sobota, 2 listopada 2013

Chateau Grand Canyon 1973.

Strach ma wielkie oczy...
Niewiele piłem win tak starych, lub prawie tak starych jak ja, ale w tych kilku przypadkach jakie mnie spotkały wielkiego zachwytu nie było. Nie spodziewałem się też niczego wielkiego po Chateau Grand Canyon, w końcu 150 zł za wino z odległego rocznika to cena podejrzanie niska. Z relacji Marcina Jagodzińskiego (enofaza.pl) dowiedziałem się, że jest w Niemczech winiarz - Karl Erbes, który stare roczniki swoich win sprzedaje ledwie po kilkanaście euro, więc pomyślałem sobie, że może i ja będę miał trochę szczęścia. W każdym razie, mimo tego, że aż człowieka korci, by wypić czterdziestoletnie wino w czterdzieste urodziny postanowiłem tego nie robić, zwłaszcza po lekturze tekstu Wojciecha Kuczoka „Spożycie małżeńskie”. Szczegółów nie zdradzę, polecam lekturę jego felietonów drukowanych w Magazynie Wino, cierpliwi i oszczędni będą musieli odczekać chwilę na ich umieszczenie w internecie. Butelkę swoją otworzyłem zatem ot tak, bez specjalnej okazji (no, może w halloween’owym nastroju), prawdę mówiąc chciałem sprawę tej butelki już mieć za sobą, wszak miejsca w chłodziarce niewiele, szkoda blokować je dla przeciętnego wina z marnego rocznika.

Wyciągnąłem lekko nadpleśniały korek, przelałem nieco wina do kieliszka, zakręciłem i… nie było wcale tak źle. Z początku o aromatach mowy nie było, ale po 15-20 minutach okazało się, że jest w tym winie jeszcze trochę owocu, kolor cegły zdradzał wiek trunku, ale mur z tej cegły był solidny, dobrze związany kwasową zaprawą i ładnie otynkowany gładką taniną. 

W sumie nie było więc tak źle, wino okazało się całkiem przyzwoite i wcale nie takie wiotkie, jak sugerowali to moi koledzy, uznani znawcy win, koneserzy starych roczników. A może po prostu trafiłem na mniej umęczoną butelkę. W każdym razie czuję się w pełni usatysfakcjonowany. Po czterdziestu latach udało nam się zachować niezłą formę.

Piękni czterdziestoletni ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz