czwartek, 13 maja 2010

Rocznik 2009 i cała reszta.

Nie wiem czy sławne wina są dobre, ale chciałbym ich kiedyś spróbować. Oczywiście kiedyś w odległej przyszłości, kiedy będę już nieprzyzwoicie bogaty. Teraz tylko mogę pomarzyć, zarówno o bogactwie, jak i o winie. Kilka ostatnich roczników (po 2005 roku) win z Bordeaux było podobno takich sobie, o czym wspominam powołując się na winnych ekspertów. Kryzys ekonomiczny dodatkowo wymusił obniżki cen, przez co zapewne wina stały się przystępniejsze, co nie znaczy w zasięgu ręki i portfela przeciętnego mieszkańca naszego kraju. Mimo to można było mieć jakąś nadzieję na tańsze zakupy. Tymczasem rocznik 2009 dla Bordeaux zapowiada się znakomicie. Pan Parker tak powiedział, a to oznacza, że tak ma być. Czy producenci ustalą cenową poprzeczkę tak wysoko, że przeskoczyć ją będzie można tylko za pomocą kredytowej tyczki? Jeden miły wieczór i kilka miesięcy spłacania wysokich rat? Kto kupi najlepsze wina i za ile? Raczej nie my, zwykli śmiertelnicy. Przynajmniej nie te najlepsze. Można sobie łatwo wyobrazić, że błyskawicznie rosnący w Azji popyt na wina francuskie (szczególnie modne w Chinach) będzie windował ceny sławnych win do niespotykanych poziomów. Nowi milionerzy z Chin i Indii opróżnią francuskie winnice zostawiając w bordoskich i burgundzkich beczkach  azjatyckie dolary. A że mają ambicję... Oj, nie będzie łatwo napić się wina z najlepszych bordoskich winnic.

Cóż robić? Przede wszystkim się nie martwić i mieć z tyłu głowy starą maksymę, którą przypomniał Tomasz Prange-Barczyński w najnowszym numerze Magazynu Wino - "W dobrym roczniku kupuj wino od wszystkich, w słabym - tylko od najlepszych". Jeśli więc rocznik 2009 będzie (jak się mówi) najlepszym rocznikiem dekady, możemy być spokojni o inwestycje w wino. I to na każdym poziomie cenowym.


Ja konsekwentnie szukam swojego miejsca w świecie wina, chętnie próbuję różnych szczepów z każdego niemal zakątka świata, nie ograniczam się do win tylko drogich, sięgam również po te całkiem tanie. Pijam coraz więcej win białych, które wcześniej traktowałem niezbyt poważnie. Jak się okazuje błędnie, bo białe wina znacznie częściej dają mi pełne zadowolenie z wypijanego trunku, niż ma to miejsce w przypadku win czerwonych.

Balducci Rose 2008 - przyjemne, niezobowiązujące wino, nie razi, nie urzeka, w sam raz na miłe popołudniowe posiedzenia na słonecznym balkonie.

Jacob's Creek Shiraz Cabernet 2007 - kupiłem to wino z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jest z Australii, choć wiele nie można się spodziewać po produkcie stosunkowo niedrogim (26 zł), typowo przemysłowo-supermarketowym. Po drugie, w zestawie był całkiem fajny otwieracz, przyda się na wyjazdy. Chyba, że znów zapomnimy zabrać otwieracz na wakacje i wrócimy z nich z nowym.  W każdym razie, choć wino nie było złe, to bardziej się cieszę z tego otwieracza :)


Cimarosa Shiraz Cabernet Sauvignon 2009 - wino za niewielkie pieniędze dające wielką radość. Jeśli macie ochotę pójść do sklepu i wyjść z niego z kartonem wina, to polecam akurat ten produkt. Bynajmniej nie zrujnuje kieszeni (karton 6 sztuk - jakieś 72 zł), a pozostawia po sobie wrażenia lepsze niż niejedno, znacznie droższe wino. Przelejcie wino do karafki i rozkręćcie przyjemną imprezkę za psi grosz.



Dona Consuelo Cabernet Sauvignon Reserve 2005 - Chyba najciekawszy z tych wszystkich ostatnio pitych cabernet'ów, choć przyznać trzeba, że i najdroższy (ok. 38 zł). Nieco cierpki, taniczny, ale przyzwoity, szczególnie polecam do posiłku.

Tak się złożyło, że wypiłem kilka win z odmiany cabernet i każde było zupełnie inne, tak więc szczep ten nadal pozostanie dla mnie pewną zagadką, bo choć wydaje mi się, że już całkiem dobrze potrafię go rozpoznać, to z każdym kolejnym winem potrafi zaskoczyć nowym obliczem. Wciąż nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy mogę uznać ten szczep za jeden z moich ulubionych, czy nie. 


Na koniec moje pierwsze spotkanie z Pinot Blanc (Eva Liebe, Alzacja, 2008). Niezłe wino, choć mnie nie zauroczyło. Nie mam porównania z innymi winami, nie wiem czy mu czegoś brakuje, a może wyróżnia się czymś niezwykłym. Jak mi wpadnie w ręce jakiś Pinot Blanc od innego producenta chętnie spróbuję dla porównania.

1 komentarz:

  1. Niestety pompowanie cen wina zdaje się nie mieć końca. Mianowanie 2009 roku rocznikiem dekady nie pomoże odwrócić tego trendu. Jak zauważyłeś teraz do gry wkraczają Chińczycy i Hindusi. Wcześniej w latach 90-tych ceny wywindowali Japończycy, a przed nimi Amerykanie. Pocieszające jest, że skupiają sie oni głównie na znanych i cenionych markach/regionach. Nam pozostaje szukać co ciekawszych jeszcze nie do końca odkrytych apelacji.
    A Jacobs Creek to rzeczywicie przemysłówka, ale za te pieniądze naprawdę warto ( zwłaszcza z otwieraczem ).

    OdpowiedzUsuń