Dzięki uprzejmości ekipy z ursynowskiego sklepu Winestory (przy KEN 85), którą serdecznie pozdrawiam, zostałem wyposażony w zaproszenie na przegląd win z Chile, który miał miejsce w warszawskim hotelu Hyatt Regency. O mały włos nie dotarłbym na miejsce, a to za sprawą pewnej żołądkowej niedyspozycji, która nękała po kolei członków mojej rodziny. Zebrałem się jednak w sobie i w końcu dotarłem do sali degustacyjno-wystawienniczej.
To pierwsza tak duża impreza, w której miałem okazję uczestniczyć, czułem się nieco zagubiony, ale gdy wypatrzyłem stanowisko winnicy Estampa, której wina do Polski importuje Wineonline (czyli właściciel sklepów Winestory), poczułem się nieco lepiej. Tam zostałem poczęstowany próbkami win, które co prawda już znałem, ale zawsze z przyjemnością po nie sięgam. Ich marka Ticket to Chile jest bardzo dobrze znana - przystępna cena i bardzo dobra jakość produktów przekłada się na niezłą sprzedaż. Estampa ma też bardzo ciekawe blendy - malbec mieszany z petit syrah (seria Estate) czy syrah z domieszką viognier (seria Reserve) robią niezłe wrażenie. Przedstawiciel winiarni - Benjamin Gordon - z dumą prezentował najnowszy kupaż carmenere/syrah/cabernet sauvignon (Estampa LaCruz) przygotowany przez toskańskiego winiarza Attilio Pagli, który obecnie jest konsultantem Estampy i z wielkim zaangażowaniem doradza chilijczykom wierząc, że obszar Marchigue (fragment Doliny Colchagua) jest znakomitym miejscem to tworzenia win najwyższej klasy.
Po kilku próbkach stan mojego układu pokarmowego uległ znacznej poprawie (wino czyni cuda?), więc z większym zaangażowaniem przystąpiłem do eksploracji chilijskich propozycji w czym wydatnie pomogli mi koledzy prowadzący bloga "Winne przygody". Znaliśmy się wcześniej z internetu. "Winne przygody", mój blog i kilka innych biorą udział w projekcie Winne Wtorki, ale to już wszyscy czytający moje wpisy wiedzą. Fajnie, że przy okazji prezentacji win chilijskich mogliśmy spotkać się osobiście.
Dwudziestu siedmiu wystawców, win całe mnóstwo, wszystkiego nie sposób spróbować. Udałem się w kierunku przedstawicielki winnicy O.Fournier. Wcześniej piłem już niezłe malbeki z argentyńskiego oddziału firmy (Alfa Crux i Beta Crux), trochę mnie zdziwiło, że nikt w Polsce nie importuje win chilijskich. Spróbowałem kilku z nich. Alfa Centauri Red Blend (45% cabernet franc, 40% cabernet sauvignon, 15% merlot) może przez moment zalatywał lekko acetonem, ale po chwili było już bardzo dobrze - naprawdę smaczne wino. Kupaż, który nazywał się po prostu O. Furnier (80% cabernet franc, 10% carignan, 10% cabernet sauvignon) nie zrobił już na mnie takiego wrażenia, jak poprzednie wina. Niezłym było sauvignon blanc 2010 (z Leydy), ale naprawdę zachwyciło mnie inne wino z tego samego szczepu (tyle że z rocznika 2009), no ale to też była topowa seria Alfa Centauri.
Nie tylko O. Fournier, ale niemal połowa wystawców nie miała żadnego przedstawiciela w Polsce, co dziwi o tyle, że ogólne wrażenie jest takie, że każdy sklep i każdy supermarket ma w swej ofercie wina chilijskie. Być może to zasługa dużych i znanych importerów, takich jak PWW, czy TIM, które "zalały" półki sklepowe markami Frontera, Sunrise, Casillero del Diablo, czy Cono Sur. Wina te - głównie jednoszczepowe i dość sztampowe - są łatwo pijalne, przystępne cenowo i jakoś wpasowujące się w gust polskich konsumentów, ale trudno oczekiwać po nich jakichś rewelacyjnych doznań. Choć jeśli już piszę o Cono Sur, to warto wspomnieć o serii Neblina Reserva, która zrobiła na mnie dobre wrażenie, ale prawdę mówiąc nigdzie jej nie widziałem. Podobno można ją dostać w restauracjach i hotelach, ale wiadomo powszechnie, że marże w takich obiektach popularyzacji wina nie służą. Szkoda.
Niektórzy zwracali uwagę na rewelacyjną jakość win El Principal (brak polskiego importera, choć podobno interesował się nimi Mielżyński). Dla mnie zdecydowanie za ciężkie, za bardzo alkoholowe i trochę przekombinowane, ale ponieważ to są blendy różnych szczepów więc warto o nich wspomnieć. Jeśli pojawią się już w Polsce, dam im jeszcze szansę.
Zupełnym rozczarowaniem były dla mnie wina Calcu (brak importera) - wszystkie mocno kwasowe, dość brutalne w ustach, choć jak zapewniała nas przedstawicielka winnicy - wysoka kwasowość sprzyja starzeniu wina i po kilku latach powinny być znacznie lepsze. Biorąc pod uwagę fakt, że u nas wina południowoamerykańskie wypija się zwyczajowo raczej szybciej, niż później - trudno wróżyć sukces tym winom w Polsce, ale kto wie. Wszak miłośników "kwasiorów" z górnej półki w Polsce odnaleźć też można.
Bardzo dobre odczucia miałem po degustacji kilku win z Bodegas y Vinedos Melozal. Oni akurat mają w Polsce przedstawiciela - i bardzo dobrze. Kilka próbek win Segu przypadło mi do gustu, warto wspomnieć o gewurztraminerze, czy rieslingu (late harvest). Z czerwonych zapamiętałem cabernet sauvignon (Segu Reserva 2007).
Inny late harvest, tym razem gewurztraminer pochodził z winnicy Aresti (importer Rolmex - Winkolekcja). Świetne wino (jeśli ktoś lubi słodkie) w doskonałej cenie. Poza tym niezłe sauvignon blanc (Estate Selection), takie sobie chardonnay, zupełnie przeciętne Rose (ale ogólnie wina różowe były co najwyżej takie sobie), ale bardzo dobry kupaż cabernet sauvignon/merlot/syrah (Family Collection).
To chyba tyle, co zapamiętałem z win prezentowanych podczas Chilean Wine Tour, wielu z nich niestety nie piłem. Może kiedyś jeszcze nadarzy się okazja.
Jeśli chodzi o atmosferę, to było naprawdę fajnie. Mimo sporej liczby gości nie było problemu z dostępem do win, ani z brakiem miejsca na sali. Oprócz producentów i importerów można było spotkać na sali przedstawicieli Magazynu Wino - Tomasza Prange-Barczyńskiego i Ewę Wieleżyńską, trzon Winicjatywy - Marka Bieńczyka, Wojciecha Bońkowskiego i Maćka Gontarza, kilku mniej znanych blogerów albo znanych, ale nierozpoznawalnych dla ogółu autorów piszących swe winne notki na sstarwines.pl. Z Maciejem Bombolem można było pogadać o najbliższych spotkaniach z winiarzami w jego przeuroczej Enotece Polskiej.
Było też, mam wrażenie, trochę osób spoza branży, dla których wine tour, to okazja do pokazania się w "towarzystwie" i wypicia za darmo o jeden kieliszek za dużo, ale na szczęście nie zepsuło to ogólnie fajnej, a dla mnie bardzo fajnej imprezy.
Wkrótce uzupełnię wpis o listę wystawców i importerów biorących udział w Chilean Wine Tour.
Po kilku próbkach stan mojego układu pokarmowego uległ znacznej poprawie (wino czyni cuda?), więc z większym zaangażowaniem przystąpiłem do eksploracji chilijskich propozycji w czym wydatnie pomogli mi koledzy prowadzący bloga "Winne przygody". Znaliśmy się wcześniej z internetu. "Winne przygody", mój blog i kilka innych biorą udział w projekcie Winne Wtorki, ale to już wszyscy czytający moje wpisy wiedzą. Fajnie, że przy okazji prezentacji win chilijskich mogliśmy spotkać się osobiście.
z lewej Benjamin Gordon (Estampa), po prawej Winne Przygody |
Dwudziestu siedmiu wystawców, win całe mnóstwo, wszystkiego nie sposób spróbować. Udałem się w kierunku przedstawicielki winnicy O.Fournier. Wcześniej piłem już niezłe malbeki z argentyńskiego oddziału firmy (Alfa Crux i Beta Crux), trochę mnie zdziwiło, że nikt w Polsce nie importuje win chilijskich. Spróbowałem kilku z nich. Alfa Centauri Red Blend (45% cabernet franc, 40% cabernet sauvignon, 15% merlot) może przez moment zalatywał lekko acetonem, ale po chwili było już bardzo dobrze - naprawdę smaczne wino. Kupaż, który nazywał się po prostu O. Furnier (80% cabernet franc, 10% carignan, 10% cabernet sauvignon) nie zrobił już na mnie takiego wrażenia, jak poprzednie wina. Niezłym było sauvignon blanc 2010 (z Leydy), ale naprawdę zachwyciło mnie inne wino z tego samego szczepu (tyle że z rocznika 2009), no ale to też była topowa seria Alfa Centauri.
Mateusz Papiernik i Krzysztof Rychlicki-Kicior są już trochę "out of focus" |
Nie tylko O. Fournier, ale niemal połowa wystawców nie miała żadnego przedstawiciela w Polsce, co dziwi o tyle, że ogólne wrażenie jest takie, że każdy sklep i każdy supermarket ma w swej ofercie wina chilijskie. Być może to zasługa dużych i znanych importerów, takich jak PWW, czy TIM, które "zalały" półki sklepowe markami Frontera, Sunrise, Casillero del Diablo, czy Cono Sur. Wina te - głównie jednoszczepowe i dość sztampowe - są łatwo pijalne, przystępne cenowo i jakoś wpasowujące się w gust polskich konsumentów, ale trudno oczekiwać po nich jakichś rewelacyjnych doznań. Choć jeśli już piszę o Cono Sur, to warto wspomnieć o serii Neblina Reserva, która zrobiła na mnie dobre wrażenie, ale prawdę mówiąc nigdzie jej nie widziałem. Podobno można ją dostać w restauracjach i hotelach, ale wiadomo powszechnie, że marże w takich obiektach popularyzacji wina nie służą. Szkoda.
Niektórzy zwracali uwagę na rewelacyjną jakość win El Principal (brak polskiego importera, choć podobno interesował się nimi Mielżyński). Dla mnie zdecydowanie za ciężkie, za bardzo alkoholowe i trochę przekombinowane, ale ponieważ to są blendy różnych szczepów więc warto o nich wspomnieć. Jeśli pojawią się już w Polsce, dam im jeszcze szansę.
Zupełnym rozczarowaniem były dla mnie wina Calcu (brak importera) - wszystkie mocno kwasowe, dość brutalne w ustach, choć jak zapewniała nas przedstawicielka winnicy - wysoka kwasowość sprzyja starzeniu wina i po kilku latach powinny być znacznie lepsze. Biorąc pod uwagę fakt, że u nas wina południowoamerykańskie wypija się zwyczajowo raczej szybciej, niż później - trudno wróżyć sukces tym winom w Polsce, ale kto wie. Wszak miłośników "kwasiorów" z górnej półki w Polsce odnaleźć też można.
Bardzo dobre odczucia miałem po degustacji kilku win z Bodegas y Vinedos Melozal. Oni akurat mają w Polsce przedstawiciela - i bardzo dobrze. Kilka próbek win Segu przypadło mi do gustu, warto wspomnieć o gewurztraminerze, czy rieslingu (late harvest). Z czerwonych zapamiętałem cabernet sauvignon (Segu Reserva 2007).
Inny late harvest, tym razem gewurztraminer pochodził z winnicy Aresti (importer Rolmex - Winkolekcja). Świetne wino (jeśli ktoś lubi słodkie) w doskonałej cenie. Poza tym niezłe sauvignon blanc (Estate Selection), takie sobie chardonnay, zupełnie przeciętne Rose (ale ogólnie wina różowe były co najwyżej takie sobie), ale bardzo dobry kupaż cabernet sauvignon/merlot/syrah (Family Collection).
To chyba tyle, co zapamiętałem z win prezentowanych podczas Chilean Wine Tour, wielu z nich niestety nie piłem. Może kiedyś jeszcze nadarzy się okazja.
Maciej Gontarz (Winicjatywa) i Piotr Chełchowski (Wineonline-Winestory) |
Jeśli chodzi o atmosferę, to było naprawdę fajnie. Mimo sporej liczby gości nie było problemu z dostępem do win, ani z brakiem miejsca na sali. Oprócz producentów i importerów można było spotkać na sali przedstawicieli Magazynu Wino - Tomasza Prange-Barczyńskiego i Ewę Wieleżyńską, trzon Winicjatywy - Marka Bieńczyka, Wojciecha Bońkowskiego i Maćka Gontarza, kilku mniej znanych blogerów albo znanych, ale nierozpoznawalnych dla ogółu autorów piszących swe winne notki na sstarwines.pl. Z Maciejem Bombolem można było pogadać o najbliższych spotkaniach z winiarzami w jego przeuroczej Enotece Polskiej.
Było też, mam wrażenie, trochę osób spoza branży, dla których wine tour, to okazja do pokazania się w "towarzystwie" i wypicia za darmo o jeden kieliszek za dużo, ale na szczęście nie zepsuło to ogólnie fajnej, a dla mnie bardzo fajnej imprezy.
Wkrótce uzupełnię wpis o listę wystawców i importerów biorących udział w Chilean Wine Tour.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz