środa, 17 lutego 2010

Merlot, cabernet i mała rewolucja.

Degustacja mieszanek Cabernet Sauvignon/Merlot, zorganizowana przez ursynowski sklep Winestory dostarczyła mi pewnych refleksji i spostrzeżeń, którymi chciałbym się z czytelnikami podzielić.

1. Starałem się podsłuchać, co inni uczestnicy spotkania sądzą o degustowanych winach, porównać to do opinii prowadzącego i zestawić z moimi własnymi wrażeniami. Większość zaproszonych gości zgadzała się z odczuciami, którymi dzielił się Piotr, co wprawiło mnie w pewien niepokój, bo najczęściej nie pokrywało się to z moimi osobistymi doznaniami. Na szczęście byli też i tacy, którzy mówili co innego, niż Piotr, a fakt ten humor mój poprawiał, choć nie całkowicie - ich opinie różniły się również od moich. Trzeba zatem zawierzyć starej prawdzie, która mówi, że pić należy te wina, które smakują tobie, a nie te, które podobają się innym. Oceny innych należy traktować jak indywidualny, odmienny dla każdego punkt widzenia, nie zaś jak wyrocznię - jedyną i zawsze słuszną - starej wiedźmy Ple Ple. 

Najważniejsze są własne doświadczenia, ale o tym już chyba kiedyś pisałem, więc nie będę rozwijał tego wątku.

2. Czy miejsce i czas degustacji ma wpływ na ocenę wina? Chyba tak. Tak mi się wydaje. Podczas spotkania próbowaliśmy bordoskiego wina Bois de Roc, które piłem już wcześniej, choć moja butelka pochodziła z rocznika 2006, ta w sklepie zaś z 2007 roku. Cechą charakterystyczną degustowanego wina był specyficzny aromat, przywodzący na myśl pełną naturalnych zapachów stajenkę, które nie u każdego pozostawiają miłe wspomnienia. Byłem nieco zaskoczony, ponieważ wino z mojej butelki, wypite w domu, miało zupełnie inny bukiet i zupełnie inny smak. Może to właśnie wpływ miejsca, czasu, towarzystwa, nastroju? A może jednak samego wieku wina? Czy poszczególne roczniki mogą się różnić tak wyraźnie? Na naszym kontynencie jest to bardzo prawdopodobne. Peter Hellman z działu wina The Wall Street Journal twierdzi, że wina francuskie, czy europejskie w ogóle, są silnie uzależnione od pogody i że to właśnie ona (a nie działania rozleniwionych winiarzy) determinuje jakość win. Według niego rocznik 2007 był całkiem niezły, o niebo lepszy od 2006, ale w żaden sposób nie może równać się z rokiem 2005, wielce łaskawym dla europejskich winiarzy.

I cóż z tego, skoro mi przypadło do gustu właśnie to z rocznika 2006.

3. Po raz pierwszy kupiłem “Magazyn wino” - dwumiesięcznik poświęcony kulturze wina w Polsce. Wcześniej jakoś nie miałem okazji nawet go przejrzeć. Pismo jest ładnie wydawane, papier i format przypominają mi “Pozytyw”, który zniknął już dawno temu z rynku, a szkoda, bo był to najlepszy magazyn fotograficzny w Polsce. Mam nadzieję, że taki los nie spotka “Magazynu wino”. Byłoby szkoda. Na jego łamach (grudzień 2009) znalazłem garść informacji i opinii na temat twórcy wideobloga TV.WINELIBRARY.COM Gary’ego Veynerchuka. Okazało się, że osoby budzącej w redakcji pisma pewne kontrowersje, jeśli porównać teksty pani Ewy Wieleżyńskiej i pana Andrzej Daszkiewicza. W pamięci utkwił mi dość agresywny, w mojej opinii, artykuł pani Ewy na temat niecodziennych wyczynów Gary’ego. Z jednej strony konfrontacja tradycyjnej krytyki winiarskiej z nowoczesnym sposobem mówienia o winie, z drugiej zaś wyraźnie negatywna ocena samego człowieka. Oczywiście, widać gołym okiem niedostatki i błędy realizacyjne programu Veynerchuka, nerwowe, nieznośne drgania kamery, gdy tylko zdjęta zostanie ze statywu, amatorskie pseudo-studio telewizyjne, kiepskie światło itd. Można się zgodzić z twierdzeniem, że jego opisy win są monotonne, podobne do siebie i “pozbawione osobistej nuty”, można krytykować jego wystąpienia pod względem merytorycznym, ale pastwienie się nad ekspresyjną gestykulacją “jakby miał ADHD” czy nazywanie go pajacem wielbiącym futbol amerykański i stroniącym od książek wygląda na jakąś osobistą wojenkę w małym światku. Nie wiem, czy Gary jest rewolucjonistą, nie wiem czy jest w stanie rzeczywiście zmienić świat wina, ale trudno nie zauważyć ogromnej pasji i radości czerpanej z tego, co robi. Widać gołym okiem (no właśnie, widać), że wino go “kręci”, nawet “grzmoci”, a że przy okazji potrafi sprytnie zareklamować kilka butelek ze swojego sklepu, to już zupełnie inna sprawa. Sklep daje mu zarobić na chleb, show przynosi zaś rozgłos, może nawet sławę? Nie widzę w tym nic złego, to jego sposób na życie. Wideo nie zabiło kina, Internet nie uśmiercił prasy, jestem też pewien, że program Gary’ego nie unicestwi winiarskich krytyków “obgryzających nad kieliszkiem swój ołówek”. Pani Ewo, bez obaw!

2 komentarze:

  1. Spróbuję pół słowa od siebie do każdej kwestii
    ad 1 To jest cudowne w winie, że każdy z nas czuje co innego. Zależnie od własnych przyzwyczajeń kulinarnych, pory roku, dyspozycji dnia i oczywiście upodobań.
    ad 2 Miejsce ma ogromny, niedoceniany wpływ na nasze postrzeganie wina. Zauważyłem, że najgorzej mi smakują wina pite... podczas degustacji, w domu są znacznie lepsze, a w restauracji jest już idealnie. Zaś proste wina sprawdzają się genialnie w knajpie na świeżym powietrzu.
    Poza tym zdradzę Ci Mariuszu, że dla mnie stajenka w Bois de Roc była mocno przesadzona, ciekawa, ale przesadzona.
    ad 3 Od najnowszego numeru Magazyn Wino zmienił layout na nowocześniejszy, młodszy. Trzeba przeczekać kilka numerów, pożyjemy zobaczymy

    OdpowiedzUsuń
  2. @biale nad czerwonym. Dziękuję za komentarze, nie tylko ten, ale i do poprzednich wpisów. Mieć stałego czytelnika bloga - bezcenne :) Dobrze wiedzieć, a wiedza ta działa na mnie odstresowująco, że różne wina różnym ludziom różnie smakują. Grunt to odnaleźć styl wina odpowiedni dla siebie. A co powiedzą na to Parker lub Johnson to już ich sprawa. A właśnie, jeśli o Johnsonie mowa to właśnie dostałem wylicytowany na allegro jego mini-przewodnik na 2003 rok. Kolekcja się powiększa "Wina Europy" też już mam, dzięki za wcześniejszą podpowiedź. Dzisiaj także kupiłem najnowszy "Magazyn wino" (o, już po północy, więc wczoraj), w Twoim zresztą sklepie :) Zaraz pogrążę się w lekturze, ale najpierw obejrzę Veynerczuka :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń