poniedziałek, 24 grudnia 2018

The Big Top Zinfandel.


Być może pamiętacie mój wpis o winie 3 Finger Jack, kalifornijskim zinfandelu z Lodi, które to wino wzięło swą nazwę od pewnego awanturnika z Dzikiego Zachodu. To było wino zadziorne, charakterne, ale ogólnie rzecz biorąc bardzo przyzwoite, umilające spędzony z nim czas.

Dziś wracam z kolejnym zinfandelami, w czas co prawda świąteczny, ale o żadnym parowaniu win z jedzeniem mowy nie będzie. Mowa zresztą też będzie krótka, bo wina które miałem okazję spróbować nie są raczej warte szczególnej uwagi. Jeśli chodzi o etykietę, to wyglądają niemal identyczne, różną się tylko liczbą wskazującą rocznik zbiorów winogron. W kieliszku różnice są znacznie większe.

Rocznik 2015 jest mega zabity deską, ale to tak, że winopijcy narzekający na często przebeczkowane wina hiszpańskie, z przyjemnością do nich wrócą, zachwycając się przy okazji ich delikatnością. Tu dębowe wióry zagłuszają dramatyczny krzyk rozpaczy wędzonej śliwki próbującej dotrzeć jakoś do podniebienia, ale efekt tych starań jest dość marny. W dodatku posmak dębiny bardzo długo utrzymuje się w ustach i naprawdę nie jest to przyjemne. Kwasowość w średnich rejestrach, tanina też obecna, choć teraz nie wiem za bardzo, gdzie szukać jej źródeł.

Rocznik 2016 to zupełnie inna para kaloszy. Tu mamy wino owocowe, o dość przyjemnym aromacie, w smaku nieco przypominające wiśniowy kompot. Oprócz tego kawa i przyprawy, dębina też obecna, ale w znacznie mniejszym natężeniu. Ogólnie wrażenie znacznie lepsze, ale daleki jestem od emocjonowania się tym winem. Zły policjant, na tle bardzo złego policjanta, wydaje się być policjantem dobrym, choć to nie do końca prawda. W przypadku obu win przeszkadza też gorzka końcówka i wysoka zawartość alkoholu (14,0% - 2015; 14,5% - 2016). No, ale taki urok odmiany zinfandel/primitivo, trzeba to zaakceptować.

Rocznik 2016 wydaje się w tym przypadku lepszym wyborem, ale jeśli miałbym Wam coś zasugerować, to może jednak poszukajcie zinfandeli gdzie indziej. Ja płaciłem za wina ok. 50 zł za butelkę (Rossmann), ale znalazłem też tańsze oferty z przedziału 35-40 zł, więc jeśli chcecie to proszę bardzo. Ale nie mówcie potem, że nie ostrzegałem.

środa, 19 grudnia 2018

Grzeczny chłopiec.

Miła świąteczna niespodzianka trafiła do mnie od Ambry SA - właściciela sieci sklepów Centrum Wina (w tym tego obok mojej pracy, choć zakładam, że nie powstał tylko dla mnie 😉) oraz sklepu internetowego Winezja (w którym miałem okazję i przyjemność robić zakupy nie raz). Niespodzianka przyjemna podwójnie, bo ktoś jednak przeczytał (nie twierdzę, że z przyjemnością) moje blogowe wpisy i selekcja win wydaje się być wcale nieprzypadkowa.


Jak się pewnie domyślacie Manzanilla La Jaca będzie dla mnie materiałem edukacyjnym pogłębiającym moją wiedzę na temat Sherry, natomiast Altos de Luzón trafia w mój gust ze względu na zawartość odmian innych, niż powszechnie występujące w Hiszpanii tempranillo; tu pierwsze skrzypce odgrywa monastrell (znany gdzie indziej, jako mourvèdre), a tempranillo wraz z cabernet sauvignon zajmują pozycję na pozór wycofaną, choć w gruncie rzeczy nie mniej ważną. Kupaże - tu nieodmiennie podzielam zdanie Franka Smuldersa - często bywają lepsze od win jednoodmianowych, choć i w tym przypadku nie zamierzam tracić energii na budowanie okopów, z których chyłkiem będę musiał w razie czego czmychać. Degustacje win będą dla nich najlepszym sprawdzianem, a prawda o nich, choćby niewygodna, lepsza od lukrowanego kłamstwa.

Dziękując Ambrze za życzenie chciałbym odwdzięczyć się jej, ale i innym miłośnikom wina, tym samym: wszystkiego najlepszego z okazji świąt Bożego Narodzenia i oby w Nowym - 2019 - Roku moglibyśmy pić wina takie, na jakie mamy ochotę.

środa, 12 grudnia 2018

Lidl na grudzień.

Pierwszym prezentem otrzymanym w tegoroczne Mikołajki była przesyłka z dwoma winami z Lidla, będącymi zwiastunem nowej, grudniowej oferty alkoholi. Nie piszę win, bo w katalogu są i inne napitki; wódki chwilowo interesują mnie średnio, ale whisky warte są rozważenia, może trzeba będzie pochylić się na rozbudową działu skok w bok. ;)


W kartoniku dwa wina - Aglianico del Vulture z Włoch oraz Vinho Verde z Portugalii.


Może trochę dziwić obecność Vinho Verde w grudniowej ofercie, wszak wina te pijamy zwykle latem. Ze względu na swój lekki charakter, delikatne musowanie na podniebieniu i zaznaczoną kwasowość chętnie są one wypijane na tarasach podczas zażywania kąpieli słonecznych. Encostas de Caiz jest zatem wspomnieniem lata, ale wspomnieniem bardzo przyjemnym, wino "wchodzi" elegancko, choć nie ma się co z tym śpieszyć, sporo alkoholu (ale świetnie kryjącego się pod owocem) może zakręcić w głowie. Kwasowość nie jest wyśrubowana, cukier resztkowy obecny, wszystko w niezłej równowadze, nie mam się do czego przyczepić. Wypiłem ze smakiem.


Aglianico del Vulture ma lekko truskawkowy i trochę nieczysty nos. W ustach herbaciane taniny i posmak wiśniowej pestki. Kwasowość jest, z owocem średnio, ale źródła smaku znów trzeba szukać wśród wiśni i czereśni. Teraz wydaje się spełniać rolę raczej wina stołowego, gastronomicznego, bardziej towarzyszącego w tle, niż występującego jako gwóźdź programu. Ale nie jest też gwoździem do trumny ;) Mam wrażenie, że ma potencjał do dalszego rozwoju i być może rozwinie się za jakiś czas. 20 zł za butelkę to może być okazja, by tanio kupić karton win i wrzucić do piwniczki. W razie czego strata niewielka, a kto wie, czy w przyszłości przemysłowe wino (grona z południa Włoch, fabryka działa na północy, w Bardolino nad Gardą) nie okaże się przynoszącą zwrot inwestycją.

W katalogu znalazło się kilka win, których chętnie bym spróbował. Na myśl przychodzi mi kerner z Alto Adige, sauvignon i cabernet franc z Doliny Loary, no i oczywiście wina musujące: prosecco, cremanty i szampany - tych nigdy za wiele. 


Wina do degustacji otrzymałem od Lidl Polska. Dziękuję!

niedziela, 9 grudnia 2018

Ziarno Sherry.

Z ziarnem, jak to ziarnem, nie zawsze wiadomo, czy padnie na podatny grunt, czy w ogóle wykiełkuje, a jeśli już, to czy będzie miało odpowiednie warunki do wzrostu. Jeśli ktoś rozrzucał je wokół mnie, to mógł być pewien, że plony nie będą wyższe od tych zrodzonych przypadkiem na asfalcie. Długo unikałem tematu Sherry mając zresztą na jej temat mylne wyobrażenia. Mój opór chyba jednak nieco zmalał, gdzieś w tym twardym podłożu pojawiła się rysa, pęknięcie, w wyrwie chyba jeszcze za wcześnie mówić. W każdym razie w szczelinie tej zamajaczyła się drobna forma życia, z początku ledwie widoczna, ale uparcie wzrastająca w kierunku światła. Teraz jest już ostrzej zarysowana, z każdym dniem przybierająca konkretne kształty. Warto chyba jej poświęcić chwilę, przytrzymać przy życiu, a może nawet zacząć pielęgnować. Zaczynam przygodę z Sherry, jeśli chcecie, to mi kibicujcie, ja chciałbym tylko podziękować za trud siania Andrzejowi Daszkiewiczowi. Kilka słów, zamienionych na afterku po ostatnim zlocie winnej blogosfery, których być może nawet nie pamięta, miały moc potrafiącą naruszyć jedność monolitu. 

Dziś na temat samych win mądrzyć się nie będę, bo nie mogę. Wszak jeszcze nic nie wiem. Ale etykiety już zamieszczam.



poniedziałek, 3 grudnia 2018

Czerwona Portugalia z Biedronki.

Od opublikowania krótkich recenzji dwóch win białych z portugalskiej promocji w Biedronce minął już niemal miesiąc, więc istnieje spore prawdopodobieństwo, że ze znalezieniem flaszek z okolic Lizbony będziecie mieć mały problem, choć z doświadczenia wiem, że tu i ówdzie można je zawsze znaleźć. Wystarczy trochę pochodzić i poszukać, a czy warto poświęcić na to swój czas - to już jest kwestia osobna. Historycznie rzecz ujmując można powiedzieć, że butelki z Portugalii na półkach Biedronki potrafią zaskakiwać, zarówno jakością jak i cenami, nieraz mogliśmy się przekonać, że w ofercie znajdują się etykiety, które u innych importerów kosztują znacznie więcej.

Opiniami na temat otrzymanych od Jeronimo Martins Polska win dzieliłem się już na swoim profilu na Instagramie, kto go śledzi zna już moje o nich zdanie, dziś więc tylko "cytaty", za to wszystkie razem, może komuś się do czegoś przydadzą.





Podsumowując, mi chyba najbardziej podobało się wino najtańsze z tej czwórki - Reserva do Monte, najmniej zaś te, które pojawia się dość regularnie w ofercie Biedronki, czyli Quinta das Setencostas. Colossal też daje radę, choć mnie nie powalił, natomiast Palha Canas wydawało mi się winem dość wymagającym, nieco zbyt masywnym i sprawiającym mi jakąś tam trudność w piciu, ale chętnie bym je widział w stałej ofercie, z przyjemnością wstawiałbym poszczególne roczniki do swojego składzika, mam wrażenie, że tkwi w tym winie spory potencjał, który może dać niezłe efekty po kilku latach spędzonych w zapomnieniu.

Wina otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!

niedziela, 25 listopada 2018

Kolonics, Nagy-Somlói Juhfark 2016.


"Somló jest winem mędrców, którzy nauczyli się największej wiedzy - spokoju."

Béla Hamvas

Taki cytat znajdziemy na kontr-etykiecie wina Nagy-Somlói Juhfark, które powstaje w winiarni Kolonics na Węgrzech, a które mam przyjemność gościć w moim kieliszku. Ja węgierskiego nie znam, posiłkowałem się tłumaczem Google, ale książkę Hamvasa „Filozofia wina” mam (w tłumaczeniu Tadeusza Olszańskiego) i tam ten cytat brzmi nieco inaczej:

"Jest winem mędrców, ludzi, którzy posiedli najważniejszą życiową wiedzę – pogodę ducha."


Pełnię pogody ducha miałem jeszcze kilka lat temu, teraz troszkę zakłóca mi ją jedna nieciekawa persona, która chciałaby władzy nad rządem dusz. Na szczęście wracam na wygodne i bezpieczne ścieżki spokoju i póki dusza tkwi jeszcze w moim ciele, to owemu uzurpatorowi powodów do satysfakcji nie dam. Za to „w mordę mogę dać, mogę” - to cytat z innej bajki, ale komplementarny do poprzedniego. Na tym zabawę cytatami bym zakończył.


Niestety o winie za wiele nie powiem, bo co można powiedzieć o juhfarku na podstawie jednej wypitej w całości butelki i odrobiny wina w kieliszku na szerszej degustacji, która to odrobina zachowała w mej głowie nieco trwalszy i chyba lepszy ślad.


To co zapisałem na temat Juhfark 2016 z Kolonics Pinceszet to tylko kilka słów: wino mocne, kwasowe, o oszczędnych aromatach, surowe, twarde jak kamień. Kłóci się to z wrażeniami Hamvasa, który pisze o oszałamiających aromatach, ale to bardzo dobrze. To znaczy, że przygoda z juhfarkiem dla mnie się nie skończyła. Ona się dopiero zaczyna.

środa, 21 listopada 2018

3 Finger Jack, Old Vine Zinfandel 2015.


Wszystko zaczęło się od newslettera od California Wines Polska, w którym znalazła się informacja na temat tegorocznych zbiorów w Kalifornii. Wynikało z niego, że wszystko jest super i hiper, i winiarze wraz z winogrodnikami kalifornijskimi są przeszczęśliwi i mega zadowoleni z rocznika 2018. To znowu kazało mi się zastanowić, jak wygląda na moim blogu temat win z tamtej części świata i okazało się, że braki są. Pojawiła się myśl, żeby lukę w wiedzy (czy doświadczeniu) uzupełnić. Zapytałem zatem na facebookowym profilu mojego bloga, czy subskrybenci i czytelnicy moich marnych treści są w stanie polecić mi coś dobrego z Kalifornii w cenie do 100 zł za butelkę i okazało się, że temat bardzo ożył i dostałem kilka sugestii. Zanim zdążyłem zrobić listę win wartych zainteresowania, dostałem informację z centrali Centrum Wina ("centrala Was ocali"), że w sklepie CW obok mojej pracy mogę odebrać materiał dydaktyczny mogący ułatwić mi rozważania na temat win kalifornijskich, a ściślej mówiąc win z odmiany zinfandel pochodzących z apalacji AVA Lodi. B. prezydent nie ostrzegł mnie, by "nie iść tą drogą", postanowiłem zatem skorzystać z propozycji i odebrałem butelkę wina 3 Finger Jack Old Vine Zinfandel 2015. Ponieważ nie mam w zwyczaju brać win "na blogera", to zwykle w takim wypadku dokonuję w placówce dydaktycznej zakupów dodatkowych materiałów do badań i tego dnia dokupiłem jeszcze Gnarly Head Old Vine Zinfandel 2016. Kilka dni później zaopatrzyłem się jeszcze w innym sklepie w zinfandele ze starych krzewów uprawianych w Lodi - The Big Top Old Vine Zinfandel w dwóch rocznikach: 2015 i 2016.

Mając zatem już nad czym pracować, zaczynam od wina najdroższego w tym zestawie, czyli tytułowego 3 Finger Jack'a z rocznika 2015. Marka ta należy do większego producenta Delicato Family Vineyards mającego swoją siedzibę w miejscowości Manteca, leżącą na południe od Lodi, gdzieś na południowych przedmieściach Stockton. Do ich portfolio należy również wspomniane przeze mnie wyżej Gnarly Head, oraz kilka innych marek importowanych przez Centrum Wina. 3 Finger Jack to rewolwerowiec i awanturnik z czasów kalifornijskiej Gorączki Złota z połowy XIX wieku, kiedy to tłumy ściągały w okolice San Francisco w poszukiwaniu złota i lepszego życia. Ściągał też i Jack, ale raczej daninę od posiadających złoty kruszec handlarzy i górników. Taki Janosik, tyle że łupiąc bogatych nie bardzo troszczył się o los biednych. Tyle legenda, przejdźmy do wina.

3 Finger Jack z rocznika 2015 zrobiony jest z odmiany zinfandel, grona rosną na starych krzewach, których wiek sięga nawet 110 lat. Skąd dokładnie pochodzą grona i czy rzeczywiście rodzą je tak stare krzewy - tego nie byłem w stanie ustalić ze 100% dokładnością. Na pewno pochodzą z apelacji AVA Lodi, ale jeśli założyć, że z należącej do Delicato winnicy Clay Station położonej w Lodi to... gdzie to dokładnie jest? Otóż Clay Station jest częścią Borden Ranch, należącą do podapelacji o nazwie, a jakże, AVA Borden Ranch. Z tutejszych winorośli korzystają Delicato, Woodbridge by Robert Mondavi oraz Sutter Home. Tyle z detektywistycznych dociekań, z których tak naprawdę nic nie wynika, bo równie dobrze 3 Finger Jack mógł być zrobiony z owoców kupionych od innych winogrodników z Lodi i to moim zdaniem jest bliższe prawdy. Strona poświęcona winu milczy na ten temat, zwłaszcza że opisuje 3 Finger Jacka z rocznika 2016, który jest już zrobiony z odmiany... cabernet sauvignon.

Z technicznych rzeczy trzeba powiedzieć, że wino fermentowało w stalowych kadziach w niskich temperaturach, by nadać mu świeżość i zachować owocowy charakter, po czym trafiło na 12 miesięcy do beczek z dębu amerykańskiego i francuskiego. Cukier zamienił się w alkohol dość skutecznie, zostało go w winie niewiele (2g/l), za to alkoholu jest aż 14,5%.

W kieliszku wino prezentuje się bardzo dobrze, ma ciemno rubinowy kolor, jest czyste i ładnie połyskujące.

W nosie czuć dębinę, dym, ziemię, przyprawy, w tym także wanilię.

W ustach też się sporo dzieje: czekolada, czarne jagody, borówka, wędzona śliwka, ale niezbyt słodka, końcówka wręcz goryczkowa. Tanina za to gładziutka, kwasowość wyraźnie obecna, choć nie dominuje na podniebieniu. Ciekawa jest ta wytrawność, we włoskich winach z odmiany primitivo, jakie miałem okazję pić, cukier był jednak lepiej wyczuwalny, wygładzał nieco wino, umilał je mniej wyrobionym podniebieniom. Tu mamy do czynienia z pewną surowością, którą zapewne charakteryzował się prawdziwy 3 Finger Jack. Być może budził przez to respekt, być może wzbudzał przerażenie, ale nie wątpię, że za tym wszystkim szła także ciekawość i pociąg do awanturniczego, bezkompromisowego stylu bycia balansującego na krawędzi życia i śmierci. Pijąc starego, mocnego zinfandela pewnie życiem nie ryzykujemy, ale ciągoty do małej awanturki wykluczyć nie można.


Wino do degustacji otrzymałem z Centrum Wina. Dziękuję!

poniedziałek, 12 listopada 2018

Tydzień tempranillo.

Ubiegły tydzień obfitował w emocje związane z 100. rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę na bardzo wielu polach. Działo się co nieco w kulturze, sporo w polityce, także w winnej blogosferze nie zabrakło polskich wątków, kto żyw otwierał polskie wino (i polskie Świętomarcińskie) i stawiał obok gęsiny (bo na św. Marcina...), wszak dwie tradycje łączyły się w całość jednego dnia. Sam nie wiem, co w tym dniu jest ważniejsze: flaga biało-czerwona, wino, czy gęś (choć Polacy nie gęsi...). Tak czy owak ja w dzień świąteczny pracowałem dla ludu zupełnie jak święty Marcin, obie ręce zajęte robotą, to flagą nie pomachałem, wina na zakładzie pić nie mogłem, a i gęsi nie miał kto przyrządzić, bo lepsza połowa na zagranicznych wojażach czas spędzała (i też służbowo). Niedziela zatem zbyt uroczysta nie była, za to kilka dni ją poprzedzających spędziłem na degustacji win hiszpańskich, co wpisało się w celebrowanie Międzynarodowego Dnia Tempranillo (8 listopada), przy czym moja zabawa trwała aż trzy dni: w wigilię święta, w święto właściwe i w poświąteczne poprawiny.

Tyle wstępu, teraz czas na wina:







Podsumowując: Coto de Imaz Gran Reserva 2010 polecam z całego serca dziś i pewnie jeszcze przez kilka lat będzie Was cieszyć; z Beronia Reserva 2013 możecie się jeszcze wstrzymać z piciem, ale można robić zapasy na przyszłość; Vega del Rio Reserva 2010 trzyma się świetnie (przynajmniej taka była moja butelka), alkohol może trochę dać się we znaki, ale dekantacja i dłuższe napowietrzanie dobrze mu zrobią, a Wam dadzą więcej radości.

środa, 7 listopada 2018

Biała Portugalia z Biedronki.

W Biedronce promocja win portugalskich, pochodzących głównie z okolic Lizbony, zagłębia licznych spółdzielni winiarskich, w tym tak potężnych jak Casa Santos Lima, która wzięła na swoje barki zapełnienie półek owadziego marketu, choć dla porządku dodam, że nie wszystkie promocyjne wina pochodziły od tego producenta. W otrzymanej od Jeronimo Martins Polska przesyłce znalazły się 2 wina białe, oba pochodzące z szerokiej apelacji VR Lisboa i na nich dziś skupię swoją uwagę. Pozostałe 4 wina (czerwone) będą musiały chwilę poczekać.


Companhia das Quintas, Quinta de Pancas Branco 2017
Skład: 50% arinto, 30% chardonnay, 20% vital. Cena: 15,99 zł.
Dość cienkie i pustawe, struktura kwasowo-alkoholowa raczej solidna, ale brakuje wypełnienia owocem, nos też mocno średni, mało intrygujący. Być może z jedzeniem będzie nieco lepsze, producent poleca je do ryb, owoców morza, sałatek. Przy dipach na bazie musztardy i cytryny to może mieć sens. Polecam raczej na rozbudzenie apetytu, niż kontemplacji problemów tego świata, tudzież tych bardziej odległych. Picie wina solo raczej nie wprawiało mnie w dobry nastrój, za to jego obraz uległ znacznej zmianie w towarzystwie pieczonej kaczki podanej z kiszoną kapustą. Kwasowość wina świetnie wtedy neutralizowała tłuszcz z kaczki, natomiast kwaśna kapusta ekstrahowała i podbijała słodycz wina. Uznaję to za dobrą kompozycję.


Casa Santos Lima, Colossal Reserva Branco 2017
Skład: chardonnay, arinto. Cena: 19,99 zł.
Trochę przypomina w charakterze poprzednie wino, ale na liście obecności zabrakło odmiany vital, zaproszono za to jeszcze trochę i tak nazbyt obecnego alkoholu, a całość okraszono beczką, w której dojrzewała 1/4 wina. Wydaje się ono bogatsze, ale nieznacznie, ledwo dopełnione owocem, lecz nie pod korek, tylko najwyżej nieco powyżej dna. Solo wydaje się nieco lepsze, ale to trochę tak, jakby pokazywać palcem (nieładnie) które mniej złe.

Dochodzę jednak do wniosku, że oba są raczej predestynowane do kuchni, a nie na salony i tam powinny szukać swej szansy. W takim przypadku cena jest atutem, lepiej do gara wylać 20 złotych niż 80. Trochę oczywiście ironizuję, ale to wino rzeczywiście gastronomiczne, producent poleca je do sałat, makaronów i owoców morza, czyli... znów nic oryginalnego. Proponuję eksperymenty w kuchni, chętnie poczytam o Waszych w niej sukcesach.


Wina otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska. Dziękuję!



piątek, 2 listopada 2018

Podróż Polonezem.


Wspominałem Wam wcześniej o polskich winach, które trafiły na półki Biedronki, a ostatnio miałem okazję je zdegustować. Dostałem już wcześniej sygnały, że półwytrawne wino białe jest bardzo dobre, za to czerwone (też półwytrawne) aż tak pozytywnie nie zaskakuje. Teraz mogłem te doniesienia zweryfikować osobiście. 

Oba wina wpasowały się doskonale w mój gust. Informację o aspektach technicznych przekazałem Wam w poprzednim wpisie, nie będę zatem powtarzał szczegółów, skupię się jedynie na moich odczuciach po degustacji.

Wino białe jest świeże i aromatyczne, mimo że półwytrawne, to nie epatuje słodyczą, końcówka ma nawet delikatnie goryczkowy charakter. W smaku bardzo przypominało mi - przepraszam, za być może zbyt duże uproszczenie - proste i niedrogie wina z Portugalii. W dobrym tych słów znaczeniu. Ja po prostu je lubię, smakują mi, w dodatku mają zwykle atrakcyjną cenę. Wszystkie te dobre skojarzenia sprawiają, że z ogromną sympatią na nie spoglądam, mając przy okazji nadzieję, że współpraca Biedronki z polskim producentem nie zakończy się na jednym roczniku.

Z większą rezerwą podszedłem do wina czerwonego, ale ono jeszcze bardziej mnie zaskoczyło i to bardzo pozytywnie. Pierwsze skojarzenie nie opuściło mnie aż do całkowitego opróżnienia butelki, co zrobiłem chętnie i może nawet zbyt szybko. Otóż wino bardzo mi przypominało te pochodzące z francuskiej Doliny Loary, a jeśli komuś analogia wydaje się zbyt odległa, to także tych z węgierskiego Villany. Profil smakowy kojarzył mi się z cabernet franc i za nic to skojarzenie nie chciało opuścić mojej głowy. Ponieważ ze wszystkich cabernetów najbardziej cenię właśnie cabernet franc, dlatego też wychylając każdy kolejny kieliszek wina miałem wszechogarniające mnie poczucie zadowolenia.

Być może tego dnia byłem po prostu w dobrym nastroju, a być może te wina rzeczywiście są bardzo dobre, w każdym razie w mej pamięci zapisały się wyraźnie i bardzo pozytywnie.

Spróbujcie jednak sami i podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami.

Wina otrzymałem od Jeronimo Martins Polska - właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!

środa, 31 października 2018

Niebo i Piekło.

Kilka dni temu dostałem od Lidla przesyłkę z winami i informacją dotyczącą nowej oferty win, która "koncentruje się na starannie wyselekcjonowanych trunkach z Francji, Włoch i Niemiec." Przestraszyłem się trochę, że spóźniłem się z wiadomościami na ten temat, ale jednak nie. Oferta ważna jest od 22 października do 28 listopada, a nie, jak mi się zdawało, 28 października. Większość moich kolegów od winnego pióra ma degustacje za sobą, oceny wystawione, w większości identyczne. Dla jednego wina są one przepustką do raju, dla drugiego pozostało tylko piekło, choć nie wiem, czy dla mieszkańców tego ostatniego nie jest to kara (dodatkowa) szczególnie okrutna.

Ja się z tymi ocenami zgadzam.


Winem wartym uwagi jest na pewno riesling z niemieckiej Badenii Alte Vogtei zu Ravensburg rocznika 2017 (34,99 zł za butelkę). Wino świeże, smaczne, ożywcze i pełne owocu, z podkreśloną kwasowością, w ustach bardzo przyjemne i mega pijalne. Nie mam się do czego przyczepić, smakowało mi znacznie lepiej, niż otwarte tego samego dnia chardonnay ze słynnej francuskiej apelacji Chablis. Chablis kosztowało co najmniej dwa razy tyle, co ten riesling z Lidla, a przyjemności dawało o połowę mniej.

Jak wspomniałem wyżej, swoje wino dostałem w prezencie, ale widziałem je również w sklepie i zastanawiałem się, czy nie wziąć dwóch lub trzech butelek do swojej piwniczki, ale pomyślałem sobie, że zrobię to za pomocą strony Winnicalidla.pl i być może skorzystam jeszcze z jakiejś promocji. I tu napotkałem problem, bo wina na tej stronie nie odnalazłem, co wydało mi się dość dziwne, gdyż od wprowadzenia oferty minął tydzień (to było 30 października).  Mam nadzieję, że to tylko chwilowa niedogodność i klienci wkrótce będą mogli zamawiać to wino za pomocą platformy internetowej.


W sklepie widziałem też drugie wino, które otrzymałem w prezencie. To negroamaro o nazwie Selone, wino z południa Włoch, które Polacy uwielbiają niemal tak samo, jak popularne w tym samym regionie primitivo. Mimo niezbyt pochlebnego wizerunku primitivo kreowanego lub powielanego przez część winnej blogosfery, sam lubię od czasu do czasu po nie sięgnąć - krzepkie, owocowe, soczyste, choć trochę nadto alkoholowe - potrafi naprawdę dać radość. Dlatego przychylnym okiem spojrzałem też na negroamaro, a spoglądałem z tym większą uwagą im częściej czytałem jego druzgocące oceny. Pomyślałem, że blogosfera "kopie" negroamaro, zupełnie jak primitivo, trochę bez zastanowienia, ale za to zgodnie z trendem. Koleżanki i koledzy, przepraszam Was wszystkich, mieliście rację! Przepraszam po raz wtóry, bo posądziłem Was o lekceważenie tematu i zadzieranie nosa. To wino rzeczywiście jest potworem. Niby ma wszystko, co mieć powinno: koncentrację, kwasowość, alkohol, owoc, taninę, ale w tak karykaturalnych proporcjach, że zasłużyło sobie na nr 1 w rankingu najgorszych win, jakie piłem w swoim życiu. 

