sobota, 1 sierpnia 2009

Message in the bottle.

Nie wiem czy nie będę nudny pisząc na temat blogów i coraz bardziej popularnych mikroblogów. Dla wielu blogowanie to chleb powszedni, czasem nawet źródło utrzymania, dla mnie nadal inspirująca nowość. Od jakiegoś czasu jestem tym wynalazkiem po prostu zafascynowany, a fascynacja ta pogłębia się z dnia na dzień. Pomijam te wszystkie sprawy techniczno-technologiczne, bo choć na swój sposób ciekawe, to programy i urządzenia są tylko narzędziami do wysyłania myśli i emocji w świat. Zadziwia mnie najbardziej to, że ludziom chce się pisać. W tych czasach – nieco już odległych – kiedy uczęszczałem do szkoły, nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby napisać coś, co nie jest wypracowaniem z polskiego. A tu proszę, setki, tysiące, a może nawet setki tysięcy młodych zazwyczaj osób coś piszą. Pytanie dla kogo? Dwumiesięczna obecność na twitterze i dwutygodniowa na blipie utwierdza mnie w przekonaniu, że ludzie piszą głównie dla siebie. Oczywiście, nie ma w tym nic złego. Ja też piszę dla siebie, jak może być inaczej, skoro publikowanie w Internecie to nic innego jak wrzucanie do oceanu listu w butelce. Marna szansa, że ktoś ją odnajdzie, choć to się zdarza. Siedzę tak sobie na wyspie na środku oceanu, wrzucam swoją butelkę i wyławiam inne. Sprawia mi to nawet frajdę, zwłaszcza że teraz ich zawartość to rzadko wołanie o pomoc, znacznie częściej fascynujące skrawki rzeczywistości, prawdziwe źródło wiedzy na temat życia ludzi we współczesnym świecie. Tysiące historii, a każda zupełnie inna, spisane poprawną polszczyzną lub podwórkowym slangiem. Uważam, że warto je czytać, zwłaszcza te napisane przez młodych ludzi, ponieważ to jedyna szansa na skrócenie międzypokoleniowego dystansu. Warto poznać ich słownictwo, myśli i pragnienia, zwłaszcza wtedy, gdy dorasta twoje własne dziecko. Być może i ono wrzuciło swoją butelkę. Otwórz ją i uważnie przeczytaj…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz