czwartek, 19 grudnia 2013

W morzu malbeka.

Skoro na panelu zorganizowanym przez Magazyn Wino znalazło się miejsce dla takiego blogera-amatora jak ja, to można rozumieć to tylko w taki sposób, że:

a) ławka winiarskich ekspertów w Warszawie jest wyjątkowo krótka

albo (co bardziej prawdopodobne)

b) rodzaj win przedstawionych do oceny nie wzbudził (delikatnie mówiąc) entuzjazmu wśród stałych panelistów.

No cóż, być może któryś rzeczywiście nie mógł pojawić się z powodu „bóla ucha”. Drugiego mogła (no bo przecież mogła) „boleć noga w biedrze”, no ale że trzeci miał akurat nieplanowaną lekcję gry na pianinie - w to trudno uwierzyć.

Czy szczep o nazwie malbec może być zjadliwym źródłem wszelkiej maści niedyspozycji? Przejrzałem swoje wpisy na blogu i wydało mi się, że trudno nie być miłośnikiem tego szczepu. Z drugiej strony sam malbeka piłem dość dawno, na początku 2013 roku. I wówczas też nie byłem zadowolony…

Jednak panom na P się nie odmawia. Premier, prezydent, papież i, jak się okazuje, Prange-Barczyński mają magiczną moc przyciągania, której bez oporu uległem. Opierać się zresztą nie musiałem, w końcu malbec, poza nielicznymi wyjątkami, wzbudzał we mnie sporo pozytywnych emocji.

Ale 25 malbeków spróbowanych w dość krótkim czasie potrafiło podważyć moją w nich wiarę, choć nie byłem jakoś szczególnie zawiedziony. Będąc w wyraźnej opozycji do moich współtowarzyszy niedoli, umiałem dostrzec pozytywne cechy malbeka, ale… ziarno niepewności zostało zasiane. Z każdym rokiem, z każdym miesiącem, z każdą kolejną otwartą butelką inaczej patrzę na wypitą przeszłość. Czasem się jej wstydzę, ale nigdy nie wypieram. Dziś - po tej przekrojowej degustacji - bardziej krytycznie patrzę też na malbeki, ale mimo wszystko potrafię dojrzeć w nich zalety i źródło radości.

Ze wspomnianych wcześniej 25 etykiet chciałbym wyróżnić 5:

1. Quattrocchi Malbec 2011 (importer M&P FHU Mirosław Pawlina) Najtańsze wino panelu, najbardziej „zielone”, ale też najbardziej szczere. Nawet kwasowość wydaje się bardziej autentyczna, niż ta u droższych krewnych.


2. Pascual Toso Malbec 2012 (importer M&P FHU Mirosław Pawlina). Smaczne, krągłe, soczyste, świeże wino, znacznie lepsze niż przebeczkowane wersje reserva i gran reserva. Bardzo mi się podobało.


3. Lagarde Malbec 2011 (importer Mielżyński). Beczkowy atak w niezłym stylu, ale z dobrym owocem i ogólnie niezłą równowagą. Podobało mi się.


4. Chateau Haut-Monplaisir 2008 Prestige (importer Mielżyński). Klasa starego świata - dobra równowaga, elegancja, autentyczność i prawdziwa przyjemność picia.


5. Fabre Montmayou Grand Vin 2010 (importer Vininova) Hedonistyczne źródło radości - dobry owoc, bogactwo aromatów, nieprzesadzona beczka, alkohol dobrze zamaskowany - fajne wino, chociaż dość drogie. Powyżej 150 zł za butelkę mogą wydać tylko wierni… nie wierni, fanatyczni wyznawcy Malbeka.



W sumie fajna degustacja, na luzie, bez zbędnej napinki. Ale dla sprawców panelowych wakatów w ramach ostrzeżenia mała parafraza naszego narodowego wieszcza: Kto nie zaznał malbeka ni razu, ten nigdy nie zazna barolo w niebie.

3 komentarze:

  1. A mówią że ja jestem kąśliwy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mariusz, zaprosiliśmy Cię, bo lubimy Ciebie i to co piszesz, bez żadnych podtekstów :-)
    Premier, stój - Prange-Barczyński chciałem napisać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomku, jeszcze raz dziękuję za zaproszenie. Było fantastycznie. Mam nadzieję, że moja żartobliwa relacja - tu i ówdzie mocno alternatywna do rzeczywistości - wzbudziła raczej uśmiech niż niechęć :) W końcu śmiech to zdrowie, którego życzę wszystkim nieobecnym. W każdym razie gdybyście potrzebowali pomocy przy... pinotage :) to też służę swoją osobą. No i mam korkociąg z logo Jean Leon - prawdziwy Pulltap's - może się przydać. Pozdrowienia dla EW i PB!

    OdpowiedzUsuń