czwartek, 15 lipca 2010

Piłka i wino.

Mistrzostwa, mistrzostwa i po mistrzostwach. Nie znam się zbyt dobrze ani na winach, ani na piłce, ale mam wrażenie, że południowoafrykańskie rozgrywki ujawniły pewną paralelę tych dwóch na pozór odmiennych światów. Przyjąłem, że mecz to butelka wina, a turniej to zestaw win, z których wyłonić należy zwycięzcę. Ranking drużyn to także ranking win, w dużej mierze subiektywny, choć budowany na parametrach dających w założeniu opis rzeczowy i obiektywny. Ranking to podstawa typowania zwycięzcy, ale nie zawsze faworyt triumfuje a tegoroczne mistrzostwa są tego najlepszym przykładem.

Zadufana, pełna pychy Francja nie zrozumiała, że nowe może być lepsze, że Nowy Świat może pokonać Stary bez większego wysiłku, tradycja uległa nowoczesności. Włosi mają w drużynie swoje indywidualności - supertoskany wymykające się sztywnym regułom, ale przekonanie o wyższości jednostek może rozbić w pył całą drużynę. Niemcy systematyczną, rzetelną pracą budowali swą potęgę, jako drużyna byli po prostu tak dobrzy i równi jak solidne są wina w kraju leżącego między Odrą i Renem. Zabrakło jednak błysku i pasji, by pokonać wypoczętych i wyluzowanych po sjeście Hiszpanów. A Torres? Czy to czasem nie jest łącznik obu światów?

To że Hiszpania jest tegorocznym Mistrzem Świata w piłce nożnej nie budzi już wątpliwości. Pytanie, czy na taki tytuł będą zasługiwały również hiszpańskie wina.