Raz w miesiącu (przynajmniej) spotykam się z moim przyjacielem, żeby obgadać nasze wspólne interesy. Nie są wielkie, więc ten temat nie zabiera nam dużo czasu. Jego resztę poświęcamy na rozmowy o życiu i dupie Maryni. Spotykamy się tak już od kilkunastu miesięcy, ale dziś chyba po raz pierwszy rozmowę umiliła nam lampka wina. Zamówiłem sobie krwistego wołowego steka, do niego chciałem dobrać malbeka, ale niestety nie było go w karcie win. Z braku laku, padło na barberę (d'Alba) a barbera, jak pamiętają uważni czytelnicy mojego bloga, "nie daje mi spokoju i wciąż mnie gdzieś uwiera". Barbera jak barbera, trochę pachniała wiśnią, w ustach dobrze wyczuwalna kwasowość. Ale nabrałem ochoty na więcej.
Po powrocie do domu otworzyłem chłodziarkę, bo zdawało mi się że wśród kilku innych znajdę butelkę barbery. Jest! Wino La Ladra Barbera d'Asti (Tenute dei Vallarino) z rocznika 2005 musiało spełnić pokładane w nim nadzieje na miły wieczór. I spełniło. No jakże ono je spełniło... Intensywne aromaty wiśni połączone z korzennymi przyprawami, kwasowość świetnie zrównoważona przez słodycz, taniny obecne, ale bardzo miękkie. Nie wiem jak ma się to wino do klasyki gatunku (ten temat został poruszony w Magazynie Wino nr 3/2010), ale dla mnie to była najlepsza z dotychczas wypitych flaszek trunku stworzonego z barbery.
Wiem, gdzie można to wino kupić i wiem (niestety) ile ono kosztuje. Idę po kupon Lotto.
Wiem, gdzie można to wino kupić i wiem (niestety) ile ono kosztuje. Idę po kupon Lotto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz