wtorek, 30 sierpnia 2011

Piekielny ogień.

Tego wpisu nie okraszę zdjęciem etykiety wina  - za bardzo cierpię. Otworzyłem dziś chilijskie carmenere Isla Negra - rocznik 2010, nabyte w Biedronce. Wino, nie powiem smaczne, nic specjalnego, ale smaczne. Problem z nim jednak polega na tym, że wywołało u mnie potworną zgagę. Wiem, że to wino ma swoich zwolenników, wspominał mi o nim kolega z pracy, ale tak jak lubię smak carmenere, tak nienawidzę tego, co zrobiło z moim przewodem pokarmowym. Może nie do końca jest wina chilijskiego trunku. Może to kwestia wędzonego sera zjedzonego wcześniej, w każdym razie kolejne wino wylądowało w zlewie.

Oby tylko nie przeżarło rur...  :)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Goście, goście...



Przyjechali goście i przywieźli ze sobą wino, które było dla mnie niespodzianką i całkiem sporym zaskoczeniem. Wino pochodziło bowiem z Mołdawii - kierunku winiarskiego, którego nigdy jeszcze nie eksplorowałem. Przyznam się szczerze, że ani razu w mej głowie nie pojawiła się myśl,  żeby kupić wino mołdawskie. Nie żebym miał coś przeciw Mołdawii. Po prostu jako początkujący amator wina sięgam po butelki z regionów powszechnie znanych wszystkim. Przeszedłem już co prawda etap kupowania win włoskich, francuskich czy hiszpańskich - teraz kupuję wina z Veneto, Toskanii, Bordeaux, Langwedocji czy Prioratu. Im bardziej poznaję dany region, tym mniej mam czasu na nowe dla mnie kierunki - a takim dla mnie pozostaje Mołdawia i Purcari, skąd pochodziło otrzymane w prezencie chardonnay. Purcari to także nazwa winnicy, w której powstało to wino. Nieoceniony przewodnik "Wina Europy" z roku 2009 tak opisuje produkty tej winnicy:

"Odnotowujemy tu pewien postęp, choć wina wciąż nie grzeszą ani koncentracją, ani czystością, są przyzwoite w swej postkomunistycznej klasie i nic więcej."

Moje chardonnay było rzeczywiście przyzwoite. Pochodziło z 2007 roku i bałem się trochę o jego świeżość, ale zupełnie niepotrzebnie. Było naprawdę rześkie, pachnące, w smaku lekko goryczkowe. Piło się je z przyjemnością.

Po tym doświadczeniu nie będę odwracał głowy od półek z winami mołdawskimi, nie wiem jaka jest ich ogólna jakość, ale to chardonnay nie zniechęciło mnie do win z tego kraju. Kto wie, może czeka mnie więcej zaskakujących niespodzianek. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Nie czytaj, pij!



Zastanawiam się, ilu to osobom przeszkodziłem w wypiciu wina, na które mieli ochotę. Nie mówię o wyrywaniu butelek z rąk dziwnych jegomościów raczących się pysznym trunkiem na przyblokowej ławeczce. Ich zdrowie mnie nie interesuje, a swoje cenię na tyle, by wiedzieć, że czyn taki mógłby być wysoce dla mnie ryzykowny. Chodzi mi o tych, którzy nie kupili wina, bo przeczytali notkę, która - rzecz jasna - nie była dla wina zbyt pochlebna. Wpadam czasem do sklepu i zupełnie nieprzygotowany spontanicznie sięgam po jakąś butelkę, a potem, już po powrocie do domu, przeszukuję internet w poszukiwaniu informacji o dokonanym właśnie zakupie. A pecha mam takiego, że zazwyczaj notatki wyczytane w sieci o moich sprawunkach nie traktują zbyt dobrze. Męczy mnie to, zwlekam z otwarciem takiej butelki, zaczynam się jej bać. Ale kiedy już udaje mi się uporać z lękiem i otwieram feralne wino (choć z nastawieniem, że wypiję kieliszek, a resztę wyleję do zlewu), okazuje się, że strach ma wielkie oczy. Wino wcale nie jest złe, co więcej jest smaczne, w dodatku świetnie potrafi umilić wieczór. Pewnie bym się o tym nie przekonał, gdybym najpierw o winie przeczytał, a dopiero potem wyruszył w poszukiwaniu butelki, której zawartość smakowała komuś innemu. W zasadzie bez gwarancji, że i mi przypadłaby ona do gustu.

Owszem, czytam jeszcze notki o winie, ale już nie szukam w nich informacji o smaku wina - oceny są siłą rzeczy mocno subiektywne, zależne od wielu niepowtarzalnych czynników, emocji, kontekstów. Tyle razy czytałem niepochlebne rzeczy o winach, które mi smakowały i tyle razy wylewałem do zlewu te, którymi zachwycali się inni, że sam zaczynam mieć wątpliwości, czy moje pisanie o winie ma jakiś sens, czy może komuś pomóc w wyborze, albo czy może przeszkodzić w odkryciu ulubionego wina.

Tak... Doświadczenia są najważniejsze. A własne w szczególności. Nie czytajcie, pijcie!




wtorek, 16 sierpnia 2011

Winne Wtorki #10

No i mamy mały jubileusz. To już dziesiąta edycja winnych wtorków, koło zatoczyło pełen obrót i trochę chyba za sprawą przypadku, a może i nie, opisujemy dziś wina wykonane z tego samego szczepu, co i wino-bohater debiutu Winnych Wtorków. Chodzi mianowicie o syrah, a stali i uważni czytelnicy pamiętają, że pierwszym opisywanym przez nas winem był australijski shiraz. Do tej pory niektórzy ze wstrętem wspominają tamtą degustację, jedni leczą rany na podniebieniu, inni próbują zasypać głębokie rowy wyryte na psychice. Dość powiedzieć, że zadaniem naszym było przetestowanie win z syrah, byleby nie było to shiraz z Australii.

Ja leczę się syrah z Włoch, a dokładniej z Sycylii. Marchese Montefusco to wino z roku ubiegłego, można by rzec najświeższe jakie można w tej chwili kupić. Jest to wino o wyraźnych garbnikach, ale i solidnej kwasowości. Owoc jest w nim dobrze wyczuwalny, ale raczej jeszcze młody, cierpki - trochę czerwonej porzeczki, trochę ledwo dojrzałej wiśni, nos zaś jakby żurawinowy - i kwaśny, i słodki zarazem. Słodycz jest dobrze wyczuwalna na podniebieniu, ale tak przeplata się z kwasowością, że stanowią razem idealnie zrównoważony układ. Jak czerń i biel na szachownicy.

Czy jest to zatem wino idealne? Z pewnością lepsze niż shiraz z pierwszej edycji winnych wtorków, a przy tym niemal 2 razy tańsze. Warte spróbowania, nie mam co do tego wątpliwości, ale też wiem na pewno, że nie jest to "moje" wino. Ja wciąż poszukuję, muszę iść dalej, muszę odnaleźć własne El Dorado. Sycylijski syrah jest solidnym kamieniem pozwalającym pewnie pokonywać drogę do raju, australijski shiraz z pierwszej edycji był zaś na tej drodze dołkiem. A w dołku, nie od dziś to wiadomo, o skręcenie nogi nietrudno.

------------------------------------------------
Marchese Montefusco Syrah 2010
Sicilia I.G.T.
Alkohol: 13%
Alma 29,90 zł
------------------------------------------------

Winne Wtorki #10 na podniebieniach innych blogerów

Środkowa półka
Białe nad czerwonym
Nie zawsze wina/Jongleur
Winniczek
Viniculture
Sstarwines
Czerwone czy białe?
Wino do trzech dych

------------------------------------------------

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Kwiat paproci


Kolejne sauvignon blanc na warsztacie. Tym razem Nowa Zelandia (East Coast)  i bogactwo smaków przeróżnych. W tym winie w zasadzie można wyczuć (w nosie i ustach) wszystko, czym może charakteryzować się sauvignon blanc.  Trawa, agrest, pokrzywa, kocie siuśki a nawet nafta. Zastanawiam się na ile jest to zasługa winogron i procesu winifikacji, a na ile kunsztu zdolnych chemików, którzy może nie potrafią przemienić ołowiu w złoto, ale winnej przemysłówce nadać cechy dobrego trunku już tak.

W każdym razie to "bogactwo", w którym żadna składowa nie wybija się ponad inne, daje wrażenie smakowego misz-maszu, który co prawda nieźle się pije, ale już chwilę potem ulatuje z pamięci. Na zawsze.

---------------------------------
Fernleaf Sauvignon Blanc 2009
Winezja.pl - 26,70 zł (upust 25%)
---------------------------------

wtorek, 9 sierpnia 2011

Włoskie sauvignon



Bardzo lubię wina ze szczepu sauvignon blanc i choć w zależności od miejsca pochodzenia potrafią mocno się różnić, to zawsze chętnie i bez oporu po nie sięgam. Dotychczas najbardziej mi smakowały te pochodzące z Nowej Zelandii jak Silverlake i Riverstone, biedronkowy Hans Greyl może nieco mniej. Na niezłe, smaczne i tanie sauvignon blanc trafiłem także w Lidlu, a pochodziło ono z Niemiec. Chilijskie raczej mnie nie zachwycały, ale to dzisiejsze - włoskie było całkiem ciekawe. Na stronie producenta widniej informacja o tym, że zostało ono dostrzeżone na Vinitaly 2010, ale nie udało mi się go odnaleźć w aktualnej ofercie.

Brakowało mi w tym winie charakterystycznych dla białego sauvignon nut trawiastych, pokrzywowych czy agrestowych. Tu dominował inny znamienny dla tego szczepu zapach kocich siuśków. Na szczęście tylko zapach :) W ustach wino było bardzo przyjemne, a dzięki swej "gładkości" świetnie nadawało się do niespiesznego sączenia w miły wieczór.

O tym winie pozytywnie wypowiadał się też Marek Bieńczyk w magazynie "Logo".

----------
Tor Del Colle
Venezia Giulia IGT
Sauvignon 2009
Alkohol: 12,5%
Leclerc - 27,99 zł

----------


sobota, 6 sierpnia 2011

Europa

Mając do dyspozycji kilka wolnych od pracy dni (i to zaraz po urlopie) postanowiłem przejrzeć swój zestaw win przeróżnych, wśród których można znaleźć i coś ze nowego świata, i coś ze starej Europy. Coś zupełnie niedrogiego i butelki, na które (chyba w jakimś amoku) wydałem pieniądze wcale niemałe. Z tego winnego zakątka wyciągnąłem na chybił trafił kilka butelek. Wszystkie pochodziły ze starej Europy i wszystkie należały do grupy trunków raczej tańszych.



Na pierwszy ogień, a było to wczoraj - w piątek, poszło wino z Portugalii. Było to fajne vinho verde, pieniące się nieco w kieliszku ale świeże, lekko musujące. W sam raz na dość gorące popołudnie. To wino piłem już wcześniej (być może starszy rocznik), wiedziałem czego się spodziewać i tu żadnej niespodzianki nie było.
(Winestory, 25 zł)

Jednak dobre, lekkie wino ma to do siebie, że szybko ubywa z butelki, a ponieważ godzina jeszcze nie była późna sięgnąłem po drugą butelkę.



Było to wino francuskie z apelacji Cahors, z której pochodzą trunki mające w swym składzie mój ulubiony szczep - malbec. Wino Oltesse nie jest czystym malbekiem, oprócz niego w składzie występują merlot i tannat. Ich udział pozostaje zagadką, producent na swej stronie nie udziela szczegółowych informacji. Wino raczej średnie, bez fajerwerków, których jednak trudno oczekiwać w tym przedziale cenowym, ale dało się pić. Wino to popijałem oglądając na VHS-ie "Psychozę" Hitchcock'a. Niestety, nie wytrzymałem do końca ani jednego, ani drugiego. Dionizosowi i X. Muzie nie udało się ochronić mnie przed silnymi ramionami Morfeusza.
(Real, 23 zł)



Dzisiaj (sobota) po południu sięgnąłem bo butelkę białego wina z włoskiego Piemontu. Gavi (Tenuta Trere) okazało się winem rześkim, dość mocno kwasowym (za czym jak wiecie nie przepadam), w smaku przypominającym kwaskowe właśnie mirabelki czy morele. Po kieliszku stwierdziłem jednak, że mam ochotę na coś innego, niekoniecznie białego, więc gavi poszło chwilowo do lodówki.
(Leclerc, 37,75 zł)



W moje ręce wpadło za to hiszpańskie tempranillo Candidato Tinto Barrica 3, które okazało się winem najtańszym (kupionym w promocji), ale najbardziej przypadło mojemu podniebieniu. Wyraźne ciemne owoce, delikatna kwasowość, ukryty alkohol i gładkie taniny, wszystko w idealnych dla mnie proporcjach.
(Winezja, 15,05 zł - rabat 50%)


czwartek, 4 sierpnia 2011

Biedronki i mszyce *


Wiele hałasu o nic.

Tak bym podsumował całą tą zadymę o wina portugalskie w Biedronce, a właściwie o ich ceny. Sprawa może nie jest czysta z punktu widzenia prowadzących winne interesy, bo oficjalni dystrybutorzy na widok „swoich” win sprzedawanych w Biedronce za połowę ceny najzwyczajniej w świecie mają prawo się wkurwić. Ale dla mnie, zwykłego śmiertelnika i amatora win cena dyskontowa odpowiada rzeczywistej wartości tych trunków, zwłaszcza że to są najczęściej wina proste, podstawowe. Loios Tinto i Branco, Monte Velho, Pe Tinto i Branco, Lello - to wina, które piłem, które mi smakowały, ale też bez przesady, w zachwyt szczególny nie wpadłem.

Dziś daję szansę wspomnianemu wyżej Monte Velho (Herdade do Esporao), rocznik 2010. Pewnie pamiętacie moją niedyspozycję po wypiciu tego wina jakiś czas temu. Oczywiście nie była to wina wina, ale jakiś wstręt chwilowy do czerwonego wina miałem. Teraz, kiedy przeżycia owe są już tylko mglistym wspomnieniem, sięgam po portugalską butelkę i cieszę się orzechowymi i dymnymi aromatami. Cieszy również wiśniowo-jagodowy smak, drażni natomiast nazbyt szczodra kwasowość. Bońkowski i Bieńczyk w „Winach Europy” piszą:

Monte Velho , dostępne w każdej portugalskiej restauracji, to brand z ludzką twarzą: dobre winogrona, kulturalna winifikacja, uczciwa cena – więcej nie trzeba.

Uczciwa cena - w Portugalii rzecz jasna – ok. 4 €. W Biedronce podobnie, teraz nawet taniej (na wyprzedaży płaciłem 13,79 zł). W innym polskim sklepie stoi za 41 zł. O tych rozbieżnościach cenowych szerzej pisze na swym blogu sam Bońkowski. 20-25 zł, za tyle maksymalnie mógłbym kupić wino, nie odnosząc wrażenia, że przepłacam. I nie tyle chodzi tu o samą cenę, co o stosunek jakości do ceny. Dla mnie to wino nie jest żadną rewelacją, ale każdy z nas ma nieco inny gust, być może dla niektórych to wino jest warte wydania czterech dych, a może i więcej. Dziś problemy żołądkowe mnie nie trapią, ale pół butelki tego wina to aż nadto, reszta trafiła do zlewu – szkoda czasu.

Z winami Loios (Joao Portugal Ramos), zarówno białym, jak i czerwonym jest podobnie. To naprawdę niezłe wina, ale nie za cenę 40 zł. To są przecież podstawowe, codzienne wina tego producenta. Nie wylądowały w zlewie, te były smaczne, tych byłoby szkoda. Jeszcze pewnie można znaleźć wyprzedażowe butelki w Biedronce za jedyne 12,49 zł. Być może to o tych winach pisał w swym felietonie „O cenach win słów kilka” Andrzej Daszkiewicz (Magazyn Wino), przy czym stawiał zarzut jednej z popularnych sieci dyskontów, że wino z reklamowej gazetki było raczej średnio dostępne. Ja nie zauważyłem ich braku, a już szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie więcej jest amatorów piwa i wódki (też tańszych) niż wina. Valpolicella Ripasso była dostępna w Kołobrzegu jeszcze pod koniec lipca, mimo że promocyjna sprzedaż win włoskich zakończyła się dość dawno. W Elblągu widziałem „słynne” i szeroko na forach omawiane barolo, choć tego trunku nie piłem, więc nie wiem jak w tym przypadku przedstawiała się relacja jakości do ceny i ile barolo jest w barolo.

