środa, 15 grudnia 2010

Barbera d'Asti

O barberze na tym blogu wspominałem już chyba kiedyś i o ile dobrze pamiętam wino to miało być pretendentem do jednego z moich ulubionych gatunków. Pisałem wtedy, że muszę wypić co najmniej kilka jeszcze butelek, żeby mieć co do tego pewność i kilka butelek rzeczywiście wypiłem, choć nie wszystkie tu opisałem.

Dziś sięgnąłem do swej chłodziareczki po wino Blina Barbera d'Asti rocznik 2006. Pamiętam, że do tego wina wcale mnie sprzedawca nie zachęcał, za co należy mu się pochwała, bo dobrze o sprzedawcy to świadczy, że nie wciska klientowi tego, na czym zawiesi się (choćby na moment) jego oko. Oczywiście i tak kupiłem to wino, choć nie wypiłem od razu, przeleżało u mnie mniej więcej trzy kwartały, zanim przyszło mi do głowy, że może warto je wypić. W tym czasie sporo poczytałem o barberze, o silnej kwasowości nadającej jej świeżość, o wyraźnym owocowym aromacie, o łagodnych, niezbyt szorstkich garbnikach. Niewiele wyczytałem o zawartości alkoholu w winach z tego szczepu. Blina zawierała go 13,5%. Tzn. taka wartość widniała na etykiecie, choć zacząłem podejrzewać błąd drukarski (zwany chochlikiem) i gotów byłem obstawić ostatnie pieniądze na to, że było to raczej 15,3% :) W każdym razie wino dość szybko uaktywniło proces wydzielania endorfin i po wypiciu pół butelki gotów byłem przysiąc, że barbera to "moje" wino. Ale to nieprawda.

Tych kilka wypitych butelek (chyba jeszcze nie kilkanaście) nie pozwoliło mi się zakochać w barberze. Jak dla mnie (i na tą chwilę) kwasowość zbyt duża, alkohol zbyt mocny. Czy żałuję wypicia butelki tego wina. Na pewno nie. Barbera zawsze będzie dla mnie pokusą, może niekoniecznie ta z Asti albo z Alby, może raczej ta z Monferrato. Zawsze będę pił barberę z zaciekawieniem. Nadal jednak malbec jest moim liderem, choć ostatnio wypita butelka Chateau Tour Seran zasugerowała, że bordoscy żołnierze nie opadli z sił po walkach stoczonych z wojownikami z nowego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz