środa, 27 listopada 2013

Martin Pasler - Joiser Berg 2007


W tym roku udało mi się wypić kilka win z Austrii, wśród nich znalazły się butelki, które trafiły do mnie z outletu Domu Wina. Jedna z nich pochodziła z Burgenlandu i wyszła spod ręki Martina Paslera. Wino to jest mieszanką popularnych w Austrii szczepów blaufränkisch i zweigelt i nosi nazwę Joiser Berg. W obecnej ofercie winiarza nie ma już tego wina - moje pochodzi z rocznika 2007. Udział poszczególnych szczepów w kupażu był różny w poszczególnych rocznikach, ale zawsze podstawą był blaufränkisch. Fermentację przeprowadzono w kadziach ze stali nierdzewnej, następnie wino dojrzewało przez dziewięć miesięcy w beczkach z dębu francuskiego.

Efekt tych zabiegów jest bardzo dobry, powstało wino bardzo solidne, które nadal jest czyste i klarowne, choć barwa powoli traci swą purpurową intensywność i zgrabnie przechodzi w stronę barw ceglastych. W ustach bardzo soczyste, wiśniowo-czereśniowe, o wyraźnej kwasowości i krągłych taninach. Końcówka lekko pikantna, alkohol (13,5%) rozgrzewa, ale nie przeszkadza ani w nosie, ani w ustach. Niezłe wino.

Martin Pasler Joiser Berg 2007 kupiłem w outlecie Domu Wina za 44,72 zł (-50%).

środa, 20 listopada 2013

Pulpit Rock Shiraz.

Gdybym miał zgadywać, co to za wino, postawiłbym psi grosz na tempranillo z Rioja. Kwasowe, pełne owocu, beczkowe. Najbardziej charakterystyczny jest chyba właśnie ten ostatni element. I rzeczywiście - wino w beczce spędziło 14 miesięcy, przy czym nie były one nowe, ale wykorzystane już trzeci lub czwarty raz. Tyle, że nie jest to tempranillo, a shiraz, i nie z Rioja, a z Południowej Afryki, mówiąc dokładniej - ze Swartlandu.


Nie jest to z pewnością wino zwiewne i delikatne, raczej owocowa bomba zatopiona w morzu alkoholu, z fajnym garbnikiem - mocnym, ale niedominującym. Najbardziej przeszkadzał mi ten alkohol, chociaż im mniej było wina pozostawało w butelce, tym mniej był on dokuczliwy.

W sumie fajne wino. Można by rzec, niezła Rioja w tym Swartlandzie. Tylko nie wiem, czy to pochwała dla Rioja, czy ujma dla Swartlandu.

Wino otrzymałem od brata w prezencie. Dziękuję braciszku!

wtorek, 19 listopada 2013

Winne Wtorki #63.

Dzisiaj jest Winny Wtorek, którego tematem przewodnim jest Trentino-Alto Adige/Südtirol, czyli Trydent-Górna Adyga/Południowy Tyrol. Ponieważ jestem pomysłodawcą tego zagadnienia, nie wypada mi nie pojawić się ze swym wpisem, choć od razu uprzedzam, że będzie krótki i zdecydowanie niepełny. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, dzieci pochorowały mi się nieco, mi w tej sytuacji nie wypada raczyć się winem. Dzisiaj więc tylko "zajawiam" to, co pojawi się na blogu pewnie za kilka dni.

Omawiany region winiarski jest w Polsce nieco mniej znany szerszej publiczności - Piemont, Toskania, czy Sycylia to miejsca zdecydowanie bardziej rozpoznawalne. A szkoda, bo w Alto Adige/Südtirol powstaje wiele wspaniałych win pozostających w cieniu Chianti, Barolo i Barbaresco. Przyznaję, że moja wiedza na temat win z tej części Włoch jest więcej niż mikra, dlatego też zdecydowałem się zaproponować taką tematykę Winnych Wtorków. Wiem, że może być problem ze zdobyciem jakiejkolwiek butelki z Górnej Adygi, zwłaszcza poza większymi miastami. Tu Lidl i Biedronka raczej nie pomogą.

Ja swoje wino kupiłem w warszawskiej sieci Winestory. Na szczęście niedawno importer (Wineonline) uruchomił sklep internetowy, więc winopijcy z innych miast, miasteczek i wsi mogą zamówić wina właśnie w ten sposób.


W moim przypadku to Pinot Nero od Petera Zemmera, ale jak już wspominałem na degustacyjną notkę musicie poczekać jeszcze jakiś czas.

A tym czasem zobaczmy
-----------------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #63 na podniebieniach innych blogerów:
-----------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------

wtorek, 12 listopada 2013

Huber rządzi!

To nie jest moje pierwsze spotkanie z winami Marcusa Hubera i choć do tej pory piłem raczej te tańsze niż droższe, to zawsze byłem więcej niż zadowolony. Ale butelka GRÜNER VELTLINER "BERG" ERSTE LAGE, rozłożyła mnie na łopatki. 

Cudo!
Dawno już nie piłem tak dobrego wina białego. Ładny, czysty i intensywny jasno żółty kolor oraz oleista tekstura zdradzają niezły poziom koncentracji. Wino jest bardzo aromatyczne, świeże, doskonale zrównoważone. Jego picie to czysta przyjemność, z przerażeniem patrzyłem jak szybko znika z butelki.

Ciekawostką jest to, że wino dojrzewało w beczkach wykonanych z drewna akacjowego, które dość często było (jest?) wykorzystywane przez winiarzy austriackich. A więc nie tylko dąb francuski, czy amerykański, ale też i akacja jest źródłem drewna na beczki. Jak przeczytałem w "Degustacyjnym słowniku winiarskim" Wiktora Zastróżnego na terenach Beaujolais, a także we Włoszech i w Portugalii popularne były beczki orzechowe. Wiele nauki przede mną... 

Oczywiście nie jest to wino tanie, butelka kosztuje ponad 100 zł, ale mówię Wam, że warto wydać tyle pieniędzy. Szkoda tylko, że patrząc na etykiety opróżnionych wcześniej butelek z dyskontów i supermarketów ma się bolesne poczucie zmarnowanego czasu i wyrzuconych pieniędzy. To też jest jakaś nauczka.

Wino kupiłem od importera - firmy Interwin.

--------------------------------------------------------------------------
GRÜNER VELTLINER "BERG" ERSTE LAGE, 2010
Traisental Reserve
alk. 13,5%
więcej informacji: www.weingut-huber.at
--------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 11 listopada 2013

Anselmann Regent.


Na dzisiejszy wieczór sierotka Marysia wylosowała wino z niemieckiego Palatynatu - Anselmann Regent 2011. Rodzina Anselmann zajmuje się winami od ponad 400 lat, w ich posiadaniu jest 120 hektarów upraw, z czego na odmianę regent przypada jedynie ułamek procenta tej powierzchni. Regent jest stosunkowo młodą odmianą, dość plenną, o sporej odporności na choroby atakujące winorośl oraz niskie temperatury. Ten ostatni czynnik sprawia, że odmiana ta jest chętnie uprawiana również w Polsce. Natknąłem się na informację, że bez problemu dojrzewa nawet na stosunkowo chłodnym Podlasiu, zwanym często polskim biegunem zimna.

I co my mamy w tej butelce? Wino ma bardzo ciemną, ale klarowną barwę z pogranicza czerwieni i fioletu. Można w nim wyczuć ciemne owoce, z pierwszoplanową rolą przydzieloną jagodom. Im mniej wina w kieliszku, tym więcej w nosie aromatów toffi i ogólnie słodkich zapachów. Taniny przypominają te herbaciane, lekko gorzkie w końcówce.

To bodaj pierwsze wino z tej odmiany, jakie miałem okazję pić. Wydaje się dość ciekawe, choć brakuje mi skali porównawczej, nie wiem do czego mógłbym je odnieść. Chętnie spróbuję jakieś polskie wino zrobione z tej odmiany. Piliście? Możecie coś polecić?

Wino kupiłem w zestawie win z oferty Domu Wina. 
__________________________________________________________
Anselmann Regent 2011
Pfalz
Alkohol: 13, 5%
Więcej informacji: www.winegut-anselmann.de
__________________________________________________________


niedziela, 10 listopada 2013

Grand Prix.

Przy lampce wina usiadłem, takiego do trzech dych. Miałem wielką enofazę na winniczka i by podtrzymać winne tradycje uznałem, że lepsze będzie białe nad czerwonym. Niestety wine tasting nie za bardzo się udał i z bólem wydałem z siebie "blurppp". Pozostało mi tylko pisanie winem. Gdzieś blisko Tokaju.

sobota, 2 listopada 2013

Chateau Grand Canyon 1973.

Strach ma wielkie oczy...
Niewiele piłem win tak starych, lub prawie tak starych jak ja, ale w tych kilku przypadkach jakie mnie spotkały wielkiego zachwytu nie było. Nie spodziewałem się też niczego wielkiego po Chateau Grand Canyon, w końcu 150 zł za wino z odległego rocznika to cena podejrzanie niska. Z relacji Marcina Jagodzińskiego (enofaza.pl) dowiedziałem się, że jest w Niemczech winiarz - Karl Erbes, który stare roczniki swoich win sprzedaje ledwie po kilkanaście euro, więc pomyślałem sobie, że może i ja będę miał trochę szczęścia. W każdym razie, mimo tego, że aż człowieka korci, by wypić czterdziestoletnie wino w czterdzieste urodziny postanowiłem tego nie robić, zwłaszcza po lekturze tekstu Wojciecha Kuczoka „Spożycie małżeńskie”. Szczegółów nie zdradzę, polecam lekturę jego felietonów drukowanych w Magazynie Wino, cierpliwi i oszczędni będą musieli odczekać chwilę na ich umieszczenie w internecie. Butelkę swoją otworzyłem zatem ot tak, bez specjalnej okazji (no, może w halloween’owym nastroju), prawdę mówiąc chciałem sprawę tej butelki już mieć za sobą, wszak miejsca w chłodziarce niewiele, szkoda blokować je dla przeciętnego wina z marnego rocznika.

Wyciągnąłem lekko nadpleśniały korek, przelałem nieco wina do kieliszka, zakręciłem i… nie było wcale tak źle. Z początku o aromatach mowy nie było, ale po 15-20 minutach okazało się, że jest w tym winie jeszcze trochę owocu, kolor cegły zdradzał wiek trunku, ale mur z tej cegły był solidny, dobrze związany kwasową zaprawą i ładnie otynkowany gładką taniną. 

W sumie nie było więc tak źle, wino okazało się całkiem przyzwoite i wcale nie takie wiotkie, jak sugerowali to moi koledzy, uznani znawcy win, koneserzy starych roczników. A może po prostu trafiłem na mniej umęczoną butelkę. W każdym razie czuję się w pełni usatysfakcjonowany. Po czterdziestu latach udało nam się zachować niezłą formę.

Piękni czterdziestoletni ;)