wtorek, 17 maja 2016

Delheim Wines w Winkolekcji.

Miałem ostatnio okazję gościć kilka razy w Winkolekcji przy ul. Olkuskiej w Warszawie na tematycznych spotkaniach prowadzonych przez Sławomira Chrzczonowicza. Za pierwszym razem była mowa o winach, których nie chcą kupować konsumenci.


Po raz drugi spotkaliśmy się by poznać (to znaczy ja je poznać, a Sławek o nich opowiedzieć) wina zrobione z odmiany sangiovese, więc poruszaliśmy się po Chianti i okolicach.

Na ostatnim zaś spotkaniu zaś, Sławek usunął się nieco w cień, a jego miejsce zajął Reg Holder - główny winemaker z Winnicy Delheim, znajdującej się w południowoafrykańskim regionie Stellenbosch.


Reg Holder mówi i gestykuluje ...
... Sławomir Chrzczonowicz słucha. 

Reg opowiadał o winnicy, o jej początkach i rozwoju, jej położeniu geograficznym i konkretnych parcelach należących do Delheim Wines, a przede wszystkim o produkowanych tam winach.

Większość z degustowanych win jest dostępna w Winkolekcji, poza dwoma, które Reg przywiózł specjalnie na to spotkanie. O nich nieco później, na początku powiem kilka słów o winach, które można kupić od ręki.


Jedynym winem białym było Delheim Chenin Blanc 2014 - czyste, aromatyczne, świeże, w dodatku bardzo smaczne z delikatnie zaznaczoną goryczką w końcówce.

Potem spróbowaliśmy Delheim Cabernet Sauvignon/Shiraz 2013. W nosie o palmę pierwszeństwa walczył szorstki cabernet, ale aksamitny shiraz nie pozwalał się zdominować. Taniny były dość krzepkie, ale wino było raczej gładkie i jedwabiste. W kupażu znalazła się także odrobina petit verdot i merlot.

Delheim Shiraz 2012 zajeżdżał mi delikatnie stajenką, ale jedwabistość robiła swoją robotę i maskowała drobne niedostatki. Brakowało tu trochę pazura, ale fajny wiśniowo-czereśniowy owoc i gładkość na podniebieniu przekonały do siebie wielu zgromadzonych.

Ciekaw byłem wina Delheim Merlot 2013. Dla niewprawnego, jak mój, nosa o pomyłkę z cabernetem wcale nietrudno. Nieraz mi się to zdarzało, ale tym razem dałem radę. Dość miękkie i owocowe na podniebieniu potrafi oczarować. Mnie zdobyło dość łatwo, nawet nie broniłem się zanadto, urzekła mnie jego pieprzność i elegancka, nieprzesadzona nutka słodyczy.

Zachwyty i dylematy.
Kolejnymi winami były te oparte na odmianie pinotage i w tym wypadku w kieliszkach mieliśmy nalane dwa wina, by móc je na bieżąco porównywać. Delheim Pinotage 2013 miało bardzo ładny nos jak na wino z tego szczepu, epatowało owocem i nie zniechęcało chemiczną, czy nawet asfaltową nutą obecną w wielu tanich, supermarketowych produktach z RPA. Intensywniejszym w doznaniach winem było jednak Delheim Pinotage Vera Cruz Estate 2013 z czekoladowym i lekko likierowym nosem. W ustach pełne, gładkie z wypolerowaną taniną i intensywnym owocem.Wszystko tu wydaje się dobrze zbalansowane i jedyną rzeczą, która może przeszkadzać, jest cena. Jest ona prawie czterokrotnie wyższa niż w przypadku podstawowego pinotage, ale wcale nie jest czterokrotnie lepsza. Wręcz przeciwnie, wolałbym kupić raczej 3-4 butelki podstawowego pinotage, niż jedną Vera Cruz. Nie będziecie mieli jednak takiego dylematu, gdyż to ostatnie wino nie jest sprowadzane do Polski.

Ostatnim winem było Delheim Grand Reserve 2013 - cabernet sauvignon w czystej postaci. W tym roczniku był to cabernet 100%-owy, ale nie jest to regułą, w poprzednich latach zdarzały się niewielkie domieszki innych odmian. Tu jednak wyszło wino naprawdę wysokiej klasy i cena 129 zł za butelkę nie jest wcale taka wygórowana. Tego wina też jeszcze nie ma, musicie chwilę na nie poczekać, transport dopiero w drodze :)

Jeśli zaś idzie o wydawanie własnych pieniędzy to przy kasie zagłosowałem na trzy wina - Delheim Chenin Blanc 2014 (42 zł), Delheim Merlot 2013 (74 zł) i Delheim Pinotage 2013 (42 zł). Dobra inwestycja!

Wynik głosowania portfelem.

Wina degustowałem na zaproszenie Winkolekcji. Dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz