niedziela, 25 listopada 2018

Kolonics, Nagy-Somlói Juhfark 2016.


"Somló jest winem mędrców, którzy nauczyli się największej wiedzy - spokoju."

Béla Hamvas

Taki cytat znajdziemy na kontr-etykiecie wina Nagy-Somlói Juhfark, które powstaje w winiarni Kolonics na Węgrzech, a które mam przyjemność gościć w moim kieliszku. Ja węgierskiego nie znam, posiłkowałem się tłumaczem Google, ale książkę Hamvasa „Filozofia wina” mam (w tłumaczeniu Tadeusza Olszańskiego) i tam ten cytat brzmi nieco inaczej:

"Jest winem mędrców, ludzi, którzy posiedli najważniejszą życiową wiedzę – pogodę ducha."


Pełnię pogody ducha miałem jeszcze kilka lat temu, teraz troszkę zakłóca mi ją jedna nieciekawa persona, która chciałaby władzy nad rządem dusz. Na szczęście wracam na wygodne i bezpieczne ścieżki spokoju i póki dusza tkwi jeszcze w moim ciele, to owemu uzurpatorowi powodów do satysfakcji nie dam. Za to „w mordę mogę dać, mogę” - to cytat z innej bajki, ale komplementarny do poprzedniego. Na tym zabawę cytatami bym zakończył.


Niestety o winie za wiele nie powiem, bo co można powiedzieć o juhfarku na podstawie jednej wypitej w całości butelki i odrobiny wina w kieliszku na szerszej degustacji, która to odrobina zachowała w mej głowie nieco trwalszy i chyba lepszy ślad.


To co zapisałem na temat Juhfark 2016 z Kolonics Pinceszet to tylko kilka słów: wino mocne, kwasowe, o oszczędnych aromatach, surowe, twarde jak kamień. Kłóci się to z wrażeniami Hamvasa, który pisze o oszałamiających aromatach, ale to bardzo dobrze. To znaczy, że przygoda z juhfarkiem dla mnie się nie skończyła. Ona się dopiero zaczyna.

środa, 21 listopada 2018

3 Finger Jack, Old Vine Zinfandel 2015.


Wszystko zaczęło się od newslettera od California Wines Polska, w którym znalazła się informacja na temat tegorocznych zbiorów w Kalifornii. Wynikało z niego, że wszystko jest super i hiper, i winiarze wraz z winogrodnikami kalifornijskimi są przeszczęśliwi i mega zadowoleni z rocznika 2018. To znowu kazało mi się zastanowić, jak wygląda na moim blogu temat win z tamtej części świata i okazało się, że braki są. Pojawiła się myśl, żeby lukę w wiedzy (czy doświadczeniu) uzupełnić. Zapytałem zatem na facebookowym profilu mojego bloga, czy subskrybenci i czytelnicy moich marnych treści są w stanie polecić mi coś dobrego z Kalifornii w cenie do 100 zł za butelkę i okazało się, że temat bardzo ożył i dostałem kilka sugestii. Zanim zdążyłem zrobić listę win wartych zainteresowania, dostałem informację z centrali Centrum Wina ("centrala Was ocali"), że w sklepie CW obok mojej pracy mogę odebrać materiał dydaktyczny mogący ułatwić mi rozważania na temat win kalifornijskich, a ściślej mówiąc win z odmiany zinfandel pochodzących z apalacji AVA Lodi. B. prezydent nie ostrzegł mnie, by "nie iść tą drogą", postanowiłem zatem skorzystać z propozycji i odebrałem butelkę wina 3 Finger Jack Old Vine Zinfandel 2015. Ponieważ nie mam w zwyczaju brać win "na blogera", to zwykle w takim wypadku dokonuję w placówce dydaktycznej zakupów dodatkowych materiałów do badań i tego dnia dokupiłem jeszcze Gnarly Head Old Vine Zinfandel 2016. Kilka dni później zaopatrzyłem się jeszcze w innym sklepie w zinfandele ze starych krzewów uprawianych w Lodi - The Big Top Old Vine Zinfandel w dwóch rocznikach: 2015 i 2016.

Mając zatem już nad czym pracować, zaczynam od wina najdroższego w tym zestawie, czyli tytułowego 3 Finger Jack'a z rocznika 2015. Marka ta należy do większego producenta Delicato Family Vineyards mającego swoją siedzibę w miejscowości Manteca, leżącą na południe od Lodi, gdzieś na południowych przedmieściach Stockton. Do ich portfolio należy również wspomniane przeze mnie wyżej Gnarly Head, oraz kilka innych marek importowanych przez Centrum Wina. 3 Finger Jack to rewolwerowiec i awanturnik z czasów kalifornijskiej Gorączki Złota z połowy XIX wieku, kiedy to tłumy ściągały w okolice San Francisco w poszukiwaniu złota i lepszego życia. Ściągał też i Jack, ale raczej daninę od posiadających złoty kruszec handlarzy i górników. Taki Janosik, tyle że łupiąc bogatych nie bardzo troszczył się o los biednych. Tyle legenda, przejdźmy do wina.

3 Finger Jack z rocznika 2015 zrobiony jest z odmiany zinfandel, grona rosną na starych krzewach, których wiek sięga nawet 110 lat. Skąd dokładnie pochodzą grona i czy rzeczywiście rodzą je tak stare krzewy - tego nie byłem w stanie ustalić ze 100% dokładnością. Na pewno pochodzą z apelacji AVA Lodi, ale jeśli założyć, że z należącej do Delicato winnicy Clay Station położonej w Lodi to... gdzie to dokładnie jest? Otóż Clay Station jest częścią Borden Ranch, należącą do podapelacji o nazwie, a jakże, AVA Borden Ranch. Z tutejszych winorośli korzystają Delicato, Woodbridge by Robert Mondavi oraz Sutter Home. Tyle z detektywistycznych dociekań, z których tak naprawdę nic nie wynika, bo równie dobrze 3 Finger Jack mógł być zrobiony z owoców kupionych od innych winogrodników z Lodi i to moim zdaniem jest bliższe prawdy. Strona poświęcona winu milczy na ten temat, zwłaszcza że opisuje 3 Finger Jacka z rocznika 2016, który jest już zrobiony z odmiany... cabernet sauvignon.

Z technicznych rzeczy trzeba powiedzieć, że wino fermentowało w stalowych kadziach w niskich temperaturach, by nadać mu świeżość i zachować owocowy charakter, po czym trafiło na 12 miesięcy do beczek z dębu amerykańskiego i francuskiego. Cukier zamienił się w alkohol dość skutecznie, zostało go w winie niewiele (2g/l), za to alkoholu jest aż 14,5%.

W kieliszku wino prezentuje się bardzo dobrze, ma ciemno rubinowy kolor, jest czyste i ładnie połyskujące.

W nosie czuć dębinę, dym, ziemię, przyprawy, w tym także wanilię.

W ustach też się sporo dzieje: czekolada, czarne jagody, borówka, wędzona śliwka, ale niezbyt słodka, końcówka wręcz goryczkowa. Tanina za to gładziutka, kwasowość wyraźnie obecna, choć nie dominuje na podniebieniu. Ciekawa jest ta wytrawność, we włoskich winach z odmiany primitivo, jakie miałem okazję pić, cukier był jednak lepiej wyczuwalny, wygładzał nieco wino, umilał je mniej wyrobionym podniebieniom. Tu mamy do czynienia z pewną surowością, którą zapewne charakteryzował się prawdziwy 3 Finger Jack. Być może budził przez to respekt, być może wzbudzał przerażenie, ale nie wątpię, że za tym wszystkim szła także ciekawość i pociąg do awanturniczego, bezkompromisowego stylu bycia balansującego na krawędzi życia i śmierci. Pijąc starego, mocnego zinfandela pewnie życiem nie ryzykujemy, ale ciągoty do małej awanturki wykluczyć nie można.


Wino do degustacji otrzymałem z Centrum Wina. Dziękuję!

poniedziałek, 12 listopada 2018

Tydzień tempranillo.

Ubiegły tydzień obfitował w emocje związane z 100. rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę na bardzo wielu polach. Działo się co nieco w kulturze, sporo w polityce, także w winnej blogosferze nie zabrakło polskich wątków, kto żyw otwierał polskie wino (i polskie Świętomarcińskie) i stawiał obok gęsiny (bo na św. Marcina...), wszak dwie tradycje łączyły się w całość jednego dnia. Sam nie wiem, co w tym dniu jest ważniejsze: flaga biało-czerwona, wino, czy gęś (choć Polacy nie gęsi...). Tak czy owak ja w dzień świąteczny pracowałem dla ludu zupełnie jak święty Marcin, obie ręce zajęte robotą, to flagą nie pomachałem, wina na zakładzie pić nie mogłem, a i gęsi nie miał kto przyrządzić, bo lepsza połowa na zagranicznych wojażach czas spędzała (i też służbowo). Niedziela zatem zbyt uroczysta nie była, za to kilka dni ją poprzedzających spędziłem na degustacji win hiszpańskich, co wpisało się w celebrowanie Międzynarodowego Dnia Tempranillo (8 listopada), przy czym moja zabawa trwała aż trzy dni: w wigilię święta, w święto właściwe i w poświąteczne poprawiny.

Tyle wstępu, teraz czas na wina:







Podsumowując: Coto de Imaz Gran Reserva 2010 polecam z całego serca dziś i pewnie jeszcze przez kilka lat będzie Was cieszyć; z Beronia Reserva 2013 możecie się jeszcze wstrzymać z piciem, ale można robić zapasy na przyszłość; Vega del Rio Reserva 2010 trzyma się świetnie (przynajmniej taka była moja butelka), alkohol może trochę dać się we znaki, ale dekantacja i dłuższe napowietrzanie dobrze mu zrobią, a Wam dadzą więcej radości.

środa, 7 listopada 2018

Biała Portugalia z Biedronki.

W Biedronce promocja win portugalskich, pochodzących głównie z okolic Lizbony, zagłębia licznych spółdzielni winiarskich, w tym tak potężnych jak Casa Santos Lima, która wzięła na swoje barki zapełnienie półek owadziego marketu, choć dla porządku dodam, że nie wszystkie promocyjne wina pochodziły od tego producenta. W otrzymanej od Jeronimo Martins Polska przesyłce znalazły się 2 wina białe, oba pochodzące z szerokiej apelacji VR Lisboa i na nich dziś skupię swoją uwagę. Pozostałe 4 wina (czerwone) będą musiały chwilę poczekać.


Companhia das Quintas, Quinta de Pancas Branco 2017
Skład: 50% arinto, 30% chardonnay, 20% vital. Cena: 15,99 zł.
Dość cienkie i pustawe, struktura kwasowo-alkoholowa raczej solidna, ale brakuje wypełnienia owocem, nos też mocno średni, mało intrygujący. Być może z jedzeniem będzie nieco lepsze, producent poleca je do ryb, owoców morza, sałatek. Przy dipach na bazie musztardy i cytryny to może mieć sens. Polecam raczej na rozbudzenie apetytu, niż kontemplacji problemów tego świata, tudzież tych bardziej odległych. Picie wina solo raczej nie wprawiało mnie w dobry nastrój, za to jego obraz uległ znacznej zmianie w towarzystwie pieczonej kaczki podanej z kiszoną kapustą. Kwasowość wina świetnie wtedy neutralizowała tłuszcz z kaczki, natomiast kwaśna kapusta ekstrahowała i podbijała słodycz wina. Uznaję to za dobrą kompozycję.


Casa Santos Lima, Colossal Reserva Branco 2017
Skład: chardonnay, arinto. Cena: 19,99 zł.
Trochę przypomina w charakterze poprzednie wino, ale na liście obecności zabrakło odmiany vital, zaproszono za to jeszcze trochę i tak nazbyt obecnego alkoholu, a całość okraszono beczką, w której dojrzewała 1/4 wina. Wydaje się ono bogatsze, ale nieznacznie, ledwo dopełnione owocem, lecz nie pod korek, tylko najwyżej nieco powyżej dna. Solo wydaje się nieco lepsze, ale to trochę tak, jakby pokazywać palcem (nieładnie) które mniej złe.

Dochodzę jednak do wniosku, że oba są raczej predestynowane do kuchni, a nie na salony i tam powinny szukać swej szansy. W takim przypadku cena jest atutem, lepiej do gara wylać 20 złotych niż 80. Trochę oczywiście ironizuję, ale to wino rzeczywiście gastronomiczne, producent poleca je do sałat, makaronów i owoców morza, czyli... znów nic oryginalnego. Proponuję eksperymenty w kuchni, chętnie poczytam o Waszych w niej sukcesach.


Wina otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska. Dziękuję!



piątek, 2 listopada 2018

Podróż Polonezem.


Wspominałem Wam wcześniej o polskich winach, które trafiły na półki Biedronki, a ostatnio miałem okazję je zdegustować. Dostałem już wcześniej sygnały, że półwytrawne wino białe jest bardzo dobre, za to czerwone (też półwytrawne) aż tak pozytywnie nie zaskakuje. Teraz mogłem te doniesienia zweryfikować osobiście. 

Oba wina wpasowały się doskonale w mój gust. Informację o aspektach technicznych przekazałem Wam w poprzednim wpisie, nie będę zatem powtarzał szczegółów, skupię się jedynie na moich odczuciach po degustacji.

Wino białe jest świeże i aromatyczne, mimo że półwytrawne, to nie epatuje słodyczą, końcówka ma nawet delikatnie goryczkowy charakter. W smaku bardzo przypominało mi - przepraszam, za być może zbyt duże uproszczenie - proste i niedrogie wina z Portugalii. W dobrym tych słów znaczeniu. Ja po prostu je lubię, smakują mi, w dodatku mają zwykle atrakcyjną cenę. Wszystkie te dobre skojarzenia sprawiają, że z ogromną sympatią na nie spoglądam, mając przy okazji nadzieję, że współpraca Biedronki z polskim producentem nie zakończy się na jednym roczniku.

Z większą rezerwą podszedłem do wina czerwonego, ale ono jeszcze bardziej mnie zaskoczyło i to bardzo pozytywnie. Pierwsze skojarzenie nie opuściło mnie aż do całkowitego opróżnienia butelki, co zrobiłem chętnie i może nawet zbyt szybko. Otóż wino bardzo mi przypominało te pochodzące z francuskiej Doliny Loary, a jeśli komuś analogia wydaje się zbyt odległa, to także tych z węgierskiego Villany. Profil smakowy kojarzył mi się z cabernet franc i za nic to skojarzenie nie chciało opuścić mojej głowy. Ponieważ ze wszystkich cabernetów najbardziej cenię właśnie cabernet franc, dlatego też wychylając każdy kolejny kieliszek wina miałem wszechogarniające mnie poczucie zadowolenia.

Być może tego dnia byłem po prostu w dobrym nastroju, a być może te wina rzeczywiście są bardzo dobre, w każdym razie w mej pamięci zapisały się wyraźnie i bardzo pozytywnie.

Spróbujcie jednak sami i podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami.

Wina otrzymałem od Jeronimo Martins Polska - właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!