Powiedzmy sobie szczerze, podsumowanie maja nie będzie spektakularne.
Regularny wpis na blogu był tylko jeden, może trochę więcej działo się na
Instagramie, ale powodów do dumy szukać próżno. Czasu na degustacje za dużo
nie było, sam nie wiem dlaczego, w końcu pracowałem nie więcej niż zwykle,
dokładnie tyle samo miałem czasu wolnego. Widać z tego, a wspominałem już
chyba o tym wcześniej, bardziej uzależniony jestem od kupowania, niż od picia.
Cóż zrobić, wszystko przede mną, wybaczcie!
Niemniej jednak w ostatnim dniu miesiąca udało mi się otworzyć wino, nawet
dwa, co więcej - oba polskie. Powiedzmy że tak właśnie wygląda mój patriotyzm.
Ale za nim o tym powiem, to może trochę statystyki, wszak ten wpis ma właśnie
temu służyć.
W tym miesiącu na wina przeznaczyłem 10,39% moich zarobków. Najtańsze wino kosztowało 14,99 zł, najdroższe 139,99 zł. Najbliżej
miałem do Tesco i Leclerka i tam wina kupowałem osobiście, Mondovino mieści się w Warszawie, ale w tym wypadku wino zostało do mnie dostarczone,
podobnie jak wina z Winnicy Miłosz czy Winnicy Jura (rejony znacznie odleglejsze). To kolejny miesiąc, w którym wspierałem polskich producentów, jak
zapewne pamiętacie, w kwietniu kupowałem wina z polskiej Winnicy Sanna.
Udział poszczególnych dostawców w ogólnych wydatkach wyglądał następująco:
Importer/dostawca/sklep | % wydatków na wino |
Winnica Miłosz | 30,45% |
Winnica Jura | 23,24% |
Mondovino | 19,68% |
Leclerc | 18,10% |
Tesco | 8,53% |
W tym miesiącu od importerów i dystrybutorów nie otrzymałem żadnego
wina do recenzji.
Teraz mogę wrócić do win, którymi mogłem zamknąć wieczór i cały miesiąc,
a były to wina, które zrobiły na mnie naprawdę dobre wrażenie. Oba
pochodzą z Polski.
Pierwszym z nich było wino musujące (metoda tradycyjna) z
Winnicy Miłosz - Grempler Sekt Zweigelt Blanc de Noir.
Świetnie prezentowało się w kieliszku, miało kolor, który trudno mi
jednoznacznie określić, ale moje skojarzenia oscylowały między kolorem
łososiowym, bladą miedzią czy czerwonym złotem. W ustach wino było
bardzo rześkie, o dobrze wyczuwalnej kwasowości, według producenta jest
ono ekstra wytrawne, ja miałem wrażenie, że pozostała w nim odrobina
cukru. Na podniebieniu dobrze wyczuwalne owoce, które mi kojarzyły się z
morelą, jabłkiem (świeżym i pieczonym) oraz brzoskwinią. Bardzo fajne,
smaczne wino - polecam, choć cena jest dość wysoka - 110 zł za butelkę
0,75 l.
Drugim winem, które umilało mi ostatni wieczór majowy, był Muscaris 2018 z Winnicy Dworu Sanna. Muscaris jest krzyżówką odmian muskat i solaris, kontr-etykieta mówi jeszcze o domieszce johannitera. Jest to wino niezwykle aromatyczne - jeśli lubicie muskaty czy gewurtraminery, to jest ono dla Was. Moje pierwsze skojarzenie to Torres Vina Esmeralda - hiszpańskie wino, które zrobione jest z odmiany muscat of alexandria z domieszką (15%) gewurztraminera. To chyba dobrze, że polskie wina kojarzą się ze światowymi, dobrze znanymi markami i w dodatku wcale nie pozostają w ich cieniu. Cena, niestety, dość wysoka - 80 zł, choć ja kupowałem z Winnicy Dworu Sanna zestaw 6 win, więc mnie butelka wina kosztowała średnio niecałe 64 zł. Wino sprawiło mi naprawdę sporą przyjemność, nie żałuję ani jednej wydanej na nie złotówki.
Na koniec porcja majowych wpisów z Instagrama:
To podsumowanie jest prezentuje się bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńTo podsumowanie jest niesamowicie wartościowe.
OdpowiedzUsuń