... nierówny. To jednak prawda i nie ma tu żadnej ściemy. Oczywista oczywistość, o której można wyczytać w byle książce poświęconej winu. Butelki Dourthe No.1 z rocznika 2006 i 2007 wydawały mi się podobne. Nawet identyczne. Naprawdę! To było kilka ładnych miesięcy temu, podniebienie moje było jeszcze zupełnie niewyrobione. Zastanawiam się jak to porównanie wypadłoby dziś. Czy udało mi się czegoś nauczyć?
W każdy razie pewnego wieczoru sączyliśmy z żoną wina. Ona prosecco, które ostatnio mocno polubiła, ja zaś jakieś wino czerwone, nie pamiętam już jakie. Chyba takie, o którym pamiętać nie warto.
- Nie smakuje Ci - pytam - jakoś Ci nie idzie?
- Nie wiem, jest inne - odpowiada - nie smakuje mi tak jak to, które piliśmy wcześniej.
Pewnie się jej już znudziło - pomyślałem - trzeba będzie poszukać nowego ulubionego trunku.
Po kilku dniach nalałem sobie kieliszek tego prosecco. Cholera, rzeczywiście jest jakieś inne! Tamto było wytrawne, ale z lekko wyczuwalną słodyczą, która sprawiała, że tak nam smakowało. W tym już tej słodyczy nie ma. Są fajne bąbelki, wino jest lekkie, nie ma zbyt dużo alkoholu, ale jednak jest inne, bardziej cierpkie.
Spojrzałem jeszcze raz na etykietę. Wyglądała identycznie. No... prawie identycznie. Tamto wino było z rocznika 2009, a to już z 2010. Rocznik, jak widać, ma znaczenie.
Swoją drogą zastanawiam się, czy zauważyłbym różnicę w smaku, gdyby nie uwaga mojej żony. Boję się, trzęsę się ze strachu, nie, raczej z przerażenia, że mógłbym to przeoczyć. Ja pijąc wino zastanawiam się, co czuję. Ona pijąc wino zwyczajnie wie, co czuje. Ja wiem co to jest winny talent. Ona nie wie, że jest jego posiadaczką.
W tej chwili piję z czerwone wino z Sycylii. Za chwilę moja żona mi powie, co czuję pijąc to wino. Może Wam kiedyś o tym opowiem, muszę się tylko trochę zastanowić.
A gdzieś że wyczaił to prosecco?
OdpowiedzUsuńAkurat to prosecco kupiłem w Lidlu. Jest tanie i można je kupować kartonami. W zasadzie w każdym punkcie sprzedającym wina można natknąć się na prosecco, tyle że nie za takie pieniądze jak w Lidlu :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ja przyznam, że tego lidlowego jeszcze nie piłem. Ostatnimi czasy ćwiczę głównie katalońską Cavę. Ale chyba się skuszę na to prosecco, tyle że może poszukam rocznika 2009 :)
OdpowiedzUsuńOd Cavy (Freixenet) zaczął się pewien etap naszego życia :) Szczegóły na blogu. Cava (Codorniu) towarzyszyła też nam przy powitaniu Nowego Roku. Mam więc do hiszpańskich win musujących pewien sentyment. Co ciekawe Freixent, który nie kosztował na Wyspach Kanaryjskich więcej niż 5 euro, u nas w Almie kosztuje ponad 40 zł.
OdpowiedzUsuńDzisiaj dotarło do mnie nowe prosecco (Gancia). Ciekawe jak wypadnie porównanie z tym lidlowym.
Jakiś czas temu piliśmy u znajomych prosecco, które skrzynkami przywozili z Niemiec. A jeździli tam często, bo chłopak jest Giermańcem. No i była naprawdę przyzwoite, a butelka kosztowała jakieś 4 euro. Tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńDaj znać jak wypijesz tę Gancie.
Jutro chyba wybiorę się do Lidla. Jak będzie to prosecco, to je zanabędę :)
OdpowiedzUsuńByłem ostatnio w Lidlu w poszukiwaniu rocznika 2009. Na szczęście się udało, ale prosecco zostało niemal całkowicie wykupione. Zostało jedynie kilka kartonów. Na szczęście tych starszych.
OdpowiedzUsuńHm, to miałeś więcej szczęścia ode mnie. Ja dziś przetrząsnąłem chyba wszystkie wystawione kartony z prosecco i w każdym był tylko rocznik 2010.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak butelkę wziąłem, bo rzeczywiście wiele nie kosztuje.
Ż. uwielbiała rocznik 2009. A po 1 butelce 2010 jakoś przestała pić. Zmianę rocznika zauważyłem po fakcie i skojarzyłem - i faktycznie. Tamto było po prostu bardziej dojrzale. tak czy inaczej - za ta cenę - kupować kartonami!!!
OdpowiedzUsuń@dotrzechdych Miejmy nadzieję, że 2010 jeszcze zyska w butelce i będzie cieszył nasze podniebienia na równi z tym z 2009, którego zapas już mi się, nestety, skończył.
OdpowiedzUsuń