam wątpliwości, że to świetne wina, choć ich znacznie wyższa cena może niektórych odstraszyć. Ciekawym winem okazał się także kupaż malbeka i caberneta. Ciekawym, bo zwykle cabernet „zawłaszcza” wino, a tu jednak malbec nadaje mu charakter i nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Podsumowując: jest co pić i warto pić. Nie należy ulegać stereotypom i jednak próbować win z regionów, które niekoniecznie cieszą się wielkim uznaniem wśród ekspertów. Artur wie jak wydobyć prawdziwe perły i można mu w tej kwestii zaufać.




Leje się!


Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino)

Artur Zarzycki i Jorge Crotta.


Andrzej Daszkiewicz i Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino), Artur Zarzycki
i Maciej Nowicki (Winicjatywa).
Andrzej Daszkiewicz i Tomasz Prange-Barczyński (Magazyn Wino).

Wina degustowałem na zaproszenie Vive le Vin - dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz