Nowe prosseco z Lidla - organiczne, z certyfikatem BIO i reklamowane, jako „prosecco, po którym nie masz kaca” wzbudziło moją podejrzliwość. Ostatnio wszystko, co BIO służy do wyciągania kasy z kieszeni konsumentów, często zbyt dużej, jak na rzeczywistą wartość produktu, zwłaszcza pod względem właściwości prozdrowotnych. Tu w każdym razie winą za nienajlepszy nastój następnego dnia obarcza się siarczyny, środek chemiczny stabilizujący wino i zapobiegający rozwojowi w nim drobnoustrojów. Taki mały paradoks - ograniczenie prozdrowotnego czynnika ma działać na korzyść pijącego. Jestem przekonany, że to alkohol jest największą trucizną i przyczyną osłabienia organizmu, więc jeśli nie chcecie cierpieć, to pijcie z umiarem, to jest zdecydowanie bardziej BIO i lepiej przysłuży się waszej kondycji.
Do prosecco ostatnio miałem niewiele serca, nudziło mnie, wręcz zniechęcało do zakupów, ale tym razem włoski musiak mnie nie rozczarował. To znaczy tyle, że lepiej wypadł na tle swoich poprzedników, to jest po prostu dobre prosecco. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli prosilibyście o polecenie niezłego i niedrogiego wina musującego, to sugerowałbym wam raczej hiszpańską cavę, ale jeśli upieracie się przy prosecco, to akurat to również ma moją rekomendację. Cukier i kwas pozostają w niezłej komitywie, posmak twardej, nie do końca dojrzałej papierówki budzi dobre wspomnienia z dzieciństwa, kiedy człowiek w naturalny sposób sięgał po żywność prosto z drzewa. Pyszną i zdrową, choć bez certyfikatu.
Zatem „na zdrowie!”, ale pamiętajcie o umiarze niezależnie od reklamowych sloganów.
Dziękuję Lidl Polska, za udostępnienie wina do degustacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz