środa, 30 kwietnia 2014

Różowy Merlocik.

W lutym opisywałem dla Was czerwone wino chilijskie o nazwie Chilano, był to średniej jakości cabernet sauvignon - wino poprawne, ale mało emocjonujące. Taki przeciętniak. Tym razem w moim kieliszku znalazł się merlot od tego samego producenta, tyle że w wersji różowej.


Mój stosunek do win różowych znacie, poza nielicznymi musującymi, żadne nie wpasowało się w mój gust. Wiem, że różowe wina mają swoich wielbicieli i wyznawców, szczerze ich podziwiam, ja do nich nie należę, widocznie jeszcze nie dorosłem. Chilano też mnie nie wprowadziło w ten świat dojrzałych winopijców. Na szczęście nie było słodko-landrynkowe (za to mały plus), za to dziwnie metaliczne w ustach. Myślałem, że to tylko moje odczucie, ale żona, która próbowała różowe wino razem ze mną, odniosła podobne wrażenie. Przyznaję, że mimo wszystko dość szybko się z nim rozprawiliśmy, w żadnym wypadku nie blokowało szkła, takie chyba jest jego przeznaczenie - gastronomiczne wino do popicia jedzenia, a nie do rozmyślań nad losem tego świata. 

Nie było to wino wieczoru, ale chętnie zabrałbym coś takiego na działkę, kiedy rozpocznie się sezon grillowy. Nie żebym miał przekonanie, że będzie idealnym kompanem (choć może być) przypieczonych na ogniu mięs. Raczej dlatego, że gdyby nie spełniło się w tej roli, nie byłbym specjalnie rozczarowany, a przy okazji nie żałowałbym straty. I w tym sensie jest to wino idealne. 

Ciekawostką natomiast jest fakt, że wino z rocznika 2011 wciąż sprawia wrażenie całkiem świeżego. Zazwyczaj rekomenduje się wypicie wina różowego mniej więcej do roku od zabutelkowania. A tu minęło kilka lat, a wino trzyma się nieźle.  


Oprócz różowego Chilano miałem również okazję pić czerwoną mieszankę odmian merlot i shiraz. Nie będę udawał, że to wielkie wino, ale z całej trójki właśnie to ostatnie smakowało mi najbardziej. Trudno się tu do czegokolwiek przyczepić, owoc jest wyraźny, ale nie jest to bomba owocowa, kwas zapewnia winu żywotność (a jest to również rocznik 2011 zamykany zakrętką), taniny gładkie, końcówka goryczkowo-pikantna. To wino może się podobać. Nie idealnie, ale całkiem nieźle spłukuje z zębów kleistego camemberta z Normandii. Ceny tych win nie są wygórowane, wydaje się, że ich wycena jest adekwatna do jakości, czyli dość przyzwoita propozycja w popularnej kategorii „do trzech dych”.

—————————————————————————————
Chilano Merlot Rose
Vintage Collection 2011
odmiana: 100% merlot
alk.: 11,5%
cena: 24,90 zł
—————————————————————————————
Chilano Merlot-Shiraz
Vintage Collection 2011
odmiany: merlot, shiraz
alk.: 13,5%
cena: 24,90 zł
—————————————————————————————

Wina otrzymałem do degustacji z Centrum Wina. Dziękuję!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Garofoli z bąblami.

Pamiętam czasy, kiedy głośno wyrażałem swoje opinie o kłopotach ze zrozumieniem win musujących. Dziś mnie te wina nie przerażają, piję je coraz częściej i z coraz większą radością. Może nie zgłębiłem jeszcze ich tajemnicy, ale rozwiązywanie zagadek z nimi związanych to zajęcie przyjemne i wciągające.


Guelfo Verde nie jest zagadką skomplikowaną, a takie przecież lubimy najbardziej. Proste wino musujące, zrobione metodą taką samą, jaką robi się Prosecco, tyle że powstało w Marchii, czyli tam, gdzie tworzone są wina Garofoli. Proste i bardzo smaczne, mocno cytrusowe, świeże i orzeźwiające, w sam raz na ochłodę w upalne dni, ale w dni deszczowe (piłem to wino wsłuchując się w krople deszczu rozbijające się o parapet) przypominające o gorących plażach i skąpanych w słońcu placach i tarasach włoskich miast i miasteczek. W obu przypadkach wrażenia są jak najbardziej pozytywne.

Wino to jest nowością w ofercie Kondrat Wina Wybrane - importera win Garofoli. Jeśli będziecie mieć okazję, spróbujcie koniecznie!

Ja mam nadzieję, że w wkrótce do Polski trafią inne wina musujące od tego producenta - te, które produkowane są metodą klasyczną (szampańską).

————————————————————
Guelfo Verde
Bianco Frizzante 2013
odmiany: chardonnay, trebbiano, verdicchio
Marche IGT
alk. 11,5%
cena: 32 zł
————————————————————

Wino do degustacji otrzymałem od Kondrat Wina Wybrane. Dziękuję!

sobota, 26 kwietnia 2014

L'avenir.

Przy okazji „testowania” win zrobionych z odmiany sauvignon blanc miałem okazję pić wino z połudnowo-afrykańskiej winnicy L’avenir. Byłem zaskoczony na plus. Dziś mam okazję sprawdzić czerwone wina od tego producenta.


Jako pierwsze otworzyłem wino z rocznika 2013 zrobione ze szczepu Pinotage. Szczep ten nie jest szczególnie poważany, tanie wina z supermarketów uczyniły mu wiele złego, a trzeba wiedzieć, że ambitni winiarze potrafią wyczarować z niego perełki. Niestety, perełki, jak to perełki, potrafią kosztować niemało i z tymi winami jest problem taki, jak z winami z Chile. Tanich nikt nie chce pić, drogich nikt nie chce kupować. Jak jest w tym przypadku?

Wino jest dość łagodne, z wygładzonymi taninami i nieprzesadzoną kwasowością. Jest w nim sporo owocu, ale obecna również wyraźna gumowo-asfaltowa nuta nie każdemu się musi podobać. Co prawda z czasem jej intensywność jest coraz mniejsza, owoc jest wyraźniejszy, ale wymaga to otwarcia wina jakieś 2 godziny przed degustacją. Mi te aromaty specjalnie nie wadziły, a im mniej wina pozostawało w butelce, tym większe było moje zadowolenie. Na plus zaliczam niezbyt wysoki poziom alkoholu, 12,5% nie męczy zupełnie, co przyjąłem z jeszcze większą radością. Mniej cieszy cena - 46,90 zł to wcale nie jest mało, to już przedział cenowy, w którym znajdziemy wiele ciekawych win. Nie jestem pewien, czy L’avenir Pinotage ma na tyle dużo atutów, żeby skutecznie walczyć z włoską, czy hiszpańską konkurencją. Ale kto wie?


Nieco inaczej przedstawia się sprawa z drugim winem producenta, które nazwano Stellenbosch Classic, a które jest kupażem trzech szczepów stosowanych w Bordeaux. Chodzi oczywiście o cabernet sauvignon, merlot oraz cabernet franc. To wino kosztuje dokładnie tyle samo, co poprzednie, ale wrażenia z degustacji są znacznie lepsze. Rzeczywiście można mieć skojarzenia z Bordeaux, choć równie silne jest wrażenie, że to jednak imitacja pierwowzoru. Niemniej jednak wino bardzo przyjemne, cenę łatwo zaakceptować mając pinotage w pamięci. Może podobać się soczysta owocowość tego wina, natomiast taniny i wyraźna kwasowość zachęcają do sięgnięcia po kawałek mięsa. Ja tak uczyniłem, steki minutówki zdecydowanie umiliły konsumpcję tego wina. 

-------------------------------------------------------------
L'avenir Pinotage 2013
odmiana: 100% pinotage
alk.: 12,5%
cena: 46,90 w Centrum Wina
-------------------------------------------------------------
L'avenir Stellenbosch Classic 2011
odmiany: cabernet sauvignon, merlot, cabernet franc
alk.: 14,0%
cena: 46,90 w Centrum Wina
-------------------------------------------------------------

Wina otrzymałem do degustacji z Centrum Wina. Dziękuję.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Święta biało-czerwone.

Zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że Święta Wielkanocne mam wolne od pracy (w moim przypadku to wcale nie jest takie oczywiste). Niby była okazja, żeby otworzyć jakąś lepszą butelkę, taką z kategorii „od święta”, ale jakoś nie złożyło się. Zamiast koncentrować się na winie, postanowiłem skupić się na rodzinie i lekturach, bez telewizji, bez internetu, bez facebooka, twittera czy innego jeszcze instagrama. Było fantastycznie! Uświadomiłem sobie, jak dużo czasu człowiek marnuje na głupoty.

Nie oznacza to, że nie naruszyłem zapasów wina. Wręcz przeciwnie, sięgnąłem po te z niebezpiecznej kategorii „codzienne”. No bo chyba trochę niebezpiecznie jest pić codziennie? Otworzyłem dwie butelki wina, które dostałem jakiś czas temu od Winestory - Marques de Castilla. Wcześniej już opisywałem białe wino zrobione ze szczepów sauvignon blanc i chardonnay oraz różowe ze szczepów garnacha-tempranillo. Oba były całkiem niezłe, szczególnie do drugie.

Tym razem piłem białe wino ze szczepu airén oraz czerwone, będące kupażem tempranillo, merlot i syrah.


Airén to szczep bardzo popularny w Hiszpanii, uprawiany masowo, dość powiedzieć, że jeszcze do niedawna była to odmiana nr 1 na świecie jeśli chodzi o powierzchnię nasadzeń, dopiero ostatnio straciła palmę pierwszeństwa. Wina z niej powstające uchodzą za raczej kwasowe i mało ekspresyjne jeśli chodzi o owocowość, ale powstaje z nich morze prostych, tanich win stołowych, spożywanych wraz z posiłkami. Airén to nie tylko podstawa win gastronomicznych, ale też brandy - wysokoprocentowego destylatu winnego. Stąd też pewnie bierze się tak duży udział w powierzchni upraw.

Airén sprzedawane pod marką Marques de Castilla nie zachwyca. Nie znalazłem w tym winie nic takiego, co mogłoby mnie odciągnąć od sauvignon blanc, chardonnay czy rieslinga. Kwaskowate i trochę bez wyrazu, z co najwyżej średnim owocem, jedynie dobrze schłodzone może dać ulgę w upale. Ja spróbowałem z lodem. Wiem, wiem, zdaję sobie sprawę, że to profanacja. Ale czy na pewno? Temu winu lód nie zaszkodzi, a może pomóc. 29 zł to jednak wydatek, którego wrażenia z picia (nawet z lodem) nie są w stanie zrekompensować. Chyba, że ktoś naprawdę lubi lekkie, kwasowe wino do jedzenia.


Zupełnie inaczej było z winem czerwonym. Kupaż znanych i lubianych szczepów tempranillo, syrah i merlot dał wino smaczne, aromatyczne (przeszkadzała jednak trochę budyniowa nuta), pełne owocu. Przy okazji nie za dużo tu alkoholu, ale niemało kwasowości, to wino również znakomicie nada się do obiadu, choć bez problemu można je pić solo. Cena jest podobna do airén  również 29 zł, ale w tym przypadku wydatek nie boli. Gdyby jednak udało się utrzymać dłużej cenę promocyjną (25 zł) radość byłaby zdecydowanie większa.

-------------------------------------------------
Marques de Castilla
Airén, 2013
odmiana: 100% airén
alk.: 11,5%
cena: 29 zł w Winestory
-------------------------------------------------
Marques de Castilla
Tempranillo-Syrah-Merlot
odmiany: tempranillo (70%), syrah(15%), merlot (15%)
alk.: 12,5%
cena:29 zł w Winestory
-------------------------------------------------

Wina otrzymałem do degustacji z Wineonline, właściciela sklepów Winestory. Dziękuję!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Winne Wtorki #74.

Gabriel - twórca DoTrzechDych.pl powrócił po dłuższej nieobecności do projektu Winne Wtorki i zaproponował temat, który mnie interesował od dawna, a jednocześnie broniłem się przed nim jak inżynier Mamoń przed nowościami. "Jak może podobać mi się coś czego nie znam" - tymi słowami można pokrótce scharakteryzować jego obawy. Tematem jest wytrawne sherry.

Wkrótce Wam wyjaśnię moje wątpliwości, a tekst im poświęcony (oraz winu) będzie powstawał etapami. Trudno temat tego rodzaju sherry skwitować kilkoma zdaniami, a ja w wirze pracy nie mogę mu dziś poświęcić tyle czasu, na ile zasługuje.

15 kwietnia 2014
Etap 1 - wino w kieliszku.


Oto jest. W małym kieliszku i z małej butelki (375 ml). Tu pierwszy etap zakończę, dodam tylko, że wino miało wielce intrygujący nos.

16 kwietnia 2014
Etap 2 - aromaty, wrażenia smakowe, opinie ekspertów.

Po sherry fino trudno spodziewać się aromatów kwiatowych, czy owocowych. To nie ten typ wina. Ja wąchając Alexandro Sherry miałem dwa skojarzenia. Po pierwsze orzechy włoskie i migdały, a po drugie... whisky. Jest jakiś wspólny mianownik tych dwóch trunków, przy czym whisky wydaje się nieco słodsze, co wynika ze znacznie większej zawartości alkoholu. Sherry fino jest rzeczywiście winem ultrawytrawnym, z nieco słonym posmakiem, nie znajdziemy w nim... no właśnie, czego?

Warto w tym momencie sięgnąć do opinii eksperta, który w Magazynie Wino (październik 2013) przyznał się do swojego uzależnienia od sherry. Mowa o Andrzeju Daszkiewiczu, który opowiedział szerokiej publiczności o swojej miłości do sherry. Obiekt tej miłości jest jednak specyficzny.

"Sherry to fantastyczne wina, których nikt nie pije. Podobno trzeba do nich dorosnąć, zwłaszcza do tych prawdziwych, wytrawnych. Nie są to wina dla początkujących, zwłaszcza dziś, gdy najważniejszym pojęciem używanym w opisie win stał się 'owoc' - w sherry trudno go znaleźć, to strefa zupełnie innych aromatów."

Te słowa właśnie tłumaczą moje zaciekawienie tymi winami, ale też strach przed nimi. Prawdą jest, że nie jest to wino dla początkujących. Nie próbujcie nikogo przekonywać do wina serwując mu sherry fino. Nigdy go potem nie tknie.

Niemniej jednak wiele osób "tkwiących" w winie, potrafi je docenić, potrafi do nich lgnąć. Jeśli jesteśmy przy Magazynie Wino to polecam blogowy wpis naczelnego - Tomasza Prange-Barczyńskiego, w którym wyraził on swoją tęsknotę za tymi winami.

Agnieszka Kręglicka, dokładnie 6 lat temu, pisała na łamach Wysokich Obcasów

"Jest inne od czegokolwiek, czego można się spodziewać w butelce białego wina. Zero słodkich minek i taniego czarowania. Nie uwodzi zapachem kwiatów, owoców, egzotycznych przypraw. Lekki wygląd maskuje siłę i moc. Jest żywe, rześkie, ale dojrzałe. Nie wiem, czy to zmysłowe wrażenie, czy wyobraźnia, ale czuję słoność morskiej bryzy.

Bardzo wytrawne. Eleganckie. Stylowe. Trudne. Wciągające. Czuję nieprzepartą chęć przegryzienia zielonej oliwki, najlepiej z domowej marynaty wzmocnionej chilli i skórką cytryny."

I w tym momencie dochodzimy do istoty sherry. Można ją oczywiście popijać ot tak, dla samego smaku. Ale tak naprawdę swoją naturę pokazuje ono, gdy towarzyszą jej przekąski. Wytrawne sherry i Tapas Bary to duet, którego lepiej nie rozdzielać. Smakowanie wina i potraw, powoli, bez pośpiechu, z chwilą refleksji i w dobrym towarzystwie rozbudzi w was miłość do fino.

Ja też sięgnąłem po przekąski, ale o tym opowiem wam na trzecim etapie :)

17 kwietnia 2014
Etap 3 - Przekąski i podsumowanie.

Słowo się rzekło, czas na przekąski, jak na razie nie jestem hardcorem pijącym fino bez zagrychy. Oczywiście nie są to prawdzie tapas z andaluzyjskich barów, ale jakieś proste "podjadacze" prosto z lodówki.

Ser Raclette - miękki, lekko słonawy i dość aromatyczny obiera nieco słoności sherry uwypuklając nieco przygaszone aromaty wina.

Dojrzewająca szynka z Górnej Adygi nie jest najlepszym połączeniem, daje z wytrawnym sherry nieco metaliczny posmak.

Hiszpańskie zielone oliwki w zalewie solnej z dodatkiem kwasów: mlekowego, cytrynowego i askorbinowego (jako rzecze etykieta) dodały słodyczy winu, czyniąc je nieco łagodniejszym.

Czerwona, afrykańska papryka wiśniowa w nadzieniem z sera twarogowego, w zalewie na bazie oleju roślinnego neutralizuje goryczkę fino i czynią z wina popitkę przypominającą wodę, tyle że z procentami.

Dobrą kompozycją jest jest fino z solonymi migdałami. Z solonymi orzeszkami ziemnymi też jest nieźle, ale z migdałami lepiej.

Dość neutralnym połączeniem jest wytrawne sherry z czarnymi oliwkami, oraz z chlebem posmarowanym pasztetem z drobiowej wątróbki.

Wydaje się, że fino nieźle łączy się z potrawami słonymi i lekko kwaśnymi, tutaj szukałbym pary dla tego rodzaju wina.

No, a jak mam podsumować moje pierwsze fino?

Pierwszego dnia wypiłem tylko niewielki kieliszek i nie byłem przekonany do niego, ale następnego dnia ciekawość zwyciężyła i po chwili przestało mnie męczyć, eksperymenty z jedzeniem umiliły wieczór, który jednak skończył się dość szybko. Wszak to tylko 375 ml. Rozumiem ludzi, którzy za tym winem nie przepadają, ale zacząłem rozumieć również tych, którzy kochają sherry miłością prawdziwą i bezgraniczną.

-----------------------------------------------------------
Alexandro Sherry Fino
odmiana: 100% palomino fino
alk.: 15%
cena: 21,99 zł za pół-butelkę w Piccola Italia
-----------------------------------------------------------
Winne Wtorki #74 na podniebieniach innych blogerów:
-----------------------------------------------------------
DoTrzechDych
Nasz Świat Win
Winiacz
-----------------------------------------------------------

niedziela, 13 kwietnia 2014

Różowe Vinho Verde.

Vinho Verde nie jest dla mnie nowością, w czasie mojej niemal pięcioletniej historii tego typu wina piłem litrami, zwłaszcza latem. Ale z różowym zetknąłem się dopiero teraz, podczas prezentacji nowej oferty win w Biedronce. Oczywiście różową "zieleń" widziałem na półkach, ale przy mojej awersji do tego koloru nietrudno było je pominąć. No, ale skoro trafiło do mnie, to trzeba się z nim zmierzyć. Czytałem różne opinie na temat tego wina, bardziej lub mniej pochlebne oraz te sugerujące, że kolejny raz mamy do czynienia w Biedronce z winami bardzo nierównymi, różnymi w różnych butelkach. 


Jakie było moje? Pachniało przypieczonym tostem, w ustach lekko grzybowe, ale też z posmakiem gumy balonowej Donald, może niektórzy pamiętają ją z dzieciństwa. Nic specjalnego, ale też żadnych niemiłych niespodzianek. Gdybym pił je w takich okolicznościach przyrody...


... byłbym więcej, niż zadowolony. Ale warto postawić 9,99 zł na różowy kolor. W przypadku porażki strata będzie niewielka.

---------------------------------------------
Urbe Augusta Rose
Vinho Verde DOC
odmiany: cytuję - "tradycyjne"
alk.: 9,5%
cena: 9,99 zł 
---------------------------------------------

Wino otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska, właściciela sklepów Biedronka. Dziękuję!

ps. w dniu czekolady próbowałem z... czekoladą. Z półwytrawnego stało się super wytrawne i... bardzo smaczne :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Vinho Verde na ciepłe dni.

Vinho Verde często jest postrzegane jako wino orzeźwiające, chłodzące w upalne dni, nieskłaniające zbytnio do refleksji (chociaż, czemu nie?), dobre do wyluzowania się w towarzystwie. Przy okazji zwykle nie drenuje kieszeni, co tu dużo gadać - same zalety. W nowej, portugalskiej ofercie Biedronki, mamy dwa rodzaje Vinho Verde, jedno białe o nazwie Inês Negra, drugie różowe o nazwie Rosé Urbe Augusta.


Otworzyłem to pierwsze i muszę powiedzieć, że jest winem całkiem smacznym. Jest w nim sporo słodyczy (to wino półwytrawne), jest również kwas dzielnie z tą słodyczą walczący, jest sporo CO2 dającego wrażenie świeżości i rześkości, i delikatna goryczka w końcówce, która to wrażenie podtrzymuje. Podoba mi się w nim również gruszkowa, soczysta owocowość. Niestety, daje się też wyczuć fałszywą, chemiczną, mydlaną nutę, ale jeśli nie jesteście z higieną na bakier, nie będzie wam ona przeszkadzała, zwłaszcza że jest raczej dość delikatna, a z czasem jeszcze słabnie.

Całkiem przyjemne "chłodziwo".

-----------------------------------------------------------
Inês Negra, Vinho Verde DOC, 2013
odmiany: alvarinho, trajadura
alk.: 11,5%
cena: 12,99 zł
-----------------------------------------------------------

Wino otrzymałem od Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci sklepów Biedronka.

Riesling.

Dzień był naprawdę bardzo fajny. Pojechałem z rodziną w okolice ujścia Wisły do morza. Byłem tam kiedyś z moją żoną, jeszcze zanim nią została. Wówczas był to początek maja, teraz nieco wcześniej, choć pogoda podobna - w słońcu ciepło, ale nie za gorąco. Doszliśmy wówczas do punktu, z którego widzieliśmy miejsce mieszania się wody słodkiej ze słoną, miejsca w którym nie było nikogo oprócz nas, chyba że uwzględnimy setki ptaków spędzających wolny czas w podobny sposób. Dziś do tego punktu nie doszliśmy, dzieciaki (pojawiły się w tzw. międzyczasie) na to nie pozwoliły, nie zmuszaliśmy ich, nie chcieliśmy chodzić z kulą u nogi. Zrobiliśmy za to kilka zdjęć na pustej plaży, próbowaliśmy przypomnieć sobie chwile z przeszłości, były rozbieżności, ale nie zagroziły one trwałości naszego związku. 




Wieczorem postanowiłem otworzyć wino, które zabrałem ze sobą z Warszawy, a które dostałem już jakiś czas temu z Centrum Wina. To niemiecki riesling znad Mozeli o nazwie Peter & Peter z rocznika 2012.


Butelka przyozdobiona medalami, oczywiście również tym najważniejszym - z Berlina. Mam nadzieję, że wyczuwacie ironię, nie umiem na blogu podkreślić tekstu wężykiem. Spojrzałem na opinię o winie zamieszczoną na stronie Winezji, mającą wydźwięk jak najbardziej pozytywny, a napisaną przez znaną aktorkę. Cytuję:

"Kolejne zaskoczenie jeśli chodzi o cenę i jakość. A jakość rieslinga jest w tym przypadku nie do przecenienia. Kto lubi ten gatunek - nie zawiedzie się."

Ja się zawiodłem. Niestety. W nosie nie wyczułem zupełnie nic. Teściowa powąchała i stwierdziła, że winem to coś nie pachnie. W ustach roztwór cukru zmieszanego z kwaskiem cytrynowym. Całości bliżej do oranżadki niż wina. Coś o podobnym smaku piłem ostatnio, a była to rozpuszczona w wodzie pastylka magnezu z witaminą B6 - nawet bardziej wyrazista i zdecydowanie ciekawsza, a przy tym pewnie nieco zdrowsza.

Być może są miłośnicy "tego gatunku" potrafiący odpowiednio docenić to półwytrawne wino. Ja nie umiem. Staram się, ale nie umiem. Za dużo tu dla mnie słodyczy (to jeszcze nic złego), ale kwasowość próbująca ją zrównoważyć wydaje się być bardzo nienaturalną i daje w efekcie wino dość karykaturalne. Przyjemne, delikatne aromaty brzoskwiń i moreli nie są w stanie zatrzeć złego wrażenia. 

-----------------------------------------------------
Peter&Peter
Zeller Riesling, 2012
odmiana: 100% riesling
alk.: 11%
cena: 39,90 w Centrum Wina i na Winezja.pl
-----------------------------------------------------

Wino otrzymałem do degustacji z Centrum Wina. Dziękuję!

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rosado.

Przeglądam dzisiejsze i wczorajsze wpisy kolegów blogerów skrobiących o winie i mam wrażenie, że sporo emocji wzbudza różowe vinho verde z Biedronki - Urbe Augusta Rose. Opinie są różne, jedni chwalą, inni ganią. Podobnie było zresztą na oficjalnej prezentacji win portugalskich zorganizowanej przez właściciela tego popularnego dyskontu. Czytelnicy nie wiedzą, czy brać je kartonami, jak sugerują niektórzy, czy może omijać łukiem bardziej lub mniej szerokim, jak zalecają inni. Mnie to wino jakoś specjalnie nie zauroczyło, ale też nie zniechęciło, raczej zaciekawiło i pewnie poświęcę mu jeden z kolejnych wpisów, zwłaszcza że zostałem w to wino zaopatrzony.

Dzisiaj jednak nie piszę o winie z Biedronki, ale o winie z Winestory, które było niedawno w promocji - kosztowało 25 zł, regularna cena zaś to 29 zł. To Marqués de Castilla z Bodegas Cristo de la Vega, tym razem w wydaniu różowym (poprzednio pisałem o białym kupażu sauvignon blanc i chardonnay). Rosado jest mieszanką garnacha (grenache) i tempranillo - dwóch szczepów, które wydają się być filarami winiarstwa hiszpańskiego, gdy myślimy o winach czerwonych. Garnacha stanowi znakomitą większość w tym kupażu (80%), wino nie ma kontaktu z beczką. Poszczególne odmiany fermentują oddzielnie, mieszane są dopiero przed butelkowaniem. Tyle o nudnych szczegółach technicznych.


Ciekawsze jest to, co w końcu trafia do kieliszka. Do win różowych mam stosunek raczej lekceważący, przy każdej okazji podkreślam, że nie przepadam za tymi winami, co więcej - nie mam ochoty ich pić. Jak na złość butelki różowego wina "atakują" mnie ze wszystkich stron, jednak lekko osaczony unikam z nimi walecznej konfrontacji, staram się raczej poznać wroga. Tym razem wyimaginowany wróg okazuje się być serdecznym przyjacielem, czuję się więc nieco głupio, jestem ofiarą swoich własnych uprzedzeń. Wino jest świeże i aromatyczne, odrobinka "gazu" wzmacnia to wrażenie, jest w nim sporo fajnego owocu (truskawka, malina) i rozsądna ilość alkoholu (11,5%). Prawdę mówiąc przypasowało mi bardziej niż mieszanka sauvignon blanc i chardonnay. Świat zwariował...

-------------------------------------------------------
Bodegas Cristo de la Vega
Marqués de Castilla, Rosado Garnacha-Tempranillo 2013
odmiany: 80% garnacha, 20% tempranillo
alk.: 11,5%
cena: 29 zł w Winestory
-------------------------------------------------------

Wino otrzymałem od Wineonline, właściciela sklepów Winestory. Dziękuję! 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Czerwona Sycylia.

Nabrałem ochoty na wino czerwone. Chyba odczuwam lekki przesyt winami białymi, szczególnie sauvignon blanc, które opisywałem dla Was w ostatnich tygodniach. Na szczęście do dyspozycji mam niezły arsenał, korek wystrzeli dziś z wina sycylijskiego. Nero d'Avola z serii Coralto od Curatolo Arini jest kolejnym winem od tego producenta, które mam okazję spróbować. Białe grillo z tej samej serii bardzo mi smakowało. Nero d'Avola z serii Paccamora również. A jak będzie tym razem?


Orzechy w nosie, w ustach soczysty owoc i spora kwasowość, która zapewnia winu gibkość i sprężystość. Pijalność - nie wszyscy lubią to określenie (niektórzy wręcz nie tolerują), ale moim zdaniem jest to jeden z czynników, które decydują o tym, czy wino warte jest rekomendacji czy nie. To wino jest mega pijalne, daje radość, czyni szczęśliwym. Nie jest to jakieś wielkie wino, raczej dość proste, ale daje dużo radości.

Przy okazji wydaje się być winem przyjaznym gastronomicznie. Bardzo dobrze smakowało z pieczonymi żeberkami, pasowało świetnie do zwykłej goudy z dyskontu (sic!), nieźle komponowało się z czarnymi oliwkami, suszonymi pomidorami, wieprzowymi kabanosami. Nie najlepiej za to smakowało z supermarketową szynką prosciutto, w tym wypadku wino pozostawiało metaliczny posmak.

-------------------------------------------------------
Curatolo Arini
Coralto Nero d'Avola, 2011
Sicilia IGP
odmiana: 100% nero d'avola
alk.: 13,5%
cena: 56,90 zł w Centrum Wina
-------------------------------------------------------

Wino otrzymałem do degustacji z Centrum Wina. Dziękuję!

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Montes Sauvignon Blanc.

Znów sauvignon blanc? Czy ten cykl nigdy się nie zakończy? Jeśli to jedna z moich ulubionych odmian, to pewnie się nie skończy :) Najwyżej będę robić wstawki z innymi winami.

Dziś biorę się za wino Montes Reserva Sauvignon Blanc 2013. Jeśli lubicie "typowe" sauvignon blanc, typowe wg. definicji Jancis Robinson, kojarzące się ze świeżo skoszoną trawą (a może też seksem na sianie?), jeżeli lubicie żywą kwasowość i przyjemność, jaką daje smakowanie nieprzejrzałych tropikalnych owoców, to jest to wino dla Was. I dla mnie też oczywiście. Warto podkreślić, że jest to wino z Chile, a te nie miały u mnie ostatnio najlepszej opinii. Wino powstaje w Dolinie Curicó, której warunki klimatyczne sprzyjają uprawie takich odmian jak cabernet sauvignon, carménère, syrah, czy właśnie dzisiaj opisywanemu sauvignon blanc. Powierzchnia upraw tego ostatniego jest ok. trzy razy większa niż chardonnay i nieznacznie ustępuje tylko cabernet sauvignon, które w tym regionie daje wina dość potężne, napakowane. 


Może pomogła muzyka, jaką puszcza winnym krzewom Aurelio Montes, a może to efekt stosowania odpowiednich drożdży (o czym pisał Sławomir Chrzczonowicz), ale udało się uzyskać efekt przyjazny mojemu podniebieniu, wpisujący się również w moje wyobrażenie o odmianie sauvignon blanc. 

----------------------------------------------------
Montes
Sauvignon Blanc Reserva 2013
100% sauvignon blanc
alk. 13,5%
cena: 56 zł w Wine Corner
----------------------------------------------------

ps. Żona twierdzi, że wino zalatuje kocimi siuśkami.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Portugalia na wiosnę.

Biedronka zaprezentowała nam nową ofertę portugalską, zwykle robiła to jesienią, tym razem nowe i nienowe wina z Portugalii zagoszczą na sklepowych półkach na wiosnę.


Dla każdego coś miłego - w nowym katalogu znajdziemy białe półsłodkie wino musujące, trochę ożywczych win białych - w tym popularne vinho verde. Vinho verde znajdzie się również pomiędzy winami różowymi, których w nowej ofercie jest kilka. O czerwonych oczywiście też nie zapomniano, tu pojawi się kilka nowych etykiet od znanych już wcześniej producentów (między innymi Lavradores de Feitoria), znajdzie się kilka win obecnych w poprzedniej promocji (Fado, Marquês de Borba, Esteva), ale też będziemy mogli cieszyć się winem z Quinta do Vallado i to w postaci zupełnie niezakamuflowanej - podstawowym Vallado, które importuje do Polski Mielżyński. Tym razem szoku cenowego nie będzie, to wino jest (a w zasadzie było, Mielżyński wprowadził promocję na rocznik 2011) tylko o kilka złotych tańsze, niż u Mielżyńskiego, ale za to będzie (rocznik 2012) dostępne w całej Polsce :) Nie zabraknie również win słodkich. Porto Tawny (Symington) jest co prawda sprzedawane na okrągło, ale warto zwrócić uwagę na Moscatel de Setúbal z Adega de Pegões. Moscatel od innego producenta swego czasu też zrobił sensację cenową - był co najmniej dwukrotnie tańszy, niż u importera, który ma to wino w stałej ofercie.


Nowy katalog świętuję musującym winem Montanha Superior, o którym wspominałem na początku. Wino to najbardziej przypadło do gustu zebranym na oficjalnej prezentacji nowej oferty. Pewnie ze względu na sporą dozę słodyczy :) Ja zazwyczaj wybieram raczej wytrawne bąbelki, ale akurat to wino wydało mi się dość atrakcyjne - aromatyczne, słodycz nieźle była równoważona kwasowością, w ustach robiło całkiem dobre wrażenie. Oczywiście zrobione metodą klasyczną, czyli wtórna fermentacja w butelce. Będzie w najbliższych dniach niezłą alternatywą dla musującej Pata Negry, choć o kilka złotych droższą.

Nowa promocja win portugalskich będzie obowiązywała między 10 a 30 kwietnia 2014 roku.

Wino Montanha Superior Meio-Seco otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka. Dziękuję!

wtorek, 1 kwietnia 2014

Winne Wtorki #73.

Zarządzam krótką przerwę w cyklu poświęconym winom sauvignon blanc, a to dlatego, ze dziś mamy Winny Wtorek. Przyda mi się ta przerwa z pewnością, powoli zaczynam mieć przesyt sauvignon, ale wytrwam do końca, zostało mi już tylko kilka butelek. Zarządzam nie tylko przerwę w cyklu, ale mam też przywilej wybrania tematu Winnego Wtorku - dzisiaj jest nim Piemont w wydaniu czerwonym. Proponując ten temat nie miałem na myśli najważniejszego piemonckiego szczepu, jakim bez wątpienia jest nebbiolo, z którego powstają słynne Barolo i Barbaresco. Chciałbym je pić, mam zresztą już całkiem przyzwoitą kolekcję Barolo, w większości młodsze roczniki, choć myślę, że 2004 można już otwierać. Myślałem o grignolino od Icardiego - wina, które jest... ach, nie będę Wam teraz zdradzał szczegółów. Opiszę je dokładnie, ale innym razem.

Szczęśliwym trafem mam w zanadrzu inne wino włoskie z Piemontu, które dostałem do przetestowania od Salute! To Barbera d'Alba z serii Ligabue od producenta Teo Costa.

źródło: www.teocosta.it

Antonio Ligabue był malarzem, jego dzieła wpisywały się w nurt prymitywizmu, ale nazwisko, pod którym stał się sławny nie było prawdziwe. Urodził się jako nieślubne dziecko (ojciec nieznany) i po matce otrzymał nazwisko Costa. Uległo ono zmianie na nazwisko nowego męża matki - Laccabue, ale Antonio go nie akceptował i tworzył pod przybranym nazwiskiem, nigdy niepotwierdzonym w żadnym dokumencie tożsamości. Na butelkach tej serii znajdziemy miniatury jego prac, Barberę z Alby zdobi obraz Cavalli Imbizzarriti, co w moim mniemaniu oznacza "Spłoszone konie". Poprawcie mnie, jeśli znacie właściwą nazwę tego dzieła.


Obraz jest interesujący, a jakie jest wino?

Aromatyczne, jedwabiste, z miękkimi taninami, o kwasowości nie tak bardzo wysokiej do jakiej zdolna jest barbera, ale na tyle wysokiej, że wino nie jest płaskie i nudne. Czereśniowe, słodkie nuty odgrywają w tym winie najważniejszą rolę, w drugim planie swą kwestię wygrywa kwaskowata wiśnia. 13% alkoholu ukryło się w ciemnym zakamarku i nie daje się odnaleźć mimo próśb i gróźb piszącego te słowa. Lekko goryczkowa końcówka sprawia, że podniebienie domaga się przepłukania kolejną porcją wina. Porcja za porcją, każda kolejna wypita szybciej od poprzedniej, chwila nieuwagi, nieroztropnego zapomnienia się i... już pokazuje się dno butelki. Jaka szkoda, że miałem tylko jedną.

----------------------------------------------------------
Teo Costa
Ligabue, Barbera D'Alba, 2011
odmiana: 100% barbera
alk. 13,0%
cena: 29 zł
----------------------------------------------------------

Wino otrzymałem do degustacji od importera Salute!

----------------------------------------------------------
Winne Wtorki #73 na podniebieniach innych blogerów
----------------------------------------------------------
Winiacz
Winniczek
Nasz świat win
Czerwone czy białe?
Przy winie
Enoeno
----------------------------------------------------------