Uczestniczyłem ostatnio w degustacji przeróżnych kupaży, w tym bordoskiego wina Chateau Roquegrave z rocznika 2006. Wraz z moimi współtowarzyszami od kielicha ustaliliśmy, że wino zalatuje gumą, w głowie pojawiło mi się ponadto pewne skojarzenie z zapachem obecnym przez jakiś czas w moim mieszkaniu. Ta klasyczna skądinąd mieszanka caberneta, merlota i pewnie czegoś tam jeszcze (cabernet franc?) przywoływała z mej pamięci zimowe opony, konkretnie Dunlop'y Wintersport 3D. Trochę się z tego pośmialiśmy, grzecznie wypiliśmy do końca to, co jeszcze przykrywało dno kieliszka i postanowiliśmy o tym akurat winie zapomnieć. Po chwili jednak przypomniało mi się, że jestem posiadaczem całej butelki tego trunku. Spojrzałem do swojego magicznego notesu, z którego odczytałem datę 29.04.2010 - był to dzień, w którym butelka bordeaux zasiliła mój składzik win. Jakoś trzeba będzie przełknąć tę gumową żabę - pomyślałem - choć zachowałem kamienną twarz.
Po powrocie do domu postanowiłem, że otworzę to wino w pierwszej kolejności, bo jakoś tak mam, że najpierw nakupuję wina więcej niż trzeba, a potem wypijam te najsłabsze, albo najtańsze w pierwszej kolejności. Mam wątpliwości, czy doczekam się kiedykolwiek tych lepszych butelek, chociaż w tym miesiącu wstrzymałem winne zakupy do niezbędnego minimum, więc jakiś cień szansy jest.
Otworzyłem, powąchałem... powąchałem raz jeszcze... i jeszcze raz. Może i jakąś gumę było czuć, ale już raczej nie oponę, co najwyżej gumkę myszkę, a to mnie wcale nie przeraziło, wszak w dzieciństwie takie gumki zdarzało się podgryzać na lekcjach. Spróbowałem, smak niezły, charakterystyczny dla świeżo otwartego bordeaux, mianowicie przygaszona owocowość, jakby przysypał ktoś niezbyt słodką konfiturę talkiem, czy inną kredą. Ale takie bordeaux piłem nie pierwszy raz, zdążyłem się przyzwyczaić i wiele po tanich winach (43 zł w Winestory) z tego regionu nie oczekuję. Wino, choć się tego nie spodziewałem, wypiłem ze smakiem bardzo zadowolony z tego, że okazało się jednak miłym rozczarowaniem. Żona załapała się na ostatnie krople wina, ale wyraziła się o nim z uznaniem, a zapytana o gumę spojrzała na mnie takim wzrokiem, że poczułem się jak idiota.
"Zima, zima, mróz za mordę nas trzyma" - z głośnika poleciał głos Maleńczuka. A ja rozgrzany medokiem, równie ciepło pomyślałem o swoich Dunlop'ach. Te gumy pomogą mi przetrwać zimę.
Otworzyłem, powąchałem... powąchałem raz jeszcze... i jeszcze raz. Może i jakąś gumę było czuć, ale już raczej nie oponę, co najwyżej gumkę myszkę, a to mnie wcale nie przeraziło, wszak w dzieciństwie takie gumki zdarzało się podgryzać na lekcjach. Spróbowałem, smak niezły, charakterystyczny dla świeżo otwartego bordeaux, mianowicie przygaszona owocowość, jakby przysypał ktoś niezbyt słodką konfiturę talkiem, czy inną kredą. Ale takie bordeaux piłem nie pierwszy raz, zdążyłem się przyzwyczaić i wiele po tanich winach (43 zł w Winestory) z tego regionu nie oczekuję. Wino, choć się tego nie spodziewałem, wypiłem ze smakiem bardzo zadowolony z tego, że okazało się jednak miłym rozczarowaniem. Żona załapała się na ostatnie krople wina, ale wyraziła się o nim z uznaniem, a zapytana o gumę spojrzała na mnie takim wzrokiem, że poczułem się jak idiota.
"Zima, zima, mróz za mordę nas trzyma" - z głośnika poleciał głos Maleńczuka. A ja rozgrzany medokiem, równie ciepło pomyślałem o swoich Dunlop'ach. Te gumy pomogą mi przetrwać zimę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz