środa, 1 lipca 2009

Niezdrowe blogowanie


Blogowanie, czyli pisanie z zamiarem opublikowania treści w Internecie, może być niebezpieczne dla zdrowia. Nie mam na myśli nadwyrężonych nadgarstków czy przemęczonych oczu, chodzi mi o zdrowie psychiczne. W pewnym sensie jestem pod ochroną, póki co nie mam się czego obawiać, bo o moim blogu wie raptem kilka, może kilkanaście osób. Ale co będzie jeśli moje wpisy zaczną czytać setki nieznanych mi osób? Nie można wykluczyć, że ktoś będzie chciał moje wypociny skomentować, a wtedy…

Jestem przekonany, że nieraz obserwowaliście “dyskusje” jakie toczą się pod artykułami w portalach internetowych czy wpisami na blogach osób publicznych. Pierwszy komentarz to podpałka dłuższego czy krótszego lontu, na końcu którego znajduje się bomba. Wielka bomba grożąca eksplozją wyzwisk, nieprzyzwoitych epitetów i radykalnych ocen.

Wystarczy napisać, że “słońce świeci” i już się człowiek dowiaduje, że jest:
- murzynem albo żydem, zwykle jednym i drugim
- komunistyczną czerwoną świnią, śmieciem lewackim i jednocześnie prawicowym bękartem
- zakutym łbem, palantem, kretynem i skrajnym debilem
- liberałem, ale w moherowym berecie albo libertynem, ale z katechizmem pod pachą
- zdrajcą i moskiewskim pachołkiem albo zdrajcą i amerykańskim figurantem

I tak dalej, i tak dalej…

Można się przerazić, drobne zaś kompleksy podsycone tego typu określeniami szybko mogą doprowadzić do nerwowego załamania a nawet głębokiej depresji.

Jest jednak sposób na zachowanie psychicznej równowagi. Przejrzyj jeszcze raz, drogi czytelniku, wszystkie te mądre oceny i komentarze płodnych intelektualistów. Zacznij liczyć błędy ortograficzne a szybko nabierzesz przekonania, że ich liczenie to po prostu liczenie baranów sprawiające, że człowiek bardzo szybko zapada w sen. Kojący sen, po którym może Ci przyjść do głowy, żeby coś jeszcze napisać...