niedziela, 22 czerwca 2014

Wino w Grupie D.

W grupie D Włosi oberwali od Kostarykańczyków, no ale jak na razie od nich dostali w bęcki wszyscy. Drużyna z Włoch gra nierówno, raz zachwyca, innym razem zupełnie rozczarowuje. Biedronkowa Vernaccia di San Gimignano (Sensi) odpowiada raczej tej słabszej (choć nadal niezłej) grze piłkarzy z Italii.


Wino ma sporo wspólnych cech ze wspomnianym we wcześniejszej notce chardonnay z Trentino, ale tu koncentracja trochę lepsza, równie wysoka kwasowość raczej predysponuje to wino do łączenia z posiłkiem, goryczkowa końcówka nieco ubogaca to wino i sprawia, że nie jest tak nudne jak to chardonnay. Można bronić to wino, ale nie ma co oddawać za nie życia. Aż tyle nie jest warte. Sądzę jednak, że oba będą świetnie nadawały się do tanich, orzeźwiających szprycerów z gazowaną wodą i lodem, czy do kulinarnych eksperymentów z owocami morza.

Lepsze momenty włoskiej drużyny kojarzyły mi się jednak z niezłym Vermentino di Gallura od producenta Giogantinu z Sardynii.


Co prawda moje winno nie należało do najmłodszych, pochodziło z rocznika 2011, a przywiozłem je z Sardynii w 2012 roku. Na szczęście kwas dobrze to wino zakonserwował i utrzymał je przy życiu. Dojrzało w dobrym stylu czarując nos nutami ananasa i miodu, podobnie było w ustach. Miałem nawet wrażenie, że i za rok to wino dobrze by sobie poradziło, choć brakowało mu nieco tej świeżości i rześkości charakterystycznej dla młodszych win. Tym trunkiem można się jednak delektować, podobnie jak koronkowymi akcjami Włochów na boisku. Upływu lat trudno nie dostrzec, ale klasy odmówić nie można.

-------------------------------------------------------------
Sensi, Vernaccia di San Gimignano, 2013
odmiana: vernaccia
alk.: 12,5%
cena: 17,99 zł w Biedronce (2014.06.20)
-------------------------------------------------------------
Giogantinu, Vermentino di Gallura, 2011
odmiana: vermentino
alk.: 12%
cena: kilka euro w 2012 roku na Sardynii
-------------------------------------------------------------

Wino Sensi otrzymałem od Jeronimo Martins Polska. Dziękuję!
Vermentino kupiłem na Sardynii.

piątek, 20 czerwca 2014

Mundialowe dylematy.

Brazylijski festiwal piłki nożnej trwa w najlepsze, dostarcza sporo emocji i niespodzianek, mecze drużyn z winiarskich krajów są dobrym pretekstem do otwarcia konkretnych butelek. Problem polega na tym, że ja, z dość nietypowym na przeciętnego śmiertelnika grafikiem pracy, nie jestem w stanie trafić z odpowiednią butelką w występ piłkarzy z danego kraju. Francuskie sączyłem, gdy grały inne winiarskie potęgi - Hiszpania i Chile. Nowy świat wygrał ze starym. Wczoraj Anglicy przegrali z Urugwajczykami, a ja zamiast dobrego wina musującego z Anglii, albo jakiegoś tannata z Urugwaju, popijałem włoskie chardonnay z Trentino.


Całe szczęście, że żona mi pomagała, bo wino - oględnie mówiąc - było takie sobie i wypicie całej butelki w pojedynkę mogłoby zostawić ślad nie tylko na wątrobie, ale i psychice. Nawet ona, miłośniczka chardonnay w każdej postaci, nie znalazła żadnego atutu przemawiającego na korzyść tego wina. Wino, które jest raczej wodniste, niż skoncentrowane i mocno kwaśne z wyraźnymi nutami niedojrzałych mirabelek nie zrobiło na nas dobrego wrażenia. Wyobrażam sobie, że mogłoby się lepiej sprawdzić z jakąś potrawą z kwaśnym akcentem, ale solo nie zachwycało zupełnie.

Żona uciekła w stronę Katalonii i leczyła rany musującym Freixenet Cordon Negro, ja zaś udałem się jeszcze dalej i moim balsamem na całe zło było portugalskie Boas Vinhas 2009, które zawieruszyło się pośród innych butelek.


Wino przeleżało półtora roku w zapomnieniu, ale wyciągnąłem je ostatnio na mecz Portugalczyków, kto wie czy nie ostatni podczas tego Mundialu, bo piłkarskie tuzy z Europy dostają cięgi i jakoś nie potrafią wydostać się z grupy. Jeśli Amerykanie pokonają Portugalczyków to będzie spora niespodzianka, a ja będę musiał przerzucić się na wina kalifornijskie. Ale jestem przekonany, że chardonnay z tamtego regionu przypadnie żonie do gustu znacznie bardziej, niż to z Włoch.

------------------------------------------------------
G. Leardi Chardonnay, 2013
Trentino DOC, Włochy
odmiana: 100% chardonnay
alk.: 12%
cena: 14,99 zł w Biedronce (od 20.06.2014)
------------------------------------------------------
Boas Quintas, Boas Vinhas 2009
Dão DOC, Portugalia
odmiany: touriga nacional, alfrocheiro i tinta roriz
alk.: 13%
cena: 17,99 zł w Biedronce (11.10.2012)
------------------------------------------------------

Wina otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska. Dziękuję!

czwartek, 19 czerwca 2014

Chateau Brown 2006.


Lecąc Pilchem (pozdrawiam pana Jerzego), mogę napisać tak: powiedzieć, że to dobre, porządne wino, to nic nie powiedzieć. Problem w tym, że niewiele więcej mogę dodać, poza tym, że wypiłem je z przyjemnością, ale bez uniesień. Zupełnie tak, jakbym oglądał francuskich piłkarzy na tegorocznym Mundialu.

——————————————————————————————
Chateau Brown, 2006
Pessac-Léognan AOC, Graves, Bordeaux, Francja
odmiany: 60% cabernet sauvignon, 35% merlot, 5% petit verdot
alk.: 13%
cena: 129 zł (22.02.2011 w Winestory)
——————————————————————————————

sobota, 14 czerwca 2014

Glen Carlou Syrah 2007

Nie przepadam za piłką nożną, ale Mistrzostwa Świata staram się chłonąć całym sobą. Przez cztery lata omijam piłkę szerokim łukiem, robiąc niewielkie wyjątki dla finałów Ligi Mistrzów, wybaczcie mi zatem to, o czym Wam teraz napiszę. Zestaw drużyn jest dla mnie zawsze zaskoczeniem. Przygotowałem sobie butelkę Glen Carlou, syrah z RPA na mecz tej drużyny, a tu niespodzianka - RPA nie gra w tych finałach… Musiałem zatem sięgnąć po terminarz, żeby zobaczyć czego mógłbym się jednak napić i na szczęście aż tak źle nie będzie. Jest Francja i jest Hiszpania. Są Włochy i Australia. Są też drużyny Chile, Niemiec i Portugalii, da się przeżyć. Greckiego wina opiłem się na Rodos, brazylijskiego nie mam, ale wiem, gdzie można kupić, urugwajskiego nie będę szukał, do tej pory nie miałem najlepszych doświadczeń.  Chorwackie i argentyńskie do uzupełnienia, kalifornijskie ostatnio kupiłem, więc mecze Grupy G będą chyba najciekawsze. Czas pokaże.


No, ale coś trzeba zrobić z tym południowoafrykańskim syrah, skoro jest już naszykowane, trzeba wypić. Rocznik 2007 był w tym regionie średnio udany, wina raczej do szybkiego wypicia, trochę obawiałem się mojego wina. Tragedii nie było, nos ładny, bardzo intensywny, mocno owocowy. Usta pikantne, mocno alkoholowe i lekko kwasowe, ale brakuje już tego owocowego wypełnienia. Czyżby kolejne wino, które piję za późno? Ale gapa ze mnie.

_______________________________________________
Glen Carlou, Syrah, 2007
RPA
odmiana: 100% syrah
alk. 14,0%
cena: 89 zł (09.04.2013)
_______________________________________________

Wino kupiłem w Winestory.

PS. (2014-06-17)

Uczciwie i z ręką na sercu muszę dopisać, że wino sączyłem jeszcze przez dwa wieczory (na przemian z Chateau Brown 2006) i z każdym następnym wino poprawiało się. Być może w kolejny wieczór byłoby jeszcze lepsze (a może nie) jednak butelka 0,75 wcale nie jest taka duża i zabrakło w niej materiału do dalszych badań. W każdym razie owoc pojawił się w końcu i dobrze się zgrał z alkoholowo-kwasową strukturą wina. Było dobrze!

czwartek, 12 czerwca 2014

Wino w powiecie.

Jeszcze nie tak dawno temu wybierając się w podróż zabrałbym ze sobą własną flaszkę wina lub nawet dwie, zwłaszcza jadąc w miejsca oddalone od większych ośrodków miejskich. Sklepiki typu "Alkohole 24h" albo stacje paliw oferowały wina średniej jakości, w dodatku z mocnym odchyleniem w stronę mało szlachetnej słodyczy, na co rzadko miałem ochotę. Na szczęście nastąpiła istotna zmiana, rozbudowane sieci dyskontów sprawiły, że w tzw. "Polsce powiatowej" kupienie przyzwoitego wina nie jest żadnym problemem. Bardziej zaawansowani winomaniacy często utyskują na jakość win z dyskontów, często programowo odrzucając ich ofertę bez żadnej weryfikacji. Rzeczywiście, win wybitnych tam raczej nie znajdziecie, ale coś do wypicia (w samotności i w towarzystwie) i owszem.

Prawdę mówiąc wolę dostać od swojej mamy portugalskie wino z Biedronki, niż mołdawskie półsłodkie ze sklepu wielobranżowego. Tym razem z przyjemnością przyjąłem od niej białe Monte da Ravasqueira i wypiłem ze smakiem, tak dla ochłody (bo upały niemiłosierne) i bez specjalnych oczekiwań, bo czasem po prostu ma się ochotę na wino, którego proces spożywania niekoniecznie trzeba nazywać degustacją.


Ostatnio w hotelowym barze w Trzebnicy miałem okazję pić Masi Modello Bianco delle Venezie (importer: Centrum Wina). Dobrze, że mogłem to zrobić, choć świadomość, że przepłacam za nie przynajmniej 100% zdejmowała uśmiech z moich ust, zwłaszcza że wino to nie jest jakimś winiarskim majstersztykiem. Koledzy poszli zaś do Żabki i byli zadowoleni sącząc Jack Rabbit Sauvignon Blanc za jedną trzecią tej ceny.


Następnego dnia postanowiłem przyhamować nieco swoje ambicje i przyłączyłem się do kolegów. Zaszaleliśmy w Biedronce w Miliczu kupując wino niemal półhurtowo. W Miliczu dobrze schodzi piwo i wódka, więc w winach przebieraliśmy jak w ulęgałkach, sprawdzone butelki stoją nieruszane od dawna, nawet te najlepiej oceniane przez winiarską brać. Vallado - proszę bardzo, Greyrock - stoją pełne kartony, Montebuena - przetrzyjcie kurz, żeby zobaczyć, która to etykieta i który rocznik. Oferta bogatsza niż w dużych miastach, co zawsze mnie zadziwia, kiedy jestem w jeszcze mniejszej od Milicza miejscowości, jaką jest Dzierzgoń - województwo pomorskie, powiat sztumski, 5831 mieszkańców.

Mówcie, co chcecie, ale moim zdaniem amatorom wina w Polsce żyje się coraz lepiej. W Polsce powiatowej można się już czegoś napić.


wtorek, 10 czerwca 2014

Niemieckie rieslingi.

Kiedy w Warszawie pojawił się Joachim Binz, a Wineonline zorganizowało degustację win niemieckich, byłem przekonany, że spróbujemy win tandemu Binz+Bratt. Do tej pory żyłem w przekonaniu, że Joachim Binz jest po prostu kolejnym winiarzem próbującym znaleźć swoje miejsce w winnym światku. Oczywiście Joachim jest winiarzem i wraz ze swoim szwedzkim przyjacielem Thomasem Brattem robią wina (naprawdę niezłe), ale w świecie winnym Joachim Binz dał się poznać jako promotor wina niemieckiego, a jego firma WINECONSALE zajmuje się eksportem wysokiej klasy win do wielu krajów Europy i poza nią. Oczkiem w głowie Joachima są rieslingi i winami z tego szczepu zajęliśmy się na spotkaniu.

Joachim Binz
Wineonline, właściciel sklepów Winestory, sprzedaje wina kilku uznanych producentów znajdujących się w portfolio Joachima Binza. Są to: Schloss Vollrads, St. Urbans-Hof, Dreissigacker oraz (oczywiście) Binz+Bratt.

Samo dobro!
Nie chciałbym szczegółowo opisywać poszczególnych win, które, rzecz jasna, stylistycznie różniły się między sobą i miłośnicy rieslingów mieliby doskonały temat do dysput na temat niuansów charakterystycznych dla poszczególnych etykiet. Dla mnie ważne było to, że wszystkie te wina, bez wyjątku, były produktami najwyższej klasy. Tu nie było słabych punktów. W dodatku ceny tych win nie należą do najwyższych (jak na ich klasę) - wszystkie zawierały się przedziale 49-99 zł, przy czym większość była bliższa tej dolnej granicy.

Część win znałem, miałem okazję pić je już wcześniej, inne były dla mnie nowością, ale wszystkimi byłem szczerze urzeczony i życzę sobie wielu okazji, podczas których mógłbym się nimi cieszyć.

Wina degustowałem na koszt Wineonline. Uprzejmie dziękuję za zaproszenie.

wtorek, 3 czerwca 2014

Jak bumerang.

Zdawało mi się, że temat sauvignon blanc już (za)rzuciłem, ale ten uporczywie wraca jak bumerang. Co prawda mało który bumerang rzeczywiście wraca do miotacza, ale tak się utarło i tak właśnie się mówi. Co ciekawe, czytając o bumerangach natknąłem się na informację, że najstarszy na świecie przedmiot tego typu znaleziono w Polsce. No, nieważne, to było w 1985 roku, o różnych rzeczach wówczas mówiono, nie wszystkie były prawdziwe.


W każdym razie sauvignon blanc zagościło kolejny raz na moim stole, zarekomendowała mi je koleżanka z pracy (bo ja pracuję, z blogowania kasy nie ma), co więcej, przyniosła mi je nawet do spróbowania. Dla jasności dodam, że rozliczyliśmy się co do grosza, wina kosztowało mniej niż 30 zł (w Żabce) i tyle musiałem zwrócić koleżance, a w zasadzie jej przyjacielowi, który prowadzi sklep z płazem na szyldzie.

Wino nosi nazwę Southbank i w ciemno możecie zgadywać skąd pochodzi. Oczywiście, że z Nowej Zelandii, w dodatku z regionu najbardziej łaskawego dla sauvignon blanc, czyli z Marlborough. Dyskonty dzielnie walczą o klientów nie tylko cenami, ale i jakością produktów. Dobrze oceniane sauvignon z Biedronki (Greyrock z Hawkes Bay) atakuje Żabka i Southbank w tym starciu wcale nie musi być na straconej pozycji, choć jeśli cena ma być najważniejszym kryterium, to płaz owadem się nie pożywi.

Zostawmy jednak faunę w spokoju, dla winopijców flora powinna być istotniejsza, a spece z Southbank z winogron wytłoczyli naprawdę niezłe cytrusowo-trawiaste wino, świeże i aromatyczne. Z tymi dwoma ostatnimi określeniami nie zgadza się moja żona, ale ona nie znosi SB, więc jej zdanie w tym momencie pomińmy. Mi jednakowoż smakowało, choć trzeba też szczerze powiedzieć, że nie jest to szczyt możliwości nowozelandzkich winiarzy. Ale narzekanie w tym przypadku byłoby grzechem, a ja w piekle smażyć się nie chcę. Za dużo tam siarki.

—————————————————————————————————
Southbank Estate, Marlborough, Nowa Zelandia
Sauvignon Blanc 2013
odmiana: 100% sauvignon blanc
alk.: 12,5%
cena: 29 zł w Żabce —————————————————————————————————
Wino kupiłem w Żabce (za pomocą pośrednika).