środa, 12 września 2012

Barolo & Friends(?)

Obiecałem koledze, że ten wpis zacznę tak: "To było żenujące". I było. Oczekiwanie na wejście na salę degustacyjną trwało dobre 45 minut, a kolejka za nami stawała się coraz dłuższa. Organizatorzy imprezy "Barolo&Friends" powinni wyciągnąć jakieś wnioski z tej smutnej lekcji, bo na twarzach uczestników rysował się grymas niezadowolenia, a było mnóstwo osób, które na salę się nie dostały i co rusz wybuchała awantura. Dla organizatorów to ewidentna wizerunkowa porażka.

Miejsce zamieszania. fot. M.Boguszewski


Mi udało się wejść na salę bez problemu, mogłem oddać się zatem chwilom uniesienia popijając próbki Barolo - nastawiłem się wyłącznie na wina z tej apelacji. Barbaresco czy Barberę postanowiłem sobie odpuścić.

Dla mnie, jako uczniaka i winnego młodzika, impreza - mimo ww. niedociągnięć i solidnego ścisku - była okazją do bliższego poznania Barolo. Sam od jakiegoś czasu skupuję wina z roczników 2006 i 2007, ale one w opinii wielu ekspertów nie nadają się jeszcze do picia. Tzn. można je pić i człowiek nie umrze, ale podobno z wiekiem będę tylko zyskiwać, więc warto czekać. Oczywiście idealnie byłoby kupować po kilka butelek danego wina i obserwować jego rozwój wraz z upływem czasu, ale to zabawa raczej dla krezusów i jeszcze minie trochę czasu zanim będzie mnie na to stać. Z przyjemnością zatem próbowałem tego, co do zaoferowania mieli wystawcy, ale nie podejmuję się żadnej oceny, ponieważ najzwyczajniej w świecie brak mi doświadczenia. Ale wrażeniami podzielić się mogę. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jestem Barolo zauroczony, czemu wyraz dałem już kiedyś w tym wpisie. Po drugie, młode roczniki, szczególnie 2008, smakowały mi bardziej, niż te starsze - nawet te, które uważane są za gotowe do picia już teraz, czyli 2000 i 2001. Po trzecie w obrębie tego samego rocznika wina miały różne charaktery - od mocno garbnikowych i kwasowych, twardych po aksamitnie miękkie, które przepływały przez gardło jak woda. Te pierwsze wydały mi się bardziej atrakcyjne.

I mały dla mnie wniosek: skoro młode roczniki mi smakowały, to być może jednak nie warto czekać, może już trzeba otworzyć to, co się ma w zapasie i po prostu uczyć się barolo, poszerzać swoją wiedzę. Hmmm... ta myśl bardzo mi się podoba!

Moja podwalina pod kolekcję Barolo. Czy okaże się trwała?



2 komentarze:

  1. "Jesień to czas, gdy natura dzieli się swymi darami z człowiekiem. 10 września 2012 w Hotelu Bristol w Warszawie pod patronatem Magazynu Wino odbyła się spotkanie Barolo & Frieds, gdzie mogliśmy posmakować darów natury z Piemontu. To wydarzenie w historii polskich miłośników kultury, kuchni i winiarstwa włoskiego zapisało się dużymi i głośnymi zgłoskami."

    i komu tu wierzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "zapisało się dużymi i głośnymi zgłoskami" - tylko pytanie jak?

    OdpowiedzUsuń