czwartek, 20 lipca 2017

Słoweńskie wspomnienia.

Dzisiaj kilka słów o winach, które niezależnie od ich jakości (a ta z pewnością jest niezła), będą miały stałe miejsce w moim sercu. Tak to już jest, że wina z którymi wiążą się pewne (zwykle dobre) przeżycia, darzy się sympatią większą i zawsze mają przy ocenie kilka punktów ("plusów dodatnich" 😀) więcej, niż te które goszczą w naszych kieliszkach po raz pierwszy. Mam dziś przyjemność sięgnąć po wina, które piłem już kiedyś na miejscu u producenta, w Słowenii - kraju, który oczarował mnie pięknem przyrody, wspaniałymi kulinariami i świetnymi winami. 

Biedronka w swej ostatniej selekcji ma/miała wina z winiarni Puklavec&Friends (P&F Jeruzalem). Wina od tego producenta bywały już wcześniej w portugalskiej sieci, jeszcze z oryginalnymi etykietami, które można obejrzeć na stronie internetowej wytwórni, a które zostały zastąpione naklejkami przygotowanymi specjalnie dla dyskontu.

Marketing i interesy zostawmy jednak na boku, dla nas najważniejsze jest przecież wino, a w zasadzie dwa wina: Wild River Sauvignon Blanc 2016 i Wild Flower Muscat Ottonel 2016. Etykiety od razu sugerują jakiego typu win możemy się spodziewać - dzika rzeka ma się kojarzyć z rześkimi aromatami cytrusów, agrestu i marakuji uzupełnionych mityczną "mineralnością" (smak rzecznych otoczaków?), natomiast dzikie kwiaty należy kojarzyć z intensywnymi zapachami łąki zalanej polnymi kwiatami.


Przyznaję od razu, że słodki muskat to nie jest to, za czym przepadam, natomiast czytelnicy moich tekstów na blogu wiedzą, że do sauvignon blanc mam wyjątkową słabość.

I tu niespodzianka, naprawdę spodziewałem się słabego wina jeśli chodzi o Wild Flower, a tu naprawdę przyjemna butelczyna. Słodycz jest dobrze wyczuwalna, ale cukier wcale nie zdominował charakteru wina. Pije się to zupełnie dobrze solo, a z sałatką owocową nawet bardzo dobrze. Przy niskiej zawartości alkoholu wino potrafi w upalny dzień raczej orzeźwić, niż zmęczyć. Podoba mi się!

Post udostępniony przez Mariusz Boguszewski (@mboguszewski)

Czy równie zaskakujące będzie wino Wild River? Nos na pewno nie przypomina tego co ze sobą niesie nowozelandzki wzorzec sauvignon blanc. Nie ma tu nieskończonych pokładów świeżości, ale jest ona ewidentna, nie ma ostrej jak żyleta kwasowości, ale jest ona wyraźna. Nie ma też problemu z identyfikacją odmiany, pomylić się trudno. Szukając analogii w świecie sprzętu audio można powiedzieć, że sauvignon blanc z Nowej Zelandii to przykład cyfrowej precyzji odtwarzania wzorca, natomiast w europejskiej, słoweńskiej wersji tej odmiany mam odczyt analogowej płyty, z jej krągłościami i pewną miękkością przekazu. Dla wprawnego ucha i wyrobionego podniebienia różnice są ewidentne, ale oba nośniki (dzwięku lub smaku), ze swoimi wadami i zaletami zasługują na równy szacunek. I taki szacunek mam dla słoweńskiego sauvignon.

Wina otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz