Oj, chodzi ta Francja za mną, chodzi... Wino, które dziś otworzyłem to Chateau Bel Air rocznik 2007. Bel Air, Bel-Air, Belair to nazwy, które już wcześniej gdzieś widziałem, gdzieś słyszałem, które utkwiły mi, sam nie wiem dlaczego, w mej świadomości. To wino było jednym z kandydatów na obiekt badań w ramach projektu "Winne wtorki", ale nim nie zostało, w zamian w obroty wzięliśmy australijskie McGuigan Shiraz. Już na etapie kupna tego wina byłem lekko zdezorientowany, bo obok butelki Bel Air z apelacji Haut-Medoc stało wino z innej bordoskiej apelacji, sam już nie wiem jak pisane, z kreską, a może nierozłącznie. Wyczuwałem jakąś ściemę, choć nie wiedziałem (nadal nie wiem) na czym miałaby ona polegać. Może na tym, że coś, co wydaje się znanym i prestiżowym kosztuje "tylko" 60 zł. Bardziej doświadczonych czytelników mego bloga, którzy rozkminili już ten problem proszę o info, będę może wtedy ciut mądrzejszy niż dziś. Wino otworzyłem z "taką pewną nieśmiałością", wlałem do nowo nabytego, pokaźnych rozmiarów kielicha typu "bordeaux", którego kształt ma uwypuklać zalety win pochodzących z tego regionu Francji. Zakręciłem, powąchałem i zostałem brutalnie zaatakowany zapachem drożdży, podobnych do tych, których użyłem niedawno do własnoręcznie wypiekanego chleba, a o których trudno powiedzieć, że należą do tych szlachetnych. Zapach zapachem, po pierwszym łyku już wiedziałem, że tragedii nie będzie i że żył z powodu tego wina nie podetnę, w każdym razie nie sobie. Przyjemny, wyraźny wiśniowy smak, kwasowość taka jak lubię, wyczuwalna, ale twarz po kilku łykach zachowuje swój naturalny (choć nie zawsze doskonały) wygląd. Taniny gładkie, obecność alkoholu wyraźna, ale dobrze zrównoważona pozostałymi elementami struktury wina. Zapach po kilkunastu minutach stracił swój irytujący, chlebowy charakter, przypominał bardziej włoskie orzechy. Napowietrzenie zmieniło odbiór wina zdecydowanie na plus.
W zasadzie, mimo początkowych obaw, wino mile mnie zaskoczyło. Piłem je z przyjemnością do samego końca, czyli tak zwanego dna, zupełnie bez poczucia obciachu. Czy kupiłbym je jeszcze raz? Bez przesady. Rozejrzałbym się raczej za etykietą, na której nazwa wina byłaby zapisana z kreską albo nawet nierozłącznie.
W zasadzie, mimo początkowych obaw, wino mile mnie zaskoczyło. Piłem je z przyjemnością do samego końca, czyli tak zwanego dna, zupełnie bez poczucia obciachu. Czy kupiłbym je jeszcze raz? Bez przesady. Rozejrzałbym się raczej za etykietą, na której nazwa wina byłaby zapisana z kreską albo nawet nierozłącznie.
Jongleur uwielbia piekne widoki więc rozkminia. Rezultaty poniżej:
OdpowiedzUsuńoddzielnie i bez kreski:
Château Bel Air w Haut Médoc to Twoje - należy do właścicieli Château Gloria
Château Bel Air w Saint-Estèphe
Château Bel Air w Saint-Croix-du-Mont
z kreską:
Château Bel-Air w Bordeaux
Château Bel-Air w Côtes-de-Castillon
Chateau de Bel-Air w Lalande-de-Pomerol
Chateau Bel-Air w Pomerol
Chateau Bel-Air w Lussac St-Emilion
pisane razem:
Chateau Belair St-Emilion Grand Cru
Jongleur nie przywiązuje wagi do pisowni, gdyż np ten Bel Air z St-Estephe pisza raz z kreska raz bez
Poza tym oczywiście jest od cholery Bel Airów w innych regionach np w Chinon i w Pouilly-Fume.
pozdrawiam
Jongleur
Wujek Matt dziękuje Jongleurowi, dzięki któremu dziś wiedza wujka jest większa niż wczoraj. A będzie jeszcze większa, bo Wujek Matt poszerza swoje horyzonty czytając jongleurowego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.