Trochę mnie jednak dziwi, że dość znane w polskim winnym światku osobistości tak otwarcie stają w obronie interesów tych, którzy importowane przez siebie wina sprzedają w cenach mocno przesadzonych. Dziwię się tym bardziej, że sprawa dotyczy win raczej pospolitych. Wydawać by się mogło, że wszystkim amatorom wina zależy na tym, by nie tracić fortuny na ulubione trunki. Pachnie mi tu diabelską siarką konserwującą symbiotyczny układ importerów i krytyków win. Wszak jedni bez drugich żyć nie mogą. Niestety.  

Konkurs

Miła niespodzianka spotkała mnie po powrocie z wakacji. Okazało się, że wygrałem nagrodę w konkursie organizowanym przez Winestory. Konkurs polegał na odnalezieniu loga firmy na pięciu zdjęciach i wskazaniu ich umiejscowienia. Do konkursu przystąpiło 125 osób, ale to właśnie mi przypadła główna nagroda w postaci trzech butelek wina z libańskiej winnicy Massaya. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ już wcześniej miałem okazję spróbować podstawowego wina z tej winnicy (srebrna etykieta), które co prawda nie wzbudziło we mnie jakiejś euforycznej ekscytacji, ale uznałem je za całkiem interesujące. Teraz będę mógł wyrobić sobie opinię o winach libańskiego producenta nie na podstawie jednego kieliszka, ale trzech pełnych butelek. Mam nadzieję, że przypadną mi do gustu.

Czytelników mojego bloga zachęcam do wzięcia udziału w konkursach organizowanych przez Winestory. Można w nich wygrać interesujące wina, aktualnie w grę wchodzi fajna butelka Valpolicelli Ripasso. Tego typu wino opisywałem na blogu w ramach Winnych Wtorków i byłem nim zachwycony. Mam nadzieję, że wino konkursowe będzie równie dobre. W każdym razie zamierzam o nie powalczyć.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Winne Wtorki #9



Wypoczynek nad polskim morzem ma tę wadę, że pogoda najczęściej nie sprzyja wygrzewaniu się na plaży, słonecznie robi się zazwyczaj w dniu wyjazdu. Podobnie było i tym razem, w Kołobrzegu, gdzie miałem przyjemność spędzić urlop, pogoda była w kratkę. Mnie, wiecznego optymistę, taki stan rzeczy nie zmartwił, wszak zawsze można przejrzeć ofertę supermarketów i dyskontów w poszukiwaniu wina ciekawego i niedrogiego zarazem. Niedrogiego, bo ruch w interesie musi być, drogie trunki na sklepowych półkach zalegać nie mogą. Mnie to nawet cieszy, bo nie sztuka wydać sporą kasę na niezłe wino, sztuką jest kupić fajne wino za kwotę symboliczną. Zdaje się, że miałem nosa, bo w kołobrzeskiej Biedronce wyhaczyłem valpolicellę za 19,90 zł, w dodatku była to valpolicella classico superiore i – zupełna już niespodzianka – ripasso. Miałem nosa, bo kupiłem to wino jeszcze nie wiedząc, że będzie tematem dziewiątej edycji Winnych Wtorków.

Powiem szczerze, to jedno z lepszych win jakie ostatnio piłem. Aromat może trochę anonimowy (przynajmniej jak na mój nos), ale smak wyjątkowo przypadł mi do gustu. Ciemne owoce, czekolada, kwasowość w niezłej równowadze z alkoholem i taninami. Wino bardzo przyjemne, wielce pijalne, wprawiające w znakomity nastrój. Szkoda tylko, że wypiłem je w Warszawie, a nie w Kołobrzegu, bo chętnie kupiłbym jeszcze kilka butelek. W Biedronce na Ursynowie nie do dostania, ale jakby ktoś je widział w innym warszawskim sklepie, uniżenie proszę o kontakt.


-----------------------------------
Conti Neri
Valpolicella Classico Superiore Ripasso 2008
Alkohol 13,5%
Miejsce zakupu: Biedronka, Kołobrzeg
Cena: 19,90 zł
-----------------------------------

"Winne wtorki #9" na podniebieniach innych blogerów:
-----------------------------------