W piciu wina nie wszystko jest jasne i oczywiste. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, zastanówcie się dwa razy, czy warto darzyć go zaufaniem. Trzymajcie się raczej tych, którzy w winie szukają (dopiero, wciąż lub nadal) prawdy, niż tych, którzy czują się już mądrzy i oświeceni. To zresztą odnosi się do wszystkich dziedzin życia, wino nie jest szczególnym przypadkiem.
Ja wiem niewiele, trzymajcie się mnie, może się wspólnie czegoś nauczymy, może nie, ale czuję podskórnie, że droga do celu może być ciekawsza niż sam cel. Zupełnie, jak w tej piosence o króliczku.
Dziś proponuję Wam spacer w nieznane (i trudne) dla mnie rewiry - miejsca, które budzą we mnie lęk i o których myślę, że są zupełnie dla mnie nieatrakcyjne. Chodzi mi o wina słodkie. Wiem, że jeśli mam je oswoić, muszę przestać się ich bać, a żeby tego dokonać… muszę je po prostu pić. Nawet jeśli mam to robić wbrew sobie. Albo doprowadzi mnie to do przekonania, że rzeczywiście są nic nie warte, albo dojdę do wniosku, że pozwalając sobie na strach przed nimi zmarnowałem kawałek swojego życia. Idziecie ze mną?
Druga rzecz, której jeszcze nie rozumiem to parowanie wina z jedzeniem, choć na tym polu eksperymentuję ochoczo i z niemałym zaangażowaniem. Dziś zatem sprawdzę czy słodkie wina pasują do sera z niebieską pleśnią. Do eksperymentu wybrałem popularny, powszechnie dostępny ser Błękitny Lazur, natomiast wina pochodzą z różnych źródeł: Chateau Derszla Tokaji Aszu 5p znajduje się obecnie w sprzedaży w Lidlu (ja swoją butelkę otrzymałem od importera), Umathum Auslese 2009 kupiłem w Enotece Polskiej, jeszcze w starej siedzibie - nie wiem, czy jeszcze jest w sprzedaży, natomiast Passion du Baron Sauternes 2013 był jakiś czas temu dostępny w Biedronce (tę butelkę również otrzymałem od importera).
Zacznę od ostatniego winia.
Passion du Baron Sauternes 2013 (Biedronka) - na początku w nosie zapach płyty pilśniowej, ale tylko przez moment. Po chwili w kieliszku robi się dość przyjemnie - kandyzowane i suszone owoce. W ustach jest tak sobie, tzn. nie jest źle, ale wino nie zapewnia mocnych przeżyć. I słodycz, i kwasowość jest tu w jakichś bladych tonach, miałem też poczucie wodnistości.
Tokaji Aszu 5p 2009 z Chateau Dereszla jest bardziej gęste, oleiste, a w nosie zdecydowanie bardziej wyraziste, choć nie umiem nazwać występujących w nich aromatów, wydały mi się raczej kwiatowe z nutką miodu. Tu słodycz jest bardzo wyraźna, ale kwasowość przywołuje ją do porządku i wino zachowuje niezłą równowagę.
Umathum Auslese 2009 ma zdecydowanie najładniejszy i najciekawszy nos. Wydaje się najsłodsze ze wszystkich. I ta słodycz długo utrzymuje się na podniebieniu, nieco jednak zamula, kwas średnio daje sobie z nią radę. Ale...
… z Błękitnym Lazurem tworzy chyba najlepszą kompozycję w ustach. Wino wydaje się mniej słodkie i męczące, za to ser jakby zyskał nieco na szlachetności, choć to przecież nie jest wybitny przedstawiciel sera z niebieską pleśnią.
Suaternes z Lazurem zmienia się w... lakier, wiec jesli dodamy do tego pierwsze wrażenie obcowania z pilśnią, to może jest to kompozycja dla miłośników warsztatów stolarskich. Ten układ zupełnie mi nie smakował.
Tokaji od Dereszli z Lazurem w lakier się nie zmienia, pozostaje z nim w niezłej równowadze, choć i tu nie ma żadnych wielkich uniesień.
Przyznać muszę, że żadne z próbowanych przeze mnie win nie tworzy jakiejś wybitnej i czarującej propozycji, ale fakt, że każde wino w połączeniu z jedzeniem zapewnia odmienne wrażenia smakowe, zachęca mnie do dalszych eksperymentów tego typu. Zaopatrzyłem się nawet w bardziej zdecydowany w smaku ser, jakim jest gorgonzola i mam zamiar bawić się dalej 😃
W jakie Wy macie doświadczenia z parowaniem słodkich win i serów z niebieską pleśnią?
ps1. Kiedy pisałem ten tekst na facebookowej stronie
Marka Kondrata przypomniano ciekawy artykuł Jana Czyża traktujący o łączeniu win z serami. Warto się zapoznać.
ps2. Jeśli kogoś bardzo interesuje temat parowania win z jedzeniem to polecam lekturę książki Evana Goldsteina "Wino i jedzenie", wydanej przez wydawnictwo MW, tłumaczenie Ewy Rybak.