niedziela, 17 września 2023

Axpe Sagardotegia, Txakoli 2022.

Tak się ostatnio złożyło, że jeśli już piszę coś na tym blogu, to tekst dotyczy wina, które trafiło do mnie  jako prezent. Tak będzie i tym razem, a to za sprawą moich znajomych, którzy na 20. rocznicę swojego ślubu udali się w podróż do Bilbao, a wracając stamtąd przywieźli mi butelkę Txakoli (czyt. czakoli).


Cóż to takiego, to Txakoli? Ogólnie rzecz biorąc jest to białe wino z leżącego na północy Hiszpanii Kraju Basków, charakteryzujące się wysoką kwasowością, równie wysoką wytrawnością, a będące przy okazji winem lekkim. Powstaje w trzech apelacjach powiązanych z trzema baskijskimi prowincjami: Gipuzkoa/Guipúzcoa, Bizkaia/Vizcaya i Araba/Álava. (nazwy prowincji w kluczu: baskijska/hiszpańska). Wino, które otrzymałem pochodzi z apelacji DO Bizkaiko Txakolina, czyli z prowincji Bizkaia, w której leży też stolica Kraju Basków - Bilbao. Pozostałe apelacje to: DO Getariako Txakolina i DO Arabako Txakolina.

Wina Txakoli tradycyjnie podaje się jako aperitif (wysoka kwasowość pobudza apetyt), równie często występuje w towarzystwie surowych owoców morza takich jak ostrygi, sushi i ceviche. Ja jako prosty chłopak popijałem tym winem bałtyckiego śledzia i też wchodziło świetnie😉


Jeśli chodzi o aromaty, jakie można wyczuć w tym winie, kontretykieta wymienia jabłko, gruszkę i melona. Nieobce temu winu są także aromaty limonki czy cytryny, a Wine Folly dorzuca do tego zieloną truskawkę, piwonię oraz suszone zioła i sól. Domyślam się, że już wiecie czego spodziewać się po tym winie.

Moje wino zostało zrobione z dwóch odmian lokalnych: hondarrbi zuri i hondarribi zerratia oraz dwóch międzynarodowych: sauvignon blanc i riesling. Wyszła z tego bardzo smaczna i orzeźwiająca mieszanka, świetna do chłodzenia się na wciąż rozpalanych słońcem wrześniowych tarasach. 


Producent znany jest także (a może przede wszystkim) z produkcji cydrów, stąd jego nazwa Axpe Sagardotegia, czyli Dom Cydrowy Axpe.

------------------------------------------------------------------------------
wino: Axpe Sagardotegia, Txiakoli 2022.
pochodzenie: Hiszpania, Kraj Basków.
odmiany: hondarrbi zuri, hondarribi zerratia, sauvignon blanc, riesling
alk.: 11,5%
------------------------------------------------------------------------------

Wino otrzymałem od znajomych jako prezent z podróży.

czwartek, 23 marca 2023

Świąteczny prezent II.

Wiele wody upłynęło w rzekach polskich i niemieckich od czasu mojego ostatniego wpisu, który poświęciłem świątecznemu prezentowi otrzymanemu od Niemieckiego Instytutu Wina. Odgrażałem się, że wkrótce opiszę drugie z win, a owo “wkrótce” w tym wypadku trwało ponad 2 miesiące. Czas ten  był dla mnie niezwykle interesujący z różnych powodów (z których jednak wyłączyć muszę samo picie wina), a jednym z nich był niezwykle popularny temat sztucznej inteligencji w postaci ChatGPT. Ponieważ wspomniany opis wina chciałbym jednak zamieścić, a całym sobą czuję zażenowanie z powodu niedotrzymania obietnicy, postanowiłem zaprząc sztuczną inteligencję i sprawdzić jak ona się  “sprawdzi” w asystowaniu mi przy pisaniu tego wpisu. 

Informacje wygenerowane przez sztuczną inteligencję będą miały kolor czerwony,  czarny niech będzie wyróżnikiem mojej własnej “twórczości”.

Zacznijmy od tego, co to w ogóle jest za wino, w czym pomocne będą poniższe zdjęcia etykiety i kontretykiety.



Z etykiety dowiadujemy się, że producentem wina jest Weinhaus Franz Hahn, jest ono wytrawne, nosi nazwę “Linemops”, a powstało w regionie winiarskim Palatynat (Pfalz), który jest drugim pod względem wielkości po Rheinhessen. Kontretykieta dopowiada nam rocznik wina - 2019, adres producenta, zarówno fizyczny jak i internetowy (także w formie kodu QR), sugerowaną temperaturę serwowania oraz poziom alkoholu. Jest też oczywiście odrobina kontretykietowej literatury:

“Ecken und Kanten haben, eine Eigenschaft die Mensch und Wein interessant macht. Wir genießen unsere Ecken i Kanten und waren mutig genug es zu wagen, als junge Familie unserem Traum Leben einzuhauchen. Der fertige Traum befindet sich nun in ihrer Flasche.”

Google translator tłumaczy tych kilka zdań dość topornie:

“Ostre krawędzie, cecha, która sprawia, że ​​ludzie i wino są interesujący. Lubimy nasze kąty i krawędzie i byliśmy na tyle odważni, aby jako młoda rodzina odważyć się tchnąć życie w nasze marzenie. Skończony sen jest teraz w Twojej butelce.”

Ja niemieckiego nie znam, ale na podstawie próby Google napisałbym to tak:

“Wady i zalety są cechą interesujących ludzi i win. Lubimy naszą wyrazistą osobowość  i znaleźliśmy w sobie młodzieńczą odwagę, by tchnąć życie w nasze marzenia. Efekt ich realizacji wypełnia teraz Twoją butelkę.”

Mam nadzieję, że brzmi lepiej i nie wypacza oryginalnych słów autora tego tekstu. Jeśli sprawnie posługujecie się niemieckim, to zachęcam do umieszczenia własnego tłumaczenia w komentarzu.

Teraz czas zapytać o tłumaczenie sztuczną inteligencję. Jak sobie poradziła? Ano tak:

“Mieć kanty i zalety to cecha, która czyni ludzi i wino interesującymi. Cieszymy się naszymi zaletami i kantami oraz mieliśmy wystarczająco dużo odwagi, aby zrealizować nasze marzenie o stworzeniu życia jako młoda rodzina. Nasze ukończone marzenie znajduje się teraz w twojej butelce.”

Publikuję, nie oceniam ;)

Wydałem też ChatGPT polecenie napisania pięciu zdań o producencie i tu zostałem zaskoczony informacjami, których nie znalazłem na stronie internetowej.

“Franz Hahn był niemieckim producentem wina, który działał w latach 50-tych i 60-tych XX wieku. Znany był przede wszystkim z produkcji win z regionu Palatynatu w Niemczech.

Hahn był innowatorem w swojej dziedzinie i wprowadzał wiele nowych technik produkcji wina, takich jak chłodzenie fermentacji wina za pomocą sztucznego lodu.

Jego winnice były zawsze zlokalizowane na stokach gór, co pozwalało na uzyskanie najlepszego smaku wina dzięki wyższej ekspozycji na słońce i lepszemu drenażowi.

Wina produkowane przez Franza Hahna były cenione za swoją wyjątkową jakość i smak, a także za ich zdolność do starzenia się i poprawiania się z wiekiem.

Dzisiaj winiarstwo Hahna jest kontynuowane przez jego syna, który również produkuje wina o wysokiej jakości i zachowuje tradycyjne techniki produkcji wina wprowadzone przez jego ojca.”

Nie wiem ile w tym prawdy, a ile fałszu, ale pewne informacje o producencie (i polskim importerze) można znaleźć na FB Niemieckiego Instytutu Wina:

“Wina od Weinhaus Franz Hahn GmbH & Co. KG  zawitały do sklepów Wielkie Wina  w Poznaniu i w Warszawie. 

Para  młodych winiarzy Yvonne i Martin Hochdörffer przejęli tradycyjną winnicę Franz Hahn położoną w idyllicznym zakątku w  południowym Palatynacie w 2016 roku. Tradycja i nowoczesność idą tu w parze.  Najbardziej lubią pracę w piwnicy. Tutaj eksperymentują do woli z tradycyjnymi i nietypowymi odmianami winorośli, tworząc unikalne cuvées o nowoczesnym charakterze. Ich pasją są cuvées i starzenie win w beczkach.”

Chciałem sprawdzić, czy sztuczna inteligencja może za mnie opisać to konkretne wino, ale okazało się, że umie się z tego wykręcić, a w zamian zaserwuje kilka uwag ogólnych na temat win i warunków uprawy, które wpływają na ich jakość.

“Niestety, jako model językowy nie posiadam informacji o konkretnym winie Franz Hahn Linemops 2019. Nie mam dostępu do aktualnych informacji dotyczących win, takich jak ich smak, aromat i charakterystyka. Jednakże, mogę zaoferować ogólne informacje na temat win wina.

Ogólnie rzecz biorąc, wina są klasyfikowane na podstawie różnych czynników, takich jak rodzaj winorośli, pochodzenie, proces produkcji, a także rocznik. Wina rocznikowe oznaczają, że wina te zostały wyprodukowane z winogron zebrane w konkretnym roku.

Franz Hahn Linemops 2019 to wino, które zostało wyprodukowane w roku 2019. Jego smak, aromat i charakterystyka zależą od wielu czynników, takich jak rodzaj winorośli użyty do produkcji, warunki uprawy, pochodzenie i proces produkcji wina. Wina mogą mieć różne style i cechy, takie jak lekkość, średnią lub pełną pełnię ciała, wytrawność lub słodycz, a także nuty owocowe, przyprawowe lub ziołowe w smaku i aromacie.

Ostatecznie, opis wina Franz Hahn Linemops 2019 zależy od jego konkretnych cech, które najlepiej opisują winiarze lub specjaliści od wina, którzy degustowali je i oceniali.”

Dość zgrabnie, ale nie idealnie. Muszę sobie poradzić sam ;)

Wino z pewnością warte jest spróbowania. Nie znam dokładnego składu, ale jest ono wieloszczepowe, a o ile zdążyłem się zorientować to właśnie kupaże są konikiem producenta. Mnie cieszył na pewno niezbyt wysoki poziom alkoholu, gdyż ostatnio preferuję wina lżejsze. A czy wino pachniało/smakowało wiśnią, czereśnią, jeżyną czy inną tabaką, to już jest kwestia mniej istotna. Pamiętam, że znakomicie umilało mi wieczór z książką i na pewno jego lekkość w czytaniu nie przeszkadzała.

Serdecznie dziękuję Niemieckiemu Instytutowi Wina za udostępnienie wina do degustacji.

Więcej informacji o producencie znajdziecie na stronie https://weinhaus-franzhahn.de/


sobota, 14 stycznia 2023

Świąteczny prezent.

Pod koniec ubiegłego roku otrzymałem przesyłkę z winami niemieckimi w ramach świątecznego prezentu od Niemieckiego Instytutu Wina. Od jakiegoś czasu zachodzę w głowę, dlaczego jeszcze znajduję się na listach mailingowych jakichkolwiek instytucji promujących wina, wszak mój blog już od dawna leży zaniedbany. Leży i nawet nie kwiczy. Niemniej jednak się cieszę i traktuję ten prezent jako zachętę do wznowienia pracy nad tekstami. Może to i dobry pomysł, trzeba oderwać się czasem od spraw codziennych,  od pracy, czy oglądania YouTube'a.

W pudełku były zapakowane dwa wina, oba miały dość tajemnicze dla mnie oznaczenia na etykietach, co w pierwszej chwili nieco mnie zmroziło, ale potem uznałem, że rozkminianie zawiłych nazw i sformułowań będzie dobrą zabawą, a jednocześnie świetną nauką i przypomnieniem geografii Niemiec. Geografia Niemiec, a także krajów leżących dalej na Zachód może się zawsze przydać w tej niepewnej sytuacji, z jaką mamy obecnie do czynienia. Na moje szczęście mam jeszcze materiały szkoleniowe, jakie zostały mi po podstawowym kursie przybliżającym wina niemieckie, a który miałem okazję zaliczyć w restauracji Jung & Lecker w Warszawie (nie wiem, czy jeszcze ona istnieje).

Ale nie przedłużajmy i zajmijmy się pierwszym winem w smukłej zielonej butelce, zamkniętej korkiem, ale bez plastikowej osłonki, jaka zwykle okrywa górną część szyjki butelki. Odpada nam zatem konieczność szpanowania umiejętnością zgrabnego odcinania tej osłonki za pomocą nożyka, będącego elementem kelnerskiego korkociągu zwanego popularnie trybuszonem 😉

Na butelce naklejona jest taka oto etykieta:

Spróbujmy przyjrzeć się jej elementom. Małym utrudnieniem może być to, że informacje na dole etykiety zapisane są małymi literami.

Na początek nazwa producenta: winegut Peter Lauer; rocznik zbiorów 2017. Orzeł w górnym lewym rogu etykiety oznacza, że winiarnia należy do stowarzyszenia VDP, zrzeszającego producentów spełniających ramowe założenia wymagane do produkcji win najwyższej jakości. Obok orła mamy literki GG, będące skrótem od GROSSES GEWÄCHS, a w dole etykiety logo VDP.GROSSE LAGE, co oznacza, że mamy do czynienia z absolutnie najwyższą klasą przeznaczoną dla win wytrawnych. Jest to odpowiednik francuskiej klasy Grand Cru.

Poniżej loga VDP.GROSSE LAGE możemy odczytać nazwę siedliska Feils, mieszczącego się nad rzeką Saarą (niem. Saar) w miejscowości Biebelhausen, leżącej nieco na północ od miejscowości Ayl, w której to znajduje się siedziba producenta (region winiarski Mosel-Saar-Ruwer). Adres internetowy www.saar-riesling.de kieruje nas bezpośrednio na stronę producenta, gdzie znajdziemy mnóstwo szczegółowych informacji o winnicy i parcelach, z których pozyskiwane są grona na poszczególne wina. Widzimy też oznaczenie Faß 13 czyli Beczka nr 13. To jest ciekawe, bo do tej samej beczki (czy też może grupy beczek tak oznaczonych) trafia co roku tylko wino pochodzące ze zbocza Feils. Inaczej być nie może.  Wina z innych parceli trafiają do beczek o innych numerach. Producent twierdzi, że każda beczka ma dzięki temu swoją unikatową mikroflorę, "wypracowaną" przez dojrzewające w nich wina z gron właściwych dla konkretnych siedlisk.

To chyba tyle z tych najbardziej istotnych informacji, dotyczących pochodzenia i wytwarzania wina. Jak to przekłada się na moją konkretną butelkę? Nie wiem jak się przekłada, ale wino było na pewno wyśmienite i piłem je z przyjemnością. Wino było klarowne i miało prześliczny złoty kolor, dość intensywny, ale to może być już kwestia wieku. Producent co prawda określa jego żywotność na ok. 10 lat, co może sugerować, że powoli zmierzamy do końca jego żywota, ale ja nie bałbym się napić takiego wina nawet i w 2030 roku. W ustach wino jest pełne, przeważają smaki melona, nieco dojrzałych cytrusów, lekko podpieczonego jabłka i skórki od chleba. Wspaniała alternatywa dla rześkich i mocno owocowych młodych rieslingów.

Wiedząc, że będę miał do czynienia z winem wysokiej klasy sięgnąłem po dawno nieużywany notes Moleskine, przeznaczony właśnie do winnych notatek (wine journal). Z przykrością stwierdzam, że gumka spinająca okładki nie wytrzymała próby czasu, sparciała i straciła swą elastyczność. Wyciągam z tego wniosek taki, że ani notesów, ani win nie należy oszczędzać na tak zwane "lepsze czasy", bo najlepszy czas na picie i notowanie wrażeń jest właśnie dziś. Jutro może być za późno.

Uprzejmie dziękuję Ani Gmurczyk z Niemieckiego Instytutu Wina za tę winną niespodziankę. Sprawiła mi ona naprawdę wiele radości. Dla porządku przypomnę, że to nie była pojedyncza butelka, opis kolejnego wina wkrótce :)

czwartek, 24 marca 2022

Urodziny Rieslinga.

Za nami ciekawa rocznica, 13. marca obchodziliśmy 587. rodziny rieslinga. Z tej okazji trafiły do mnie dwa wina od polskich importerów przekazane do degustacji przez Niemiecki Instytut Wina.

Wspomniałem o nich na moim profilu osobistym na Instagramie, a także na fanpejdżu bloga na Facebooku (o rany, jak to źle brzmi), więc nie będę się tu powtarzał. Niemniej jednak ta urodzinowa celebracja nie skończyła się na dwóch winach, udałem się do jednego z moich ulubionych sklepów - Winestory, gdzie rieslingi kupowałem zawsze, gdy miałem na nie ochotę, choć jak wiecie z moich blogowych wpisów, nie jest to dla mnie odmiana pierwszego wyboru, mimo że dla wielu doświadczonych winopijców riesling jest akurat numerem jeden wsród białych odmian. Widocznie nie jestem jeszcze wystarczająco doświadczonym amatorem (ciągle!) wina, albo po prostu chadzam własnymi ścieżkami. Z wiekiem przychodzi to całkiem łatwo.



Jednym z tych win jest Schloss Vollrads Riesling QbA Trocken. Wcale nie tak często wracam do tych samych etykiet, ale akurat to wino kupuję w miarę regularnie, może nie każdy rocznik, ale na pewno kilka ich było. Zdaje się, że pierwszym w mojej "karierze" był 2007, ale też w tym samym mniej więcej czasie kupiłem Kabinett z 2005. Biorąc pod uwagę ponad 800-letnią tradycję produkcji wina w zamku, moje doświadczenia z ich rieslingami są nader skromne. Ale są, i są dobre. Wino ma jasny, słomkowy kolor, jest czyściutkie, klarowne. W nosie świeże, lekko kwiatowe, w ustach zaś można poczuć delikatne smaki białych owoców. Kwasowość jest dobrze wyczuwalna, ale raczej delikatna, wino powinno smakować nawet mniej wyrobionym podniebieniom.  Cena wina sięga już 95 zł za butelkę, pamiętam, że wcześniej nieco starsze roczniki kupowałem za 75 zł, a z notatek zakupowych wyczytałem zaś, że wspomniany wcześniej 2007 kosztował mnie "jedynie" 59 zł. Wszystko drożeje, nasze hobby staje się coraz bardziej ekskluzywne.



Może dlatego drugie wino wybrałem tańsze, choć też przecież wcale nie takie tanie, 65 zł zapłaciłem za butelkę z Weingut Neiss. To wino z innego regionu - z Palatynatu, Schloss Vollrads pochodzi z regionu Rheingau, leżącego na prawym brzegu środkowej części Renu. Palatynat (Pfaltz) zaś leży na zachód od Renu. Wina Neiss powstają z owoców z upraw ekologicznych, jeśli wśród czytelników tego tekstu są weganie, to kontretykieta zapewnia, że i oni mogą cieszyć się tym rieslingiem. Ekologiczne czy wegańskie, dla mnie to jest w zasadzie bez znaczenia, ale co do zasady w swym charakterze jest dość podobne do wytrawnego rieslinga z Schloss Vollrads, chociaż w tym wypadku owoc (cytrusy) był jakby nieco bardziej wyrazisty. Kwasowość, a wraz z nią i poczucie świeżości, także należy zaliczyć do atutów tego wina. 

Oba wina wypiłem z przyjemnością, oba bardzo dobre. Schloss Vollrads może nieco bardziej wysublimowany, ale też niemal o połowę droższy. Do Weingut Neiss można będzie, ze względu na cenę, pewnie wracać częściej, ale raczej nie powstrzyma to mnie od spróbowania kolejnego rocznika ze Schloss Vollrads.




poniedziałek, 13 grudnia 2021

Wildeberg Wild House Pinotage 2020.


   Był taki czas, na początku mojej winnej przygody, że byłem zakochany w odmianie pinotage. Nie była to może miłość długotrwała, ale dość intensywna. Wówczas wystarczyło mi, że wino posiadało cechy wyróżniające je stanowczo od innych, a które były łatwe do zdefiniowania. Pinotage dawał takie możliwości. W kieliszku czarny jak smoła, pachnący asfaltem, rozgrzewający alkoholem jak koksownik w środku mroźnej zimy. Może nie były to wina najsmaczniejsze, ale za to wyraziste.  A wtedy to był dla mnie atut.

    Dziś mam w kieliszku wino zgoła inne, choć wykonane z tej samej odmiany, no i oczywiście z tego samego kraju, bo trzeba wiedzieć, że pinotage to wino-wizytówka RPA. Wild House Pinotage z Wildeberg Winery jest w barwie dość ciemne, ale nie smoliste, w nosie dominują dojrzałe leśne owoce, zyskujące na intensywności już w ustach, gdzie dodatkowym atutem (owoców, nie ust, choć...) jest ich soczystość i świeżość podkręcona wyraźną kwasowością. Alkoholu jest nawet sporo, ale nie czuć go, chyba że jako iloczyn humoru i przyjemności rosnącej z każdym wychylonym kieliszkiem. Dymne, asfaltowe nuty są tu już tylko mglistym wspomnieniem piekła,  delikatnym kopniakiem kierującym w stronę przeciwną, w stronę mocy, ale jednak jasnej.


wino:
Wildeberg, Wild House Pinotage 2020.
pochodzenie: RPA, W.O. Western Cape.
odmiany: 100% pinotage
alk.: 14,0%
importer: Vive Le Vin

Wino kupiłem za własne pieniądze, ale z należytym weteranowi rabatem blogerskim ;)

wtorek, 25 maja 2021

Białe francuskie z siarczynami.

Dawno mnie tu nie było, trzeba coś napisać, jeśli chce się w przyszłym roku uczestniczyć w zlocie blogerów winnych😉 

Dużo miałem ostatnio rzeczy na głowie, może nie tak dużo, żeby nie pić wina, ale wystarczająco dużo, by o nim nie pisać. Tak przynajmniej tłumaczę moje lenistwo. Wpadłem między innymi na pomysł, jak tanim kosztem (w założeniu) napić się drogiego wina (w założeniu), bez proszenia się importerów  (czego akurat nigdy nie robię) i nie udając poczytnego blogera (choć staram się przeczytać, to co publikuję). Ale o tym innym razem, mam nadzieję, że Was zanęciłem i zachęciłem do zaglądania na tę stronę. To tu znajdzie się rozwiązanie tej zagadki.

Od czasu ostatniego wpisu wypiłem naprawdę sporo win, głównie czerwonych, bo to i okres jesienno-zimowo-wiosenny temu sprzyjał, a i moje preferencje co do wina w ogóle miały swoje znaczenie. Z białych to tak naprawdę pijam ostatnio tylko musujące, a i wśród musujących rośnie udział win różowych. To, co parę lat temu było nie do pomyślenia, teraz wydaje się być codziennością.

Do napisania tego tekstu skusiło mnie właśnie wino białe, w dodatku z odmiany, za którą niespecjalnie przepadam/przepadałem, a mianowicie chardonnay. Zapewne wielu z Was zawoła: jak to! A Chablis, a te szampany "blanc de blancs", których kiedyś nie rozumiałeś, a dziś niby kochasz? A te podłe "australijczyki" z Jacob's Creek, które były tanie, a jednak dobre, choć z chardonnay. Wszystko się zgadza, kto nie wie, co znaczy "kochać i nienawidzić" niech pierwszy rzuci kamieniem, byle w pustą butelkę, pełnej trochę szkoda, choćby tylko chardonnay w niej było zamknięte.

Tak to już jest, moi drodzy czytelnicy, że w winie nic nie jest oczywiste, nauki ścisłe nijak nie opiszą emocji, które towarzyszą piciu wina, a najbardziej podłe flaszki mogą kojarzyć się nam doskonale, ze względu na okoliczności, w których zostały spożyte. Czyż nie?

Wróćmy do wina, tytułowego "białego francuskiego z siarczynami", który to tytuł teraz mogę zastąpić pełnym cytatem z nalepki importera: "wino białe wytrawne wyprodukowane we Francji zawiera siarczyny" - interpunkcja oryginalna.

Wino z Burgundii, to może nieco lepiej brzmi, niż sama tylko Francja. Pochodzi z Domaine Chéne (mają nawet stronę internetową, obstawiam koniec lat 90-tych ubiegłego wieku, sama się nie aktualizuje, winiarze pracują raczej w piwnicy, niż "w sali komputerowej"), zostało wyprodukowane w apelacji Mâcon-Villages, co do której moje przekonanie jest takie, że produkuje się tam wina jeszcze całkiem przystępne cenowo,  a już zahaczające o wina z wyższej półki. W moim, współdzielonym z Ursynowem, Leclerku rzeczywiście stało najwyżej, choć nie kosztowało najwięcej. Biała Burgundia to głównie rzeczone chardonnay, choć dziś pisząc ten tekst wspomagam się winem z innej uprawianej tam odmiany - aligote. 

Trzeba jednak jakoś ten tekst zakończyć, bo robi się przydługawy. Wino z nielubianego szczepu wypiłem ze smakiem i wielką przyjemnością, uprawiając balkonową grządkę i słuchając ulubionej muzyki w nowych słuchawkach, a wszystko to w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Czułem się szczęśliwy. A czy to zasługa wina, czy okoliczności, jeden Bóg raczy wiedzieć.

Mnie cieszy to, że powstał z tego chociaż jakiś wpis.

niedziela, 22 listopada 2020

Tenuta Sant'Antonio, Amarone della Valpolicella, Campo dei Gigli, 2007.


Kusiło mnie to wino od dawna. To znaczy kusiło mnie, żeby się go w końcu pozbyć z moich zapasów i zrobić miejsce dla młodszych butelek, sam nie wiem dlaczego tak długo wytrzymało w chłodziarce. Co ciekawe, przynajmniej dla mnie, nie mogę znaleźć informacji o dacie zakupu, a w związku z tym także o jego cenie, a takie notatki prowadzę od 2010 roku. Prawdopodobne jest zatem i jest to  prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że dostałem to wino od żony na któreś urodziny, sam sporadycznie wydaję tyle pieniędzy na butelkę wina. Ile? Dowiecie się na końcu tekstu 🙂 

Po nalaniu do kieliszka wino wygląda naprawdę dobrze, było przechowywanie w pozycji poziomej przez cały czas jego u mnie obecności, wszelkie wytrącenia osadziły się zatem na ściance butelki, a do czaszy trafiło wino klarowne o barwie dość ciemnej z rubinową otoczką. Z wyglądu oceniłem je na dość młode.

W nosie mamy typowe dla amarone aromaty rodzynek (to z podsuszanych gron w celu skoncentrowania w nich cukru tłoczy się tego typu wino), skóry i drewnianej szuflady z przyprawami.

W ustach nadal mamy smak rodzynek, ale też świeżej (!) soczystej wiśni, pomieszanej ze słodką czereśnią, w końcówce zaś ujawnia się posmak gorzkiej czekolady.

Po trzynastu latach od zbioru winogron i pewnie jakichś dziesięciu obecności na rynku, wino prezentuje się naprawdę dobrze. Teoretycznie mamy tu przepis na wino nieśmiertelne, wszak zawiera dużo naturalnych „konserwantów”: 16% alkoholu, niemałą dawkę cukru resztkowego, doskonale wyczuwalną kwasowość i solidną taninę. To elementy, które długowieczności wina sprzyjają. Producent ocenia potencjał starzenia na jakieś 15-20 lat, ja piję wino, które wydaje się młodziutkie.

W piśmie o winie Ferment, nr 7 - zima 2018, Ewa Wieleżyńska zamieściła na temat Campo de Gigli notkę, tyle że opisywała rocznik 2012. Pozwolę sobie przytoczyć jej spostrzeżenia, mam nadzieję, że koledzy z Fermentu nie będą mieli mi tego za złe.

"Wino bynajmniej jeszcze nie takie stare, ale już porządnie ewoluowane. A ataku grzybowo-balsamiczne, potem rozwija aromaty śliwki i galaretki wiśniowej, by w końcu popaść w puddingowo-kokosową słodycz, równoważoną aromatami cedru, ściółki leśnej i jałowca. Zapach tego amarone szybko okazuje się znacznie ciekawszy niż smak. W ustach owoc już zetlał, cały czas mocno trzyma się natomiast beczka. Sprawy nie ratuje osobna jakby kwasowość. Wino jest słodkie, suche pozbawione świeżości. W końcówce ujawnia się w dodatku niedojrzałość owocu."

Ocena punktowa 88/100, czyli nie tak źle, w redakcyjnej skali podpada pod „wino dobre do bardzo dobrego” (84-89 pkt). 

Bardzo ładny opis, ja tak o winie pisać nie umiem, ale wrażenia z degustacji zgoła odmienne od moich, a mamy tu do czynienia z winem o 5 lat młodszym. Czy to kwestia słabszego rocznika, czy może słabszej butelki, trudno powiedzieć. Hugh Johnson pisze o roczniku 2012: „Amarone powinno być dobre”, zaś o roczniku 2007: „Niektóre wina świetne, ale potrzebna selekcja”. Wine Enthusiast ocenia oba roczniki na doskonałe, 92 pkt za 2012 i 93 za 2007, przy czym 2007 można już pić (choć warto jeszcze poczekać), a  z 2012 zdecydowanie nie warto się spieszyć.

Niezależnie od tych dywagacji, ja na koniec dodaję uwagę od siebie: wino bardzo mi smakowało. Cała reszta w tym przypadku zupełnie nie ma znaczenia. 


wino: Tenuta Sant'Antonio, Amarone della Valpolicella, Campo dei Gigli, 2007.
pochodzenie: Włochy, Veneto.
odmiany: corvina i corvinone 70%, rondinella 20%, croatina 5%, oseleta 5%
alk.: 16%
cena: 329 zł (aktualne roczniki w Winestory)

środa, 4 listopada 2020

Faustino V.


No dobra, dziś naprawdę krótka notka. Faustino V kupiłem podczas jesiennych Targów Wina w Leclercu, razem z kilkoma innymi winami i gdy "pochwaliłem się" zakupami na facebookowym profilu bloga, Dota z bloga On Egin Eta Topa (pozdrawiam!) stwierdziła, że to Faustino jest jednym ze słabszych produktów bodegi. Piję je pierwszy raz i niczego mu w moim mniemaniu nie brakuje. W porównaniu do raczej średniego Faustino VII, które można uważać za jedno z podstawowych win producenta (zrobione tylko z tempranillo, 6 miesięcy w beczce), Faustino V wyróżnia się na duży plus. Obok tempranillo mamy tu też mazuelo, a obie odmiany starzono w amerykańskim dębie przez co najmniej 18 miesięcy. Wyszło wino soczyste, łagodnie w piciu (szczególnie drugiego dnia), miłe dla podniebienia, z ładnym owocem i pikantną końcówką. 

Cena wydaje się dość wysoka, ja w promocji zapłaciłem za to wino 59,99 zł, a na sklepowych półkach regularna cena zbliża się raczej do poziomu 85-95 zł. Ja nie żałuję, że kupiłem. Jeśli macie jakieś doświadczenia z winami z Bodegas Faustino, dajcie znać!


wino: Bodegas Faustino, Faustino V Red Reserva, 2014
pochodzenie: Hiszpania, Rioja
odmiany: tempranillo, mazuelo
alk.: 13,5%
cena: 59,99 zł (Leclerc, październik 2020)


niedziela, 1 listopada 2020

Biały tydzień.


Kilku win w tym tygodniu spróbowałem, same białe, to smakowało mi najmniej, choć oczekiwania co do niego miałem spore. Być może za sprawą moich przyjaciół prowadzących blog "Nasz Świat Win" i często wypowiadających się o austriackich winach w samych superlatywach. Ja sam traktowałem do tej pory grüner weltlinera jak zamiennik sauvignon blanc - odmiany, którą bardzo lubię pić. Technicznie wino bez zarzutu, ale zupełnie bez werwy i wyrazu, moim zdaniem brakowało mu świeżości, jakiejś zadziorności, czegoś co mogłoby wyróżnić je z masy win, choć to wcale najtańsze nie było i pod kategorię win masowych raczej nie podpada. Podczas Targów Wina w ursynowskim Leclercu zapłaciłem za nie 49,99 zł. Jak dla mnie "TakieTamWinko", choć strona producenta kipi od pozytywnych ocen. Może nie mój styl, albo słabsza butelka, a może po prostu ja miałem słabszy dzień.

wino: Weingut Frank, Gruner Weltliner, 2019
pochodzenie: Austria, Weinviertel DAC
odmiany: 100% grüner weltliner
alk.: 12,5%




Podobną kwotę zapłaciłem za wino Weissburgunder Kabinett Trocken 2019 z Winegut Anselmann, a doznania zgoła odmienne. Przede wszystkim smaczne, wyraziste, z ładnym owocem odznaczającym się tropikalną słodyczą i cytrusową świeżością, może niezbyt długie na podniebieniu, ale zapadające na dłużej w pamięci i są to wspomnienia naprawdę miłe. Warto spróbować.

wino: Weingut Anselmann, Weissburgunder Kabinett Trocken, 2019
pochodzenie: Niemcy, Palatynat (Pfaltz)
odmiany: 100% weissburgunder (pinot blanc)
alk.: 13,0%




Kolejnym winem, o którym mogę powiedzieć, że jest bardzo ciekawe, to wino musujące z Chile. Z musiaków najczęściej kupuję sobie hiszpańską cavę i francuskie cremanty, rzadziej i mniej chętnie włoskie prosecco, jeszcze rzadziej, ale z prawdziwą przyjemnością francuskie szampany. Niemieckie sekty sporadycznie, zdarzyło mi się próbować też wina musujące z RPA, ale wino z Chile piłem chyba po raz pierwszy. Wino powstało z owoców z upraw organicznych, ma nawet polski certyfikat BIO, powstało zaś metodą tradycyjną, czyli taką, jaką produkuje się szampany. Można powiedzieć, że szampański jest także skład wina, zrobiono je z mieszanki pinot noir (15%) i chardonnay (85%). Brak mu może głębi i charakteru prawdziwego szampana, ale pije się je naprawdę dobrze. Czuję, że jeszcze nieraz do niego wrócę.

wino: Emiliana, Organic Sparkling Wine
pochodzenie: Chile, Casablanca Valley DO
odmiany: chardonnay (85%), pinot noir (15%)
alk.: 12,5%




Na końcu notatka o winie, które w upływającym tygodniu zrobiło na mnie największe wrażenie. To riesling z Nowej Zelandii, którego producentem jest Babich, firma założona ponad 100 lat temu przez imigrantów z Chorwacji. Wino pochodzi z regionu Marlborough, który my głównie kojarzymy z odmianami sauvignon blanc i ewentualnie pinot noir, rzadziej pijamy wina zrobione z innych uprawianych tam szczepów. Przy okazji należy powiedzieć, że nie jest to wino masowe, pochodzi z pojedynczej winnicy położonej w Dolinie Cowslip. W nosie łatwo wyczuwamy charakterystyczne dla rieslinga aromaty nafty, ale też pomarańczy i innych owoców cytrusowych, a wszystko to wzbogacone słodyczą cukru resztkowego. Znakomita równowaga, wino naprawdę sporej klasy. Polecam.

wino: Babich, Family Estates Cowslip Walley Riesling, 2017
pochodzenie: Nowa Zelandia, Marlborough
odmiany: 100% riesling
alk.: 12,5%

wtorek, 27 października 2020

Marques de Reinosa, Garnacha 2018.


Dziś, a może nie tylko dziś, bo degustację rozłożyłem na dwa dni (wieczory), biorę na warsztat wino Marques de Reinosa Garnacha Private Collection 2018. Wino pochodzi z hiszpańskiego regionu Rioja i zrobione jest, jak sugeruje etykieta, z odmiany garnacha, ale nie tylko. W składzie podobno jest 91% szczepu garnacha, a 9% tempranillo, co odczytuję z nalepki importera, gdyż na stronie producenta próżno szukać informacji o tym winie - strona w ogóle o nim nie wspomina.  Wczytując się w głębiej w nalepkę importera możemy  znaleźć informację, że wino powstało dla sklepów Piccola Italia & Mediterraneo, choć przeglądając sieć znalazłem taką etykietę w zagranicznych sklepach internetowych. Studiując dalej kontr-etykietę producenta i nalepkę importera dowiadujemy się, że wino powstało ze starych krzewów uprawianych w winnicach  Autol (siedziba producenta) i dojrzewało przez 6 miesięcy na osadzie w  beczkach z dębu francuskiego. Produkcja limitowana.

Dąb rzeczywiście odcisnął piętno na tym winie, dawno już nie czułem w nosie tak wyraźnego aromatu prażonej na maśle kukurydzy, myślałem przez moment, że to syn przygotowuje się w kuchni do oglądania jakiegoś filmu. Jak już wino sobie odetchnie to ujawnia się jego owocowa natura, z przyjemną taniną i ładną kwasowością, a wszystko to oprószone pikantną przyprawą. Pije się to naprawdę fajnie (o ile ktoś lubi taki styl wina), szczególnie na drugi dzień, kiedy aromaty odbeczkowe stracą na intensywności. Polecane do sezonowanych szynek serrano i iberico, salami chorizo, pieczonych lub grillowanych mięs czerwonych i dziczyzny, a także do tradycyjnych regionalnych flaków. Niczego takiego nie miałem na podorędziu, zadowoliłem się (winem) pijąc je solo.


wino: Marques de Reinosa, Garnacha Ptivate Collection, 2018
pochodzenie: Hiszpania, Rioja
odmiany: 91% garnacha, 9% tempranillo
alk.: 14,5%
cena: 39,99 zł (Piccola Italia, październik 2020)


sobota, 24 października 2020

Winnica Jadwiga. Regent-Cabernet Cortis 2016.


Dziś w końcu wpis króciutki, taką mam nadzieję🙂

Pretekstem jest otwarcie wina z Winnicy Jadwiga, wina zrobionego z odmian regent i cabernet cortis, zebranych w 2016 roku. Co ciekawe, jest to pierwszy rocznik tego wina, kupiony w tym roku, ale nie w winnicy, choć miałem okazję zwiedzić ją podczas tegorocznych wakacji. Gwoli ścisłości to zwiedzałem nie tyle winnicę, co winiarnię i mały magazyn zrobionych w niej win. Z owego magazynu wspomnianego rocznika nie można już dostać, co miało być sprzedane, sprzedane zostało, jednym z kupców okazał się ursynowski Leclerc, ale wino dopiero teraz trafiło do sprzedaży. Dlaczego? Jak wspomniał mi podczas niedawnej rozmowy Maciek Nowicki - redaktor Fermentu i Winicjatywy, może być to reakcja na sugestię odbiorców polskiego wina czerwonego, że trafia ono na rynek zbyt młode, nie w pełni dojrzałe. Popyt jest spory, podaż niezbyt duża, wina znikają zbyt szybko i zbyt szybko są wypijane. W Leclerku naszym ursynowskim kochanym prowadzący dział z winami Francuz zna się na rzeczy i butelki przetrzymał.

Czy wyszło im to na lepsze, tego nie wiem, nie piłem ich w momencie wypuszczenia na rynek. Wiem za to na pewno, że bardziej smakował mi rocznik młodszy - 2018, który kupiłem właśnie podczas wizyty na miejscu. Piłem je (2018) z kilkoma osobami podczas spotkania rodzinnego, wszystkim smakowało, było ładnie ułożone i epatowało pijących ślicznym czereśniowym aromatem, którego próżno szukać w roczniku 2016, przynajmniej w mojej butelce, tu raczej owoc przykryty był grubą warstwą ziemi. Napowietrzanie w dekanterze na nic się zdało, wino nadal wydawało się ściśnięte i w niczym nie przypominało swego młodszego następcy. Kto wie (ja na pewno nie), może to jeszcze nie był dobry czas na otwarcie rocznika 2016. Jeśli macie jakieś doświadczenia w tej kwestii, chętnie się wsłucham w Wasze opowieści.



wino: Winnica Jadwiga. Regent-Cabernet Cortis 2016.
pochodzenie: Polska, woj. dolnośląskie, rejon Wzgórz Trzebnickich
odmiany: regent, cabernet cortis
alk.: 13%
cena: 79,99 zł w Leclerku (czerwiec, 2020). W winiarni kupicie je za 50 zł, w ich sklepie internetowym nieco drożej.

piątek, 23 października 2020

Plungerhead. Alexander Valley CS 2014.


Zgodnie z zapowiedzią, dziś drugi i ostatni odcinek krótkiego cyklu, poświęconego winom urodzinowym. W poprzednim pisałem o Sagrantino Montefalco z 2008 roku, dziś notatka o młodszej butelce z Kalifornii, czyli winiarskiego Nowego Świata.  Wino dostałem w tym roku, w tym miesiącu, można powiedzieć, że jestem na bieżąco😉

No i co my tu mamy? Plungerhead to marka stworzona przez The Other Guys, a obecnie należąca do 3 Badge Beverage Corporation, ale tak naprawdę to odnoga winnego biznesu należącego do wywodzącej się od włoskich imigrantów rodziny Sebastiani, a ten konkretny projekt należy do Augusta Sebastiani (IV pokolenie). Początkowo miała być to firma handlująca winami, z czasem przekształciła się w producenta win ze skupowanych z konkretnych lokalizacji gron, dziś oprócz win produkuje się tu także inne alkohole. 


Wino Plungerhead zrobione z odmiany cabernet sauvignon uprawianej w winnicach położonych na terenie Alexander Valley, powstało tylko w dwóch rocznikach (2013 i 2014). Obecnie już się go tu chyba nie produkuje, a piszę "chyba", bo właśnie przestała działać strona "www.plungerheadwines.com" i nie mogę sprawdzić tego u źródła. Żeby sprawę trochę pokomplikować, choć nie wiem, czy to jest komuś potrzebne, to powiem, że powstają cenione cabernety z Alexander Valley, w Sebastiani Winery, ale firma już nie należy do Sebastianich, lecz została kupiona przez niejakiego Billa Folleya w 2008 roku, choć nadal nazywa się Sebastiani.

Czegoś nie rozumiecie? 😉 Może kiedyś się pokuszę i zrobię rozkminkę tych zależności na jakimś fajnym wykresie, dziś jednak zajmę się już swoim prezentem.

Ciekawostką jest plastikowe zamknięcie, które się w pierwszej fazie otwierania odrywa, aż zostaje łatwy do wyciągnięcia ręką korek (korek z nazwy, bo to plastikowe zamknięcie).




A samo wino? Pije się je fenomenalnie. Nie ulega wątpliwości, że jego charakter opiera się na dobrze wyczuwalnym, soczystym owocu - w tym wypadku słodkiej czereśni i nieco bardziej kwaśnej wiśni, w tle zaś można wyczuć nutkę gorzkiej czekolady. Taniny są mięciutkie, faktura wina gładka, alkohol (13,5%) ładnie wkomponowany w strukturę wina. 

Serdecznie dziękuję darczyńcy za to wino. Jak się pospieszycie, to może jeszcze uda się Wam się je kupić w Vive Le Vin. Kiedy byłem tam ostatni, były jeszcze trzy butelki na składzie.

czwartek, 22 października 2020

Czas na porządki.

Kto obserwował stronę bloga na >>> FB <<<, ten zauważył, że trochę butelek trafiło ostatnio do moich zapasów. Okazuje się, że łatwiej jest wina kupić niż wypić, a i z miejscem na butelki robi się przez to niewesoło. Dobry moment na kolejną akcję przeglądu i porządkowania zalegających w różnych miejscach flaszek. Bloga też przy okazji można zacząć porządkować, a raczej zasilać treścią dla wątpliwej sławy, bo czasy takie nastały w blogerskiej społeczności, że bardzo łatwo trafić na TOP 5 aktywnych blogów pisząc raptem 2 posty tygodniowo. To tyle na temat naszej winnej potęgi komunikacyjnej i jej wpływu na cokolwiek.

Czas zatem na krótkie (ale liczniejsze) notatki, dłuższych nikt nie czyta, zapewne okraszone zdjęciem, w tej kwestii nic się nie zmieniło. 

Październik to miesiąc moich urodzin, więc czyszczenie magazynów zacznę od win urodzinowych, czyli tych, które z tego właśnie powodu trafiły do moich zbiorów. Nie ma tego dużo, raptem dwie butelki (hej, co z Wami!), cykl nie będzie zbyt długi, ale zwolni się miejsce w chłodziarce na czekające w kolejce etykiety. Do roboty!

Na pierwszy ogień pójdzie wino, które w tej lodówce przeleżało przynajmniej 2 lata, a może i 4, nie pamiętam, czas leczy rany i zaciera wspomnienia, nawet te dobre, a prezent na urodziny jest raczej czymś dobrym. Tak czy owak urodzinowa butelka jest, ma już swoje lata, choć ode mnie dużo, dużo młodsza, tak mniej więcej cztery razy.


Firma rolnicza Scacciadiavoli, o której do tej pory nie słyszałem, ani tym bardziej nic z niej nie piłem, wyprodukowała wino w apelacji Montefalco Sagrantino, z którą też niewiele miałem w swym życiu wspólnego. Dobra okazja, żeby sięgnąć do literatury i czegoś się nauczyć w teorii, kieliszek z winem niech zaś służy poznaniu przez doświadczenie. 

Zacznijmy od geografii i nazwy apelacji Montefalco Sagrantino. Znajduje się ona w regionie Umbria, który od północnego zachodu graniczy ze świetnie znaną Polakom Toskanią, od południowego zachodu z regionem Lacjum (czyli tam, gdzie leży Rzym i Watykan), zaś od wschodu z Marche, zwanego w Polsce Marchią. Umbria dzieli się na dwie prowincje: Perugia i Terni, i właśnie w tej pierwszej znajduje się nasza apelacja, biorąca z jednej strony nazwę od gminy, w której się znajduje (Montefalco), a z drugiej od odmiany (sagrantino), z której produkuje się tu wina czerwone.

Co wiemy o szczepie sagrantino? Najważniejszy dla odbioru win z tej odmiany jest fakt, że są one bardzo taniczne, zawierają więcej garbników, niż słynący z ich poziomu tannat, a w porównaniu z doskonale znanym wszystkim cabernetem sauvignon, mają ich nawet dwa razy więcej. Duży poziom garbników, znaczny poziom alkoholu (moje wino ma go aż 15%) oraz wysoka kwasowość są czynnikami, które sprzyjają długowieczności win, jednak wina młode mogą być z tych samych powodów dość trudne w odbiorze, choć oczywiście wszystko zależy od konkretnego przypadku. W nosie możemy spodziewać się czerwonych owoców, ze śliwką i wiśnią na czele, a także nut ziemistych i przyprawowych (cynamon). Jak będzie w przypadku mojego wina okaże się za chwilę.

Co wiemy o producencie? Początki winnicy sięgają końca XIX wieku, ale obecni właściciele - rodzina Pambuffetti - mają ją w swoich rękach od 1954 roku, obecnie zarządza nią czwarte już pokolenie Pambuffettich. Rocznie powstaje tu ok. 250 tysięcy butelek wina, nasadzenia zajmują ok. 40 hektarów, przy czym oprócz sagrantino uprawia się tu również sangiovese i merlot, a z odmian białych chardonnay, trebbiano oraz grechetto. Producent nie ogranicza się tylko do win czerwonych, powstają tu wina białe i różowe, także w wersji musującej.

Co wiemy o produkcji tego wina? Zbiory przeprowadza się od połowy października do jego końca - sagrantino jest odmianą późno dojrzewającą. Fermentacja trwa 3-4 tygodnie i odbywa się w 100-hektolitrowych (10 000 litrów) zbiornikach wykonanych z dębu francuskiego. Później 50% wina dojrzewa przez 24 miesiące w zbiornikach z dębu francuskiego, a 50% w beczkach (15% nowych), również z dębu francuskiego. Po tym czasie następuje butelkowanie i przez kolejny rok wino leżakuje w piwnicach, dopiero po trzech latach od zbioru winogron trafia na rynek. 

Najwyższy czas na degustację 🙂

Wino ma kolor raczej ciemny, ale już lekko tracący na intensywności i przesuwający barwną dominantę od głębokiego granatu w stronę blaknącej powoli czerwieni. W nosie dominuje głównie skóra przyprószona lekko cynamonem i mokrą ziemią. W ustach próżno szukać soczystego i świeżego owocu, jeśli już to raczej owoc suszony, ale nadal dominują tu nuty skóry i pikantnych przypraw.  Tanina jest bardzo mocno wyczuwalna i wraz z solidną kwasowością tworzy wciąż mocną strukturę. Alkohol straszy swym poziomem bardziej na etykiecie niż na podniebieniu. Co do ogólnego charakteru wina, to dla mnie jest to coś pomiędzy mocno okraszoną beczką Rioją, a winami z Piemontu zrobionymi z bogatego w kwas i garbnik nebbiolo.

Chętnie spróbowałbym młodszego rocznika tego wina dla porównania. Wydaje mi się, że to w mojej butelce jest już raczej dojrzałe i choć nadal pręży muskuły, to zaczyna mu powoli brakować młodzieńczego wigoru.

 

czwartek, 15 października 2020

Winnica Turnau.

Ten rok z pewnością może się zapisać w historii mojego bloga (i mediów społecznościowych z nim powiązanych), jako rok, w którym polskie winnice wyraźnie zaznaczyły swoją obecność. Podczas wakacyjnego urlopu, kiedy restrykcje związane z koronawirusem straciły nieco na intensywności, miałem okazję odwiedzić kilku polskich producentów win. Nie był to wcale mój pomysł, a żony, która znajduje sporą przyjemność w planowaniu wakacji w ścisłej tajemnicy tak, by każdy członek (what?!?) rodziny miał niespodziankę i są to niespodzianki prawdziwe, a nie typu „spodziewam się niezapowiedzianej kontroli”. 🙂

W tym wpisie nie powiem Wam o wszystkich odwiedzonych przeze mnie winnicach, ale wspomnę słówko o tej, którą już na pewno dobrze znają wszyscy polscy winomaniacy, bo w jej dobrze pojmowanym interesie leżało zakomunikowanie wszystkim zainteresowanym faktu jej istnienia. To nie jest romantyczne przedsięwzięcie osoby, która dorobiła się (lub nie) w innych gałęziach gospodarki i jest gotowa na poświęcenie części zarobionego kapitału na hobbystyczne zaangażowanie się w produkcję wina, będącą odskocznią od korporacyjnego życia i wolną od trosk "pracą na swoim”. 

Winnica Turnau to profesjonalnie zaplanowane przedsięwzięcie, będące raczej uzupełnieniem dotychczasowej działalności rolniczej o kolejny produkt, który właśnie zyskuje w Polsce na popularności i daje szansę na godziwy zarobek, niż projekt będący w założeniu odskocznią od dotychczasowego, nudnego i mało satysfakcjonującego życia, mający w końcu „zagwarantować" szczęście przez zrzucenie kajdan korpo-niewolnictwa. To biznesowe podejście do uprawy winorośli i produkcji wina oraz budowania bazy turystycznej łatwo daje się zauważyć  w samym obejściu, natomiast w zawartości butelek procentuje zaś zaangażowanie twórcy samych win, którym jest Frank Faust - niemiecki winiarz na co dzień pracujący u siebie, czyli w Weingut Faust.

Kiedy kilka lat temu próbowałem pierwszy raz win z Winnicy Turnau, prezentowanych w Warszawie w Vinotece 13, nie byłem jakoś szczególnie nimi zauroczony, przeszkadzał mi w nich wyraźny cukier resztkowy, wina w większości były butelkowane jako półwytrawne.

Dziś jestem już po degustacji kilku nowszych butelek z roczników 2018 i 2019 i nie było takiej, która by mnie rozczarowała. Rose 2019 wypiłem jeszcze w Baniewicach, część wieczorem, część następnego dnia w ramach śniadania i było to śniadanie naprawdę udane.

Mimo tego, że Rose jest półwytrawne, to cukier nie jest w stanie wyrwać się z objęć wyraźnej kwasowości i całość zrobiła wówczas na mnie bardzo dobre wrażenie, choć niewątpliwie miały w tym swój udział "okoliczności przyrody" i wakacyjny luz.

Prawdziwą petardą okazał się wypity już w domu Riesling 2018 i nie wiem, czy to nie dobry moment w historii tego bloga, by skończyć wreszcie z narracją o mojej niechęci do win zrobionych z tej cenionej odmiany. Ten bardzo wszechstronny szczep pozwala tworzyć wina w tak wielu wersjach stylistycznych, że nigdy nie potrafiłem ich jakoś sensownie usystematyzować, co zapewne było przyczyną moich równie mnogich frustracji. Dziś precyzyjne szufladkowanie win nie ma dla mnie dużego znaczenia, liczy się już tylko mniejsza, lub większa satysfakcja z ich picia, a w przypadku Rieslinga od Turnauów była ona naprawdę spora. Znakomity, dojrzały, tropikalny owoc w rześkiej, kwasowej otulinie doprawiony naftową nutką aromatyczną pozostawił w mojej głowie trwały ślad.

W ostatnich dniach wypiłem zaś Solaris 2019, w którym urzekła mnie jego cytrusowa świeżość, a także dojrzały owoc gruszki i brzoskwini oraz delikatny cukier zatopiony w oleistej strukturze. Alkohol dał o sobie znać, ale bardziej już w głowie niż na podniebieniu, nie był jednak źródłem złego samopoczucie, a jedynie dobrego nastroju i równie udanych wspomnień.






poniedziałek, 5 października 2020

Złapać Boga za nogi.


Sporo żeśmy się kiedyś nasłuchali o edukacyjnej roli dyskontów i ich zaangażowaniu w promocję wina w Polsce, mistrzowie sommelierstwa ryzykowali swoje twarze i autorytety, by nieść oświaty winnej kaganek pomiędzy podtapianymi piwem i wódą obywatelami RP, także blogerom mojego pokroju ta oświeceniowa misja się nie powiodła, skoro takie wina, jak Cave des Vignerons de Pfaffenheim Alsace Riesling Pfaff, muszą być obrażane kolejnymi przecenami.

31 października 2016 roku Wojtek Bońkowski pisał o roczniku 2015 tego wina, jako o dość udanym i wartym spróbowania, zwłaszcza za cenę 29,90 zł za butelkę. To dobra cena, kiedy byłem przez moment w Alzacji w 2019 roku, trzeba się było nachodzić, żeby znaleźć coś w podobnej cenie. Może poza Colmar byłoby łatwiej. W 2020 roku Biedronka wyprzedaje wino z rocznika 2016 nie za 29,99 zł, nie za 25,99 zł, jak sugerują naklejki na szyjce butelki, ale za 19,99 zł. Jeżeli za niemal trzy dychy Pfaff było winem godnym polecenia, to 19,99 zł wydaje się być ceną rewelacyjną. Mówię to ja, który za rieslingami nigdy nie przepadał, a dziś mam w sobie to zadowolenie człowieka, który właśnie zrobił interes życia. Ci bardziej pobożni mogą coś napomknąć o łapaniu Boga za nagi. Rasowy riesling z charakterystycznymi nutami naftowymi w nosie i świeżą kwasowością w ustach, uniwersalny w kuchni i orzeźwiający poza nią - wypijany solo. To nie jest najlepszy riesling świata, ale dajcie mi lepszego za tę cenę, może Was nie ozłocę, ale wesprę dobrym słowem. Czekam na kontr-propozycję w komentarzach.


wino: Pfaff Riesling 2016
pochodzenie: Francja, Alzacja
apelacja: Alsace AOC
producent: spółdzielnia La Cave des Vignerons de Pfaffenheim
odmiany: 100% riesling
alk.: 12,5%
cena: 19,99 zł (Biedronka, 2020-09-03)