czwartek, 24 października 2013

De Martino.

Sebastian De Martino miał tego dnia ręce pełne roboty. W środę, 9 października, jeszcze przed południem prezentował w Warszawie efekty pracy w swojej rodzinnej winnicy, a wczesnym popołudniem odleciał do Krakowa, by i tamtejszym winomaniakom poopowiadać o butelkach pochodzących z arcyciekawego winiarsko kraju, jakim jest Chile.

Sebastian De Martino mówi...
... blogerzy słuchają i skrzętnie notują.
Wina chilijskie i w ogóle południowoamerykańskie powszechnie kojarzone są z supermarketową tandetą, często zasłużenie, zbyt długo na półkach królowały tanie, łatwe, owocowe "winka" schlebiające najpodlejszym gustom. Na szczęście Chile się zmienia, nie brakuje tam winiarzy ambitnych, którzy sami, albo z pomocą europejskich winemakerów robią wina, które mogą konkurować ze starym światem jakością, ale też i ceną. Chile to nie tylko etykiety za 25-30 zł, ale też i poważne butelki, których cena często zbliża się do 200 zł. Trudno będzie im się przebić na naszym rynku z takimi cenami, nie trafią do masowego odbiorcy, ale powiadam Wam - warto szarpnąć się na jedną z takich butek, wrażenia często są niebywałe.

Niedawno wspominałem o dwóch świetnych ("El Leon" i "Las Cruces") butelkach od De Martino, dzięki Sebastianowi mogliśmy poznać szerszą ofertę producenta, w tym kilka win zabutelkowanych przed paroma tygodniami - to nowości, których na razie nie kupicie w sklepach Marka Kondrata, ale już dziś Wam mówię, że warto będzie na nie czekać. No, ręka do góry, ilu z Was piło muscat albo cinsault z Chile? Kilku blogerów zgromadzonych na degustacji przy Wierzbowej miało do czego wzdychać.

Cinsault w wersji różowej smakowało mi bardziej niż w wersji czerwonej. Chyba już dłużej nie mogę głośno wyrażać swojej niechęci do win różowych.

Niewiele piłem win ze szczepu muscat, ale to smakowało mi wyjątkowo. Być może wkrótce trafi na półki.
Oprócz nowości spróbowaliśmy kilku butelek dobrze już znanych na naszym rynku. De Marino ma w swym portfolio kilka zróżnicowanych cenowo linii produktowych takich jak "Estate" (36 zł), "347 Vineyards" (43 zł) czy "Legado" (55 zł). Ta ostatnia chyba będzie moja ulubioną. Jakość przy tej cenie jest rewelacyjna!

Porządne carmenere w dobrej cenie. Poprzeczka zawieszona bardzo wysoko.

Dla mnie HIT! Bogactwo aromatów, wysoka pijalność, klasa!
Rodzynkiem degustacji było wino należące do najwyższej linii "Familia".

Cabernet Sauvignon, carmenere i malbec zamknięte w jednej butelce. Wielka rzecz!
To już jest kawał porządnego wina (przepraszam Ewę Wieleżyńską za to sformułowanie), które można spokojnie odłożyć na półkę, kilka lat ich nie zabije, a na pewno może im ukazać pełnię swych możliwości. Cena oczywiście jest niemała. Za 195 zł możemy szukać butelek z bardziej znanych bordoskich zamków czy winnic piemonckich, ale uważam, że "Familia" może być dla nich godnym towarzystwem.

W degustacji uczestniczyłem na zaproszenie importera - Marek Kondrat Wina Wybrane. Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz