niedziela, 29 grudnia 2013

Chateau Le Pey 2010.

Butelka Chateau Le Pey z rocznika 2010 dotarła do mnie już jakiś czas temu, ale skryła się gdzieś i cichutko czekała na swoją kolej. Znalazłem ją po powrocie z niezbyt długiego, ale dość męczącego wyjazdu. Choć drogi w naszym kraju są coraz lepsze, to mimo wszystko warto nagrodzić jakąś butelką znużonego kierowcę, któremu udało się pokonać kilkaset kilometrów, zachowując przy tym auto w całości i rodzinę w komplecie. 

Postanowiłem zatem wynagrodzić się otrzymaną z Lidla butelką wspomnianego wyżej wina - wina, które już dobrze zostało zrecenzowane w sieci, a które dzięki swej rozsądnej cenie (ok. 38 zł) można zawsze powtórzyć, jeśli okaże się, że zmęczenie nie pozwala na rzetelną ocenę walorów wina. 


Po otwarciu wino atakuje zapachem wędzonki. Aromat ten można lubić, można go nienawidzić - mi akurat on pasuje, ale czy jest pożądany w winie tego ocenić nie umiem. Bardzo podobała mi się jedwabista faktura tego wina, po raz pierwszy tak wyraźnie rozumiałem co oznacza ten termin. Podobał mi się też wyraźnie owocowy charakter tego wina z oczywistymi wiśniami w pierwszym planie, dla których tłem były śliwki i łagodne porzeczki. Dość gładkie i delikatne tanininy dawały sporą przyjemność picia, choć mam wrażenie, że brakowało nieco kwasowości, przez co wino - mniej więcej w połowie butelki - zaczęło mnie nużyć.

Jestem zadowolony z tego wina, rzadko kiedy w tej cenie można znaleźć dobre Bordeaux, które byłoby smaczne i nierozwodnione. Mamy tu do czynienia z porządnym Cru Bourgeois. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz