niedziela, 24 kwietnia 2011

Money, money, money...

Ile razy ten temat już był wałkowany. Na blogach, na forach, na degustacjach. Wniosek zawsze ten sam: za drogo. Mowa oczywiście o cenach wina w Polsce. Może nie jest to problem dla osób, które kupują wina od święta, zwłaszcza że najprawdopodobniej strefa ich poszukiwań zamyka się zwykle w obrębie monopolowego stoiska w najbliższym supermarkecie, gdzie nie stracą majątku. Ci, którzy złapali winnego bakcyla (jak ja) i kupują wina częściej mają jednak pewien problem z kosztami swej edukacji. Oczywiście dobrze znamy stanowisko importerów i dystrybutorów wina, którzy wysokie marże (w niektórych przypadkach ekstremalnie nieprzyzwoite) tłumaczą niewielkimi obrotami i małym (w ujęciu statystycznym) zainteresowaniem Polaków winem. Dochodzą do tego koszty utrzymania magazynów i sklepów, koszty związane z pozyskaniem i rozdysponowaniem znaków akcyzy oraz kilka mniej lub bardziej ukrytych podatków nakładanych przez nasze państwo. Przeczytałem dziś wpis na blogu "Winne przygody" dotyczący wina, które można (albo można było) przez internet zamówić w Niemczech (Wein-Bastion.de) za ok. 25 zł, a u polskiego importera (dystrybutora) kosztuje 66 zł, co stanowi 264% ceny niemieckiej. Czy jest to różnica uzasadniona polskimi realiami? Jestem przekonany, że nie. Inna polska firma, właściciel sklepów "Galeria wina" premiuje większe zakupy, poprzez "system specjalnych upustów". Znana była promocja 6+6 gratis (miałem okazję z niej skorzystać, a wina były naprawdę niezłe), która polegała na tym, że przy zakupie sześciu win kolejnych sześć jest "za darmo". Oczywiście na tej promocji sklep (importer) i tak wychodzi na swoje, co oznacza, że poza promocją wina są mega mocno przeszacowane. Stali klienci mogą nawet pojedyncze butelki kupować za 50%, klient z ulicy w tym przypadku wychodzi na arcyfrajera. Przykłady można mnożyć. Nawet Lidl, który kiedyś reklamował się jako tani (to już przeszłość), a przez wielu jest wielbiony za ofertę niedrogich, przyzwoitych win, nie jest wcale takim "dobrym wujkiem" na jakiego wygląda. Wystarczy wejść na niemiecką stronę tego dyskontu (ze znacznie bogatszą ofertą niż polska), aby przekonać się, że wino Viajero Cabernet Sauvignon 2005, które kosztuje u nas 39,99 tam można kupić za 7€ (ok. 28) zł, a proste bordeaux (do schaboszczaka w sam raz) za śmieszną, jak na nasze warunki, cenę 13,45 zł, w Niemczech kosztuje 1,99€ (ok. 8 zł).

No i co o tym sądzicie, drodzy winomaniacy? Nie czujecie się lekko wykorzystani? Może czas na zmiany? Tomasz Prange-Barczyński z okazji wydania 50-tego numeru Magazynu Wino zauważył, że od początku istnienia tego czasopisma, ceny wina w Polsce uległy znacznej obniżce. Współczuję tym, którzy musieli kupować wino w czasach, kiedy znajdowało się ono jeszcze poza sferą moich zainteresowań. Sądzę, że dziś, kiedy problem cen wina dotyka mnie bezpośrednio, jest jeszcze wiele do zrobienia. Winomaniaków zachęcam do propagowania winnej kultury w społeczeństwie, dystrybutorów (importerów) zachęcam zaś do tego, by swoimi - często chorymi - cenami nie przeszkadzali nam w tym procesie. Globalizacja i dostępność do informacji jaką daje internet, czynią z nas konsumentów bardziej świadomych od tych z początków MW. Dobrze by było, żeby nasi rodzimi importerzy mieli tego świadomość, bo my doskonale wiemy jak korzystać z przywileju członkostwa w Unii Europejskiej.

ps. Projekt "Winne wtorki" rozwija się zaskakująco szybko, wkrótce będziemy dość pokaźną siłą, może warto wykorzystać ten fakt i lobbować na rzecz uczciwego traktowania klientów. Jeśli importerzy czują się bezsilni wobec państwa, pomóżmy im z nim walczyć. Ale jeśli dbają tylko o swój zysk, niech wiedzą, że wiemy jak ich osłabić.

5 komentarzy:

  1. Drogi Mariuszu!
    Po pierwsze Wszystkiego dobrego na Święta!!!
    Trzeba zacząć od tego, że to co zrobili chłopcy z Winnych przygód jest łamaniem prawa. Skrajnie idiotycznego prawa, ale jednak.
    Przykład Cavalchiny jest dość skrajny. Polski importer tych, bardzo dostępnych we Włoszech win, jest znany z mocno przegiętego marżowania. Nie wyobrażam sobie kupowania u nich czegokolwiek.
    I najważniejsze, ja bardzo chcę, żeby polscy importerzy win dbali o swój jak najwyższy zysk. Tylko pomóżmy im zrozumieć, że duże pieniądze nie biorą się z wysokiego marżowania, ale z wysokich obrotów!!! Mając świadomość, że wino jest powiedzmy tylko o 20% droższe w Polsce niż w Niemczech z pewnością byśmy zrezygnowali z prywatnego, bagażnikowego, importu. Ci importerzy, którzy dostrzegą to pierwsi nie tylko zyskają serca winomaniaków, ale również odniosą sukces biznesowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. @BNC Wszystkiego Najlepszego, Piotrze! Bardzo dziękuję za życzenia.
    Masz rację, poziom cen w Polsce, wyższy od niemieckich o 20% byłby dla wielu winomaniaków zupełnie do zaakceptowania. Obawiam się jednak, że takich ofert na naszym rynku jest niewiele. Mój blogowy apel nie miał na celu zachęcania nikogo do kupowania wina za granicą, a raczej na zwrócenie uwagi (także importerów), że miłośnicy wina w Polsce dokładnie wiedzą, w którym miejscu przepłacają i ile przepłacają. Budzi to w nich wewnętrzny, zupełnie zrozumiały sprzeciw. Pytanie, kto ma zrobić pierwszy krok? My konsumenci, którzy zawsze będziemy poszukiwali lepszych ofert, czy importerzy, którzy swą ofertę będą dostosowywali do potrzeb konsumentów. Jakkolwiek by nie było, powinno to przynieść winomaniakom korzyść. Ważnie, żeby nasz głos został usłyszany. Winne Wtorki mogą być głośną tubą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego co wiem, to na następny winny wtorek jest planowane wino, które kosztuje 60 zł u nas, a w .de 10 euro. Na razie więc winne wtorki są głośną tubą, przez którą ogłaszamy, że zgadzamy się na 50% marżę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, ceny są często zbójnickie. Na szczęście często w sklepach można wytargować rabat dla stałych klientów, chociaż zwykle nie jest on wielki, to zawsze jest to jakaś ulga dla portfela.
    A co byś proponował w związku z Winnymi Wtorkami?

    OdpowiedzUsuń
  5. @Jakub Proponuję tak często, jak to tylko jest możliwe i jeśli oczywiście jest to zgodne z prawdą, przy naszych opisach wspominać o cenach wina w Polsce w kontekście cen w innych krajach europejskich. W przypadku McGuigana to wyszło z nas jakoś całkiem naturalnie, tzn. wielu z nas napisało, że wino jak na swą jakość jest za drogie, a na Zachodzie (np. w UK) kosztuje przynajmniej 2 razy mniej. Prędzej, czy później ludzie importujący wina, czy też handlujący nimi przeczytają, co o tym sądzimy.

    OdpowiedzUsuń