Pod koniec ubiegłego roku otrzymałem przesyłkę z winami niemieckimi w ramach świątecznego prezentu od Niemieckiego Instytutu Wina. Od jakiegoś czasu zachodzę w głowę, dlaczego jeszcze znajduję się na listach mailingowych jakichkolwiek instytucji promujących wina, wszak mój blog już od dawna leży zaniedbany. Leży i nawet nie kwiczy. Niemniej jednak się cieszę i traktuję ten prezent jako zachętę do wznowienia pracy nad tekstami. Może to i dobry pomysł, trzeba oderwać się czasem od spraw codziennych, od pracy, czy oglądania YouTube'a.
W pudełku były zapakowane dwa wina, oba miały dość tajemnicze dla mnie oznaczenia na etykietach, co w pierwszej chwili nieco mnie zmroziło, ale potem uznałem, że rozkminianie zawiłych nazw i sformułowań będzie dobrą zabawą, a jednocześnie świetną nauką i przypomnieniem geografii Niemiec. Geografia Niemiec, a także krajów leżących dalej na Zachód może się zawsze przydać w tej niepewnej sytuacji, z jaką mamy obecnie do czynienia. Na moje szczęście mam jeszcze materiały szkoleniowe, jakie zostały mi po podstawowym kursie przybliżającym wina niemieckie, a który miałem okazję zaliczyć w restauracji Jung & Lecker w Warszawie (nie wiem, czy jeszcze ona istnieje).
Ale nie przedłużajmy i zajmijmy się pierwszym winem w smukłej zielonej butelce, zamkniętej korkiem, ale bez plastikowej osłonki, jaka zwykle okrywa górną część szyjki butelki. Odpada nam zatem konieczność szpanowania umiejętnością zgrabnego odcinania tej osłonki za pomocą nożyka, będącego elementem kelnerskiego korkociągu zwanego popularnie trybuszonem 😉
Na butelce naklejona jest taka oto etykieta:
Spróbujmy przyjrzeć się jej elementom. Małym utrudnieniem może być to, że informacje na dole etykiety zapisane są małymi literami.
Na początek nazwa producenta: winegut Peter Lauer; rocznik zbiorów 2017. Orzeł w górnym lewym rogu etykiety oznacza, że winiarnia należy do stowarzyszenia VDP, zrzeszającego producentów spełniających ramowe założenia wymagane do produkcji win najwyższej jakości. Obok orła mamy literki GG, będące skrótem od GROSSES GEWÄCHS, a w dole etykiety logo VDP.GROSSE LAGE, co oznacza, że mamy do czynienia z absolutnie najwyższą klasą przeznaczoną dla win wytrawnych. Jest to odpowiednik francuskiej klasy Grand Cru.
Poniżej loga VDP.GROSSE LAGE możemy odczytać nazwę siedliska Feils, mieszczącego się nad rzeką Saarą (niem. Saar) w miejscowości Biebelhausen, leżącej nieco na północ od miejscowości Ayl, w której to znajduje się siedziba producenta (region winiarski Mosel-Saar-Ruwer). Adres internetowy www.saar-riesling.de kieruje nas bezpośrednio na stronę producenta, gdzie znajdziemy mnóstwo szczegółowych informacji o winnicy i parcelach, z których pozyskiwane są grona na poszczególne wina. Widzimy też oznaczenie Faß 13 czyli Beczka nr 13. To jest ciekawe, bo do tej samej beczki (czy też może grupy beczek tak oznaczonych) trafia co roku tylko wino pochodzące ze zbocza Feils. Inaczej być nie może. Wina z innych parceli trafiają do beczek o innych numerach. Producent twierdzi, że każda beczka ma dzięki temu swoją unikatową mikroflorę, "wypracowaną" przez dojrzewające w nich wina z gron właściwych dla konkretnych siedlisk.
To chyba tyle z tych najbardziej istotnych informacji, dotyczących pochodzenia i wytwarzania wina. Jak to przekłada się na moją konkretną butelkę? Nie wiem jak się przekłada, ale wino było na pewno wyśmienite i piłem je z przyjemnością. Wino było klarowne i miało prześliczny złoty kolor, dość intensywny, ale to może być już kwestia wieku. Producent co prawda określa jego żywotność na ok. 10 lat, co może sugerować, że powoli zmierzamy do końca jego żywota, ale ja nie bałbym się napić takiego wina nawet i w 2030 roku. W ustach wino jest pełne, przeważają smaki melona, nieco dojrzałych cytrusów, lekko podpieczonego jabłka i skórki od chleba. Wspaniała alternatywa dla rześkich i mocno owocowych młodych rieslingów.
Wiedząc, że będę miał do czynienia z winem wysokiej klasy sięgnąłem po dawno nieużywany notes Moleskine, przeznaczony właśnie do winnych notatek (wine journal). Z przykrością stwierdzam, że gumka spinająca okładki nie wytrzymała próby czasu, sparciała i straciła swą elastyczność. Wyciągam z tego wniosek taki, że ani notesów, ani win nie należy oszczędzać na tak zwane "lepsze czasy", bo najlepszy czas na picie i notowanie wrażeń jest właśnie dziś. Jutro może być za późno.
Uprzejmie dziękuję Ani Gmurczyk z Niemieckiego Instytutu Wina za tę winną niespodziankę. Sprawiła mi ona naprawdę wiele radości. Dla porządku przypomnę, że to nie była pojedyncza butelka, opis kolejnego wina wkrótce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz