Dziś parę słów o mojej dość krótkiej jeszcze podróży w świat win, ale długiej na tyle, żeby stwierdzić, że mi się podoba. Nigdy nie przepadałem za winem, w zasadzie wiedziałem tylko tyle, że jest słodkie albo wytrawne, że może być białe lub czerwone. Byłem przekonany, że różowe to mieszanka białego z czerwonym…
Wolałem piwo, ale to co się dzieje na rynku piwa w Polsce to prawdziwa tragedia. Przemysł, przemysł, przemysł - piwa bardzo do siebie podobne i już nie tak dobre jak kiedyś. Nie jest to moje odosobnione wrażenie, polecam lekturę mini-felietonu na ten temat.
Po piwie było whisky i nadal jest, ale o tym może innym razem.
Tak było kiedyś, dziś bawię się w odkrywanie wina, próbuję się go trochę nauczyć, jakoś zrozumieć. A że nauka wina to głównie empiria (choć poznać teorię jednak należy), więc przeprowadzam doświadczenia, efektem których jest szersza wiedza, lepszy nastrój i chudszy portfel. Jednak już lektura “tasting notes” wywoływała u mnie ból głowy (lektura a nie wino) i stres, bo nijak nie była zbieżna z moim odbiorem “rozpracowywanych” win. Szybko zdałem sobie sprawę, że żeby wyczuć jakiś zapach, trzeba wiedzieć jaki on jest. Naukę wina należy według mnie rozpocząć od poznania zapachów. No więc wącham - maliny, wiśnie, czereśnie, śliwki, czekoladę i wanilię, grzyby i konfitury nawet masło i miętę. Bo podobno można wyczuć w winie takie aromaty. Celowo piszę “podobno”, bo ja ich jeszcze nie potrafię rozpoznać. No nie umiem i już. Zastanawiałem się, dlaczego? Co wpływa na stępienie tego zmysłu? Czuję, choć nie wiem tego na pewno, że jest to kwestia odżywiania się i doboru właściwych potraw. Mam wrażenie, że wszechobecna w produktach spożywczych “chemia” psuje nam zmysł powonienia, może dlatego, że w niemal każdym produkcie są wzmacniacze zapachów i smaku. Organizm na tyle się do nich przyzwyczaił, że nie potrafi wyczuwać naturalnych aromatów owoców i warzyw. Może warto zmodyfikować nieco przyzwyczajenia kulinarne, ograniczyć pitą w nadmiarze kawę, zmniejszyć mięsne racje by móc cieszyć się smakiem i aromatem wina.
Być może, ale jedno jest pewne - trzeba ten trunek po prostu degustować, regularnie lecz z umiarem, każdy łyk smakować z refleksją. Może wtedy wino się odwdzięczy i w świadomości pozostanie boską ambrozją.
Być może, ale jedno jest pewne - trzeba ten trunek po prostu degustować, regularnie lecz z umiarem, każdy łyk smakować z refleksją. Może wtedy wino się odwdzięczy i w świadomości pozostanie boską ambrozją.
Podobno węch się stępia też od wąchania kleju...
OdpowiedzUsuńZ pewnością jest tak, że kawa mocno przytępia smak i powonienie, które składają się na aromat. U mnie z pewnością tak jest, bo większość potraw wydaje mi się niedoprawiona. Myślę, że trzeba rzeczywiście zmienić dietę i zrezygnować właśnie choćby z kawy, żeby intensywniej wychwytywać delikatne nuty kompozycji wina na podniebieniu.
OdpowiedzUsuńNiestety, bez kawy nie mogę pracować a bez pracy nie będzie mnie stać na wino, więc zdaje się, że nie ma z tej sytuacji łatwego wyjścia.
A może dobrym rozwiązaniem jest wypicie wina przed kawą i pracą...? ;-)
Cieszę się, że w końcu zacząłeś zgłębiać świat wina. Najwyższa pora. Jak dla mnie, wino jest zdecydowaniu numero uno, whisky zaraz po nim :)
OdpowiedzUsuń