czwartek, 18 listopada 2010

Beaujolais.

Trzeci czwartek listopada, czyli czas na Beaujolais Nouveau. Wiem, wiem, to jest niemodne i to niemodne już od kilku lat. Tak przynajmniej twierdzą Ci, co już trochę wypili, a zatem i parę rozumów zjedli. Ja, jako młody (nouveau) uczniak odnajdują jednak pewną przyjemność w piciu Beaujolais. W tym roku postanowiłem otworzyć dwie butelki. Tegoroczne młode wino z Beaujolais i wino z 2007 roku, ale z apelacji Beaujolais Villages.


To drugie z wymienionych win zaskakuje intensywnym bukietem, fakt że niezbyt różnorodnym, bo wyraźnie wyczuwalne są według mnie tylko powidła truskawkowe. Po spróbowaniu trunku dopisać do wrażeń smakowych można wiśnie wyciągnięte z domowego, dobrze zrobionego kompotu. Taniny są delikatne, wyczuwalne, ale zupełnie do przyjęcia dla osób, które nie znoszą herbacianych fusów w smaku wina.

Tegoroczne nouveau też ma zapach kompotu, ale mocno rozrzedzonego, z owoców z pewnością czerwonych, ale trudno identyfikowalnych. W ustach pojawia się co prawda zarys wiśni, ale odległy, dopiero wyłaniający się z mgły, jeszcze pozbawiony barwy, intensywności.


Obie butelki kosztowały w zasadzie tyle samo, ok. 30 zł. Ich charakter jest podobny ale beaujolais villages z 2007 roku jest jakby "podkręconą" wersją nouveau, bardziej intensywną skoncentrowaną. Wybór zatem jest oczywisty. Świeżak wybiera wersję bardziej dojrzałą.

4 komentarze:

  1. A ja piję właśnie młodziaka i się zachwycam. Bawi jak zawsze, a pyszne jak niemal nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie taki diabeł straszny jak go (ostatnio) malują :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się całkowicie :) W tym roku bożole sprawiło mi sporo radości.

    OdpowiedzUsuń
  4. I o to chodzi, i oto chodzi... żeby wino radość nam dawało i bawiło :)

    OdpowiedzUsuń