Jak zapewne wiecie bardzo lubię sauvignon blanc. Pokroić się nie dam, ale lubię. Lubię za rześkość, świeżość i charakterystyczne aromaty, które pozwalają dość łatwo rozpoznać ten szczep. Oczywiście najlepiej pić SB za młodu, co zresztą dotyczy większości przystępnych cenowo win białych. Możecie oczywiście kupić młode wino i poczekać z 5-6 lat, żeby na własnym podniebieniu poczuć jak ewoluuje. Jeśli brak Wam cierpliwości możecie też poszukać starszych win białych na sklepowych półkach. Zapewniam Was, że w Polsce możecie natknąć się na takie butelki zarówno w supermarketach, jak i w sklepach specjalistycznych. Dobrze jak podejdziecie do nich świadomie, znacznie gorzej będzie, jeśli taką butelkę wciśnie Wam sprzedawca przekonując z uśmiechem na ustach, że „wino im starsze, tym lepsze”.
Ja w ramach pogłębiania swojej wiedzy wybrałem (świadomie) dwie butelki niemłodego sauvignon blanc - pierwsza z nich pochodzi z Włoch (rocznik 2011), a druga z RPA (rocznik 2009!). Dlaczego tak odległe roczniki są jeszcze w sprzedaży (wyprzedaży?) tego nie wiem, ale skoro są i można je do nauki wykorzystać, to trzeba to zrobić negocjując ze sprzedawcą odpowiednio duży rabat.
Włoskie SB pochodzi z apelacji Friuli Colli Orientali, ma już barwę mocno intensywną, złocistą. Jest oleiście gęste, pewnie za sprawą alkoholu, którego mamy tu aż 14%. W nosie nie wyczujecie już raczej aromatów świeżych owoców czy kwiatów. Tu rządzi teraz miód, orzech i migdał. W ustach jednak miodowej słodyczy nie zaznacie - gorzki migdał dominuje i nie pozwala innych smakom na zbyt wiele. Tak więc ewolucja pełna, wino uległo przemianie, przeszło na drugą stronę i jest w strefie mroku.
A co z RPA? Wino pochodzi z regionu Stellenbosch i jest dwa lata starsze od włoskiego. Zdawałoby się, że będzie jeszcze gorzej, czy może „dojrzalej”. Owszem, czuć, że wino znalazło się już w fazie schyłkowej, ale jej końca chyba jeszcze nie widać. Charakterystyczne dla sauvignon blanc akcenty aromatyczne są nadal rozpoznawalne, choć tracą już na wyrazistości niczym sylwetki rozpływające się we mgle. To wino mnie zaskoczyło swą żywotnością, a na jego tle włoska butelka wypada naprawdę blado.
Ciekawe doświadczenie, choć utwierdzające mnie raczej w przekonaniu, że więcej radości dają mi zdecydowanie świeższe wina. Zaskakującym okazał się fakt, że włoskie wino tak szybko wyzionęło ducha (choć może to kwestia słabszej butelki, czy złego przechowywania), a nowoświatowe sauvignon, choć jeszcze starsze, miało ochotę na pogawędkę. W zeszłym roku miałem okazję pić trochę win z RPA i, poza jednym przypadkiem, wszystkie były co najmniej dobre. Wszystkim zakochanym tylko i wyłącznie w winach europejskich polecam próbę wykroczenia poza sztywne ramy. Gdzieś tam, daleko, daleko, też potrafią robić porządne wina.
Wina kupiłem w sieci Winestory.
Jesteś masochistą Mariuszu:) Oba wina przepyszne, ale takie "młode inaczej" nie mają szans zaistnieć. Sam bym wolał wybrać to, które bardziej przepadło czyli Traverso. Okazało się bliższe naturalności. Pzdr P.
OdpowiedzUsuńMiłośnicy win utlenionych i wszelkiej maści naturaliści byliby wniebowzięci. Ja chętnie spróbuję Traverso, ale jednak znacznie młodszego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń