Nie wiem czy picie vinho verde o tej porze roku to dobry pomysł, ale czy człowiek musi mieć zawsze dobre pomysły? Lato minęło, na następne trzeba poczekać, balkon już zamknięty a vinho verde lepiej wypić wcześniej, niż później. Postanowiłem nie czekać. W domu przy kaloryferze ciepło, przymknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że jestem na portugalskiej plaży i tam, na leżaczku, pociągam chłodne, leciutko musujące wino. Ale kaloryfer to nie plaża, a wino, choć nazwę miało obiecującą, wiele wspólnego z dobrym vinho verde nie miało. Complo Vinho Verde kupione w sklepie należącym do dużej sieci handlowej (E.Leclerc) okazało się porażką maksymalną. Nic w nim nie musowało, nie przywoływało skojarzeń z żadną plażą, nawet tą nadbałtycką. Nie polecam, a nawet odradzam, choć lubię eksperymenty i niejedno dziwne wino wypiłem. Nie tego oczekiwałem, rozczarowałem się tylko i tyle. Może było już za stare, pochodziło z 2007 roku i pewnie lepiej byłoby wypić je ciut wcześniej, ale stawiałbym raczej na to, że po prostu wino to producentowi nie wyszło.
Po kilku dniach sięgnąłem po inną butelkę portugalskiego wina. Vinhas Altas Vinho Verde z 2008 roku dla odmiany okazało się strzałem w dziesiątkę. Leciutkie (tylko 10%), cudownie musujące, orzeźwiające. Pić takie wino to czysta przyjemność. Ale pod jednym warunkiem. Nie powinno robić się tego w samotności, bo nigdy nie osiągnie się pełnej radości z jego picia, tak samo jak nigdy nie będzie cieszyło wylegiwanie się w pojedynkę na portugalskiej plaży. Nawet najpiękniejszej na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz