sobota, 6 sierpnia 2011

Europa

Mając do dyspozycji kilka wolnych od pracy dni (i to zaraz po urlopie) postanowiłem przejrzeć swój zestaw win przeróżnych, wśród których można znaleźć i coś ze nowego świata, i coś ze starej Europy. Coś zupełnie niedrogiego i butelki, na które (chyba w jakimś amoku) wydałem pieniądze wcale niemałe. Z tego winnego zakątka wyciągnąłem na chybił trafił kilka butelek. Wszystkie pochodziły ze starej Europy i wszystkie należały do grupy trunków raczej tańszych.



Na pierwszy ogień, a było to wczoraj - w piątek, poszło wino z Portugalii. Było to fajne vinho verde, pieniące się nieco w kieliszku ale świeże, lekko musujące. W sam raz na dość gorące popołudnie. To wino piłem już wcześniej (być może starszy rocznik), wiedziałem czego się spodziewać i tu żadnej niespodzianki nie było.
(Winestory, 25 zł)

Jednak dobre, lekkie wino ma to do siebie, że szybko ubywa z butelki, a ponieważ godzina jeszcze nie była późna sięgnąłem po drugą butelkę.



Było to wino francuskie z apelacji Cahors, z której pochodzą trunki mające w swym składzie mój ulubiony szczep - malbec. Wino Oltesse nie jest czystym malbekiem, oprócz niego w składzie występują merlot i tannat. Ich udział pozostaje zagadką, producent na swej stronie nie udziela szczegółowych informacji. Wino raczej średnie, bez fajerwerków, których jednak trudno oczekiwać w tym przedziale cenowym, ale dało się pić. Wino to popijałem oglądając na VHS-ie "Psychozę" Hitchcock'a. Niestety, nie wytrzymałem do końca ani jednego, ani drugiego. Dionizosowi i X. Muzie nie udało się ochronić mnie przed silnymi ramionami Morfeusza.
(Real, 23 zł)



Dzisiaj (sobota) po południu sięgnąłem bo butelkę białego wina z włoskiego Piemontu. Gavi (Tenuta Trere) okazało się winem rześkim, dość mocno kwasowym (za czym jak wiecie nie przepadam), w smaku przypominającym kwaskowe właśnie mirabelki czy morele. Po kieliszku stwierdziłem jednak, że mam ochotę na coś innego, niekoniecznie białego, więc gavi poszło chwilowo do lodówki.
(Leclerc, 37,75 zł)



W moje ręce wpadło za to hiszpańskie tempranillo Candidato Tinto Barrica 3, które okazało się winem najtańszym (kupionym w promocji), ale najbardziej przypadło mojemu podniebieniu. Wyraźne ciemne owoce, delikatna kwasowość, ukryty alkohol i gładkie taniny, wszystko w idealnych dla mnie proporcjach.
(Winezja, 15,05 zł - rabat 50%)


4 komentarze:

  1. Była już proba komentarza ale nieudana. co do Oltesse, to wymagania AOC Cahors określają zawartość malbeca na co najmniej 70%. RTeszta to merlot i tannat. Na ogół te najlepsze cahorsy to praktycznie sam malbec, ale wtedy winiarze sie tym chwalą.
    pozdrawiam
    Jongleur

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Jongleur ma namiary na fajnego, wartego polecenia malbeka z Cahors? Do tej pory miałem do czynienia raczej ze średnimi winami z tego regionu - z oferty supermarketowej. Chętnie spróbowałbym czegoś, co potrafi przyćmić wersje argentyńskie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jongleur nie ma zbyt obszernych doświadczeń z Cahors, ale poniżej króciutka relacja:
    Niestety w tej chwili jedyny przywoity malbec z Cahors jest u Mielżyskiego. Chateau Haut-Monplaisir, zwlaszcza prestige do polecenia. Kiedyś 101 win miało wina Mathieu Cosse, ale jak to z nimi bywa już nie mają. Teraz jest Domaine La Berangeraie ale tylko wirtualnie - z dopiskiem produkt niedostępny. Czasami można trafić w supermarkietach podstawowe wino z Chateau La Reyne, sprowadzane chyba przez Jean-Jeana ale, mimo niezłej oceny u panów B&B, Jongleura to nie kręci. Z tego czego nie ma w Polsce najwyżej ceni Lamartine i to na każdym poziomie - ceny bardzo dobre. Niezłe było, dawno temu pite, Chateau Eugenie i z mniej znanych Cros de Pys. Nienajgorsze jest Lagrezette, choć tę rękę Rollanda czuć wyraźnie. Z chwalonych za granicą Jongleur pił jeszcze Clos Coutale - bez większych wzruszeń. Za to całkowity zawiód to Triguedina - choć gwoli sprawiedliwości, najdroższym Prince Probus nikt Jongleura nie poczestował.
    pozdrowienia
    Jongleur

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Jongleura zawsze można liczyć. Dzięki! Wpadnę zatem do Mielżyńskiego, przy okazji odwiedzę znajomą, która pracuje na Burakowskiej i mam nadzieję, że wyjdę z butelką porządnego francuskiego malbeka.

    OdpowiedzUsuń