Tu dla odmiany muszę pochwalić Winnicę Lidla za to, że tego wina też jeszcze nie ma w ofercie 😉 Ale jeśli macie mimo wszystko ochotę na "potworne" negroamaro, to kosztuje ono w sklepie 19,99 zł. Jeśli jednak chcielibyście wylać do zlewu od razu dwa wina, to w takiej promocji zapłacicie tylko 14,99 zł za butelkę.


Wina otrzymałem do degustacji od Lidl Polska. Dziękuję!

czwartek, 25 października 2018

Golan Heights Winery.

Niezbyt dużo wiem o winach izraelskich, a większość z tych, które piłem pochodziła od jednego producenta - Golan Heighs Winery. Przejrzałem notatki z bloga i na jego łamach odnalazłem raptem jeden wpis. Dotyczył on wina Monfort Village Carignan 2010 i był niezbyt dla niego pochlebny. Co więcej, wspomniałem w tekście o innych izraelskich butelkach, ale też mało entuzjastycznie. Na facebookowym profilu bloga odnalazłem trzy krótkie notatki, bardziej optymistyczne, ale dotyczyły one już win z Golan Heights Winery.


Kolejne znalazłem na Instagramie (wiem, nie macie ze mną łatwo):



Kilka (kilkanaście) dni temu, porządkując swoje składziki z winem, wygrzebałem kolejne wina i mam zamiar podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami na ich temat.

Wcześniej jednak kilka słów o samej winiarni. Golan Heights Winery jest dość młodym producentem, a zważywszy na fakt, że 10 lat młodszym ode mnie, to można powiedzieć, że zupełnym świeżakiem. W każdym razie winiarnię wybudowano na wzgórzach Golan w 1983 roku, choć winorośl była uprawiana tu od 1976, zaś grona ma początku trafiały do dużych spółdzielni. Część spółdzielców zaczęła eksperymentować z własnymi winami, jak się okazało całkiem udanymi, i tak rozpoczęła się historia GHW. Ich wina były wielokrotnie nagradzane, sława sięga niemal każdego zakątka świata (eksport do 32 krajów), tylko kupować i delektować się. Dziś winiarnia ta uchodzi za najlepszą w Izraelu. Co ciekawe, na eksport idzie tylko 30% produkcji, pozostałe 70% przeznaczono na rynek wewnętrzny. 

Z analizy moich wpisów wynika, że mój stosunek do nich nie jest taki jednoznaczny. Raz jest gorzej, raz lepiej, ale prawda jest też taka, że z flagowej linii Yarden nie piłem ani jednego wina. To były raczej produkty z linii bardziej popularnych, masowych, powiedziałbym tanich, choć moim zdaniem bardzo tanie to one nie były (zwłaszcza w Polsce).

Spójrzmy zatem na kolejne etykiety.


Hermon, Mount Hermon Red, 2016
Golan Heights Winery, Izrael
odmiany: cabernet sauvignon, merlot, cabernet franc, petit verdot, malbec
alk.: 14%

Mieszanka francuskich, a w zasadzie bordoskich odmian wydaje się być próbą zrobienia słynnego, francuskiego wina na własnym podwórku, zresztą producent lubi porównywać się ze słynnymi regionami winiarskimi. Można? Jak widać można, ale nie jestem pewien, czy efekt rzeczywiście kojarzy się winami z Bordeaux. Moim zdaniem nie jest ani lepsze, ani gorsze od win francuskich (bordoskich) z tej samej półki cenowej. Jest po prostu inne. Widocznie terroir ma znaczenie i basta, zaklinanie rzeczywistości na nic się zdaje. Dużo owocu, wyraźna, ale dość łagodna tanina i sporo alkoholu. Pije się przyzwoicie.

Mimo moich (drobnych) zastrzeżeń wino na pewno smakowałoby mi lepiej w okolicznościach opisanych na jego kontr-etykiecie. Umiem o sobie wyobrazić: kieliszek, a może i cała butelka wina, i widok na góry z ośnieżonymi szczytami. Taka wizja bardzo mi się podoba, w każdym razie bardziej niż obserwowanie jesiennej aury za oknem.

Sion Red, 2016
Golan Heights Winery, Izrael
odmiany: syrah, tempranillo, tinta cao, sangiovese, gamay noir, touriga nacional, pinot noir
alk. 13,5%

Przepis wydaje się prosty: wrzućcie co tam macie do kadzi, sfermentujcie, rozlejcie do butelek i wrzućcie na rynek. A jak ktoś się będzie dopytywać o co chodzi w takiej mieszance, to powiedzcie: chodziło nam o ukazanie niuansów poszczególnych odmian. Mnie to nie przekonuje, wino nie zachwyca, wydaje się dość proste, owocowe, smaczne, ale wielkiej głębi i niuansów w tym winie bym nie szukał.



Hermon, Mount Hermon Indigo, 2016
Golan Heights Winery, Izrael
odmiany: cabernet sauvignon, syrah
alk. 14%

W tym winie są tylko dwie odmiany, obie bardzo popularne i uprawiane w niemal każdym kraju winiarskim: cabernet sauvignon i syrah (shiraz). Obie odmiany lubię, ale jak bardzo za nimi przepadam, tak Indigo mnie drażni. Nie lubię jego aromatów kojarzących mi się z budyniem i nie podoba mi się jego atramentowy smak. Wkurza mnie jego miękkość i mało zadziorne taniny. Osłabia mnie też kawowy posmak i lekka goryczka w końcówce. Podoba mi się zaś wyraźny owoc czereśni i wiśni. Mimo wielu (jak dla mnie) mankamentów, nie znajduję powodów, by wino jednoznacznie odrzucić. To że wino ewidentnie jest nie w moim guście, nie oznacza jeszcze, że zakończy swój żywot w zlewie. Do tego droga daleka.


Golan Merlot 2016
Golan Heights Winery, Izrael
odmiany: 100% merlot
alk. 14,5%

Tym razem wino jednoodmianowe zrobione ze szczepu merlot, dla którego ostatnio mam więcej serca. Film "Bezdroża", stwierdzam to po latach, zdemolował wizerunek merlota, robiąc mu sporą krzywdę. Ja też uległem tej modzie, nie tyle na chwalenie pinot noir, co na krytykę merlota. Nie będę ukrywał, trochę mi z tego powodu wstyd. Ale co było, to było, zapomnijmy o tym, żyjmy tym, co dzisiaj. A dzisiaj merlot mi smakuje, również ten z Golan Heights Winery. Owoce dojrzewały w nieco chłodniejszych warunkach wyżej położonych terenów wzgórz Golan, a po fermentacji wino spędziło 5 miesięcy w beczkach z dębu amerykańskiego (głównie, choć w innych też). Powstało wino zgrabne, przyjemne w piciu, a alkohol, mimo jego sporej ilości, nie przeszkadza. Nie będę tu się niczego czepiał, merlot sprawił mi sporą satysfakcję.

To tyle o winach, więcej informacji o samej winiarni znajdziecie na jej stronie internetowej, choć informacje o produktach są aktualizowane wybiórczo. Analizy producentów odnoszą się tylko do najświeższych roczników, natomiast na temat Sion Red w ogóle nie znajdziecie nowych informacji. Kiedy tworzyłem swój wpis aktualnym rocznikiem był 2013.

środa, 10 października 2018

Poloneza czas... odkorkować.


Najpierw z samego rana otrzymałem maila z informacją, a późnym popołudniem wiadomość ta została dostarczona przez kuriera w formie jak najbardziej realnej i możliwej do sprawdzenia za pomocą zmysłów. Panie i Panowie od teraz już nie tylko Lidl, ale i Biedronka współpracuje z polską winnicą, aby dostarczyć swoim klientom rodzime wina. To znaczy rodzime dla nas Polaków, pamiętajmy, że dla Biedronki rodzime wina pochodzą z Portugalii.

Podejrzenia o kopiowanie pomysłu Lidla zapewne pojawią się tu i ówdzie, ale wojenki biznesowe mnie w tym wypadku nie interesują. Cieszy mnie raczej fakt, że polskie wina mogą być szerzej dostępne także w mniejszych miejscowościach, niekoniecznie graniczących z lokalnymi producentami. Chciałbym jednak zwrócić Waszą uwagę na pewien szczegół, który łatwo przeoczyć, ponieważ obie sieci mają tak duże budżety reklamowe, że oglądając telewizję czy słuchając radia można odnieść wrażenie, że handel detaliczny w naszym kraju podzielony jest między Biedronkę i Lidla. Otóż pierwszym polskim winem jakie miałem okazję kupować w miejscowościach powiatowych i gminnych wcale nie była lidlowska Polka, ani tym bardziej biedronkowy Polonez, ale Sudomir z Winnicy Płochockich. Wino dostarczała Grupa Eurocash za pomocą swojego konceptu Faktoria Win. W większych supermarketach w dużych miastach można też było natknąć się na butelki z Winnicy Adoria, która już wcześniej potrafiła dostarczyć na rynek hurtowe ilości wina. Pionierem we wprowadzaniu polskich win na sklepowe półki był zatem jeszcze inny ktoś.

Przyjrzyjmy się więc samym winom - Polonez występuje w dwóch wersjach - jako że jest to jednak nowość na rynku i jej pojawienie się może wywołać sensację większą, niż kolejne roczniki Polki z Lidla.

Wino białe (półwytrawne) powstało z odmian seyval blanc, johaniter i jutrzenka, zawiera 12% alkoholu, cukier resztkowy pozostał na poziomie 1,6 g/l, a kwasowość ogólna 7,5 g/l.

Wino czerwone (półwytrawne) skomponowano z odmian regent, cabernet dorsa i cabernet cortis. Alkoholu mamy tu również 12%, cukru resztkowego pozostało nieco mniej - 1,2 g/l, niższa jest także kwasowość - 5,2 g/l.

W materiałach prasowych znajdziemy informację, że wino białe sprawdzi się w towarzystwie owoców morza i lekkich potraw z drobiu, natomiast czerwone można polecić do kaczki, jagnięciny oraz dań z czerwonego mięsa.

Tyle informacji ogólnych, moje osobiste degustację będą miały miejsce w niedalekiej przyszłości. Aby nie przeoczyć recenzji możecie obserwować moje poczynania na Facebooku i Instagramie.


Wina otrzymałem od Jeronimo Martins Polska - właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!

sobota, 29 września 2018

Peter Weinbach, Rhein Riesling, Medium Sweet 2017.


Wspominałem wam już o tym, ale może przypomnę - lubię wino, ale nie lubię się upijać. Smak wina mnie raduje, alkohol zaś męczy i wkurza. Dlatego lubię wina, które tego alkoholu za dużo nie mają. Owszem, spotkałem się z opinią, że wino, które ma 9% alkoholu jest winiem oszukanym, ale ignorancja niektórych winopijców spływa po mnie, jak woda po kaczce. To nie mój problem. 

Na pewno też wspominałem, że nie piję rieslingów, co może budzić zdziwienie, zwłaszcza wśród moich znajomych od wina. Pewnie nawet budzi, a może i napawa obrzydzeniem i utratą resztek zaufania do mojego winiarskiego gustu. Nie martwcie się jednak, jestem z tym pogodzony. W dodatku nie przeszkadza mi to w otwarciu butelki półsłodkiego wina zrobionego z tej doskonałej odmiany. Zwłaszcza, że ma właśnie tylko 8,5% alkoholu. Nie mam pojęcia jak wypada na tle innych rieslingów, zakładam że może być średnio, ale w słońcu i na tarasie jest mi dobrze. Bardzo dobrze.
I tylko tego oczekuję od wina.



Peter Weinbach, Rhein Riesling, Medium Sweet 2017
Weinkellerei Hechtscheim GMBH, Mainz, Niemcy
odmiany: 100% riesling
alk.: 8,5%
cena: 17,99 zł (Biedronka)


Wino otrzymałem do degustacji (dawno, dawno temu) od Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!

czwartek, 20 września 2018

Naprawdę dobra Hiszpania.

Znów się trochę opuściłem z pisaniem o winie, nie będę się jednak tłumaczył, bo powody nie różnią się od wcześniejszych, więc raczej nie ma sensu ich powtarzać, teksty w archiwum leżą i czekają na ponowne odkrycie.

Mimo kłopotów chciałbym jednak podzielić się z wami wrażeniami, jakie przyniosła degustacja dwóch win hiszpańskich. Od razu napiszę, że z Lidla, bo dla wielu to wystarczający powód, żeby zakończyć lekturę - szkoda czasu.

Krótka ocena o treści: naprawdę dobre nie należy do mnie, ale podpisuję się pod nią obiema rękami. Taką opinię wydali goście, którzy mnie odwiedzili w którąś z moich wolnych niedziel, co nie jest takie oczywiste w mojej branży i miejscu w pracy. Przy okazji krzyczę help! ratunku! może ktoś mnie uratuje przed zawałem w dzień świąteczny, z dala od rodziny.

Wróćmy jednak do rzeczy realnych, czyli wspomnianych win z Iberii. Pierwsze z nich to Pinord Penedès +Natura Xarel.lo En Lies 2017.


Wino organiczne, cokolwiek to znaczy i jakkolwiek jest to interpretowane, zrobione z odmiany xarel.lo, którą na pewno kojarzycie, jeśli lubicie hiszpańskie bąbelki w postaci Cavy. Xarel.lo jest odpowiedzialne za nadanie winom musującym atrakcyjnego aromatu i najczęściej występuje w nich obok dwóch innych odmian: parellada i macabeo. Zatem xarel.lo należy do rodziny win aromatycznych, które często bywają zniewalające w nosie, ale jednocześnie potrafią być mdłe z powodu obniżonej kwasowości i odczuwalnego wyraźnie cukru resztkowego. Ja osobiście za takimi winami nie przepadam, chyba że rzeczywiście kwasowości im nie brakuje. W przypadku omawianego wina trudno mówić o kwasowości ostrej jak żyletka, ale na pewno potrafi ona nadać winu walor świeżości i raczej zachęca do picia (oraz przegryzienia), niż pozostawienia kieliszka z boku. Miła niespodzianka dla mnie, a moi goście (choć niepijący wina na codzień) byli wręcz zachwyceni i chcieli kupić wino dla siebie. Nie powinno być z tym problemu, bo wino jest dostępne. Jeśli nie w sklepach stacjonarnych, to przez witrynę internetową Winnicalidla.pl

Podobnie jest z dostępnością drugiego wina, które miałem okazję otworzyć tego dnia, a mianowicie Bodega Las Cepas Laertes Rey Graciano 2016.


Etykieta pochodzi z apelacji Rioja, bodajże najbardziej znanej ze wszystkich ulokowanych na terenie Hiszpanii. Powiedziałbym, że wstyd jej nie znać, ale wtedy sam spaliłbym się ze wstydu, bo okazuje się, że moja znajomość Rioji jest dramatycznie słaba. Otóż, po pierwsze, byłem święcie przekonany, że jest położona całkowicie w Kraju Basków, co jest dalekie od prawdy i boleśnie obnaża moją nieznajomość geografii Hiszpanii. Po drugie, byłem przekonany, że przepisy apelacji wymagają, by odmiana tempranillo stanowiła większość w kupażach i przy okazji zabraniała użycia innych od tempranillo odmian do produkcji czerwonych win jednoszczepowych. 100% graciano zamknięte w butelce z Rioji okazało się dla mnie lekkim zaskoczeniem. Sami rozumiecie, dramat i dno. Na szczęście dla osób, które chcą się tylko napić niezłego wina powyższe dywagacje nie mają żadnego znaczenia. Wystarczy, że powtórzę ocenę z początku tekstu. To są naprawdę dobre wina.

Zupełnie na koniec dorzucę może tylko informację, że można też kupić wina tego producenta zrobione w 100% z odmiany garnacha lub maturana tinta. Czyli czegoś się jednak dowiedziałem - istnieje Rioja bez tempranillo 🙂 


Dziękuję Lidl Polska za udostępnienie win do degustacji.

czwartek, 9 sierpnia 2018

Frescobaldi, 700 Settecento Anni.


„Wytrawne wino wyprodukowane we włoskiej Toskanii. Jego delikatne taniny dają mu lekką kwaskowatość, której towarzyszą owocowe nuty. W zapachu tego wina wyczuwalny jest intensywny aromat jeżyn truskawek i malin, uzupełniony przez nuty tytoniu i kakao.”

Tyle katalogowy beł…, przepraszam, opis. Ja jestem zupełnym amatorem, ale nie wydaje mi się, żeby to akurat tanina dawała kwaskowatość. Prędzej owoc. On ma jakieś prawo do nadawania kwasowości winu. Zostawmy jednak te dyrdymały i skoncentrujmy się na winie.

Wina Frescobaldi są o tyle bliskie memu sercu, że zwykle pije się je całkiem nieźle, nie trzeba się w nich doszukiwać drugiego dnia i nie kosztują znowu jakichś kolosalnych pieniędzy - produkcja jest duża, ceny umiarkowane, jakość zachowana.

Podobnie jest z 700 Settecento Anni, które jest mieszanką cabernet sauvignon i merlota. Pije się dobrze, nic nie przeszkadza, kwas i tanina trzymają wino w ryzach, czerwony owoc przyjemnie zaznacza się w ustach, może tylko palący alkohol czasem drażni podniebienie. Cena nie należy do najniższych, ze stajni Frescobaldi lepiej zapamiętałem Castiglioni - Chianti, które jest trochę tańsze i według mnie lepsze.


Frescobaldi, 700 Settecento Anni
Włochy, Toskania
odmiany: merlot, cabernet sauvignon
alk.: 13,5%

cena: 44,99 zł

Dziękuję Faktorii Win za udostępnienie wina do degustacji.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Canepa, Carmenere Classico 2017


Lubię proste i tanie wina z Chile, bo są tanie i proste, a to nie nadweręża ani umysłu, ani portfela. Piję je najczęściej wtedy, gdy nie muszę pisać, a chcę się napić. Mocno się jednak nie napiłem, bo po połowie tego intensywnie pachnącego jeżynami i czarną porzeczką wina złapała mnie zgaga i zaczęło mi się kręcić w głowie, choć alkoholu tu niby 12 tylko procent. Drugiego dnia, a w zasadzie wieczoru, wypiłem drugą połowę i znów dolegała mi zgaga. I choć wino było naprawdę smaczne, to ze względu na trapiące mnie dolegliwości czuję się w obowiązku Wam o tym powiedzieć. Po co macie mnie przeklinać i wbijać szpilki w laleczkę z moją podobizną. 


Canepa, Carmenere Classico 2017
Chile, Central Valley
odmiany: 100% carmenere
alk.: 12%
Cena: 21,99 zł


Wino do degustacji otrzymałem od Faktorii Win. Dziękuję! 

wtorek, 31 lipca 2018

The Guild. Shiraz 2016.


Usta osoby patrzącej na etykietę i kontretykietę tego wina mogą wykrzywić się w grymas dezaprobaty albo mimowolny uśmiech - w zależności od poczucia humoru. Jeśli nie podchodzicie do wina nazbyt poważnie, to zapewne znajdziecie się w tej drugiej grupie. Zabiegi marketingowców mają przykuć uwagę konsumenta i moim zdaniem robią to dobrze, mnie w każdym razie to przekonuje. Ale to od zawartości butelki zależy czy uśmiech na twarzy będzie miał trwały charakter, czy będziecie zmuszeni przejść do obozu malkontentów. Grupa zapaleńców w różnym wieku i różnym poziomie doświadczenia bawi się butelkowanie winnego płynu mającego odzwierciedlać nie terroir, ale własną osobowość. Kluczowe słowo to „zabawa”. Winiarze liczą na łut szczęścia, przebłysk geniuszu, ale przede wszystkim dobry efekt eksperymentów.


Historia może i ciekawa, ale założę się o drugą butelkę, że nieprawdziwa. Trzeba po prostu parę cystern shiraza zabutelkować (w tym wypadku w Holandii), ładnie opakować i sprzedać. Taki biznes.

Liczyłem, że The Guild przełamie złą passę, w ostatnich tygodniach piłem kilkukrotnie wina z odmiany shiraz/syrah, żadne z nich mnie nie zachwyciło. Podobnie było i tym razem. Nie żeby było złe. Po prostu przelatuje przez gardło i nie pozostawia po sobie żadnych wartych zapamiętania wrażeń. Faktoria Win poleca je do posiłku, najlepiej do grillowanych mięs. To dobry kierunek, mamy do czynienia z winem stricte stołowym i tam jest jego miejsce.


The Guild. Shiraz, 2016.
miejsce pochodzenia: Australia
odmiany: 100% shiraz
alk.: 14,0%
Cena: 24,99 zł


Dziękuję Faktorii Win za udostępnienie wina do degustacji.

czwartek, 26 lipca 2018

Landgraf von Hessen, Riesling Feinherb, 2015.


Kolejnym winem z przesyłki odebranej od Faktorii Win, a które znalazło się w moim kieliszku, był riesling Landgraf von Hessen od producenta Prinz von Hessen. Dużo tych „hessenów”, a dodam jeszcze, że produkcja odbywa się w Reinhessen, czyli Hesji Nadreńskiej. To największy region winiarski Niemiec, uprawa rieslinga jest tu znacząca - w 2017 roku odmiana ta zajmowała 17% powierzchni winnic, ale o palmę pierwszeństwa walczy jeszcze inny biały szczep - müller-thurgau, uprawiany na 16% areału przeznaczonego pod uprawę winorośli.

Wino nosi oznaczenie feinherb, co można przetłumaczyć z grubsza jako wino półwytrawne, choć niektórzy wolą nieco pokomplikować sprawę nazywając takie wina "wytrawnymi z wyraźnie zaznaczonym cukrem resztkowym”. 

Zobaczmy, co o tym winie mówi nam katalog FW:
"Jasnożółte, intensywnie pachnące wino, przepełnione aromatami moreli i cytrusów zachwyca wyjątkowo świeżym smakiem z dobrze zrównoważoną kwasowością. Znakomicie podkreśli smak potraw z ryb."
Nie bardzo rozumiem, jak można wino przepełnić aromatami, ale widocznie nie muszę, zastanowiłem się jednak nad "wyjątkowo świeżym” smakiem wina, co mogłoby oznaczać, że tego typu wina zwykle nie grzeszą świeżością. 🤔Oczywiście trochę ironizuję, zdaję sobie sprawę, jak konstruuje się takie opisy i ile mają one wspólnego z rzeczywistością.

Ja, zupełnie bez owijania w bawełnę, mogę śmiało powiedzieć, że mi to wino smakowało. Bez ochów i achów, ale bardzo przyjemnie mi się je piło. Rzeczywiście daje poczucie świeżości, choć nie wiem, czy akurat wyjątkowej. Cukier jest dobrze wyczuwalny, ale z pewnością nie dominuje w smaku, jego proporcja z kwasem daje wino łatwe w odbiorze. Jeśli zaś chodzi o podkreślenie smaku potraw z ryb, to dużych doświadczeń na tym polu nie mam, ale śledź z ziemniaczanym puree w połączeniu z tym winem wydał się kombinacją niezłą i warto może w tym momencie powiedzieć, że riesling uchodzi za odmianę dość uniwersalną, jeśli chodzi o eksperymenty kulinarne. Wszystko zapewne, w mniejszym lub większym stopniu, będzie zależało od poziomu cukru w winie. W moim przypadku feinherb okazał się dobrym wyborem.


Zachęcam do prób, sam jestem ciekaw Waszych opinii i doświadczeń w tej kwestii, choć prawdę mówiąc nie liczę na wzmożony wysyp komentarzy, wszak głupio pisać je samemu. 😉


Landgraf von Hessen, Riesling Feinherb, 2015
Niemcy, Rheinhessen
odmiany: 100% riesling
alk.: 11,5%
cena: 49,99 zł

Dziękuję Faktorii Win za udostępnienie wina do degustacji.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Canard-Duchêne Champagne Cuvée Léonie Brut.


Jeśli spojrzycie na archiwum bloga, to z pewnością dostrzeżecie, że piszę trochę mniej niż w ubiegłych latach. Przyczyn jest kilka, nie chcę teraz o nich mówić, w każdym razie dłuższe przerwy w pisaniu to również mniejsza skłonność importerów, dystrybutorów czy producentów win do podsyłania ich do recenzji blogerom. To jest jasne jak słońce i w pełni zrozumiałe. Ja zresztą nigdy o to nie zabiegałem, kto mnie zna, ten wie. Dlatego mocno się zdziwiłem, że zupełnie niespodziewanie i bez żadnej zapowiedzi Faktoria Win przysłała mi zestaw win do degustacji, czy może recenzji - tego nie wiem, w końcu się nie umawialiśmy. To była miła niespodzianka, którą potraktowałem jako pewien sposób nobilitacji, bo skoro się mniej o winach pisze, a mimo wszystko je dostaje, to może w tym pisaniu jest jakaś wartość. Tak czy owak bardzo dziękuję, degustacje (jak zwykle) będę prowadził we własnym tempie i w najdogodniejszym dla mnie czasie, a recenzje prędzej czy później pojawią się na blogu, króciutkie zaś notki na pewno na Instagramie, który kocham miłością bezwzględną i absolutnie bezwarunkową.

Faktoria przygotowała nową ofertę na lato, a w katalogu informacyjnym czytamy:

„Sezon letni w Faktorii Win rozpoczyna kampania „Wytrawny pojedynek” do której zaprosiliśmy dziennikarkę Basię 'Nakarmioną' Starecką i Piotr Brusia-Klepackiego. W spocie kampanii ta energetyczna para toczy ze sobą zacięty bój na grillowe przepisy, przekonując, że w tym sezonie grillowym nie ma ognia bez wina.

[…] Nowe etykiety, które znajdą się na naszej półce to propozycje idealne na letnie świętowanie czy relaks przy grillu.

Cieszymy się, że jesteśmy pierwszą marką z kategorii, która odważnie wkracza świat grillowej tradycji, prezentując wino jako produkt podkreślający smak - tak lubianych przez Polaków - potraw z rusztu.

Spot promujący kampanię utrzymany jest w estetyce westernowego pojedynku, w którym mierzą się dwa kulinarne światy. Ona - ufa swojej intuicji, kieruje się skojarzeniami i kreatywnością, świadomie łamie zasady. On - tradycjonalista przywiązany do tradycyjnych receptur. Jak zakończy się ten pojedynek możesz zobaczyć na naszych kanałach: na Facebooku i Instagramie oraz na stronie www.wytrawnypojedynek.pl”.

Tyle lektura katalogu, jednak jeśli chcecie poszukać wspomnianych grillowych przepisów, to znajdziecie je raczej w Magazynie Faktorii Win, a nie w wyżej wymienionych mediach. O samym Magazynie już kiedyś się wypowiadałem, mi bardzo odpowiada jego forma, w internecie możecie łatwo odnaleźć numer aktualny i pełne archiwum wcześniejszych wydań.


W zestawie, który otrzymałem znalazł się nawet szampan, szybko zatem zacząłem przeglądać źródła, żeby znaleźć grillową potrawę do takiego wina, ale... nie znalazłem. To wino na randkę, kto wie, może nawet ze śniadaniem następnego dnia, a czy z rusztem (ooops!) czy bez, to już sprawa drugorzędna.

Jako słomiany wdowiec otworzyłem to wino we własnym towarzystwie, nie piekłem mięsiwa na ogniu, zdaje się, że na balkonach nie wolno. Ale zanotowałem sobie kilka uwag, które znajdziecie poniżej.


Wino ma kolor jasnożółty ze złotymi refleksami, jest czyściutkie i klarowne. Bąbelki w kieliszku są bardzo drobne i żwawe. W nosie przypomina przypieczony tost z odrobiną masła, czyli to co lubię w szampanach. W ustach brakuje mi spójności, w pierwszej fazie wino atakuje kwasem, by po chwili oddać pole nutom miodu (ale nie cukru), a potem lekkiej goryczce. Rozedrgany, niezdecydowany i na dłuższą metę męczący. Może jednak lepiej by było wypić go we dwoje…

Jeśli mieliście okazję pić, dajcie znać w komentarzu, ciekaw jestem waszego zdania.


Dziękuję Faktorii Win za udostępnienie win do degustacji.