środa, 26 sierpnia 2009

Kosmiczna dziura (bzdura)


fot. (NASA/ESA)


„No matter what I did it never seemed enough
He said I was lazy, I said I was young
He said, how many songs did you write
I'd written zero, I'd lied and said, ten

You won't be young forever
You should have written fifteen”

„Work” - Lou Reed/John Cale

Ten wpis powstaje niemal miesiąc po poprzednim i to w jakiś sposób tłumaczy powyższy cytat. Z małą różnicą. Młodość nie może być już dla mnie wymówką. Gdy miałem 15, 20, może nawet 25 lat miałem wrażenie, że świat stoi w miejscu, podczas gdy ja byłem wszędzie i miałem czas na wszystko. Dziś lat mam już więcej, ogarnia mnie wrażenie, że stoję w miejscu, za to świat kręci się z ogromną prędkością. Nadmierną jak na mój poziom percepcji. Żeby chociaż kręcił się wokół mnie, mógłbym powiedzieć, że jestem pępkiem świata. Niestety, jestem raczej na jego peryferiach - w kosmicznej próżni, a w pobliżu czyha wielka Czarna Dziura, która nieubłaganie wysysa siły witalne ze mnie, a wraz z nimi teksty…

Na pewno?

Posłuchajmy jeszcze raz duetu Reed/Cale. Jeśli wymówką nie jest młodość, a to już ustaliliśmy, to wynika z niej, że u podstaw tego blogowego pustostanu jest zwykłe lenistwo. To trochę banalne, ale przynajmniej nie takie głupie jak te “kosmiczne bzdury”.

Jeśli więc za miesiąc nie będzie tu nowego tekstu, nie przeszukujcie wszechświata za pomocą teleskopu Hubble’a. Szybciej znajdziecie leniucha przed telewizorem, niż grafomana w kosmosie.


niedziela, 2 sierpnia 2009

Niechciana...

Zaczęło się to już kilka lat temu i trwa nieprzerwanie do dziś. Zupełnie niechciana i nieoczekiwana przywarła do mnie i oplotła się ciasno wokół mojego wątłego dość ciała. Można by pomyśleć, że jednak, że w końcu, że u mego boku dodać może mi powagi, a może i splendoru. Przez pewien czas byłem nawet zadowolony, lecz z biegiem lat coraz bardziej odczuwałem jej ciężar. Myślałem, że przed tegorocznymi wakacjami w końcu się jej pozbędę, że po nich będę już wolny i całkiem swobodny. Teorię rozstania poznałem dobrze, solidnie można by rzec nawet. Bałem się, ale zacząłem realizować w praktyce mój plan oswobodzenia się spod jej jarzma. W końcu wyjechałem i gotów byłem się jej pozbyć, może nie radykalnie, nie od razu, raczej powoli, małymi kroczkami. Ale na wakacjach, jak to na wakacjach, słońce, świeże powietrze, alkohol, dużo wolnego czasu. Moje plany zaczęły brać w łeb i wcale mi nie przeszkadzało, że jest ciągle wokół mnie. Przez tych kilka lat zdążyłem się do niej przyzwyczaić, w jakimś sensie nawet polubić, a na tych leniwych wakacjach zrozumiałem, że życie z nią ma swój urok.

Tak, moi drodzy czytelnicy, niełatwo jest się oswobodzić z oponki tłuszczu okalającej mój brzuch, ale mam nadzieję, że moja nowa miłość i pasja - rower - pomogą mi rozpocząć nowe, płaskie życie.

sobota, 1 sierpnia 2009

Message in the bottle.

Nie wiem czy nie będę nudny pisząc na temat blogów i coraz bardziej popularnych mikroblogów. Dla wielu blogowanie to chleb powszedni, czasem nawet źródło utrzymania, dla mnie nadal inspirująca nowość. Od jakiegoś czasu jestem tym wynalazkiem po prostu zafascynowany, a fascynacja ta pogłębia się z dnia na dzień. Pomijam te wszystkie sprawy techniczno-technologiczne, bo choć na swój sposób ciekawe, to programy i urządzenia są tylko narzędziami do wysyłania myśli i emocji w świat. Zadziwia mnie najbardziej to, że ludziom chce się pisać. W tych czasach – nieco już odległych – kiedy uczęszczałem do szkoły, nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby napisać coś, co nie jest wypracowaniem z polskiego. A tu proszę, setki, tysiące, a może nawet setki tysięcy młodych zazwyczaj osób coś piszą. Pytanie dla kogo? Dwumiesięczna obecność na twitterze i dwutygodniowa na blipie utwierdza mnie w przekonaniu, że ludzie piszą głównie dla siebie. Oczywiście, nie ma w tym nic złego. Ja też piszę dla siebie, jak może być inaczej, skoro publikowanie w Internecie to nic innego jak wrzucanie do oceanu listu w butelce. Marna szansa, że ktoś ją odnajdzie, choć to się zdarza. Siedzę tak sobie na wyspie na środku oceanu, wrzucam swoją butelkę i wyławiam inne. Sprawia mi to nawet frajdę, zwłaszcza że teraz ich zawartość to rzadko wołanie o pomoc, znacznie częściej fascynujące skrawki rzeczywistości, prawdziwe źródło wiedzy na temat życia ludzi we współczesnym świecie. Tysiące historii, a każda zupełnie inna, spisane poprawną polszczyzną lub podwórkowym slangiem. Uważam, że warto je czytać, zwłaszcza te napisane przez młodych ludzi, ponieważ to jedyna szansa na skrócenie międzypokoleniowego dystansu. Warto poznać ich słownictwo, myśli i pragnienia, zwłaszcza wtedy, gdy dorasta twoje własne dziecko. Być może i ono wrzuciło swoją butelkę. Otwórz ją i uważnie przeczytaj…