Może gdybym był we Francji... Może gdybym był na południu Francji i do tego w miłym towarzystwie mojej żony... Może gdybym wygrzewał się w słońcu zalewającym swym blaskiem wąskie uliczki Nissan-lez-Enserune. Może wtedy byłoby inaczej...
Pewnie nie myślałbym o winie, tylko bym się nim cieszył odliczając czas kolejnymi kielichami trunku ubywającego w rytmie piasku leniwie przesypującego się z jednej bańki klepsydry w drugą.
Cieszyłbym się malbekiem produkowanym gdzieś na obrzeżach miasteczka.
Ale nie byłem na południu Francji, lecz na południowym krańcu Warszawy. Wąskich uliczek nie zalewało popołudniowe słońce - warszawskie ulice spływały strugami deszczu. Próba pocieszenia się uwielbianym przeze mnie malbekiem pogrążyła mą duszę w jeszcze większym smutku.
To nie było wino jakie znam i jakie kocham, to wino głęboką rysą zraniło moją do malbeka miłość.
Teraz moje serce płacze gorącymi, gorzkimi, pełnymi alkoholu łzami. Z utęsknieniem spoglądam w stronę Argentyny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz