Listopad (o, już minął?), a zwłaszcza kilka dni po Święcie Zmarłych, to czas, w którym nie tylko dyskonty, ale wszystkie sklepy zaczynają walczyć o portfel świątecznego klienta. W czasie Świąt Bożego Narodzenia, oprócz prezentów pod choinką i frykasów na stole, pojawiają się również butelki w winami, czasem w towarzystwie wódeczki (tradycja), a czasem nawet nie. Rynek wina rośnie, w sporej mierze dzięki dyskontom, które także rozpoczęły walkę o rząd winnych duszyczek. Sieci walczą o nie różnymi metodami. Biedronka chciała oczarować konsumentów połyskującymi z etykiet medalami, Lidl natomiast nazwami szacownych chateaux, choć i u nich na butelkach medali nie brakuje. Lidl, odkąd przestał być tani (pamiętacie ich stare hasło reklamowe) celuje w nieco zamożniejszego klienta niż tego kupującego w Biedronce, w której nadal obowiązują „codziennie niskie ceny”. I ma to swoje odzwierciedlenie na półkach - podczas gdy w Lidlu od 15 do 40 zł przeskakujemy momentalnie, tak w Biedronce nie będzie nam łatwo strącić poprzeczkę zawieszoną na poziomie 30 zł, choć trzeba powiedzieć, że w „medalowej” ofercie częściej trafimy na wina za 20 zł niż za 15, co mimo wszystko też oznacza podniesienie średniej w stosunku do dobrze ocenianej oferty portugalskiej.
Ogólnie, przynajmniej dla mnie, drużyna biedronkowa zaprezentowała się dość słabo - pomyślałem sobie nawet nieco cieplej o „rozjechanej” przez internautów ofercie włoskiej. Wina na medal są jak najbardziej pijalne (w większości), tyle że nie do końca w moim guście, stąd ogólne odczucia dalekie są od zadowolenia.
Na pewno niezłe wrażenie zrobił na mnie Cremant d’Alsace Wolfberger'a zrobiony w 100% z rieslinga, co nie jest znowu takie powszechne i stanowi ciekawostkę samą w sobie. Przy okazji jest to po prostu całkiem dobre wino - żywe, kwasowe, świeże, bardzo przyjemne w piciu.
1999 Vau Vintage Porto (Sandeman) podczas prezentacji sprawiło mi słodką przyjemność, choć w zachwyt nie wpadłem, w czym nie upatruję jednak winy wina, lecz własną niedojrzałość na tym polu. W celach edukacyjnych kupiłem sobie małą buteleczkę, by na spokojnie sprawdzić, czy wino wpasuje się w mój gust, czy może jednak nie. Wypiłem, ale nadal bez większych emocji.
Dobrze zapamiętałem i miło wspominam Calle Principal z Kastylii. To dość proste wino jest kupażem tempranillo i cabernet sauvignon o wyraźnych, lecz przyjemnych taninach i ładnym owocu doprawionym lekko dębiną. Nic wielkiego, ale dobrze się pije.
Źle mi się za to piło wino Mosaic z apelacji Buzet. Być może moja butelka była wadliwa, ale równie niedobrze zapamiętałem to wino podczas oficjalnej prezentacji. Bardzo zamknięte w sobie i choć po napowietrzeniu ujawniły się jakieś wiśniowe niuanse, to owoc utopiony był zupełnie w morzu nieprzyjemnej goryczy. Gorycz oczywiście może być wynikiem bardzo niedojrzałych tanin i nie musi źle świadczyć o winie, ale takie wino, o ile rzeczywiście nie jest wadliwe, należy na kilka lat odłożyć, by dojrzewało w spokoju.
Znacznie bardziej owocowe, ale za to zdominowane przez charakterystyczne, waniliowe aromaty było wino Duc de Belmonde (IGP Pays d'Oc) - mieszanka cabernet sauvignon i syrah w równych proporcjach. Miłośnicy „krówek” i innych toffi będą zachwyceni. Nie powiem, jest coś atrakcyjnego w tym winie i dobrze się je pije, ale powiedzenie „in vino veritas” może być w tym przypadku nadużyciem.
Bardzo dobrze zapamiętałem wino Quinta das Setencostas z portugalskiej apelacji Alenquer, zupełniej mi nieznanej, ale mniejsza o apelację, wino było po prostu smaczne, pełne, wyraziste z dobrze wyczuwalną słodką nutą - dodać w tym miejscu trzeba, że to wino półwytrawne. Jak półwytrawne to powinno się nieźle sprzedawać, choć obawiam się, że cena 25 zł może być dla niektórych klientów Biedronki zbyt wygórowana.
Jeśli jesteśmy przy Portugalii, to należy jeszcze wspomnieć wino Animus z apelacji Douro. Dość mocno przygaszone tuż po otwarciu, nieco ziemiste, zaczęło odżywać dopiero dobę później i choć ujawnił się owoc, wino nie robiło tak dobrego wrażenia jak Dourosa czy Paço do Monsul (wina z promocji portugalskiej), zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że produkt Vallado był sprzedawany w tej samej cenie - 19,99 zł.
Sporym rozczarowaniem okazało się wino Chateau Jourdan z szerokiej apelacji Bordeaux Superieur. W ciągu kilku godzin zmieniło się nie do poznania. Zaraz po otwarciu i jeszcze ze dwie, trzy godziny później było mocno ściśnięte, po czterech, pięciu godzinach dało się pić ze sporą przyjemnością - wydawało mi się, że trafiłem w końcu na przyzwoite wino, ale po kolejnych dwóch, trzech godzinach później wyraźnie było czuć, że wino ma najlepsze czasy za sobą, puzzle się rozsypały, a wraz z nimi nadzieja na jakąś ciekawą pozycję w biedronkowej ofercie. Z tego co wiem, nie jest to jeszcze oferta świąteczna, coś się jeszcze w Biedronce będzie działo w grudniu, zobaczymy, teraz polecam Wam z tylko wina portugalskie i wspomniane na początku bąble.
Zapomnijmy na chwilę o owadzie i przenieśmy się do Lidla.
Tu przede wszystkim króluje Francja, a szczególnie obficie reprezentowane jest Bordeaux, jako region szczególnie doceniany przez klientów Lidla. Czy tak jest w rzeczywistości, czy może to po prostu jedyna nazwa kojarzona z winami francuskimi, nie mnie o tym rozstrzygać. Podczas prezentacji spróbowałem kilkunastu win, które trzymały bardzo solidny poziom, choć swoich faworytów szukałbym wśród win z innych regionów Francji.
W pierwszej kolejności wydałbym swoje pieniądze na William Nahan Chablis 1-er Cru z winnic Vaillons. Kwasowe, świeże, nieco kamienne, z jakąś atrakcyjną tajemniczą nutą, której nie potrafię nazwać, ale która utkwiła mi w pamięci.
W drugiej kolejności postawiłbym na wina z Alzacji. Riesling Grand Cru Schoenenbourg to wino wytrawne, ale przełamane nutką słodkiej poziomki. Bardzo mi się podobało. Drugim interesującym winem wydał mi się niezwykle aromatyczny Gewurztraminer Grand Cru Marckrain - bardzo intensywny z dobrze wyczuwalnymi, dojrzałymi owocami południowymi.
Jeśli zaś chodzi o Bordeaux to oczywiście z chęcią spróbowałbym wszystkich win, ale jeśli mam sięgnąć do portfela po własne pieniądze, to wydałbym je na Chateau Mazails Cru Bourgeois. Za niecałe 40 złotych można napić się dobrego bordeaux z ładnym owocem, miękkimi, ale wyrazistymi taninami i kwasowością zapewniającą świeżość i pijalność, ale nie wykrzywiającą ust.
Dwa razy tyle trzeba zapłacić za Antoine Borget Cote Rotie, ale moim zdaniem warto wyciągnąć zaskórniaki, by poczuć czym jest syrah z Północnego Rodanu. Owocowe, pikantne, świeże i dość garbnikowe wino wyróżniało się na tle czasem przyciężkawych i jeszcze zamkniętych win z Bordeaux.
By uzupełnić zestaw o szóste wino wybrałbym jeszcze Sauternes - Chateau La Riviere. Słodkie wino pełne nut suszonych owoców, migdałów i orzechów można bez wstydu postawić na świątecznym stole.
Ogólnie oferta Lidla wydaje się interesująca, ale studiując etykiety można się nad niektórymi, zwłaszcza tymi znanymi, poważnie zastanowić. Spotkałem się z opinią, że Chateau Chauvin 2007 jest świetnym winem za doskonałą cenę (85 zł). Producenta chwali sam Hugh Johnson - człowiek roku magazynu Czas Wina i autor moich ulubionych kieszonkowych przewodników po świecie win - ale w najświeższej (na rok 2014) edycji swojego przeglądu w ogóle nie uwzględnia rocznika, który sprzedaje Lidl. Podobnie jest z Chateaux Camensac z rocznika 2004 (99 zł). Kiepskie oceny zebrało to wino również u Jancis Robinson. Należy przy tym pamiętać, że wina same w sobie nie są niesmaczne, czy zepsute. Nie. Po prostu w innych rocznikach te wina udały się znacznie lepiej. Warto o tym pamiętać.
Z drugiej strony Chateau Talbot rocznik 2010 jest winem dobrze ocenianym, ale jeszcze niegotowym do picia. Należy o tym wspomnieć, bo wydanie 199 zł na zbyt młode wino może być lekko rozczarowujące. To samo dotyczy równie drogiego Chateaux Pedesclaux 2009. Nie chcę powiedzieć, że nie warto ich kupować. Jak macie taką kasę na wydanie na wino, to kupcie, ale z otwarciem warto wstrzymać się kilka lat. Jeśli zaś chcecie już teraz sprawdzić jak smakuje dojrzałe wino, to zdecydujcie się na Chateaux Haut-Bages Liberal 1995.
Przydałoby się również wspomnieć w kolorowej broszurce (o ile rzeczywiście zakładamy, że dyskonty prowadzą winną edukację Polaków), że wina z szerszych apelacji, czyli Bodeaux AOC i Bordeaux Superieur, które są przeznaczone raczej do szybkiego wypicia, warto przed podaniem zdekantować. Niektórzy twierdzą, że nawet nie tyle można, co trzeba. Być może wówczas wina z tego, wg mnie wcale nie najłatwiejszego do picia, regionu będą w stanie rzeczywiście oczarować szerszą publiczność.
Bardzo mądrze napisane
OdpowiedzUsuńNie ma chyba lepszego połączenia niż stare zamki i do tego stare medale. Jeśli jeszcze dołożymy do tego stare monety to już w ogóle wychodzi mieszanka dla każdego numizmatyka. Wiele rzeczy o starych monetach czytałem na http://www.skarbnicanarodowa.info.pl i teraz z każdym razem przeczesuję internet w poszukiwaniu wiedzy na temat startych monet i starych medali.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń