poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Białe Włochy.

Przeglądam, a raczej przepijam biedronkową ofertę na maj, czyli wina włoskie. Nie jest specjalnie dobrze, choć tragedii wielkiej też nie ma i nie sądzę, by po spożyciu tych win jakoś gwałtownie wzrosła liczba zgonów w Polsce.


Corbello zrobione z sycylijskiego szczepu inzolia (lub insolia) da się pić bez obaw, tyle że równie dobrze mógłby to być niemiecki riesling czy nowoświatowe chardonnay z tej samej półki cenowej (12,99 zł). Po prostu te wina mają bardzo podobny do siebie, dość nijaki charakter. Są zazwyczaj jasne, niemal przezroczyste, o niskiej koncentracji i kwaskowym, nieco sztucznym, posmaku. W ustach dominują zazwyczaj smaki niedojrzałych jabłek i gruszek. Do ugaszenia pragnienia (a robi się coraz cieplej, wręcz gorąco) nadają się w sam raz, zaś do rozpamiętywania aromatów i smaków materiał jest raczej kiepski.


Białe Mavum będące kupażem pinot grigio i pinot nero (z francuska pinot gris i pinot noir) zdecydowanie wyróżnia się in plus na tle raczej średniego corbello. Można w nim wyczuć dojrzałe jasne owoce - żółte, dojrzałe śliwki i jabłka. Jest też trochę odświeżającej goryczki na końcu.

Wino jest co prawda o połowę droższe od poprzedniego, ale jestem przekonany, że warto dopłacić 7 zł i mieć znacznie większą przyjemność z picia, nawet solo. Nie jest to jakiś rarytas, ale ma szansę być dobrze zapamiętane, jako jaśniejszy punkt włoskiej promocji. W każdym razie żona to wino nawet pochwaliła, więc i ja muszę być na tak.

Mam wrażenie, że nowa promocja zbiega się z sezonem grillowym i wielką majówką. Zastanawiam się, czy nie pod takim kątem należy rozpatrywać nową ofertę sieci. Niezobowiązujące wina do popicia świeżo upieczonych karkówek, kiełbas i kaszanek. Pomyślcie o tym, być może właśnie na takie imprezy skrojona jest ta promocja. W każdym razie tak to sobie tłumaczę.

Wina otrzymałem do degustacji od Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci sklepów Biedronka. Dziękuję!

niedziela, 28 kwietnia 2013

Prosecco.

Biedronka właśnie wprowadziła nowy katalog win włoskich, który jak na razie obrywa spore cięgi w internecie. Niewiele słyszy się dobrego o nowych produktach, choć na prezentacji, na której miałem okazję być, wydawało mi się, że aż tak źle nie jest. Prezentacje biedronkowe mają to do siebie, że są prowadzone w tempie błyskawicznym, za czym nie przepadam, ponieważ wolę poświęcić chwilę temu, co się znajduje w kieliszku, zwłaszcza że wino lubi się w nim z czasem zmienić. Na lepsze, czy na gorsze to już inna sprawa. Postanowiłem, że gorące opinie odłożę na bok, a ofertę Biedronki (choć raczej niecałą) będę studiował na spokojnie w warunkach domowych, czyli tak jak lubię najbardziej.
Niebrzydka etykieta i...
Jako pierwsze wino trafiło do kieliszka Prosecco Porta Leone. Piliśmy to wino na początku prezentacji i wówczas nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia, zwłaszcza że podane było zdecydowanie za ciepłe. W domu wypiłem dwie butelki tego wina. Po pierwszej byłem nawet skłonny bronić tego wina, wydało mi się całkiem przyjemne, choć wielkiego szału nie było. Ale kilka dni później razem z żoną wypiliśmy drugą butelkę i w zasadzie jednocześnie wyraziliśmy swoje rozczarowanie tym winem. Wino przeciętne, idące w stronę słodyczy, którą na swoją stronę próbuje przeciągnąć coś kwaśnego. Tak, to nie pomyłka, celowo nie piszę kwasowość, tylko coś kwaśnego, obcego, nieprzyjemnego. Nie wylaliśmy wina do zlewu, aż tak źle nie było, ale nie żałowaliśmy, gdy wino się skończyło.
... ładne bąbelki.
W przypadku niedrogich win musujących Biedronka miała kilka lepszych strzałów, tyle że były to produkty z Hiszpanii. W tej cenie (19,99 zł) była przyzwoita cava Villa Conchi, nawet ostatnio dostępna Pata Negra Cava Brut robiła zdecydowanie lepsze wrażenie, zwłaszcza że była o 5 zł tańsza.

Jedno z win dostałem na prezentacji Biedronki, drugie kupiłem w jednym ze sklepów za 19,99 zł.

piątek, 19 kwietnia 2013

Wina ze Słowenii.

W ostatnich dniach udało mi się spróbować kilku win słoweńskich. Jakiś czas temu uprzejma, acz zdecydowana pani z Domu Wina (którą serdecznie pozdrawiam) "wcisnęła" mi zestaw z winami pochodzącymi od jednego tylko producenta i jest to producent w Słowenii największy, nazywa się "Vinska klet Goriška Brda". Goriška (czyli wzgórza) Brda to także nazwa winiarskiego regionu. Producent ma pod sobą 1200 hektarów upraw, czyli 2/3 powierzchni, na której w tym rejonie rosną winogrona.

Duży producent, uprawy niemałe, ale to nie może dziwić. W przewodniku Hugh Johnsona z 2013 możemy wyczytać, że Słoweńcy są prawdziwymi winopijcami. Na głowę przypada tam oficjalnie 38,4 litra tego trunku rocznie, czyli z grubsza 10 razy więcej niż w Polsce.

Wina, które miałem okazję pić pochodzą z linii Villa Brici, producent definiuje je jako "świeże, pełne owocu i łatwe do picia."


Merlot uczciwy i dobrze zrównoważony. Nie za dużo alkoholu - 12,5% w dzisiejszych czasach może dziwić skromnością. Taniny gładkie, kwasowość na takim poziomie, że twarzy nie wykrzywia, pije się bardzo przyjemnie - pewnie dlatego wielu woli merlota od caberneta. Dość stonowane w wyrazie, ale przez to znakomicie spełnia rolę niezobowiązującego napitku. Podobało mi się.


Pinot sivy, czyli pinot gris był za to potwornie kwasowy, mógłby iść w szranki w chablis, które piłem tego samego dnia. Pewnie do ryby solidnie skropionej cytryną byłoby ok, ale wino wypite solo wielkiej przyjemności nie dostarczyło.


Chardonnay - było bardzo przyjemne w piciu dość delikatne, niezbyt kwasowe i jednoznacznie kojarzące się ze szczepem, z którego powstało. I jak nie przepadam za chardonnay, tak to wino mi bardzo smakowało. Może warto zweryfikować swój pogląd na chardonnay, może po prostu wcześniej trafiałem na słabsze butelki.

Wina kupiłem w Domu Wina w zestawie, za który zapłaciłem 259 zł.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Winne Wtorki #49.

Myli mi się numeracja Winnych Wtorków, pewnie dlatego, że nie we wszystkich brałem udział. Ale nie przejmujmy się tym teraz, najważniejszy jest dzisiejszy temat, czyli egzotyczny riesling. Riesling to dla mnie odmiana bardzo magiczna. Każda opróżniona butelka była inna od poprzedniej i choć pewnie charakterystyczne elementy się powtarzały, to każda była niepowtarzalna. Rieslingi niemieckie czy francuskie mają wyrobioną markę, te najlepsze charakteryzują się też niemałą ceną. A jak jest z rieslingami z nowego świata?


Ja dziś opowiem Wam o rieslingu z Chile, który pojawił się stosunkowo niedawno w sklepach Winestory, a pochodzi od znanego i lubianego producenta Vina Chocalan. Nie wiem dlaczego nie było go wcześniej, bo riesling produkowany jest w Dolinie San Antonio już od jakiegoś czasu. Dość powiedzieć, że moja butelka pochodziła z rocznika 2009, więc do najświeższych nie należała. O ile kolor uciekający w stronę głębokich odcieni żółtego mógł już nieco zdradzać wiek wina, to żywa kwasowość wyraźnie temu zaprzeczała. Nos bardzo bogaty, pełno w nim dojrzałych owoców egzotycznych, złamanych nieco niedojrzałym jabłkiem i kwaśną limonką, można też wyczuć charakterystyczne dla dojrzałych rieslingów nuty naftowe. Usta równie bogate, choć tutaj słodycz jest skutecznie neutralizowana kwasowością.

Nie wiem, czy będzie to mój ulubiony riesling, ale uczciwie muszę przyznać, że był jednym z ciekawszych, jakie miałem okazję pić. Na pochwałę zasługuje też cena - 39 zł w sklepie wydaje się być kwotą niewygórowaną, jak na takie bogactwo wrażeń. Na pewno warto spróbować.

Wino kupiłem w jednym ze sklepów sieci Winestory.

-------------------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #49 na podniebieniach innych blogerów
-------------------------------------------------------------------------------
Winniczek
Czerwone czy białe?
Winne przygody
To co pijemy
-------------------------------------------------------------------------------



czwartek, 11 kwietnia 2013

Chilean Wine Tour 2013.

Ubiegłoroczna edycja Chilean Wine Tour była pierwszą w moim życiu większą imprezą, podczas której mogłem szerzej poznać wina z danego regionu. Cenne doświadczenie, po którym przyszły kolejne, również związane z degustacjami przeglądowymi. Wszystkie one miały coś z chaosu, z którego wyłoniła się dla mnie pewna wskazówka - jeśli nie ma możliwości spróbowania wszystkich win (a raczej nie ma) - trzeba robić to wg pewnego klucza. Ale o tym za chwilę.


W tym roku miałem okazję uczestniczyć także w degustacji komentowanej, poprzedzającej ogólny przegląd win chilijskich. Tego typu spotkania są dla mnie największą atrakcją, ponieważ mają uporządkowaną formę, są źródłem cennych informacji i zwracają uwagę na to, co jest istotne w danym regionie. Prezentowane są też na nich najciekawsze butelki, często będące punktami odniesienia do win degustowanych podczas spotkań branżowych i otwartych. Spotkanie komentowane prowadzili panowie Adolfo Hurtado z winnicy Cono Sur i Piotr Kamecki ze Stowarzyszenia Sommelierów Polskich.

Adolfo Hurtado - winemaker Cono Sur.

Piotr Kamecki i Adolfo Hurtado.

W akcji.

Dla mnie najciekawszym zagadnieniem tego spotkania była nowa klasyfikacja chilijskich regionów, w których produkuje się wina. Ma ona bezpośredni związek z uwarunkowaniami geograficznymi kraju. Chile jest krajem bardzo długim, ale też bardzo wąskim i dotychczasowy podział był dość prosty - wyróżniano doliny w układzie Północ-Południe - kraj położony jest w czterech strefach klimatycznych - te cieplejsze leżą na Północy. Im dalej na południe tym oczywiście chłodniej.

W nowym podziale zwrócono też uwagę na ukształtowanie terenu, zmieniające się od wybrzeża do głębi lądu. Zachodnie, nadbrzeżne tereny to Kordyliera Nadbrzeżna (Cordilliera de la Costa) - pasmo stosunkowo niskich gór (do 2500 m n.p.m.), gdzie istotne znaczenie ma wpływ Oceanu Spokojnego, a szczególnie zimny prąd morski zwany Prądem Peruwiańskim, albo Prądem Humboldta. Wpływ ten nie dotyczy jedynie klimatu, ale też gleb, na których uprawiana jest winorośl. Wg. nowego podziału region ten nosi nazwę "Costa".

Wschód kraju to wysoka część Andów zwana Kordylierą Główną. Góry te stanowią naturalną granicę klimatyczną oddzielającą wilgotne wybrzeże od suchego wnętrza kontynentu. Nowy podział nadał temu regionowi nazwę "Andes".

Niziny o największych powierzchniach upraw winorośli, znajdujące się pomiędzy kordylierami, noszą też taką nazwę - "Entre Cordillieras".


Nowy system apelacyjny wynika z coraz większej świadomości chilijskich winiarzy, zrozumienie wpływu klimatu i uwarunkowań klimatycznych pozwala na uprawę poszczególnych szczepów tam, gdzie mają one szansę dać najlepsze wina. Powoli kończą się czasy uprawiania wszystkiego i wszędzie, by mieć pełną ofertę dość marnych win. Od kilku lat wina są coraz ambitniejsze, wiele z nich jest w stanie podjąć równą walkę z winami ze starego świata, niestety także pod względem ceny.

Podczas zamkniętej degustacji mieliśmy przedsmak tego, czego można oczekiwać po winiarstwie chilijskim w najbliższych latach. Kto by przypuszczał, że sauvignon blanc z rocznika 2009 może być winem tak bardzo świeżym i rześkim, wręcz młodzieńczym, jakim okazało się Terrunyo pochodzące od wielkiego producenta Concha y Toro. Jakim wspaniałym winem okazało się Cono Sur 20 Barrels Syrah z rocznika 2011. Wino o cudownym nosie, wysokiej kwasowości, potężnych garbnikach niczym nie przypominało tanich butelek, jakich pełno można spotkać w supermarketach.

Wiemy dziś, że winiarzy z Chile stać na to, by robić wysokiej klasy ambitne wina. Problem polega jednak na tym, że wraz ze wzrostem jakości siłą rzeczy rośnie też cena. Te naprawdę dobre butelki potrafią kosztować znacznie powyżej 100 zł, a na to polski konsument nie jest gotowy. Stąd też na półkach naszych sklepów królują wina z podstawowych, tanich linii. Wysoka półka jest jednak zarezerwowana dla win włoskich, francuskich, czy hiszpańskich i nie spodziewam się, by w najbliższym czasie to się zmieniło. Mam jednak nadzieję, że ambicja Chilijczyków, ich coraz większe doświadczenie, a także potrzeby konsumentów na całym świecie, przełożą się na coraz wyższą jakość win także z tych niższych przedziałów cenowych.

Na sali ogólnej, gdzie prezentowali się wszyscy wystawcy tegorocznego Chilean Wine Tour tak różowo już nie było. Reprezentacja producentów była skromniejsza niż rok temu, wielu z nich nadal szuka w Polsce przedstawicielstwa. Co ciekawe, udaje im się sprzedawać wina w Niemczech, Czechach czy krajach nadbałtyckich, natomiast nasz rynek wydaje się ciągle za płytki.


Wracam do tego, o czym pisałem na początku, do klucza, wg którego "rozpoznawałem" ofertę Chilijczyków. Postanowiłem, że będę próbował tylko win zrobionych z cabernet sauvignon, robiąc niewielkie wyjątki dla tych butelek, które zawierały w sobie malbeka. Dziś wiem, że decyzja nie była najlepsza, jednak carmenere i pinot noir, jeśli chodzi o wina czerwone, udają się w Chile lepiej niż CS. Choć z drugiej strony trudno mówić o tragedii.

Na co zwróciłem uwagę?

Bardzo podobały mi się cabernety z winiarni Hugo Casanova (importer BHS-7/Citywine). Znacznie lepiej, niż w zeszłym roku oceniłem blendy (z przewagą cabernet sauvignon) El Principal - są naprawdę świetne, ale nadal nie mogą się "wbić" na nasz rynek - wciąż poszukują importera, choć twarz przedstawiciela zdradzała oznaki zwątpienia i rezygnacji. Doskonałe wina prezentowały się na stoisku Emiliana Vineyards (importer ViveLeVin). Pewnie ciężko będzie je znaleźć w wielu sklepach (chociaż o jednym w Warszawie wiem, ale mają tylko te tańsze butelki), docelowym odbiorcą importera jest rynek HoReCa.

Portfolio marek Emiliana. Warto zwrócić na nie uwagę.
Wyróżniłbym również wina Apaltagua - porządna robota, ale znów, podstawowa linia Gran Verano jednak odstaje od linii Reserva. Na wyróżnienie zasługuje malbec, tak bardzo różnych od tego, czego można spodziewać się po sąsiedniej Argentynie. Lżejszy, bardziej owocowy, aromatyczny, niezabity beczką. Szukają importera.

Niezwykle interesujący blend z winiarni Apaltagua.

La Ronciere to ciekawe butelki i intrygujące etykiety. 

Jedno z odstępstw od cabernet sauvignon. Bardzo interesujące carmemere.

Zarówno reserva, jak i lina podstawowa warte zainteresowania. (importer Waldipol)

Bardzo fajne były też wina La Ronciere (importer Enotria-Poland). Oprócz tego, że smaczne to wyróżniały się wspaniałymi etykietami.

Ciekaw jestem przyszłorocznej edycji Chilean Wine Tour. Czy wystawców będzie mniej, czy więcej niż w tym roku? Czy znajdą się importerzy chcący sprowadzać wina z wyższej półki? Jak sprawdzi się nowy system apelacyjny? Pożyjemy, zobaczymy... Ja Chilijczykom szczerze kibicuję.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Sushi i wino.

Choć lokale serwujące sushi i sashimi nie leżą na mojej mapie punktów, które mam w zwyczaju odwiedzać, to z przyjemnością przyjąłem (a może właśnie dlatego) zaproszenie Ewy Rybak z Magazynu Wino na warsztaty łączenia ww. potraw z winami. Spotkanie miało miejsce w Sushi Zushi, przy ul. Żurawiej 6/12 w Warszawie. Brali w nim udział przedstawiciele Magazynu Wino: Ewa Rybak, Kuba Janicki (także blog Kontretykieta) i Łukasz Kalinowski, blogerzy kulinarni: Joanna Krzewińska (krolestwogarow.blogspot.com), Kasia Marciniewicz (www.chillibite.pl) i Marcin Szulżycki (www.slodkokwasna.pl), a także Witold Białek - przedstawiciel Atlantiki, importera jednego z win dostarczonych do degustacji win i rodzynek skrobiący co nieco o winach, autor bloga Pisanewinem.pl. Z lekkim poślizgiem (kwadrans akademicki) pojawili się Tomasz Prange-Barczyński (red. naczelny Magazynu Wino) oraz dziennikarz i tłumacz Paweł Bravo.  

Warsztaty miały dość luźny charakter, naszym zadaniem było wyłonienie wina (lub win) najlepiej komponujących się z japońskimi kulinariami. Ja ze swojej strony obiecuję i obiecałem to też organizatorom spotkania, że nie będę się mądrzył w temacie doboru win do potraw, ponieważ nie znam się na tym kompletnie. Przyznaję, że liczyłem trochę na prelekcję Ewy, czy Kuby Janickiego, którzy mają zdecydowanie większe doświadczenie w tej materii, ale ponieważ szerszego wstępu nie było, tym łatwiej mi zachować amatorski klimat mojego bloga i moje obserwacje taki właśnie będą miały charakter.

Sushi i sashimi to dla mnie jeszcze większa magia, niż wino. Dość powiedzieć, że był to bodajże drugi w moim 40-letnim życiu kontakt z tego typu potrawami. Być może jest to przeoczenie z mojej strony, może bezczelna ignorancja, jeśli macie jakieś zdanie na ten temat, proszę o komentarz poniżej. Jak tylko nauczę się sprawnie posługiwać pałeczkami, z pewnością wrócę do zagadnienia. Chociaż pałeczki, jak się dowiedziałem, wcale nie są konieczne do spożywania potraw z ryżu i ryb, wystarczą sprawne palce. Gorzej jest z winami, tu jednak jakieś naczynie wydaje się kwestią kluczową :)

Dalsza relacja będzie miała charakter obrazkowy z drobnym tylko komentarzem. Pod zdjęciami, na końcu, moje skromne wnioski.

To puste naczynie to miseczka na sos sojowy. Spróbujcie zamoczyć w nim ryż, a następnym razem nie wpuszczą Was do lokalu. :) Obok fikuśna zagrycha.

Kolorowy zawrót głowy, czyli sashimi z dodatkami.

Zrobiłem małe śledztwo i wyszło mi, że to nighiri w różnych wcieleniach. A może nie?

Chablis wyjątkowo dobrze radziło sobie z potrawami kuchni japońskiej. Dla mnie numer jeden. Swoją drogą bardzo dobre wino.

Pozostałe wina, przed którymi postawiono dość trudne zadanie. Nie wszystkie poradziły sobie z sushi i sashimi, choć wszystkie, bez wyjątku są winami bardzo dobrymi, które chciałbym mieć zawsze pod ręką.

Ta franciacorta nie chciała gadać po japońsku...

... za to bąble z Enoteki Polskiej - Il Mosnel - robiły to świetnie. Mój numer dwa. 

Nie są to schaboszczaki, a jednak dobre. Nawet bez panierki... To taki żart, oczywiście.

Trzecie miejsce na pudle. Nie poradziło sobie z... franciacortą i chablis z dwóch pierwszych miejsc, ale z potrawami nie miało problemu.

Kuba z Tomkiem wymieniają uwagi. Ewa niby nie słucha, ale skrzętnie notuje. Bądźcie czujni! 

Ci tutaj znają się na kuchni dalekowschodniej. Zapytany o opinię poszedłem zrobić zdjęcie... O co mnie pytaliście?

Wino z Chile dawało radę, nawet bardzo dobrze. Gdyby podium było czteromiejscowe na pewno by się na nim znalazło. Brawo Atlantika!

Nie chcę nic sugerować, ale to znowu są sami okularnicy... Ale fajne chłopaki.

Czwarte miejsce, ale brakowało... o, tyle!

Obawiałem się trochę tego spotkania i mojego żenującego nieobycia z sushi. Ale atmosfera była świetna i jakoś dałem radę. Na szczęście mam szansę się podciągnąć w temacie. W domu znalazłem książkę "Sushi i sashimi", której autorami są Rosalda Gioffre i Kuroda Keisuke korzystający z przepisów Rie Hasegawy. Wcześniej nie przyjrzałem się jej dokładnie, a to wielki błąd, bo do każdej potrawy jest także sommelierska porada. OK, wina nieco wiekowe i w większości nie do dostania, ale warto zapamiętać producentów, szczepy winorośli i regiony ich uprawy. Taką wiedzą można już się popisywać :)

Mój osobisty wybór win już znacie, jeśli czytaliście podpisy pod zdjęciami. Pozostałe wina były świetne, choć nie w tej kulinarnej kombinacji. Mimo to warto zapamiętać ich etykiety. Kto wie, może będą świetne do śledzia i bigosu :) 

piątek, 5 kwietnia 2013

Caloian Merlot 2010.

Poszukując paliwa zdolnego podsycić mój zapał do win z państw leżących na południe od naszego kraju, postanowiłem przyjrzeć się ofercie Domu Wina, a zwłaszcza butelkom umieszczonym w ich outlecie, w którym wina (abstrahując od powodów ich tam umieszczenia) można kupić z 50-cio procentową bonifikatą, czyli - mówiąc po ludzku - za połowę ceny. Połowa polskiej ceny to mniej więcej poziom ceny w kraju pochodzenia, w tym wypadku Rumunii, gdzie wg price-searchera'a ok. 30 zł kosztuje merlot, który dziś znalazł się w moim kieliszku.

W nosie to wino jakoś specjalnie nie zachwyca, ot taki malinowo-truskawkowy kompot. W ustach dominuje czarna porzeczka, jest trochę jeżyny i bardzo delikatne nuty waniliowe. Kwasowość jest dość silna, miejscami nawet gryząca, taniny zaś dość gładkie. W sumie nieźle zrobione wino, choć nie wyróżniające się niczym szczególnym. W promocyjnej cenie do przyjęcia, ale regularna cena z pewnością nie zachęca do zakupu. No, ale skoro jest w outlecie, to można napić się taniej, zwłaszcza że najprawdopodobniej do regularnej oferty już nie wróci.

Wino kupiłem w outlecie Domu Wina za 30,29 zł.
Link do strony producenta: http://www.crama-oprisor.ro/

środa, 3 kwietnia 2013

Anselmann Riesling Trocken 2011.

To będzie krótka notka, ponieważ wino, o którym dzisiaj piszę wypiłem już jakiś czas temu i prawdę mówiąc niewiele pamiętam poza tym, że jednak warto o nim wspomnieć. Delikatny, świeży riesling, który wchodzi jak woda, jest bardzo neutralny i mega pijalny. Kwasowy, ale nie kwaśny, z cukrem resztkowym, ale nie jest słodki, alkohol zupełnie niewyczuwalny, a jednak jest. Podobało mi się to wino. Bardzo!


Wino pochodziło z zestawu win niemieckiego producenta Anselmann, za 6 win z oferty Domu Wina zapłaciłem 259 zł.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Winne Wtorki #48.

Niewiele brakowało, a opuściłbym 48. edycję winnych wtorków, byłem przekonany, że nie mam żadnego wina z Argentyny, a dokładnie z Mendozy, bo właśnie ten region jest bohaterem dzisiejszego wydania WW. Przejrzałem jednak jeszcze raz swój notes, w którym zapisuję kupione butelki i odhaczam te, które już wypiłem. Okazało się, że jednak mam malbeka z Mendozy pochodzącego z winnicy Mauricio Lorca.  Wino nazywa się Fantasia i pochodzi z rocznika 2011. Winorośl uprawiana jest w dolinie Uco na wysokości 1050 metrów n.p.m. Gęstość nasadzeń to niecałe 7 000 krzaków na hektar, a z każdego z nich otrzymuje się 2 butelki płynu nazywanego winem.


Wino ma barwę dość ciemną, ale jest przejrzyste. Z dębem miało kontakt 30% wina, reszta dojrzewała w stali. Skutek jest taki, że owoc (wędzona śliwka, słodka czereśnia) jest dobrze wyczuwalny, a beczka niespecjalnie dominuje nad całością, nos raczej ziemisty. Jest trochę cukru, który próbuje być neutralizowany przez kwasowość, choć nie do końca to wychodzi. 14% alkoholu dobrze ukrywa się w całości i nie przeszkadza w piciu.

Prawdę mówiąc nie spodziewałem się wielkiego wina, ale Fantasia okazała się winem dość przyzwoitym. Jest bardzo intensywnie owocowe, dość słodkie na wejściu, co nie wszystkim musi odpowiadać, ale jest przez to dość łatwe w piciu. Miłośników win europejskich Lorca Fantasia raczej nie zachwyci, ale spora rzesza fanów win nowoświatowych nie będzie rozczarowana. Nie próbowałem, ale przypuszczam, że do steka nadawałoby się całkiem nieźle.

Wino kupiłem w Domu Wina, ale nie widzę go w aktualnej ofercie importera. Moja butelka znajdowała się w zestawie 6 win, za które zapłaciłem 199 zł (październik 2012).

--------------------------------------------------------------------------------
Winne Wtorki #48 na podniebieniach innych blogerów
--------------------------------------------------------------------------------
Nie zawsze wina
Winniczek
Białe czy czerwone?
Blurppp
To co pijemy
--------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Viña Ardanza.

Do Viña Ardanza (Reserva Especial 2001) zbierałem się już od dłuższego czasu, ale ilekroć sięgałem po wino, zawsze znajdował się powód, żeby odkorkować butelkę w innym terminie. Przede wszystkim chciałem mieć wystarczająco dużo czasu, żeby wypić to wino bez pośpiechu. No i w końcu udało się! Święta wielkanocne okazały się najlepszą okazją - bite trzy dni wolnego czasu to aż nadto. Wymówki nie było.


Na początek ciekawostka, butelka stoi grzecznie w pozycji pionowej, wyciągam korek a z szyjki, jak z fontanny, tryska kilkanaście kropel płynu. Radosnego jak uwolniony mieszkaniec lampy Alladyna. Widać wino miało już dość niewoli w butelce, najwyższy czas by je wypić. Nie pamiętam wina o tak intensywnych aromacie - w kilka chwil wypełnił się nim cały pokój i to jeszcze zanim wlałem je do kieliszka. Struktura wina, pomimo tylu lat, okazała się bardzo solidna. Żywa kwasowość nie zdradzała wieku wina, ale kolor ciągnący już w stronę ceglastych odcieni upewnił mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem podejmując decyzję o otwarciu butelki. Wino nie było pozbawione owocu kojarzącego się z dojrzałymi, czerwonymi porzeczkami, choć odrobina wędzonego kurczaka pomogła wydobyć nuty wiśniowe. Nie ma co gadać, wspaniałe wino, sprawiające dużo radości z picia, wciąż świeże i wciąż pełne owocu.


I wszystko byłoby w porządku, gdyby wino nie skończyło się szybciej, niż chciałem. Nie miałem wyboru. By nie zepsuć reszty dnia musiałem otworzyć coś równie dobrego. I znów była to Ardanza - tym razem Reserva z rocznika 2004. I wiecie, co? To wino było nawet lepsze od poprzedniego, kolor mocny, intensywny, żadnych oznak upływu czasu. Kwasowość równie wysoka jak w przypadku rocznika 2001, ale owoc w znacznie lepszej kondycji. Naprawdę wspaniałe wino. Jeśli będziecie mieli okazję je kupić, nie zastanawiajcie się długo. W tym momencie o roczniku 2001 można już spokojnie zapomnieć. 2004 jest godnym następcą.



Oba wina kupiłem w Barcelonie. Reserva Especial 2001 w październiku 2011 kosztowała 21,10€, Reserva 2004 w marcu 2013 kosztowała 22,00€.