piątek, 16 sierpnia 2013

Erdőbénye

"Czuję się zachęcony do odwiedzenia Erdőbénye i bardzo chciałbym tam pojechać". Tak napisałem na blogu jakiś czas temu, ale - niestety - z tych planów wyszły nici. Dziś, gdy część moich znajomych, kolegów i przyjaciół od wina spędza miłe chwile wśród winiarzy z Erdőbénye, mi musi wystarczyć butelka wina Alpha z tamtejszej winiarni Bardon. To furmint z niewielką domieszką hárslevelű. Do Warszawy i do mnie trafił tydzień po zabutelkowaniu, sama butelka zaś nie miała nawet etykiety. Jedynie zakrętka zdradzała miejsce pochodzenia wina.


Samo wino znacznie polepsza mój nastrój. Świeże (nawet bardzo), pełne kwiatowo-owocowych niuansów podbudowanych porządną kwasowością. W te, ciepłe jeszcze, dni daje mnóstwo radości. Polecam!

"Czuję się zachęcony do odwiedzenia Erdőbénye i bardzo chciałbym tam pojechać". I pojadę, tyle że na kolejną edycję.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Cud nie nad Wisłą.

Lubię niespodzianki, oczywiście tylko te miłe i skłamałbym pisząc, że się nie zdarzają. Ale ta dzisiejsza bardzo mnie zaskoczyła, choć obiektywnie rzecz biorąc, nie wydarzyło się nic wielkiego.

Pozwólcie, że przedstawię Wam kilka szczegółów tego wydarzenia:

1) Podróż krajową "siódemką" na północ, odległość do przebycia to ponad 300 km.
2) Podróż jest dość męcząca, bo to ja muszę prowadzić auto.
3) Męczę się, bo auto prowadzę wśród miliona innych zmierzających na północ.
4) Milion aut zmierza na północ, bo dziś zaczyna się długi weekend.
5) Długi weekend zaczyna się już w czwartek, bo w czwartek jest święto.
6) W święto świętują głównie sklepy, więc u celu podróży mogę pocałować sklepową klamkę próbując kupić wino na wieczór.
7) Sytuacja wygląda na beznadziejną, bo choć przezornie zabrałem ze sobą jakąś flaszkę, to jej schłodzenie może zabrać kilka godzin.

I tu, w rocznicę cudu nad Wisłą, choć nie nad Wisłą co prawda, ale nad rzeką Elbląg, spotkało mnie inne nadprzyrodzone zjawisko. Zajrzałem do lodówki teściowej, a trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że to osoba "nietrunkowa", w której znalazłem - nie, w ten w ten cud nie uwierzycie - cavę.

Mała rzecz, a cieszy.
Co prawda tylko "semi dulce", ale i tak przecież "metodo tradicional". Po tych trzystu z okładem kilometrach dała ulgę i radość, jakiej można oczekiwać po niezłym szampanie. Ale wino otwiera umysły i mój też się nieco otworzył. Przypomniało mi się, że to wino zostawiłem teściowej sam osobiście, kilka miesięcy temu, odwiedzając Elbląg w maju.

Prawdziwy cud. Cud niepamięci.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Winne Wtorki #56

Znów udało mi się ominąć (zupełnie niechcący) kilka edycji Winnych Wtorków. O mały włos opuściłbym i dzisiejszą, której tematem są wina greckie. Na szczęście żona zachowała czujność, ale o tym za chwilę. Pisałem niedawno o tym, że oferta win greckich na polskich półkach wygląda mizernie, zdanie to podtrzymuję, choć uczciwie muszę powiedzieć, że w momencie, gdy piszę te słowa w moim składziku są trzy butelki greckiego wina. Jedno z nich kupiłem w Lidlu. Pojawia się w nim co jakiś czas, ja po raz pierwszy piłem je w listopadzie 2010. Wówczas było to Agiorgitiko z Nemei z rocznika 2008, teraz to samo wino można kupić z rocznika 2012.
Rocznik 2008 bardzo mi smakował. Jak będzie z 2012?
Nie czas jednak na nie, jeśli będzie tego warte opiszę je w przyszłości. Drugie wino kupiłem jakiś czas temu w outlecie Domu Wina - to Tsantali Naousa z rocznika 2006. Powstało ze szczepu xinomavro, którego nie znam, podczas pobytu na Rodos piłem głównie wina białe.

Zaczynam węszyć spisek. Kolejne wino w Polsce, o którym brak choć słowa na stronie producenta.
Będzie okazja się zapoznać, ale wątpię bym mógł jeszcze kiedyś powtórzyć tę butelkę, chyba że w Domu Wina nie opróżnią za szybko zapasów, bo na stronie producenta nie ma już o tym winie ani słowa. I ani słowa więcej nie będzie w tej notce. Może innym razem.

Teraz wróćmy do mojej żony, która była bardzo zdziwiona tym, że wyjeżdżam z Grecji bez butelki wina. Wyprawiła mnie do sklepu na lotnisku, więc miałem okazję kupić butelkę, na którą zasadzałem się będąc jeszcze na wyspie, ale jakoś mi nie wyszło. Mowa o sauvignon blanc z rocznika 2012, które powstało w posiadłości Alpha.

Grecka interpretacja mojego ulubionego białego szczepu.

O winie tym po raz pierwszy przeczytałem w którymś z zachodnich magazynów winiarskich. Pamiętam, że wówczas notatka o nim dość mocno mnie zaintrygowała. Pomyślałem wtedy, że fajnie byłoby spróbować to wino. Dzięki mojej żonie udało się, za co jej serdecznie dziękuję, bo teraz mogę podzielić się z Wami moimi wrażeniami.

W nosie czuć świeżość i przyjemne nuty dojrzałych owoców cytrusowych z bardzo wyraźną, grejpfrutową goryczką. Kwasu wcale niemało, alkohol niewyczuwalny zupełnie, a przecież obecny (13,5%). Nie ukrywam, że zaskoczyło mnie to wino. Ta interpretacja sauvignon blanc różni się od tego, co z tym szczepem robią Nowozelandczycy (uwielbiam), czy Chilijczycy (nie przepadam). Niby nie ma w nim tych charakterystycznych, wyraźnie zaznaczonych, powszechnie znanych nut agrestu, pokrzywy, trawy, czy kocich siuśków, a mimo to nie miałem wątpliwości, że jest to sauvignon blanc, które tak bardzo lubię i cenię. Warto spróbować.
------------------------------------------------------------
Wszystkie opisywane wina kupiłem za ciężko zarobione pieniądze.

Nemea Agiorgitiko 2012 - Lidl, 14,99 zł
Tsantali Naousa 2006 - Dom Wina (outlet), 29,75 zł
Alpha Estate Sauvignon Blanc 2012 - lotnisko w Rodos, 15 euro
------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #56 na podniebieniach innych blogerów
------------------------------------------------------------
Nasze Wina
Nie zawsze wina
------------------------------------------------------------

sobota, 3 sierpnia 2013

Pocztówka z Grecji.

Przez kilka ostatnich tygodni nie napisałem na blogu żadnej winnej notki, ale to nie moje wrodzone lenistwo było tego powodem, lecz wakacyjny urlop. W tym roku spędzałem go na greckiej wyspie Rodos, wspominam bardzo dobrze, przede wszystkim za sprawą doskonałego, wpasowanego w mój gust jedzenia, ale też win, których w Polsce brakuje. Możemy, co prawda, tu i ówdzie dostać jakąś retsinę, jakieś masowo produkowane wina półsłodkie, ale dopiero pobyt w Grecji kontynentalnej, albo na którejś z wysp uświadamia nam jak bogata może być oferta tamtejszych producentów.

Rok, a może i dwa lata temu zadałem przedstawicielowi jednego z importerów win, dlaczego tak marnie wyglądają u nas półki z greckimi butelkami. Usłyszałem odpowiedź, że bardzo ciężko jest się z nimi dogadać, często nie odpowiadają na pytania ofertowe, nie chce im się bawić w te wszystkie procedury związane z importem/eksportem win. Napływ turystów i wysoki popyt wewnętrzny sprawiają, że tak naprawdę Grecy nie potrzebują się w to bawić. Po powrocie do kraju usłyszałem od znanego konsultanta winnego taką oto opinię, że nawet konsumenci chwalący wina na miejscu, nie kwapią się do wydawania pieniędzy na greckie trunki w Polsce. Początkowo myślałem, że to fatalna sytuacja, ale szybko mi przeszło i teraz nawet się z tego powodu cieszę. Zawsze będzie dobry pretekst, żeby Grecję odwiedzić, a na miejscu poznawać tylko i wyłącznie miejscowe wina, co też czyniłem podczas ostatniego pobytu.

Dla mnie zaskoczeniem były przede wszystkim wina musujące. Na Rodos istnieje wytwórnia - CAIR, której produkty wykonane z lokalnych, greckich szczepów śmiało konkurować mogą z katalońskimi cava'mi czy francuskimi cremant. W cenie 6-10 euro dostajemy naprawdę przyzwoite bąbelki.

Bardzo przyzwoite wino musujące zrobione ze szczepu athiri.
Inną ciekawostką było to, że pomimo ogromnej liczby miejscowych szczepów bardzo popularne są szczepy międzynarodowe. Czasem miesza się je z odmianami endemicznymi, ale bardzo często na ich bazie powstają wina jednoszczepowe. Dominują oczywiście cztery podstawowe odmiany: chardonnay, sauvignon blanc, merlot i cabernet sauvignon. Ale bez problemu znajdziemy tu także szczepy takie jak barbera czy tannat.

Na mnie wrażenie zrobił bordoski kupaż cabernet sauvignon, merlot i cabernet franc. Było w nim wszystko - kwas, owoc, taniny, alkohol - w doskonałej równowadze. Nie muszę dodawać, że za bardzo przyzwoite pieniądze (ok. 10 euro).
Kupować, pić, cieszyć się...
Miałem okazję pić także wino słodkie z późnego zbioru, którego podstawą były grona szczepu gewurztraminer.

Słodycz zamknięta w butelkach 0,5 l. Mat. producenta.
Wino nazywa się Omega, wytwórnia zaś Alpha i jest to pewien symbol. Greckie winiarstwo jest bowiem bogate, pełne win słabszych, ale i tych bardzo dobrych, tanich i drogich, zrobionych ze szczepów lokalnych i tych międzynarodowych. Po prostu Alfa i Omega.