środa, 15 stycznia 2014

Słówko o Australii.

Już chciałem napisać jakiś tekst kąśliwy na moich przyjaciół z winnej blogosfery - mam na myśli tych nagrodzonych w konkursach - bo coś ostatnio się opierdzielają i jak raz na miesiąc coś skrobną to robi się z tego już święto. Na szczęście się opamiętałem, bo sam lepszy w tej kwestii nie jestem, a dla czytelników to może nawet i lepiej. 

Sam zresztą postanowiłem więcej czasu poświęcić czytaniu niż pisaniu, nie sam z siebie rzecz jasna, ale po obrazowym fragmencie "Drugiego Dziennika" Pilcha:
Co to za gusło, żeby - jak się pisze - nie czytać? Malarz, gdy maluje, obrazów nie ogląda? Rzeźbiarz rzeźb unika, a jak pomnik w dali spostrzeże - śmiertelnie przerażony, iż artyzm jego wtórnością skażony zostanie - w przeciwną stronę spiernicza, aż się kurzy? [...] Żeby napisać dobrą powieść, opowiadanie czy inny sonet, trzeba takie rzeczy czytać, czytać i jeszcze raz czytać.
No to czytam, czytam i czytam, nawet na otwieranie flaszek czasu nie mam, bo ledwo starcza go na pracę, życie osobiste i odrobinę snu. Skoro na blogach posucha to kupiłem polecaną przez Winicjatywę "Encyklopedię wina australijskiego" Jamesa Halliday'a, by dowiedzieć się o winach z antypodów nieco więcej ponad to, co można wywnioskować z przeglądu sklepowych półek. Przy okazji przejrzałem swój składzik pod kątem obecności jakiejś zapomnianej butelki z Australii i... znalazłem.


Było to  wino Terra Barossa Cuvée 2007 wyprodukowane przez Thorn-Clarke Wines, skomponowane z odmian shiraz (53%), petit verdot (14%) i cabernet sauvignon (33%). Do dojrzewania użyto beczek z dębu amerykańskiego i francuskiego, w których wino spędziło 12 miesięcy. Co do zawartości alkoholu to dane na etykiecie nie są spójne z informacjami zamieszczonymi w internecie, w każdym razie czy wino ma 14,0% czy 14,5% nie ma to specjalnie znaczenia - potrafi człowieka podstępnie sponiewierać. Podstępnie, bo tego alkoholu na podniebieniu nie czuć. Wg winemakera, którym jest David Clarke wino pasuje do ravioli z bazyliowym pesto i suszonymi pomidorami, co mogę potwierdzić, natomiast nie bardzo pasowało do suszonej szynki wieprzowej, choć tragedii nie było.


Skoro jest wino i jest encyklopedia, to może warto sprawdzić, czy wspomina ona coś o producencie. Owszem, wspomina:
Thorn-Clarke Wines (zał. w 1987 r.), winiarnia w Barossa Valley, wysoce udane przedsięwzięcie Davida i Cheryl Clarke'ów (z domu Thorn) i ich syna Sama, który jest dyrektorem zarządzającym. [...] Winogrona z najlepszych kwater najczęściej są zostawiane do wyrobu wina z etykietą Thorn-Clarke, co bez wątpliwości tłumaczy imponujące zdobycze winiarni - złote medale i liczne trofea - na pokazach win w Australii, z National Wine Show włącznie.
Mi to wino bardzo smakowało, okazało się, że zupełnie niepotrzebnie podchodziłem do niego jak pies do jeża i przekładałem z miejsca na miejsce odsuwając w czasie degustację (powiedzmy szczerze - konsumpcję). Po prostu nieufnie podchodziłem do butelki, które pochodziła z zestawu 6 win skomponowanych przez krakowski Dom Wina, który kupiłem za niecałe 200 zł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz